niedziela, 21 września 2014

6 maja, pisała Sandra.



           W lustrze odbijała się blada postać ubrana w czarną sukienkę do kolan i szpilki w tym samym kolorze. Jasnobrązowe włosy splecione w warkocz opadały na lewe ramię. Minęła chwila zanim dotarło do mnie, że owa postać to ja. Pod oczami miałam ciemne cienie, które były wynikiem nieprzespanej nocy. Z dołu dobiegły mnie głosy zbierających się w salonie ludzi. Pogrzeb. Takie uroczystości wśród społeczeństwa wampirów odbywają się rzadko. Mamy niską śmiertelność. Rozejrzałam się po pokoju, w którym mieszkałam przez 18 lat swojego życia. Nic się w nim nie zmieniło odkąd się wyprowadziłam. Te same fioletowe ściany i białe meble. Nad komodą nadal wisiały moje pierwsze baletki oraz zdjęcie z pierwszego występu. Nawet poduszki na łóżku są ułożone w ten sam sposób.
Wzdychając ciężko ruszyłam na dół, aby wesprzeć mamę w witaniu żałobników. W salonie i jadalni jest już wiele osób. Wszyscy mają ciemne ubrania symbolizujące smutek po zmarłym. W oddali Izma, obejmuje moją matkę ramieniem. To dziwny widok, ponieważ obie kobiety nie przepadały za sobą. Najwyraźniej żałoba łączy. Stojąc tak w korytarzu marzyłam jedynie o tym, aby zniknąć. Nie musieć patrzeć na zapłakaną twarz mojej matki oraz na smutek innych. 
Wolałabym przeżywać swoją rozpacz po utracie ojca w samotności, niestety jest to tylko pobożne życzenie.
Pukanie do drzwi wyrywa mnie z odrętwienia, w którym się znalazłam. Otworzyłam je i stanęłam oko w oko z ładną blondynką w średnim wieku. Jej twarz zdobiły nieliczne zmarszczki, a niebieskie oczy spoglądały na mnie ze smutkiem. Kształt i kolor oczu wydawał mi się dziwnie znajomy.
-Witam. – Powiedziała cicho blondynka przyglądając się mojej twarzy. – Nazywam się Sienna Montgomery i jestem.. – Przerwała na chwilę uśmiechając się smutno. – To znaczy byłam znajomą Pani ojca.
Wpatrywałam się w nią z lekko rozchylonymi ustami. Nie musiałam do niej jechać! Wszystkie odpowiedzi znalazły się na wyciągnięcie ręki. W tym czarnym tunelu, w którym się znalazłam pojawiło się światełko.
-Dzień dobry. – Odparłam przepuszczając ją w drzwiach. – Pani Montgomery..- Zaczęłam niepewnie przyglądając się jej z zaciekawieniem. – Muszę z Panią poważnie porozmawiać, jednak wolałabym to zrobić po pogrzebie.
Kobieta patrzyła na mnie ze zdziwieniem i strachem.
- O co chodzi? – Zapytała, a w jej tonie wyczułam rezerwę.
-Głównie o Pani synów. – Szepnęłam podchodząc na tyle, blisko aby mnie usłyszała. –O Jake’a i Jamiego.
Sienne uniosła wysoko brwi, a na jej twarzy odmalował się szok.
-Nikomu nie powiem, że to Pani. – Obiecałam szybko. - Ale naprawdę zależy mi na rozmowie.
-Dobrze. – Zgodziła się blondynka nie patrząc na mnie. Bawiła się nerwowo guzikiem od dopasowanego żakietu. Dotknęłam lekko jej ramienia na znak, że dziękuję ruszyłam w kierunku mojej mamy.
-Sandra. – Powiedziała kobieta, która mnie urodziła i przytuliła się mocno. Pogłaskałam ją po plecach powstrzymując łzy, cisnące mi się do oczu. Musiałam być silna dla niej.
-Jestem tu mamo. – Szepnęłam jej do ucha. Vanja odsunęła się ode mnie, ale nadal trzymała ręce na moich ramionach.
-Tata był z Ciebie bardzo dumny. – Szepnęła brunetka patrząc mi w oczy. Tym razem nie zdążyłam powstrzymać łez, które zaczęły spływać po moich policzkach.
-Wiem mamo. – Szepnęłam ocierając twarz.
-Jak się czujesz? – Zapytała nagle Izma, która niewiadomo skąd pojawiła się przy nas. Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem. – Mruknęłam wbijając wzrok w kolorowy dywan pod moimi stopami.
-Jak dowiedziałaś się o śmierci Runego? – Zapytała kobieta wbijając we mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
-To chyba nie jest miejsce ani czas na takie pytania! – Ból w moim głosie przywołała kobietę do porządku. Pani Blood kiwnęła jedynie głową i oddaliła się do swojego męża. 


                                Uroczystości pogrzebowe nie trwają u nas długo. Najpierw żałobnicy spotykają się w domu zmarłego, żeby potem razem pojechać na cmentarza. Tam czekała na nas osoba uprawniona do odprawiania pogrzebów. W tym przypadku był to niski, krępy mężczyzna w czarnym garniturze. Siwe włosy związane miał w kucyk z tyłu głowy. Stał na podwyższeniu, a obok niego na stosie stała prosta drewniana trumna. Tak, palimy naszych zmarłych, ponieważ ciało wampira rozkłada się zacznie dłużej niż ciało człowieka. Śmieszny facecik wygłosił mowę o szlachetności i odwadze mojego ojca.  Kiedy słuchałam jego słów zachciało mi się śmiać. Jak osoba nieznająca Runego Evansa wygłasza na jego temat opinię?
Gdy mowa dobiegła końca wraz z mamą i Izmą podeszłyśmy pod stos. Chwyciłam do ręki pochodnie, a kobiety, które mi towarzyszyły uczyniły to samo. Przytykając ogień do drewna pod trumną czułam ogromny ból. Widząc jak wszystko zajmuje się ogniem wstrząsnął mną szloch, którego nie mogłam powstrzymać. Już nigdy go nie zobaczę, nie przytulę się do niego. nie usłyszę jego głosu ani śmiechu.
Nie wiem jak długo stałyśmy we trzy, wpatrzone w dogasające płomienie. Z zamyślenia wyrwał nas Pieter, który stanął za naszymi plecami i chrząknął.
-Pora wracać. – Oznajmił głębokim głosem. Izma wzięła go pod ramię i powoli ruszyli do auta. Objęłam mamę ramieniem i poszłyśmy w ich ślady.
W domu od razu zaczęłam rozglądać się za Sienną. Dostrzegłam ją siedzącą na tarasie z lampką wina. Usiadłam obok niej wpatrując się w niczym niezmąconą wodę w basenie.
-Zobacz jak promienie słońca igrają z wodą. - Szepnęła kobieta nie patrząc na mnie. - O czym chciałaś porozmawiać?
Przez chwilę milczałam nie wiedząc, od czego zacząć.
- Wiem, że ma Pani z moim ojcem syna. - Powiedziałam przypatrując się twarzy blondynki. - Caleba Donovana. Ale mnie interesuje czy Jamie i Jake Blackwellowie też są synami mojego ojca.
-Po, co Ci to wiedzieć? - Zapytała Sienna upijając łyk wina.
-Muszę znać prawdę. - Mój głos zabrzmiał bardzo cicho i nie miałam pewności czy kobieta mnie usłyszała.
 -Kiedy zaszłam w ciążę z chłopcami nie spotykałam się już z Twoim ojcem od pół roku. - Łzy radości wypełniły mi oczy, a ja nie próbowałam ich powstrzymać. Mój smutek spowodowany utratą ojca przytłumiło uczucie szczęścia. Nie jesteśmy rodzeństwem! Nie łączą nas więzy krwi!
-Dziękuję Pani. - Powiedziałam z uśmiechem na ustach. Wstałam z zamiarem powrotu do salonu.
-Jesteś z Jake’iem czy Jamiem? – Dobiegł mnie głos blondynki, kiedy się odwróciłam.
-Z Jakeiem. - Chyba zareagowałam zbyt emocjonalnie. Gdybym była spokojna nie udałoby się jej odgadnąć naszej zażyłości. Z drugiej strony przed nią nie musiałam ukrywać, że go kocham.
-Przekażesz moim chłopcom wiadomość? - Jej cichy głos przerwał moje zamyślenie.
-Oczywiście. - Zapewniłam ją podchodząc bliżej. W jej pięknych niebieskich oczach zalśniły łzy.
-Powiedz im, że ich kocham. - Wydusiła z siebie. - Nie chciałam ich zostawiać, ale nie miałam wyboru. Mogłam albo porzucić Caleba i zostać z nimi i ich ojcem.. Albo zostawić ich w dostatku i odejść z trzecim synem.
-Powtórzę im Pani słowa. - Obiecałam i odwróciłam się w stronę przesuwanych drzwi. Stała w nich Izma z nonszalancją oparta o framugę.
Od jak dawna tu była? Ile zdołała usłyszeć?
-Mama Cię szukała. - Powiedziała wpatrując się we mnie intensywnie. Zmusiłam swoje usta do uśmiechu i przeszłam obok niej. Wzrok kobiety wędrował za mną powodując nieprzyjemne uczucie. Wie o wszystkim?  A może się po prostu domyśla? - Rozmowa z kochanką ojca to chyba zły pomysł. - Mruknęła, kiedy byłam obok niej.
-Miałam do niej sprawę. - Rzuciłam z obojętnością wchodząc miedzy ubrane na czarno postacie.

              Ponieważ moja mama postanowiła nocować u przyjaciółki ja mogłam ze spokojem jechać do Piekła. Wcześniej napisałam Jake'owi smsa, żeby po mnie wyszedł. Kiedy wjechałam na parking on już na mnie czekał. Miał ciemne spodnie i koszulkę, która podkreślała jego mięśnie. Moje serce zabiło mocniej, kiedy go zobaczyłam. Wysiadłam z samochodu i szybko pokonałam dzielącą nas odległość. Wpiłam się w jego usta, wplatając palce we włosy. Blackwell przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze ciała się stykały. Jego dłonie zsunęły się na moje pośladki.Oderwałam się od niego i poszukałam jego oczu.
-Na pogrzebie ojca rozmawiałam z Twoją matką. - Powiedziałam cicho obserwując jego reakcję. Zmarszczył brwi i zacisną usta w wąską linię. - Nie jesteśmy rodzeństwem Jake.
Szeroki uśmiech rozjaśnił jego oblicze. Blondyn uniósł mnie wysoko do góry i obrócił się dokoła.
-Sandra jak ja się cieszę! - Krzyknął głośno, po czym wybuchnął śmiechem. Znowu go pocałowałam tym samym tłumiąc jego śmiech. -Chodźmy na górę! Pochwalmy się naszym szczęściem.
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Szybko pokonaliśmy odległość do posiadłości w Piekle. Evelyn leżała na kanapie z głową złożoną na udach Jessiego. Jamie siedział na ziemi ostrząc jeden ze swoich noży. Sylvia znajdowała się na fotelu z nogami przerzuconymi przez jedną z poręczy i obserwowała poczynania swojego partnera, natomiast Felix i Lily oglądali coś ja telefonie dziewczyny. Kiedy weszliśmy do środka oczy wszystkich zwróciły się na nas. 
-Jamie. - Powiedziałam z powagą, a chłopak uniósł wysoko brwi. - Wiem, że marzyłeś o tym abym było Twoją siostrą. - Przerwałam na chwilę patrząc jak chłopak blednie. - Niestety nie dostąpisz tego zaszczytu.
Evelyn pisnęła z radości i szybko do mnie doskoczyła przytulając się. Lily wstała i wyjęła z barku szampana. - Mamy dzisiaj dwie okazje do świętowania. - Oznajmiła rozlewając musujący płyn do wysokich kieliszków. - Udana akcja i radosną nowinę!
Przyjęłam swój kieliszek zastanawiając się, o co jej chodziło z tą udana akcją. Spojrzałam pytająco na Jake'a. Chłopak tylko pokręcił głową i pocałował mnie we włosy.
-Później. - Wyszeptał splatając swoje palce z moimi. Uśmiechnęłam się do niego uradowana, ale już po chwili znowu się zasępiłam. Czułam się, że zdradzam swojego ojca ciesząc się dzisiejszego dnia, zamiast go opłakiwać. Usiadłam na kanapie i zaczęłam wolno sączyć szampana.
- Nie smuć się. - Powiedziała cicho Lily siadając obok mnie. - Twój tata cieszyłby się Twoim szczęściem.
-Wiem, ale i tak czuję się winna. - Odparłam siadając wygodniej. - Powinnam go opłakiwać.
Syrena poklepała mnie po kolanie, ale nie odezwała się. Siedziałam chwilę obserwując swoich nowych znajomych, którzy się radośnie przekrzykiwali. Wolno wstałam i wyszłam na korytarz, a później na zewnątrz. Usiadłam na kamiennych schodach i zapatrzyłam się na zachód słońca.
-Nie powinnaś siedzieć na betonie. - Usłyszałam cichy głos Blackwella.
-Nic mi nie będzie. - Odparłam uśmiechając się delikatnie. Chłopak usiadł obok, obejmując ramieniem.- To teraz opowiedz mi o tej akcji.
-Nie ma, o czym opowiadać. - Wzruszył ramionami całując mnie w policzek. - Potrzebowaliśmy zastrzyku gotówki, więc napadliśmy na konwój z pieniędzmi i tyle.
Poczułam dreszcz przebiegający mi po całym ciele. Po prostu napali na konwój. To przecież nic takiego. Wyprostowałam się mimowolnie.
- I to jest takie świetne? - Zapytałam siląc się na obojętny ton. Jake przeczesał dłonią włosy i wyszczerzył do mnie zęby.
-No w zasadzie.. - Zaczął, ale przerwałam mu zanim dokończył swoją wypowiedź.
-Ile osób ucierpiało? - Mój głos był chłodny i stanowczy. Blackwell wyglądał na oszołomionego.
-Sandra, o co Ci chodzi? - Zdziwił się marszcząc brwi. - Nie wiem ile. Nie liczyliśmy zwłok.
-I mówisz o tym tak spokojnie! - Krzyknęłam zrywając się na równe nogi. - Zginęli niewinni ludzie! Mieli rodziny, plany na przyszłość!
-Chyba za bardzo się przejmujesz. - Powiedział wzruszając ramionami. Na chwilę zabrakło mi tchu.
-Przejmuję? - Wściekłość, która pojawiła się znikąd znalazła upust w moich słowach. - Mordowanie według Ciebie jest niczym? Krzywdzenie innych to zabawa? - Zaśmiałam się gorzko czując łzy pod powiekami. - Czy na prawdę nie masz w sobie za grosz empatii czy współczucia?
Odwróciłam się od niego oddychając ciężko.
-A gdyby ktoś zamordował kogoś dla Ciebie ważnego? - Zapytałam cicho. Nagle przypomniały mi się słowa, które kazała przekazać mi Sienna.-Mam wiadomość od Twojej mamy. 
-Nie chcę jej słyszeć! - Warknął chłopak gniewnym tonem.
-No tak. - Powiedziałam głosem wypranym z emocji. - Lepiej jest udawać, że Cię zostawiła niż pomyśleć, co mogła czuć kobieta musząca wybierać między swoimi dziećmi. - Pokręciłam z niedowierzaniem głową. - Chyba pochodzimy z dwóch różnych światów Jake. - Gdy tylko wypowiedziałam te słowa odwróciłam się i ruszyłam do swojego samochodu. Nie obejrzałam się ani razu, żeby na niego spojrzeć. Kocham go. Jest dla mnie cholernie ważny i nie chcę go stracić, ale nie potrafię akceptować takiego zachowania. Tej obojętności wobec mordowania i zadawania innym cierpienia. Poczułam, że Blackwell chwyta mnie za ramię.
-Proszę zaczekaj. – Powiedział cicho. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy, które wyrażały żal.



* * * 
Tak jak było obiecane, wasza aktywność poskutkowała szybkim dodaniem kolejnego rozdziału ;)
Te 10 komentarzy sprawiło nam dużo radości, dlatego liczę, że i tym razem się postaracie. 
Co sądzicie o zachowaniu Jake'a?
Pozdrawiam. 
Karolina S

9 komentarzy:

  1. Oczywiście, że się postaramy! :3
    Szkoda mi Sandry... Dopiero co się dowiedziała, że nie jest siostrą Jake'a a już coś się psuje... Do tego Izma mnie wkurwia! Wtrąca się w nie swoje sprawy, głupia baba.
    Reakcja Jamie'go - bezcenne :D
    Świetny rozdział! Kocham Twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże jaki cudny rozdział...<3
    Żebyś ty widziała mój taniec szczęścia kiedy dowiedziałam, a raczej doczytałam się tego, że Sandra nie jest ich siostrą.
    Reakcja Jamie'go jak dla mnie przesadzona a zarazem bezcenna.
    Kocham was!
    Mia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jak szybko! Zaskoczyło mnie, że Sienna pojawiła się tutaj sama i nie trzeba było jej szukać. To wspaniale, bo oszczędziło to wiele czasu i kłopotów. Już przez chwilę się bałam, że kobieta nie zechce wyznać prawdy o ojcu Jake'a i Jamiego albo że nie będzie wiedziała, kim on jest. Ale na szczęście, wszystko się wyjaśniło i... *fanfary*
    SANDRA I JAKE NIE SĄ RODZEŃSTWEM!
    Ha, wiedziałam :D Nie byłybyście w stanie zrobić takiego chamstwa :D Aż napiłabym się tego szampana :D
    W sumie tak sobie teraz pomyślałam, że śmiesznie by było, gdyby jeden bliźniak byłby synem ojca Sandry, a drugi nie XD
    No i genialnie wyznała Sandra prawdę Jamiemu :D
    Szkoda, że się pokłócili :( Ale rozumiem reakcję dziewczyny. Bardzo dobrze, że nie toleruje takiego zachowania Jake'a i jego paczki. Niech się postawi, a jestem pewna, że chłopak w końcu da za wygraną i albo zmieni swoje przyzwyczajenia albo chociaż spróbuje je kontrolować.
    Pozdrawiam serdecznie! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też napiłabym się szampana.. Coś proponujesz? ;>

      Usuń
    2. Hej!
      Postaramy się, postaramy.
      Tak się cieszę, że Sandra i Jake nie są rodzeństwem ( moja mina bezcenna).
      Tylko szkoda, że się pokłócili. Widać, że Sandra jest ważna dal Jake'a.
      Pozdrawiam Zizi.

      Usuń
  4. 'Natomiast Felix i Lily oglądali coś ja telefonie dziewczyny' -Literówka, zamiast 'ja' 'na'.
    -----
    Rozdział super, bardzo mi się podobał i... i nie muszę chyba już mówić, że czekam na ciąg dalszy, nie? c;

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny ^^
    Przepraszam, że się nie rozpisuję, ale jestem na telefonie :)
    Czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Wpadłam na tego bloga kilka dni temu i postanowiłam nadrobić zaległe rozdziały. Dziś tak pokrótce, ponieważ mam dużo do zrobienia. Nie ma, jak to zostawiać wszystko na ostatnią minutę, ych. Takie życie. No ale... Co mnie zachęciło? Przede wszystkim piękny szablon, a później fabuła. Opowiadanie bardzo mi się spodobało, z przyjemnością czytałam każde, kolejne zdanie. Czekam na więcej i mam nadzieję, że tak prędko dodanych nowości będzie więcej. Ulubiona postać? Jake. Zdecydowanie zakochałam się w tym panie!
    Dziś pokrótce, ale pod następnym rozdziałem postaram się rozpisać bardziej szczegółowo ;*
    Zapraszam również do siebie. Jestem przeciwniczką spamu, jednak od czegoś trzeba zacząć. Dopiero zaczynam publikację, więc proszę o fory. Mam nadzieję, że wpadniecie na prolog (fe, brzydzę się tym, co napisałam ;-;)
    http://uratuj-mnie-przed-nicoscia.blogspot.com/
    No nic, ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jej kocham <3 ~ Julka

    OdpowiedzUsuń