środa, 23 lipca 2014

Miniaturka i ogłoszenie.

Narrator:  Jake Blackwell.
Data : 15 maja 2013

 
           Zapach spalin pomieszany z damskimi perfumami unoszący się w powietrzu przyjemnie drażnił moje nozdrza. Stojąc na placu między ludźmi, którzy byli dla mnie jak rodzina i wsłuchując się w ryk pracujących maszyn czułem, że żyję.
Ktoś przechodzący obok poklepał mnie po plecach życząc powodzenia w nadchodzącym wyścigu. Z czułością pogłaskałem maskę stojącego obok mnie McLarena F1. To auto jeszcze nigdy mnie nie zawiodło i wiedziałem, że tym razem będzie tak samo. Stawka tego wyścigu była wysoka, mnie jednak nie chodziło o pieniądze. Nie były mi potrzebne, miałem wystarczająco dużo kasy w sejfie. Tu chodziło o prestiż. Chciałem pokazać, że jestem równie dobry jak mój brat czy Jessie.
Zawsze uwaga wszystkich skupiała się na nich. Spektakularne wygrane w wyścigach, napady lub ucieczki przed policją.
O wilki mowa. Jamie wraz z Sylvią wysiedli z ciemnego samochodu zaparkowanego na skraju placu. Dziewczyna mojego brata szła z wysoko uniesioną głową patrząc na mijanych ludzi spod półprzymkniętych powiek obwiedzionych czarnymi kreskami. Jej długie, rozpuszczone blond włosy powiewały na wietrze. Dłoń Jamie'go spoczywała nisko na jej biodrze.
Ukłucie zazdrości, które poczułem na ich widok szybko minęło. Nigdy nie patrzyłem na Sylvię inaczej niż jak na kumple, ale zazdrościłem im tej bliskości i zażyłości. Tego, że mają siebie.
-Co jest Jake,cykasz się? - Zaśmiała się blondynka zapalając długiego, cienkiego papierosa. Wyszczerzyłem do niej zęby mierzwiąc sobie przy tym włosy.
-Zapewne ten tekst pada za każdym razem kiedy jesteś z moim bratem w łóżku! - Odparłem, za co oberwałem silny cios w ramie od mojego kochanego braciszka
-Niektóre z Twoich komentarzy są poniżej jakiegokolwiek poziomu. - Mruknął blondyn mrużąc groźnie oczy. Parsknąłem śmiechem.
-Dlatego tak dobrze się dogadujemy! - Chwyciłem go za szyje i przyciągnąłem do siebie. Na próżno próbował się wyrwać miotając w moim kierunku przeróżne przekleństwa.
-Co za pokaz braterskiej miłości! - Dobiegł nas głos Jessiego. Szedł w naszym kierunku z łobuzerskim uśmiechem. Za rękę trzymał swoją dziewczynę Evelyn. Kolejny trafiony strzałą amora.
-Zabieraj łapy! - Warknął mój brat uwalniając się z mojego uścisku. Posłałem mu w powietrzu buziaka.
-I tak muszę się zbierać. -Powiedziałem przeciągając się leniwie. - Zaraz zaczynam wyścig.
-Powodzenia! - Rzuciła ciemnowłosa towarzyszka Reeda. Uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem na miejscu kierowcy w swoim aucie.
Na linii startu poza mną stawiło się dwóch innych kierowców. Obu kojarzyłem z widzenia i wiedziałem na co ich stać. Zapowiadała się ciekawa jazda.
Kilka metrów przed nami stanęła kuso ubrana dziewczyna. W jej ciemnych włosach dostrzegłem kilka niebieskich pasemek.
Alisson, Alice bądź Alana - jakoś tak miała na imię. Często dawała znaki do startu, skutecznie dekoncentrując mniej doświadczonych kierowców swoimi wdziękami. Uniosła w górę ręce z flagami. Skupiłem na nich całą swoją uwagę ignorując imponujący dekolt jej bluzki. Najważniejsze jest to jak wystartuję.
Trzy... dwa .. jeden..... i machnęła. Wcisnąłem pedał gazu ruszając z piskiem opon. Chłopak po mojej lewej został daleko w tyle, natomiast ten z prawej trzymał się blisko. Jechaliśmy prawie łeb w łeb.
Uśmiechnąłem się pod nosem zerkając na swojego przeciwnika. Był zbyt pewny siebie. Docisnąłem gazu jeszcze bardziej wcześniej zmieniając bieg. Czułem szybkie bicie serca i uścisk w żołądku. Kocham to uczucie. Ten kop adrenaliny.
Przed ostrym zakrętem postanowiłem nieco zwolnić, ale nie ze strachu. Nie raz widziałem jak świetni kierowcy wypadają tutaj z toru. Mój rywal nie okazał tyle rozsądku. Stracił panowanie nad pojazdem, który przechylił się niebezpiecznie w prawo.
Z uśmiechem na ustach wyminąłem przeciwnika i zwiększyłem prędkość. W ustach czułem smak zwyciąstwa.
Moje autko nie zawiodło mnie i tym razem.
Z tryumfalnym okrzykiem wysiadłem zza kierownicy kiedy przekroczyłem już linię mety. Powitały mnie uradowane okrzyki ludzi zgromadzonych na placu. Jakaś niska, rudowłosa dziewczyna zarzuciła mi ręce na szyję i pocałowała mnie szybko w usta.
Roześmiałem się głośno unosząc ręce do góry w geście zwycięstwa.
Znów mi się udało!




Ogłoszenie :
Mam nadzieję, że ta miniaturka chociaż w małym stopniu was zadowoli.
Kolejny rozdział pisany przez Sekretną dopiero 1 sierpnia.  

poniedziałek, 7 lipca 2014

28 kwietnia, pisała Sandra.



Idealna piosenka do pewnej rozmowy zawartej w tym rozdziale <klik>. 

Tato, tato! - Wołałam, jako mała dziewczynka, kiedy całą rodziną spacerowaliśmy po parku. - Dlaczego nie mam braciszka?
Mężczyzna roześmiał się i pogłaskał mnie po głowie.
-Ponieważ, jesteś naszym słoneczkiem. - Odparł z uśmiechem i wziął mnie na ręce. - Jesteś naszą ukochaną córeczką i nie potrzebujemy nikogo więcej.

              Roześmiałam się gorzko na wspomnienie tych słów. Proszę bardzo, marzenie z dzieciństwa o posiadaniu brata się spełniło. Nawet potrójnie. Czyż nie jestem szczęściarą? Ominęły nas kłótnie o łazienkę!
Mknęłam ulicami Recordii swoim samochodem. Moim celem był dom, w którym się wychowałam. Dom, w którym mój tata okłamywał mnie przez tyle lat, gdzie udawał wspaniałego i oddanego ojca. Ciekawe czy moja mama wie o jego poczynaniach. Dlaczego? Dlaczego nic nie powiedział? Jak można ukrywać istnienie rodzeństwa? Gdybym tylko wiedziała!  To, co zaszło między mną a Jake'iem nigdy by się nie wydarzyło.
Poczułam łzy spływające po policzkach. Kiedy w końcu się zatraciłam, obdarzyłam kogoś uczuciem tak silnym, że nie mogłam o niczym innym myśleć, on okazał się moim bratem.
Czy moje życie może być jeszcze bardziej beznadziejne?
Z piskiem opon zaparkowałam przed posiadłością moich rodziców. Nie zawracając sobie głowy zamykaniem samochodu, wbiegłam po schodach i jak burza wpadłam do środka.
Skierowałam się do gabinetu, w którym mój ojciec zawsze spędzał większość czasu. Weszłam do pomieszczenia nie pukając mężczyzna, który okłamywał mnie tyle lat siedział przy biurku pisząc coś na laptopie. Trzasnęłam drzwiami zwracając tym na siebie, jego uwagę.
-Sandra? - Zdziwił się widząc mnie w takim stanie. - Córeczko, co się stało? - Szybko wstał i podszedł do mnie. Położył mi dłoń na ramieniu, jednak szybko ją strąciłam. - Ktoś Cię skrzywdził?- Zapytał z niepokojem przyglądając się mojej twarzy.
- Można tak powiedzieć. - Powiedziałam przełykając łzy. - Znasz kogoś o nazwisku Donovan tato?
Mężczyzna stanął jak wryty z lekko rozchylonymi wargami. Zamrugał kilkakrotnie i zajął wcześniej zajmowane miejsce za biurkiem.
-Usiądź, proszę. - Powiedział bardzo cicho wpatrując się w swoje dłonie, które spoczywały na blacie. Kiedy po chwili wahania spełniłam jego prośbę spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłam ból. -Skąd wiesz o Silenie?
-Cóż, może stąd, że Twój syn, a mój brat usiłował mnie zabić?- Warknęłam gniewnie. - Albo stąd, że przyczyniłam się do wsadzenia Twojego drugiego syna do więzienia. - Postanowiłam nie wspominać o tym, że spałam z Jake'iem. Fakt, że jest moim bratem nadal bardzo bolał. Czułam do siebie obrzydzenie.
-Posłuchaj, nie mam pewności, że wszystkie dzieci Sileny są także moimi potomkami. - Wyjaśnił szybko tata, nie patrząc mi w oczy. - Caleb na pewno jest Twoim bratem, co do tego nie mam wątpliwości, ale Jake i Jamie. - Przerwał na chwilę i westchnął. - O nich nic nie wiem.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.                      
-Jak mogłeś, ukrywać to przez tyle lat? - Zapytałam, a w moim głosie słychać było żal. - Mam braci, a nic o tym nie wiem!
-Sandra nie dramatyzuj. - Powiedział mężczyzna wstając. Zaczął spacerować za biurkiem z opuszczoną głową. - Na pewno masz jednego brata.
-Mama wie? - Zapytałam z narastającą wściekłością. Czułam jak krew napływa mi do twarzy i pulsuje w okolicy skroni. - Czy może ją też okłamywałeś?
Mój ojciec przystanął nagle i spojrzał mi w oczy. Był zły, nigdy wcześniej nie odzywałam się do niego takim tonem. Zawsze byłam posłuszną córką. 
-Tak się składa, że Vanja wie o wszystkim. - Powiedział nachylając się nad biurkiem i opierając się o nie rękami. - Twoja matka wie o wszystkich moich romansach.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wie i nic z tym nie zrobiła? Pozwalała na to żeby ją zdradzał? To była dla mnie najdziwniejsza z usłyszanych dotychczas informacji.
-Dlaczego Cię nie zostawiła? - Zapytałam łamiącym się głosem.
-Ponieważ do czasu, kiedy się urodziłaś, ona również nie była święta. - Wyjaśnił mężczyzna. - Byliśmy młodzi i lubiliśmy szaleć. Nie stawialiśmy sobie ograniczeń. Dopiero jak ty przyszłaś na świat zdecydowaliśmy, że pora się ustatkować.
Westchnęłam. Nie mogłam zebrać myśli. Wszystko wydawało mi się tak strasznie dziwne i nie na miejscu. Jakby ziemia i niebo nagle zamieniły się miejscami.
-Znasz ich? - Zapytałam cicho przerywając milczenie. Tata kiwnął głową
-Można tak powiedzieć. - Zaczął. Stanął przed biurkiem i oparł się o nie tak, aby znajdować się bliżej mnie. - Caleba poznałam, kiedy miał 10 lat. Widziałem go od tamtej pory kilka razy, Silena wysyłała mi informacje na jego temat Zresztą ciągle mamy ze sobą kontakt.
-To ona żyje? - Zdziwiłam się bowiem każdy mówił, że matka bliźniaków zmarła.
-Owszem. - Odparł Rune Evans i podjął przerwany wątek- Natomiast Jake'a po raz pierwszy spotkałem ponad rok temu.
Zamrugałam kilka razy i uniosłam wysoko brwi.
-On wie, że jesteś jego ojcem? - Mój głos był piskliwy. Poczułam, że narasta we mnie panika i gniew. W myślach kołatała mi jedna myśl… On wiedział?
-Podejrzewał.- Sprostował mężczyzna. - Powiedział, że wie o romansie jego matki ze mną i chciał wiedzieć, czy jestem jego tatą.
-I, co mu powiedziałeś? - Ręce zaczęły mi drżeć. Do tej pory myślałam, że Jake o niczym nie miał pojęcia, że jest ofiarą milczenia naszych rodziców. Tak jak ja.
-To samo, co Tobie. - Mruknął Rune. - Że nie wiem.
Oddychałam głęboko, starając się uspokoić jednak tym razem ten sposób nie przynosił rezultatu. Każdy kolejny wdech podsycał moją złość i rozczarowanie. Jak on mógł? Wiedział, że prawdopodobnie jestem jego siostrą, a mimo to.. Wstałam i ruszyłam do drzwi.
-Sandra. - Zawołał za mną ojciec. Odwróciłam się wolno i spojrzałam na niego. Widać było, że ta rozmowa sprawiła mu ból.- Kocham Twoją matkę i Ciebie.
-Wiem tato. - Szepnęłam i wyszłam z domu. Chłodne powietrze sprawiło, że poczułam się lepiej. Spojrzałam na samochód i wiedziałam, że mam do załatwienia jeszcze jedną sprawę.
Mimo, że nie miałam dziś pracować nikt nie zdziwił się moją obecności na komendzie. Na szczęście nie wciągali mnie też w rozmowę Najwyraźniej stan, w jakim się znajdowałam skutecznie ich odstraszał.
Swoje kroki od razu skierowałam do celi Blackwella. Chłopak leżał na pryczy z rękami pod głową. Uśmiechnął się na mój widok, chciał podejść jednak napotkawszy moje lodowate spojrzenie zatrzymał się w pół kroku.
-Coś się stało? - Zapytał z troską w głosie przyglądając mi się uważnie. Roześmiałam się nieco histerycznie widząc jego zmartwioną minę.
-Bardzo dużo się stało. - Warknęłam. Patrząc na niego znowu poczułam gniew. Nie tylko spowodowany tym, że jest moim bratem. Ale dlatego, że go kochałam i nawet taka informacja nie mogła sprawić, że przestanę. - Nie znam słów, którymi mogłabym opisać jak bardzo się Ciebie brzydzę. - Poczułam, że moje oczy ponownie tego dnia wypełniają się łzami. Starałam się mówić spokojnie, ale mój głos drżał od tłumionych emocji. - Miałeś nadzieję, że jak mnie wykorzystasz to pomogę Ci w ucieczce?- Zapytałam bardzo cicho. - Myślałeś, że jak się w Tobie zakocham, to zapomnę o tym, że jestem policjantką, a ty złoczyńcą?
-O, czym ty do cholery mówisz? - Blondyn wyglądał jakbym go uderzyła. - Na nic nie liczyłem!
-Nie? - Zdziwiłam się głosem, który pełen był sarkazmu. - A planowałeś mi powiedzieć, że prawdopodobnie jesteś moim bratem? - Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam na niego krzyczeć. - Chce mi się wymiotować, na Twój widok! Wiedziałeś...! - Mój głos się załamał, a z gardła wydarł się szloch. - Wiedziałeś o tym odkąd mnie poznałeś! Jaką trzeba być osobą, żeby uwieść własną siostrę!?
Chłopak podszedł do mnie i usiłował przytulić. Odepchnęłam go od siebie cofając się odruchowo.
-Nie dotykaj mnie. - Wrzasnęłam. - Nie mogę znieść myśli o tym, że z Tobą spałam!
-Sandra to nie tak jak myślisz, ja nie chciałem. - Zaczął Jake, bardzo cicho. Moim ciałem wstrząsał szloch, ale nie przerywałam mu. - Przecież, to nic pewnego, strasznie wydumana teoria! Ja w to nie wierzę! - Spojrzał na mnie błagalnie. - Nie nienawidź mnie. Proszę. – Jego głos również przepełniony był bólem. Błękitne oczy powoli napełniały się łzami.
Oparłam się o kamienną ścianę.
-Nie umiem Cię nienawidzić Jake. - Wyszeptałam. - Ale nie umiem na Ciebie patrzeć i nie czuć żalu. To jest nasze ostatnie spotkanie.- Ruszyłam do wyjścia.
-Nie! -Krzyknął zrozpaczony chłopak doskakując do mnie. Złapał mnie za ramiona i potrząsnął. - Nie przekreślaj naszej miłości. Nie możesz tego zrobić! Nie możesz teraz odejść!
Proszę Sandra. - Mówił gorączkowo, nadal trzymając mnie w silnym uścisku. - Bez Ciebie otacza mnie bezlitosna pustka!
Zamknęłam oczy i pokręciłam głową Odsunęłam się od Jake'a i wyszłam z celi zamykając kratę.
-Nasza miłość została przekreślona w chwili, kiedy nie wyjawiłeś mi prawdy. Żegnaj.
Ruszyłam wolno do głównego pomieszczenia komendy. Czułam, że wszystko cokolwiek bym nie zrobiła nie będzie miało żadnego znaczenia ani głębszego sensu. Miałam pustkę w głowie i w sercu. Chciałam zawrócić i się przytulić do Jake'a.
Nie wiem, w jaki sposób pokonałam odległość od komendy do mieszkania Evelyn. Ruszyłam w stronę swojej sypialni nie rozglądając się, aby sprawdzić czy moja przyjaciółka jest w domu. Zrzuciłam buty koło łóżka i tak jak stałam położyłam się na pościeli.
Nagle rozległo się delikatne pukanie, a po chwili w szparze między drzwiami i framugą pojawiła się urocza twarzyczka Lily.
-Mogę? - Zapytała z przepraszającym uśmiechem. Kiwnęłam głową i podciągnęłam kolana pod brodę tak, aby mogła usiąść. Blondynka trzymała w rękach duże opakowanie lodów. Uniosłam na ich widok wysoko brwi. Dziewczyna widząc moją minę, zmieszała się i zaczęła się tłumaczyć. - Słyszałam, co się stało. Pomyślałam, że.. No może wampiry nie muszą jeść, ale lody zawsze poprawiają humor. - Wzruszyła ramionami i wyciągnęła pojemniczek w moją stronę. Poczułam, że wzruszenie ściska mi gardło. Wzięłam lody z rąk Lily i wskazałam miejsce obok siebie. Kiedy usiadłyśmy wygodnie i zabrałyśmy się za jedzenie do sypialni weszła Evelyn.
-Mam coś lepszego na topienie smutków. - Powiedziała i uniosła do góry rękę, w której trzymała butelkę Whisky.- Co wy na to?
Po raz pierwszy tego dnia szczerze się roześmiałam.
-Dziś, mam ochotę na wszystko, co tylko pomoże mi zapomnieć. - Powiedziałam i wzięłam butelkę. Brunetka w drugiej ręce trzymała trzy szklaneczki. Nalałam do nich bursztynowego płynu, podczas gdy panna Blood ściągała skórzaną kurtkę.
-Za, co pijemy? - Zapytała, Lily unosząc kieliszek. Zmarszczyłam czoło szukając w głowie odpowiedniego toastu.
-Za niewiedzę, która czasami jest błogosławieństwem. *- Zaproponowałam.
-Za niewiedzę! - Powtórzyły dziewczyny i jednocześnie przechyliłyśmy szklanki. Płyn palił mój przełyk, rozgrzewał żołądek i powodował szum w głowie. I w tym momencie wiedziałam, że muszę pomóc odbić Jake'a, a następnie trzeba odnaleźć ich matkę.
Niewiedza, jest błogosławieństwem, ale kiedy ma się skrawek informacji trzeba odkryć całą prawdę.
Może i Blackwell mnie okłamał, ale nie potrafiłam wymazać go z mojego życia dopóki nie będę miała pewności…


* Cytat w nieco innej wersji pochodzi z filmu Matrix. 


*** 
Się porobiło :)
Mam nadzieję, że nie czujecie się zawiedzeni tym rozdziałem. Mało w nim się dzieje. 
Aż mi się zrobiło szkoda Sandry i wraz z nią przeżywam całą tą sytuacje! 
Pamiętajcie, że każdy komentarz to dodatkowa motywacja zarówno dla mnie jak i dla Sekretnej. Już sama się nie mogę doczekać co wymyśli!
Pozdrawiam, Karolina S