poniedziałek, 13 października 2014

7 maja, pisała Sandra.



           Stałam oparta o radiowóz rozcierając ramiona, które okryte były jedynie cienką bluzką. Dokoła mnie kręciło się kilku policjantów, a przy wjeździe na most znajdowała się Rada. Teraz będą zapewne szukać kogoś na miejsce mojego ojca. Nawet nie poczekają, aż minie żałoba. Potrząsnęłam głową odganiając ponure myśli. Za kilka minut powinien pojawić się tu Jake i reszta. Chyba za bardzo na niego naskoczyłam w sprawie tego napadu. Był taki zanim mnie poznał, nie zmieni się w kilka dni. Może jak porozmawiamy na spokojnie to dojdziemy do porozumienia? Poczułam, że ktoś okrywa mnie kurtką. Spojrzałam w bok i ujrzałam Cody'ego uśmiechającego się do mnie przyjaźnie. Była to czarna kurtka z napisem POLICJA na plecach. Wsunęłam ręce w rękawy i z przyjemnością poczułam jak materiał dopasowuje się do mojego ciała.
-Dzięki. - Mruknęłam z wdzięcznością, obdarzając go uśmiechem.
-Nie ma, za co. - Odparł opierając się o maskę samochodu obok mnie. - Mam wyrzuty sumienia, że ściągnęliśmy Cię z urlopu.
-Nic się nie stało. - Starałam się przybrać spokojny ton. - Nie chciałabym przegapić takiej akcji.
-To może... - Zaczął niepewnie przeczesując dłonią włosy. - Dałabyś się wyciągnąć później na drinka?
Poczułam, że zasycha mi w gardle. Co? Nigdy nie patrzyłam w ten sposób na Cody'ego! Był dla mnie oparciem, kiedy zaczynałam staż! Jedynym facetem, który nie patrzył na mnie z góry!
-Ja... - Mój głos brzmiał niepewnie. - To nie najlepszy pomysł. - Wydukałam nie patrząc na niego. Chłopak pokiwał głową, a w jego oczach malował się smutek.
-Rozumiem. To głupie z mojej strony. - Powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. - Masz żałobę.
Pokiwałam głową wdzięczna, że w taki sposób zrozumiał moją odmowę. Co miałabym powiedzieć? Wybacz. Umawiam się ze zbiegłym więźniem?
Nagle do naszych uszu dotarł ryk kilku silników, a na horyzoncie pojawiło się dwa samochody i trzy motory. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy pojazdy zatrzymały się z piskiem opon niecałe dwa metry ode mnie. Nikt się nie poruszył. Z wnętrz pojazdów powoli wyłonili się Jessie z Evelyn, oraz Jamie. Jake zsiadł z motoru stojącego najbliżej mnie. Trochę dalej znajdował się Felix, a najdalej stał nieznany mi wysoki mężczyzna z brodą. Blackwell obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem, po czym zaciskając usta ruszył w stronę Rady. Pieter wysunął się przed szereg.
-Cieszymy się, że zgodziliście się nam pomóc. -  W jego głosie nie było ani krztyny uprzejmości. Jake uśmiechnął się bezczelnie.
-My jesteśmy zawsze na straży pokoju i bezpieczeństwa w Recordii. - Rzucił zakładając ręce na piersi. Z trudem zdusiłam chichot. Widać, że członkowie Rady są oburzeni jego zachowaniem.
-Przejdźmy do rzeczy. - Odezwał się stojący na uboczu Jessie, znajdująca obok niego Evelyn wędrowała wzrokiem, od swojego ojca do matki.
Nagle pojawił się kolejny samochód, który zaparkował za autami członków rządu. Zobaczyłam, że wysiada z niego moja mama.
Co ona tu robi do cholery?
-Vanja! - Wykrzyknął Pieter z uśmiechem. - Świetnie, że jesteś.
-Gdybyście poinformowali mnie wcześniej, byłabym szybciej. -Odparła kobieta zajmując miejsce wśród członków Rady.- W końcu jestem teraz jedną z was.
Moja matka jedną z tych kretynów!? Dlaczego się na to zgodziła? Nigdy nie przepadała za Radą uważała, że mają za dużo władzy i ją wykorzystują do złych celów!
-Gdzie znajduje się bomba? - Zapytał starszy Blackwell z wyraźną niecierpliwością.
-Chodźcie za nami - Poleciła Izma prowadząc ich po ścieżce wzdłuż zbocza, a później w dół pod most. Również skierowałam się w tamtą stronę chcąc widzieć, co mają zamiar tam robić. Czułam, że ten pomysł coraz mniej mi się podoba.
Czy Jake postanowił tu przyjechać z mojego powodu? Jeżeli stanie mu się krzywda nie wybaczę sobie tego. Po co ja mu robiłam tą kretyńską awanturę! Chłopak ostrożnie zbliżył się do ładunku wybuchowego umocowany na filarze. Przyglądał mu się przez chwilę zgryzając wargę.
-Model FR90. - Zaczął Jamie cicho, zajmując miejsce tuż za bratem. -Ma zapalnik czasowy. Eksplozja nastąpi za 2 godziny. - Urwał na chwile. - Żeby powstrzymać taki wybuch...- Chłopak przerwał i potarł dłonią kark. - Zużyjesz całą energię.
Jake kiwnął głową, oddychając głęboko. Stanął na rozstawionych nogach zacierając ręce. Gdyby nie szum rzeki przepływającej pod mostem, panowałaby idealna cisza. Zacisnęłam mocno kciuki u obu rąk. Błagam niech mu się nic nie stanie. Stałam niedaleko Jamiego, który odsunął się na bezpieczną odległość. Młodszy Blackwell posłał mi oskarżycielskie spojrzenie, które natychmiast zniknęło, kiedy dostrzegł łzy w moich oczach.
Blondyn uniósł dłonie i umieścił je nad ładunkiem, w momencie, kiedy spiął wszystkie mięśnie z bomby zaczął unosić się dym, a ona sama lekko dygotała. Poczułam jak paznokcie zaczynają wbijać mi się w dłonie. Jednak nie zwróciłam na to większej uwagi, ponieważ wpatrywałam się w mojego ukochanego, narażającego własne życie dla ratowania tych, którzy bez zastanowienia wysłali go na śmierć.
Ładunek zaczął wydawać z siebie głośny syk, a na czole Blackwella wystąpiły krople potu. Minuty ciągnęły się nieubłaganie. Szum rzeki tylko potęgował atmosferę grozy panującą pod mostem. Gdyby teraz nastąpił wybuch - zginęlibyśmy wszyscy.
Jake zaczął głośno oddychać jeszcze bardziej skupiając się na swoim zadaniu. Nogi mu lekko drżały, co było wynikiem wysiłku, z jakim musiał sobie radzić. I nagle bomba przestała dygotać i dymić. Wszystko ustało.Blondyn chwycił ją w obie ręce i oderwał od filaru. Była rozbrojona. Wśród zgromadzonych przetoczyło się westchnienie ulgi. Chłopak zachwiał się i gdyby nie szybka reakcje Felixa, najpewniej upadłby na ziemię. Ładunek wysunął się mu z rąk i potoczył się w kierunku Rady.
Izma podniosła go z wahaniem i obejrzała.
-Dziękuję w imieniu Recordii. - Mruknęła kobieta z wyraźna niechęcią. Jamie podszedł do brata żeby sprawdzić, co u niego. Starszy Balackwell bardzo szybko odzyskał równowagę i mimo tego, że był blady uśmiechał się bezczelnie.
-Może jakiś mały prezencik w zamian za pomoc? - Zaproponował, kiedy ruszyliśmy na górę. - Przydałoby się wymazanie z akt policyjnych. - Dorzucił, na co Jessie, Jamie i Evelyn wybuchli śmiechem. Teraz, kiedy było po wszystkim ja również pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech.
Nasze przybycie zostało przywitane brawami policjantów, którzy pilnowali terenu, aby żaden wampir, człowiek czy inna istota nie zbliżyli się do bomby.
Gang Jessiego powoli udał się do swoich pojazdów.
-Chwileczkę! - Krzyknął ktoś z Rady.
Jake i inni zamarli bez ruchu. Ruszyłam wolno w tamtym kierunku, aby lepiej słyszeć.
-Pomogliśmy wam. - Zauważył cicho Jessie wpatrując się w mężczyznę. - Nasza praca skończona. 
-Mamy propozycję. - Odezwał się Pieter stając tuż przed Reedem. Evelyn wplotła swoje palce w place Jessiego. - Chcemy abyście pomogli nam z Donovanem.
Jamie prychnął mierząc nienawistnym spojrzeniem Blood'a.
-Co mielibyśmy w zamian? - Zapytał rzeczowo przywódca Piekła unosząc jednocześnie brwi. Pieter milczał przez chwilę.
-Zmianę wymiaru kary. - Rzucił. - Na 150-letnią banicję do Pierwszego Wymiaru.
Zaczerpnęłam głośno powietrza. Z jednej strony opuszczenie Recordii dla każdego wampira czy wilkołak jest straszne. Nie umiemy się wpasować w świat ludzi. Poza tym prawie się nie starzejemy. Lecz z drugiej strony, to niezwykle łaskawe ze strony Rady.
Moi nowi znajomi również wydawali się być zdumieni.
-Nie mogę teraz podjąć decyzji. - Odparł brunet cicho nie patrząc na swoich towarzyszy. - Muszę skonsultować to z innymi.
Mój wujek nie był tym faktem zachwycony, ale pokiwał głową na znak, że rozumie.
-Chcemy wam jednak przekazać warunki dotyczące obu stron. - Dodał mężczyzna rozglądając się dookoła. - Sandra czy mogłabyś wziąć teczkę z mojego samochodu. - Zwrócił się do mnie Pieter.
-Oczywiście. - Mruknęłam oddalając się w stronę parkingu. Chciałam tam stać i słyszeć, o czym rozmawiają! Cholera miał pod ręką tylu funkcjonariuszy, a musiał wysłać akurat mnie!
Koło aut kręciło się kilka osób, jednak nie zwracałam na nich uwagi pogrążona we własnych myślach. Otworzyłam samochód mojego wuja i rozejrzałam się po wnętrzu. Teczka, o której mówił leżała na tylnym siedzeniu. Trzasnęłam mocno drzwiami, aby w ten sposób wyładować moją frustrację. Kiedy oddaliłam się nieco usłyszałam za swoimi plecami potężny huk i krzyki. Nie zdążyłam się niestety odwrócić, ponieważ poczułam ból i okropne pieczenie na plecach. Z moich ust wydarł się jęk, a później była tylko ciemność.
                Dookoła mnie słyszałam krzyki, czyjaś chłodna dłoń usiłowała mnie dobudzić za pomocą lekkich uderzeń w twarz. Zamrugałam kila razy. Obok mnie klęczała Evelyn, a nieco dalej stał Jake wpatrując się we mnie pociemniałymi ze strachu oczami.
-Co to było? - Zapytałam, ale mój głos zabrzmiał dziwnie niewyraźnie.
-Chyba próbuje coś powiedzieć. - Usłyszałam moją matkę gdzieś nad sobą. - Sandi skarbie leż spokojnie.- Powiedziała, kiedy usiłowałam podnieść głowę, jednak oczy znowu zaszły mi mglą. I gdzieś z oddali usłyszałam słowa Izmy, że nie żyją dwie osoby. Moja kuzynka położyła mi dłoń na czole. Kiedy znowu powróciła mi ostrość widzenia dokoła mnie migały na czerwono światła karetek, a nade mną pochylała się jakaś sanitariuszka. Z ruchu jej warg wywnioskowałam, że coś do mnie mówi, niestety nie docierał do mnie jej głos. Z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie zapaść w kojącą ciemność.



* * * 
Starałam się wstawić ten rozdział od 3 dni, ale tyle miałam na głowie, że po prostu nie dałam rady. 
Liczę na to, że rozdział wam się podoba. ;) 
Czekam na wasze opinie w komentarzach! Postarajcie się i przekroczcie barierę 10 komentarzy! 
Całusy! Karolina S.

sobota, 4 października 2014

6-7 maja, pisała Evelyn

Siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy szampana. Tak cholernie się cieszyłam, że ta sprawa pokrewieństwa między chłopakami a Sandrą już się wyjaśniła. Naprawdę trudno było powstrzymać uśmiech, widząc tę parę. Siedzący obok mnie Jessie przechylił mnie w swoją stronę i ucałował w głowę, wplątując rękę w moje włosy.
-Wszystko zaczyna się powoli układać...-Szepnęłam wiedząc, że i tak nikt z zebranych nas nie słucha.
Lily i felix obściskiwali się na kanapie obok, Sylvia nie piła w ogóle i wyszła wcześniej, bo się źle czuła a Jamie poszedł zaraz po niej. Przesiadłam się na kolana Jessa, oplatając go nogami w pasie. Odstawiłam puste kieliszki po szampanie i objęłam go za szyję.
-Nie zapominajmy o Donovanie.-Mruknął w zamyśleniu. Przewróciłam oczami z irytacją na co on zareagował lekkim uśmiechem.-Po prostu coś za długo siedzi cicho...Teraz jak już spieprzył, na pewno szykuje coś większego i...-Nie dokończył, bo złączyłam nasze usta, całując go namiętnie. Chłopak po chwili odwzajemnił pocałunek i wziął mnie na ręce, niosąc w stronę swojej a właściwie teraz już naszej sypialni. Zamknął za nami drzwi na zamek i położył się na łóżko pozwalając, bym zdjęła mu koszulę. W tym samym momencie zadzwonił telefon w jego kieszeni. Brunet wyciągnął go z kieszeni i popatrzył na wyświetlacz.
-Zignoruj to...-Odrzuciłam komórkę i zacząłem całować jego tors, powoli rozpinając jego spodnie.
-Ale to może być ważne...-Szepnął próbując znaleźć telefon. Ja jednak odszukałam go pierwsza i wyłączyłam, po czym zrzuciłam na podłogę. Chłopak popatrzył za nim z żalem, ale po chwili zaczął pozbawiać mnie koszulki i szortów. Przewrócił się tak, że teraz to ja byłam na dole i ścisnął mnie za nadgarstki, rozkładając je na boki. Zaczął całować czule po szyi i piersiach i kiedy jedną ręką nadal przytrzymywał moje dłonie, żebym nie mogła mu się wyrwać, drugą błądził po plecach w poszukiwaniu rozpięcia stanika. Usłyszałam krótkie siłowanie się z klamką a potem głośne walenie do drzwi. Jessie poderwał sie na nogi i w samych bokserkach otworzył zamek.
-Kurwa!-Wrzasnęłam, kiedy do pokoju wpadł Jamie, zdyszany i cały czerwony na twarzy jakby przebiegł maraton. A to dziwne, bo jego pokój jest praktycznie na przeciwko naszego. Też był tylko w bokserkach.
-Dzwonią z Recordii...-Wysapał opierając się o futrynę.
-Nie oczekuję żadnego telefonu z Recordii...
-Ale to dzwoni Rada!-Niemal krzyknął Jamie.-Chodź, nie ma czasu!-Spojrzeliśmy po sobie z jessem. Ubraliśmy się szybko i ruszyliśmy za blondynem, który na szczęście też w między czasie uzupełnił brakujące części swojej garderoby.
-Jeśli jeszcze raz ktoś nam przerwie, to przysięgam ze przeniosę się do Lionela.-Mruknęłam zirytowana kiedy schodziłam za chłopakami po schodach. Jamie prychnął a Jess spojrzał na mnie z niepokojem.
-Myślałem, że Linni ci się nie podoba...-Wziął mnie za rękę.
-bo się nie podoba. Ale w przeciwieństwie do ciebie ma czas na przyjemności...-chciałam jeszcze coś dodać, ale w tej chwili weszliśmy do salonu gdzie czekali już na nas felix, Lily, Kim oraz Sandra i Jake którzy już nie byli w tak doskonałych humorach, jak jeszcze przed godziną.
-O co chodzi?-Spytał szeptem Jessie, wpatrując się tempo w leżący na stoliku telefon.
-Dzwoni przedstawiciel Rady z Recordii i chce rozmawiać z szefem naszego gangu.-dziewczyna zrobiła cudzysłów w powietrzu mówiąc ostatnie słowo a ja mało co nie parsknęłam śmiechem wiedząc, jak bardzo ta nazwa denerwuje Jessa.
-Już ja z nią sobie pogadam...-Westchnął Reed pochylając się nad telefonem.
-Czekaj.-szepnął Jake, łapiąc go za ramię-Ja z nią pogadam.-Uśmiechnął się cwaniacko.-Halo?-Rzucił do słuchawki jakby od niechcenia
-Z kim mam przyjemność?-Usłyszałam niepewny głos mojej kochanej mamusi w słuchawce. Jake otworzył szerzej oczy i zakrył usta w geście szoku.
-Dzień dobry pani naczelnik!-Przywitał się wesoło z wielkim uśmiechem na ustach.-Mówi pani ulubiona ofiara tortur, dzwoni pani spytać, co u mnie?-Zaczął oglądać swoje paznokcie.-Wszystko w porządku a u pani, jak zdrówko?
-Czy...czy jest z tobą Evelyn?-Spytała drżącym głosem.
-Leży w garażu...Chyba przesadziła z prochami...-Mruknął w zamyśleniu a kiedy Jessie posłał mu karcące spojrzenie, tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Usłyszałam ciche westchnienie w słuchawce.
-Jake, potrzebuje waszej pomocy...-Powiedziała kobieta a blondynowi natychmiast uśmiech szedł z ust. Spojrzeliśmy po sobie wszyscy. Nikt nie wiedział, czy moja matka mówi poważnie, czy po prostu sobie z nas żartuje.
-Czy ty sobie kurwa jaja robisz?-Spytał już bez cienia wesołości w głosie. Moja matka odchrząknęła głośno i po chwili ciszy odpowiedziała:
-Wiem, że źle was potraktowaliśmy. Ale tu chodzi o całą Recordię. Mamy problem z niejakim Donovanem...-Przerwała na chwilę. Wiedziałam, jak trudno jest jej prosić o pomoc kogoś takiego jak my i musiało rzeczywiście dojść do czego strasznego, żeby kobieta się na to zdobyła.-Podłożył bombę pod most który jest jedynym łącznikiem między wschodnią częścią kraju a zachodnią. Jego dobudowa potrwa latami a straty będą ogromne...Naprawdę potrzebujemy was i waszych mocy.
-I w całej Recordi nie ma sapera, który mógłby rozbroić tę bombę?-Spytał chłopak podejrzliwie, zabawnie marszcząc przy tym brwi.
-Niestety nie w tym momencie. Ci którzy są twierdzą, że nie podejmą się rozbrojenia jej. Jesteście naszym jedynym ratunkiem...
-Oczywiście, że pomożemy!-Wcięłam się zirytowana.-A potem damy się skuć i zastrzelić! W sumie i tak nie miałam na dzisiaj jakichś większych planów, więc taka impreza jak najbardziej mi pasuje!-zawołałam udając podekscytowaną. Nagle Sandra zasłoniła ręką telefon tak, żeby nasz rozmówca niczego nie słyszał.
-Musicie im pomóc.-Szepnęła patrząc na mnie i Jakea. Chłopak uśmiechnął się kpiąco jakby chciał powiedzieć Na mnie nie licz!-Jeśli tego nie zrobicie, Recordia zostanie podzielona na dwie części i może zginąć i ucierpieć wiele osób! Wiecie, jakie to straty? Nie mówiąc już o budowlach, które są w okolicy mostu a mogą zostać zniszczone przez wybuch...
-Nie obchodzą mnie ludzie, którzy zginą podczas wybuchu. Ale jeśli tobie tak bardzo na tym zależy, to może ujawnisz swoje moce? W końcu woda powstrzymuje ogień.-Warknął z sarkazmem Jamie, patrząc przenikliwie na brunetkę.-mówisz, że kochasz Jakea i ci na nim zależy a chcesz wystawić go na śmiertelne niebezpieczeństwo.-Wysyczał czerwieniąc się ze złości.-Wiesz, że mogą go rozstrzelać a mimo to próbujesz nakłonić go do pomocy Radzie.-Skończył patrząc oskarżycielsko na dziewczynę.
-Do niczego go nie zmuszam.-Powiedziała szorstko.-Ale gdyby powstrzymał wybuch, mógłby ocalić życie wielu osób...
-Dość tego!-Przerwał im stanowczo blondyn.-Pozwólcie, że ja sam zadecyduję o tym czy chcę im pomóc, czy nie!-Popatrzył surowo na dziewczynę, po czym przeniósł wzrok na brata. Ten tylko westchnął głośno i zrezygnowany rozsiadł się na sofie. Sandra zdjęła dłoń z telefonu i usiadła w fotelu po drugiej stronie pomieszczenia, z rozdrażnieniem przyglądając się Jakeowi.
-Jaką mamy gwarancję, że to nie pułapka? -Spytał Izmę tonem wypranym z jakichkolwiek emocji.
-Masz moje słowo.-Zaśmiałam się głośno kiedy kobieta w słuchawce to powiedziała.
-Twoje słowa są nic nie warte! Dobrze o tym wiesz!-Krzyknęłam zirytowana. Jej słowo...Dobre sobie.
-Na miejscu nie będzie wielu ludzi. Tylko członkowie Rady, kilku policjantów pilnujących żeby w pobliżu mostu nikt się nie kręcił no i wy.-Zapewniła Izma. Jake westchnął głośno.
-Dobrze. Pomożemy.-Popatrzył na Sandrę. Siedzący na kanapie Jamie pacnął się ręką w czoło na znak głupoty brata.-Kiedy mamy przyjechać?-Spytał przybierając poważną minę co w innych okolicznościach bardzo by mnie rozśmieszyło.
-Bomba ma wybuchnąć za niecałe cztery godziny...
-Więc spotkamy się przy moście.-Powiedział rzeczowo chłopak i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź rozłączył się.
-Nie uważasz, że to nie tylko twoja decyzja?-Odezwał się po raz pierwszy od początku rozmowy Jakea z Izmą Jessie, który do tej pory przysłuchiwał się rozmowie z lampką wina w dłoni.-Nie puszczę was tam samych.-Popatrzył na mnie i blondyna.-Jeśli mamy pomóc Radzie, to pojedziemy tam jeszcze ja i Jamie. Razem mamy większe szanse. I lepiej będzie, jeśli Sandra na razie przestanie pokazywać się w piekle. Musicie wykombinować jakiś inny sposób na spotykanie się.-Reed popatrzył na brunetkę i przeniósł wzrok na starszego Blackwella.
-Pójdę po broń...-Mruknął zrezygnowany Jamie i podniósł się z sofy.
-To ja zajmę się pojazdami...-Felix również wyszedł z pomieszczenia. Lily poszła za nim a my zostaliśmy w pomieszczeniu we czwórkę, przez chwilę przyglądając się sobie badawczo.
-Powinnam jechać do domu...-Zaczęła w końcu Sandra, wstając z fotela.-Na pewno Izma będzie chciała, żebym pojawiła się przy moście.-Powiedziała podchodząc do Jakea i ucałowała go w policzek na pożegnanie.
-Dasz sobie sama radę? -Spytał niepewnie. Dziewczyna podeszła i uściskała się ze mną.

-Chciałabym zapytać was o to samo.-Powiedziała z uśmiechem.-Uważajcie na siebie.-Usłyszałam zanim zamknęły się za nią drzwi.
*  *  *
No hej :) rozdział spóźniony, ale jest. Nadal twierdzę, ze przy takiej liczbie obserwatorów liczba komentarzy powinna być co najmniej dwucyfrowa, ale już niech będzie...Jako, że tutaj rozdziały pojawiają się stosunkowo rzadko, to jakby ktoś chciał poczytać coś innego to tu jest mój blog, a tu Karoliny :)
obie zapraszamy do czytania i jak komuś się spodoba, do komentowania :D Myślę, że następny rozdział powinien pojawić się szybciej. Do napisania :*