wtorek, 25 marca 2014

20/21 kwietnia, pisała Evelyn

Od pół godziny nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, jadąc podwodnym tunelem na wyspę. Spoglądałam co chwilę na Jessiego, wiedząc, że pewnie jest na mnie wściekły za to, co zrobiłam. Wzięłam go za rękę ale on odrzucił ją natychmiast. Spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Mógłbym wiedzieć, po co to zrobiłaś?-Spytał w końcu chłodno.
-Tak z nudów...-odparłam z sarkazmem. Doskonale wiedział, dlaczego im pomogłam. Chociaż on nigdy nie powiedziałby otwarcie, że potrzebuję czyjejś pomocy. Jest na to zbyt dumny. Właśnie wjeżdżaliśmy na podziemny parking piekła. Nie często zdarzało mi się tu być, dlatego normalnie bym się cieszyła, ale nie dzisiaj. Jest ciepło cały rok i wszędzie są plaże. No i nigdzie nie kręci się policja, także to raj dla uciekinierów.
Chłopak zgasił silnik samochodu, ale nie wysiadł, tylko patrzył się w przestrzeń, więc ja też nie ruszałam się z miejsca. Po chwili usłyszałam znajomy dźwięk. Wyjęłam szybko telefon z kieszeni i spojrzałam z niepokojem na wyświetlacz.
 -Znowu ona?- Spytał patrząc na mnie.- Można ja jakoś uspokoić, jeśli masz mieć przez nią problemy.- podsunął z łobuzerskim uśmiechem.
-Nic jej nie zrobisz, jasne?- Spytałam patrząc na niego surowo, na co on tylko pokiwał głową przewracając oczami.-Jak by nie było, to moja przyjaciółka.
-Która w dużym stopniu przyczyniła się do aresztowania Jakea i pewnie teraz chciałaby dorwać również ciebie.- Popatrzył na mnie już nie tyle zły, co zatroskany. Spojrzałam mu w oczy i przejechałam językiem po górnej wardze. Przysunął mnie do siebie i zaczął całować. Przeszedł po mnie dreszcz i już miałam usiąść mu na kolana, kiedy ktoś otworzył drzwi samochodu. Spojrzeliśmy w stronę gościa, ale ten aż czerwony ze złości wyciągnął Jessiego z samochodu.
-Mój brat w tej chwili jest pewnie skazywany na śmierć, podczas gdy ty pieprzysz się z córką najważniejszego członka rady?- warknął Jamie groźnie w stronę czarnookiego, trzymając go za koszulę. Ten wyrwał mu się szybko, po czym chwycił blondyna mocno za nadgarstki.
-Do cholery, przecież go znajdziemy!- Krzyknął stanowczo na co blondyn tylko się zaśmiał.
-A niby jak chcesz to zrobić? Umiałbyś zabić swojego kochanego braciszka Codyego?- Spytał patrząc mu w oczy. Trafił w czuły punkt Jessiego. Cody od zawsze próbował znaleźć brata i sprowadzić go na dobrą drogę. Co było równoznaczne z wsadzeniem go do więzienia na co najmniej kilkadziesiąt lat.- Nie byłbyś w stanie nic mu zrobić. Ani jemu, ani tej suce Evans.-Skończył mierząc mnie wzrokiem. Miał rację. Trzeba było uwolnić Jakea tak, żeby nie ucierpiała na tym ani Sandra, ani Cody.
-Idziemy do Lily. Może ona coś wymyśli.- starał się pocieszyć Jamiego, ruszając jakby nigdy nic w stronę schodów prowadzących do centrum dowodzenia.
Jess przeszedł przez drzwi które otwierały się za pomocą długiego kodu. Pomieszczenie składało się z kilkunastu komputerów monitorujących zarówno wyspę, jak i jej okolice, oraz dzięki włamaniu się do policyjnej bazy danych śledzących poczynania stróży prawa. Na biurkach piętrzyły się stosy papierów, a dookoła kręciło się mnóstwo osób. Jedną z rzeczy za które najbardziej lubię tę wyspę jest to, że tu nie ma odpoczynku. Cały czas coś się dzieje, jeśli ktoś wychodzi, to natychmiast na jego miejsce wstępuje inna osoba. Na samym środku, przy komputerze głównym siedziała niewysoka blondynka, wystukując coś na klawiaturze i co chwilę wydając polecenia którejś z kręcących się tu dziewczyn.
-ostatnia łączność z Jakiem miała miejsce na komendzie głównej w Recordii, ale tam wyłączono nadajnik. Monitorujemy obiekt, więc jeśli będą chcieli go gdzieś przewieźć, będziemy o tym wiedzieć.- Powiedziała syrena rzeczowo, nawet nie patrząc w naszą stronę.- Przed chwilą przez portal z pierwszego wymiaru przeszedł Lionel, więc czekamy jeszcze tylko na jego siostrę i będziemy w komplecie.- rzuciła, spoglądając na Jessiego.
-To dobrze. Niech Felix i jego ekipa zajmą się maszynami.- powiedział brunet w stronę blondynki, po czym odwrócił się do Jamiego.- Weź Sylvię i przygotujcie broń. Jak tylko Sam przejdzie przez portal, mają z Linem rzucić na maszyny czar ochronny. Niech wszystko będzie przygotowane. Jak tylko będą próbowali go przetransportować, masz mnie o tym powiadomić.- dokończył patrząc na blondynkę. Ta bez słowa pokiwała głową.- ty chodź ze mną.- powiedział stanowczo, ciągnąc mnie za rękę.
Nie odzywaliśmy się do siebie idąc w stronę biblioteki. Tak właściwie, to nie wiedziałam, czemu prowadzi mnie właśnie tam. Wszakże to nie jest jedno z jego ulubionych miejsc. W końcu pchnął wielkie, stare drzwi, ciągnąc mnie za sobą do wielkiego pomieszczenia, które oświetlały tylko rzadko rozmieszczone, wielkie żyrandole wiszące kilka metrów nad nami. Z za biurka natychmiast wstał wysoki, bardzo dobrze zbudowany blondyn, którego nie widziałam prawie rok.
-Troy!- rzuciłam się na niego, ściskając mocno.-Stęskniłam się za tobą, brzydalu.- pisnęłam uradowana jego widokiem.
-ja za tobą też, mała...- mruknął tym swoim niskim, ochrypłym głosem. To właśnie on półtora roku temu uratował mnie przed bandą chcących się "zabawić" wilkołaków i przywiózł pierwszy raz do Jessiego w opłakanym stanie. Od tamtej pory bardzo się zaprzyjaźniliśmy, ale potem Jess wysłał go na jakąś misję do pierwszego wymiaru, chyba do Europy.
-To świetnie, że tak się dogadujecie, bo mam dla ciebie robotę.- powiedział stojący za nami brunet, chyba niezbyt zadowolony z naszego powitania. Troy natychmiast mnie puścił, nadal jednak trzymając za ramię.- Musisz wrócić do pierwszego wymiaru i ukryć na jakiś czas młodą.- powiedział rzeczowo, wskazując na mnie.
-Co? Dlaczego?- Krzyknęłam patrząc na mojego chłopaka z wściekłością. On tylko machnął ręką, jakby pozbywał się dokuczliwej muchy.
-Bo dobrze wiesz, że tutaj teraz nie jest dla ciebie bezpiecznie. A Troy doskonale zna pierwszy wymiar, więc będziesz przez niego doskonale chroniona. To tyle w temacie, przykro mi, zdania nie zmienię.- Powiedział przysuwając się bliżej i zakładając mi ręce na szyję.
-Proponuję Wenecję, we Włoszech. Ciekawe zabytki, nieco ponad czterysta tysięcy mieszkańców. Na pewno ci się spodoba.- Powiedział Troy, otwierając ciężkie drzwi za którymi kryło się dające oślepiający blask lustro. Prawdę mówiąc, to tylko tak wyglądało, bo w rzeczywistości można było wejść do niego, lądując w każdym miejscu na świecie.

-Kocham cię!- usłyszałam krzyk Jessiego a chwilę potem ktoś mocno mnie popchnął i ostatnim co zobaczyłam była przerażająca ciemność. 
*  *  * 

Rozdział nudny, nic się nie dzieje, ale w ogóle nie miałam na niego pomysłu. Mimo, że jest krótki, kilka spraw się w nim nieco wyjaśnia. Ostatnio mam bardzo dużo spraw na głowie i to chyba dlatego dodaję go tak późno. Pojawił się zwiastun bloga, który znajdziecie w zakładce "o blogu". Pozdrawiam :)
Sekretna
10 komentarzy = następny rozdział.    

niedziela, 16 marca 2014

20 kwietnia, pisała Sandra



-Jesteś pewna, że właśnie tak powiedział? – Dopytywał się Cody Reed, z którym właśnie rozmawiałam. Znalazłam wygodniejszą pozycję na miejscu kierowcy w moim Audi. Nadal czułam się dziwnie roztrzęsiona po spotkaniu z nieznajomym.
-Tak.  – Odparłam zrezygnowana i po raz kolejny powiedziałam to samo. -  Jakiś tajemniczy wampir, powiedział, że jeśli chcemy dopaść ten cały gang od wyścigów to musimy zastawić pułapkę na Piątej Alei.
Mówił, że kolejne nielegalne wyścigi będę niedaleko i oni będą tamtędy wracać. Nie będą mieć innej drogi.
W słuchawce zapadło milczenie. Wiedziałam, że Cody rozważa moje słowa. Jeśli to będzie fałszywy alarm obojgu nam się oberwie.
-Czy ten informator mówił, co nim kieruje?
-Tak, podobno nie znosi szefa tej grupy i chce się zemścić. – Poinformowałam mojego rozmówcę, po czym przełączyłam telefon na tryb głośnomówiący i powoli zaczęłam wycofywać samochód z przystani.
-Cody wiem, że to ryzykowne. – Zaczęłam mówić rzeczowym tonem. – Ale pomyśl, jeśli oni faktycznie tam będą to przegapimy jedyną okazję.
-Dobra Evans. – Reed najwyraźniej też dostrzegał, jaka to dla nas szansa. Nie tylko dla policji, ale dla wszystkich obywateli Recordii. – Jedź do domu ja pogadam z szefem. Jak będziesz potrzebna zadzwonię.
-Czekan na telefon. – Rzuciłam na pożegnanie i się rozłączyłam. Jadąc przez miasto włączyłam sobie muzykę, pochodzącą z pierwszego wymiaru. Może ludzie to istoty słabe i nieporadne, ale piosenki tworzą całkiem niezłe.
Zgrabnie zaparkowałam przed malutkim jednorodzinnym domkiem otoczonym żywopłotem. Weszłam do środka i zanim zrobiłam cokolwiek sięgnęłam po telefon i napisałam sms do Evelyn.
Musimy się jak najszybciej spotkać, masz teraz czas? „.Nacisnęłam wyślij i położyłam telefon na kuchennym stole. Moja przyjaciółka odpisała jak zwykle szybko. „Teraz nie mogę. Uczyłam się do późna i teraz śpię. Może wpadniesz po siedemnastej? „.O ile nie będę miała wtedy akcji, powiedziałam do siebie w myślach, ale w wiadomości napisałam, że mi pasuje.
Ciekawe jak dziewczyna zareaguje na to, co jej powiem. W końcu nie, co dzień ojciec chce Cię zlikwidować. Szybko otrząsnęłam się z tych ponurych rozmyślań i włączyłam laptopa. Miałam wiadomość od mojej przyjaciółki Amelii. „Kiedy pojawisz się na zajęciach? „ Cholera opuściłam już tańce dwa razy         z rzędu.
 Wyłączyłam komputer z zamiarem odpisania jej później. Już miałam  iść pod prysznic kirdy rozdzwonił się mój telefon.
-Zbieraj się, mamy gang do złapania. – Powiedział agent Reed i rozłączył się. Jakie to w jego stylu, przekazuje informacje i rzuca słuchawką.  Szybko założyłam czarne spodnie i wygodne buty. Pod kurtką zapięłam kamizelkę kuloodporną i kaburę z bronią. Nie lubiłam strzelać. Dużo lepiej radziłam sobie w walce wręcz, ale jak każdy funkcjonariusz musiałam nosić pistolet. Po kilku minutach usłyszałam klakson. Wyjrzałam przez kuchenne okno. Czarny samochód z kuloodpornymi szybami stał przy krawężniku z zapalonym silnikiem. Wybiegłam z domu odruchowo biorąc zapasowy magazynek z szuflady.
Usiadłam na tylnym siedzeniu między dwoma starszymi agentami. Kiedy jechaliśmy na miejsce związałam swoje długie włosy w warkocz tak, aby nie przeszkadzały mi podczas obławy. Gdyby moja fryzura przeszkadzała mi w wykonywaniu obowiązków, szef niechybnie kazałby ją zmienić.
Piąta Aleja była obstawiona ze wszystkich stron. Komendant podszedł do nas i kazał zająć miejsce za jednym z budynków, mieliśmy być odpowiedzialni za to, aby przestępcy nie uciekli. Nie znoszę tego oczekiwania. Wszyscy stoją w bezruchu gotowi w każdej chwili rzucić się w wir walki na śmierć i życie. Usłyszałam warkot silników, zza zakrętu z zawrotną prędkością wyjechały dwa auta.  Opony samochodów z hukiem przebiły się na rozstawionych kolczatkach. Policjanci powoli zbliżali się do przestępców. Z wnętrz pojazdów wysiadło 3 mężczyzn. Kucnęłam i odbezpieczyłam broń celując w bruneta stojącego najbliżej.
Nagle rozległ się wystrzał i jeden z policjantów padł martwy na ziemię. Podobnie stało się z dwoma innymi, którzy zbliżali się do otoczonych ze wszystkich tron mężczyzn. Zapanował chaos. Brunet, który wcześniej stał przy swoim samochodzie zniknął, rozpłynął się w powietrzu wprawiając tym wszystkich w osłupienie. Jeden z jego towarzyszy wyciągnął długi miecz i wdał się w walkę z kilkoma policjantami, już z daleka wiedziałam, że potyczka jest przesądzona i funkcjonariusze nie mają szans. Ruszyłam powoli w stronę chłopaka, który wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją. Przyglądał się powstałemu rejwachowi z kpiącym uśmieszkiem. Kiedy byłam stosunkowo blisko wyciągnął ręce na boki, a w jego dłoniach pojawiły się kule ognia, którymi cisnął przed siebie.  Przerażeni policjanci uciekali na boki, jednak nie mieli gdzie się skryć. Zamaskowana postać z pistoletem stojąca obok władającego ogniem wampira rozglądała się na boki jakby kogoś szukała. Wycelowałam w blondyna siejącego zniszczenie za pomocą swoich niezwykłych umiejętności. Gdybym tylko mogła użyć swojego daru, nie było by ci tak do śmiechu – przemknęło mi przez myśl. Szkoda, że taki przystojny chłopak zajął się przestępczością.
Nie wiadomo skąd za osobą w kominiarce pojawił się Pieter Blood i przystawił jej lufę do skroni. Nie wahając się ani sekundy dłużej strzeliłam blondynowi w kolano. Chłopak krzyknął z bólu po czym zachwiał się i upadł. Nagle ziemia pod moimi stopami zaczęła drżeć i pękać. Spojrzałam w dół. W asfalcie pojawiło się pęknięcie, które z każdą chwilą rosło. Odskoczyłam w bok jak najdalej od szczeliny. Mój wuj wydawał się tak samo zdezorientowany. Przestępca w kominiarce wykorzystał sytuację i kopnął członka rady z pół obrotu. Pieter Blood upadł na ziemię kilka metrów dalej wypuszczając broń z dłoni. Ruszyłam w jego stronę jednak coś złapało mnie za nogę i upadłam. Moja kostka została owinięta grubym korzeniem, który wyrósł spod asfaltu.
Odruchowo przeniosłam wzrok na zamaskowaną osobę. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja byłam przekonana, że trzęsienie ziemi i ten korzeń były jej dziełem. Kątem oka dostrzegłam, że postrzelony przeze mnie blondyn unosi rękę w stronę Cody’ego. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. Usłyszałam w głowie szum fal, a nozdrza wypełnił mi zapach soli. W momencie, w którym przestępca chciał zaatakować mojego partnera stojący nieopodal hydrant wybuchł zalewając jego i stojących najbliżej ogromną ilością wody. Blondyn był zaszokowany, patrzył szeroko otwartymi oczami na kawałki hydrantu leżące na ziemi. Zachichotałam pod nosem. Teraz twój ogień się chyba nie przyda.
Wyszarpnęłam nogę z pułapki i ruszyłam wolno w jego stronę. Używanie mocy szybko wyczerpywało moje zasoby energii, ale taka sztuczka nie wymagała aż takiego poświęcenia. Stanęłam nad blondynem celując mu w głowę.
-Nawet nie próbuj. –Warknęłam widząc jak rozwiera dłoń. –Strzelę szybciej niż zdarzysz cokolwiek zrobić.
Pieter Blood, który otrząsnął się z otępienia podszedł do mnie lekko kuśtykając.
-Gdzie jest do cholery ich przywódca i ten zamaskowany? – Warknął groźnie, łypiąc spode łba na przechodzących policjantów.
-Nie wiem wuju. – Odparłam z rezygnacją. – Zniknęli mi z oczu po tym wybuchu.
-Cholera jasna! –Wrzasnął i uderzył pięścią w zna drogowy, który wygiął się pod wpływem jego siły. – Jak mogliście dopuścić do ich ucieczki?
A co ja miałam sama zrobić? Oni byli zbyt szybcy i zbyt dobrze zgrani. Na dodatek nie mogłam jawnie używać mocy! Nie odezwałam się ani słowem, nie chcąc jeszcze bardziej rozzłościć mego wuja.
-Dobrze, że złapaliśmy, chociaż jednego. – Westchnął członek rady i ruszył wyżywać się na innych policjantach.
-Przyjemniaczek. – Stwierdził postrzelony blondyn. – Kto to jest?
Chłopak miał przyjemny głos i niesamowicie niebieskie oczy. Cholera Sandra, jesteś policjantką a nie głupią małolatą rozpływającą się nad urodą pierwszego lepszego faceta.
-On? To mężczyzna, który skaże Cie na śmierć. Nazywa się Pieter Blood. –Skułam mu ręce kajdankami na plecach i pomogłam się podnieść. – Członek Rady i najbardziej stanowczy wampir w Recordii.
Wyjęłam z paska przy spodniach dwa malutkie, drewniane sześciany. Na każdym z nich wymalowana była magiczna runa.
-To powstrzyma Cię przed tworzeniem ognistych kul. – Powiedziałam mocując je przy kajdankach. Metalowe bransolety zalśniły fioletem na nadgarstkach zatrzymanego.
-Już się boję. – Parsknął śmiechem. – Mówisz, że te malutkie kostki powstrzymają mnie przed tym… - Rozstawił szeroko palce rąk skutych na plecach.  Rozbłysło światło, a chłopak z okrzykiem bólu padł na ziemię.  Uśmiechnęłam się do niego i po raz kolejny pomogłam wstać.
-Tak bardzo skutecznie Cię powstrzymają. – Przez mój głos przebrzmiewał śmiech. Chłopak jednak nie wydawał się być urażony. Wyszczerzył zęby i grzecznie dał poprowadzić się do radiowozu. Tuż przy drzwiach obrócił się gwałtownie w moją stronę tak, że straciłam na moment równowagę i oboje polecieliśmy na samochód. Oparłam się na mężczyźnie całym ciężarem swojego ciała. Na chwilę wstrzymałam oddech, a nasze spojrzenia się spotkały.
-Przepraszam. – Wydyszałam i szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- Ależ to czysta przyjemność. – Wymruczał. - A tak na marginesie, fajna sztuczka z tym hydrantem.
Zamarłam i spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Skąd on wie, że to ja?
-Nie wiem, o czym mówisz. – Szepnęłam wpychając go na tylne siedzenie policyjnego wozu.  Przestępca wyszczerzył zęby.
- A ja myślę, że jednak wiesz.
Pokręciłam głową i rzuciłam na odchodne. – Spotkamy się w Sali przesłuchań.
-Z Tobą spotkam się z chęcią nawet w piekle! – Odkrzyknął zanim funkcjonariusz zatrzasną drzwi. Uśmiechnęłam się mimowolnie na słowa chłopaka. Na ulicy dostrzegłam coś srebrnego schyliłam się, aby to podnieść. Była to srebrna bransoletka z zawieszką w kształcie drzewka. Miałam identyczną tylko na mojej widniała kropla wody. Stałam dokładnie w miejscu gdzie wcześniej doszło do starcia mojego wuja z zamaskowanym przestępcą. Zdolności nieznajomego dotyczące żywiołu ziemi i ta ozdoba nie mogą być przypadkowe.
Evelyn w coś ty się wpakowała? 

                                                                       * * * 

Kolejny rozdział, udało mi się go napisać trochę szybciej niż zamierzałam :)
Mam nadzieje, że podoba wam się to co wymyśliłam dla Sandry, jeśli chodzi o sprawę tajemniczego wampira, pojawi się on jeszcze nie raz w tej opowieści. 
Teraz dalszy rozwój wypadków leży w rękach i wyobraźni Sekretnej
No i żeby was nieco zmotywować: 
8 komentarzy = kolejny rozdział :)

poniedziałek, 10 marca 2014

20 kwietnia, pisała Evelyn

Na zewnątrz robił się już jasno, kiedy otworzyłam drzwi do mieszkania. Zdjęłam buty a kurtkę rzuciłam na wieszak, spiesząc się aby jak najszybciej dostać się do lodówki. Prędko wyjęłam pierwszą, lepszą torebkę z krwią i upiłam  wielki łyk, wcześniej urywając róg opakowania. Mmmm...pyszności. Chociaż może nie aż takie, jak świeża krew prosto z żyły jakiegoś zbłąkanego nastolatka. Ale Jessie kategorycznie zabronił mi zwracać w jakikolwiek sposób na siebie uwagę w drodze powrotnej do domu. Ale jestem pewna, że i tak wysłał za mną kogoś, żeby mnie pilnował. Podeszłam do obrazu wiszącego na ścianie, za którym krył się mały sejfik ze stali zbrojonej. Wpisałam kilka liczb i otworzywszy sejf włożyłam do niego mały rewolwer, który zawsze zabierałam ze sobą idąc do Jessa. Tak, na wszelki wypadek. Oprócz niego znajdowały się tam pieniądze w różnych walutach, jakbym miała chęć na podróż do pierwszego wymiaru, oraz pistolet z zapasowym magazynkiem i kluczyki do mojego kochanego Bmw. Szybko zamknęłam sejf i zasunęłam go obrazem tak, aby nic nie było widać. Usłyszawszy sygnał nadchodzącej wiadomości wyjęłam z kurtki czarna xperię Z. Od Sandry, super. Musimy się jak najszybciej spotkać, masz teraz czas? Odczytałam w myślach wiadomość. Szybko odpisałam przyjaciółce: Teraz nie mogę. Uczyłam się do późna i teraz śpię. Może wpadniesz po siedemnastej? Wysłałam. Nie cierpiałam kłamać najlepszej przyjaciółce. Ale co miałam napisać? Że spotykam się nocami z moim chłopakiem przestępcą i że sama nie jestem lepsza? A ona była policjantką. Dla niej liczyło się tylko dobro ogółu, a takich jak Jessie najlepiej wystawić na słońce w samo południe, by zginął powolną, bolesną, śmiercią. Nigdy by tego nie zrozumiała. Tego, ze potrafi być opiekuńczy, zabawny, troskliwy...Ok. Będę po południu .Odpisała dziewczyna. Rzuciłam telefon na łóżko, a sama poszłam się wykąpać. Ostatnio miałam tak mało czasu, że nawet krótka chwila pod prysznicem mogła być naprawdę relaksująca. Zarzuciwszy na siebie ciemną koszulkę weszłam pod kołdrę prawie natychmiast zasypiając.
Ze snu wyrwał mnie sygnał telefonu. Odszukałam ręką aparat po czym nie otwierając oczu warknęłam do słuchawki:
-Halo?
-Blood? Gdzie jesteś?- Usłyszałam zaniepokojony głos Jamiego w słuchawce. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, ziewając przeciągle.
-W domu, a gdzie mam być?- Mruknęłam. Usłyszałam dźwięk samochodu w tle.-Jamie? Co się dzieje?
-Mamy poważne kłopoty mała. Za nic nie wychodź z domu i nikogo nie wpuszczaj. Gliny już wiedzą, że chłopaki mają moce. Teraz ich ścigają. Wiesz, jak masz sobie radzić. W razie konieczności idź najbliższym tunelem do piekła, albo dzwoń do Felixa.- Wyszeptał, jakby ktoś oprócz mnie mógł to usłyszeć. W oddali było słychać syreny policyjne, co na pewno nie było dobrym znakiem.
-Jamie? Co się do jasnej cholery dzie...
-Muszę kończyć, mała. Życz nam powodzenia...-powiedział z przesadną dla niego życzliwością, po czym się rozłączył.
Założyłam szybko dżinsy i pierwszą, lepszą czarną bluzę, po czym włożyłam pistolet do pokrowca i przypięłam go do paska spodni. Wybrałam numer Felixa, mając nadzieje, ze szybko odbierze.
-Gdzie są?- spytałam bez przywitania.
-Dwie ulice od ciebie. A za nimi kilka radiowozów. Sami nie dadzą sobie rady, wysłaliśmy do nich już Sylvię i Lionela, ale nie możemy ryzykować utratą większej liczby ludzi. Masz kilka minut, bo zaraz zjawią się helikoptery, a wtedy będzie nieciekawie.- skończył, czekając na moją odpowiedź. Jessie mnie zabije, jeśli się zgodzę, lecz w przeciwnym razie zabiją jego, więc odmowa nie wchodziła w grę.
-Mów, co robić.- powiedziałam stanowczo, zakładając kominiarkę na głowę i naciągając kaptur.
-Wejdź na dach bloku. Powinnaś szybko się do nich dostać. Na pewno ich nie przeoczysz, zważywszy na to, że ciągną za sobą cały sznur policji.- Powiedział, a ja słyszałam jak wystukuje coś w komputerze. Po niecałej minucie byłam już na dachu i kierowałam się w stronę sąsiedniego budynku.-Masz 3 minuty, zanim dotrą tu helikoptery. Radziłbym się pospieszyć.- Mruknął a ja wyczułam cień sarkazmu w jego głosie
-No co ty nie powiesz?- Wychrypiałam, przeskakując uprzednio z jednego budynku na drugi. Przystałam na chwilę, Przysłuchując się odgłosom w oddali.-Są na południu.-szepnęłam, rozłączając się.
Skacząc z budynku na budynek szybko dotarłam na miejsce wskazane przez Felixa. Miał rację, wszędzie roiło się od policji. Szykowali pułapkę, to pewne. Schowałam się za metrowym murkiem, ogradzającym dach po czym wyjęłam i odbezpieczyłam broń. Wystarczyło tylko poczekać, aż nadjadą chłopki. Powtarzałam sobie, że nie mogę się denerwować. Nie wolno mi zmarnować tych kilka cennych kul które mam, a które mogą uratować chłopakom tyłki. Nawet Jamiemu, za którym normalnie nie przepadałam. Po chwili oczekiwania, która zdawała się być wiecznością, usłyszałam  ryk silników. Dwa znajome mi pojazdy wjechały w uliczkę, na której końcu rozłożone były kolczatki, którymi przebić się miały opony samochodów. Szczęście, że Jessie nie jechał swoim ukochanym Ssc ultimate, a czarnym Bmw. Uwielbiał to auto i chyba popełniłby samobójstwo, gdyby gliny je przejęły. W chwili, kiedy samochody wjechały na zamaskowane kolczatki, rozległ się ogromny huk pękających opon. W tej właśnie chwili ze wszystkich stron otoczyli chłopaków  policjanci, każdy z bronią w ręku. Wycelowałam w jednego, który najszybciej zaczął zbliżać się do ciemnego samochodu. Chwilę później drzwi jednego z aut otworzyły się, a ja ujrzałam wysiadającego z nich ciemnowłosego chłopaka z rękami podniesionymi do góry. Za moment blondyn siedzący w drugim aucie zrobił to samo. Policjanci natychmiast zaczęli zbliżać się do chłopaków, a kiedy jeden z nich zakładał właśnie kajdanki Jessiemu, strzeliłam mu w klatkę piersiową. Oddałam jeszcze trzy celne strzały, zanim ludzie zorientowali się, skąd pochodzą.
-Jestem z tobą- szepnął Jake, w ostatniej chwili uchyliwszy się od serii pocisków lecących w naszą stronę.
-To dobrze, już prawie nie mam czym strzelać.
-Za to ja mam aż za dużo amunicji- powiedział rozwierając dłonie, w których momentalnie pojawiły się dwie płonące kule.
Odwrócił się w stronę wroga, po czym zaczął ciskać ognistymi pociskami w stronę przerażonych policjantów. Chyba żaden z nich nie wiedział, co się dzieje. Zauważyłam, że Jessie już gdzieś zniknął, a Jamie oddalał się, dźgając co jakiś czas kogoś jednym ze swoich mieczy.
-Jak ja kocham tę robotę!- powiedział nieco za głośno blondyn, rzucając w ludzi ogniem jakby były to piłeczki do ping ponga. Już miałam zacząć się śmiać, kiedy ktoś przyłożył mi lufę do głowy a za plecami usłyszałam niski, ochrypły głos:

-Rzućcie broń i unieście ręce do góry.- Chwile potem ktoś strzelił do blondyna a ja najchętniej zapadłabym się gdzieś głęboko pod ziemię...

 *  *  *          

jest rozdział pisany z perspektywy Evelyn, teraz pora na Sandrę i tu wszystko zależy od Karoliny. zachęcam do komentowania i obserwowania, jeśli rzecz jasna wam się podoba :)
 8 komentarzy = następny rozdział 
PS. Nowy szablon, który wykonała cara z   http://graphicpoison.blogspot.com/ nie wiem, jak wam, ale mi bardzo się podoba.
Sekretna  

niedziela, 2 marca 2014

19 kwietnia, pisała Sandra



      Irytujący dźwięk dzwonka telefonicznego wyrwał mnie ze snu. Po omacku znalazłam na ciemnej szafce nocnej komórkę. Spod półprzymkniętych powiek zerknęłam na numer wyświetlający się na ekranie. Wystarczyło jedno nazwisko abym natychmiast się obudziła.
-Słucham szefie?- Starałam się żeby mój głos brzmiał pewne i przytomnie.
-Co tak długo? – Dobiegł mnie szorstki głos przełożonego. – Można wrosnąć w ziemię czekając, aż łaskawie odbierzesz.
-Przepraszam Panie Komendancie, spałam. – Zachowaj spokój powtarzałam sobie w myślach. Do ukończenia stażu masz tylko trzy miesiące, nie zaprzepaścisz tego.
-A, co mnie to obchodzi? – Warknął mężczyzna. – Masz być za pół godziny na Komendzie. To rozkaz.
Nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się. Czym prędzej zerwałam się z łóżka i popędziłam do szafy.
Jeżeli się spóźnię na pewno obarczy mnie wypełnianiem dokumentów do końca stażu. Rzuciłam przelotne spojrzenie na zegar. Była trzecia nad ranem. Cudownie.
Już po chwili siedziałam wygodnie na fotelu mojego Audi. Czułam suchość w gardle. Znowu nie zdążyłam się posilić, muszę pamiętać, aby to zrobić wracając do domu. Im dłużej chodzę na głodzie tym większe prawdopodobieństwo, że stracę nad sobą panowanie.
Podróż na komisariat nie trwała długo. Zaparkowałam swoje auto między dwoma wozami policyjnymi. Jeszcze zanim zdążyłam wejść do biura wiedziałam, że coś się stało. Wszędzie kłębili się agenci rozmawiając o czymś pół głosem. Rozejrzałam się ukradkiem za komendantem jednak nigdzie go nie było.
-I jak Ci się teraz podoba na stażu? – Zagadnął do mnie wysoki szatyn. Odruchowo uśmiechnęłam się do agenta Cody’ego Reeda. To on pierwszy wyciągnął do mnie pomocną dłoń, kiedy pojawiłam się na komendzie. Mimo, że uważał, iż policja nie jest miejscem dla kobiet, zawsze był dla mnie miły.
-Nawet pobudka o 3 nad ranem nie jest w stanie mnie zniechęcić. – Odparłam wzruszając ramionami. –Wiesz, co się stało?
Niewiele starszy ode mnie chłopak kiwnął głową.
-Napad z Bronia na bank. – Szepnął jakby było to sekret. – Podobno zrobili to Ci sami, co ostatnio.
-Masz na myśli nieuchwytny gang od wyścigów?
Reed pokiwał głową i wbił spojrzenie w coś tuż nad moją głową. Odruchowo się odwróciłam. Stał tam komendant w towarzystwie innego wampira. Wampira, którego znałam. Członek Najwyższej Rady i mój wuj, ojciec mojej najlepszej przyjaciółki i kuzynki Evelyn.
Natychmiastowo wstałam, kiedy przechodził obok mnie.  Zaszczycił mnie jednie kiwnięciem głowy i zajął miejsce na podwyższeniu za biurkiem.
-Dzieje się bardzo źle. – Zagrzmiał mężczyzna rozglądając się po zgromadzonych osobach. – Nasze miasto jest zagrożone. – Wszędzie panowała cisza. Nikt nie śmiał się wtrącić. Nawet ja wstrzymałam oddech oczekując na to, co powie.- Zapewne wszyscy słyszeli o gangu, który bierze udział w nielegalnych wyścigach i napadach.
Wszyscy pokiwali głowami.
-Otóż moi drodzy to nie wszystko. – Zaczął jeszcze bardziej podnosząc głos. – Niektóre wampiry mają pewne specjalne zdolności. – Poczułam, że po plecach spływa mi zimny pot. – Zdolności, które nam wszystkim zagrażają.
-Co ma pan na myśli?- Zapytał Cody Reed wychylając się do przodu.
-Niektórzy z naszych pobratymców mają zdolności nadprzyrodzone. – Odparł spokojnie wampir opierając dłonie na biurku. Zaczęłam głęboko oddychać. Skąd on to wie? Przecież ja i Evelyn tak bardzo się starałyśmy, aby nikt się o nas nie dowiedział. Członek rady mówił dalej. – Mam na myśli zdolności takie jak panowanie nad żywiołami, telekineza i tym podobne.
W Sali wybuchły rozmowy nikt nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
-Co Rada zamierza z tym zrobić? – Wykrzyknął ktoś spod ściany. Mój wuj uśmiechnął się pokazując kły. Był to przerażający widok i na wszystkich zrobił wrażenie.
-Dla dobra naszego społeczeństwa, należy ich zlikwidować.
Zakręciło mi się w głowie. Zabić? Przez coś, na co nawet nie mam wpływu? Nie prosiłam się o tą moc. Po prostu się z nią urodziłam.
-Dobrze się czujesz?- zapytał zatroskany Reed nachylając się nade mnę. Pokręciłam głową.
-Zrobiło mi się trochę słabo. – Odparłam starając się głęboko oddychać. Powoli wracałam do siebie, a rozmowy nadal trwały.
-Od tej pory, wszyscy mają zachować odpowiednią czujność! – Zagrzmiał komendant. – Jakiekolwiek oznaki nadzwyczajnych umiejętności mają być mi zgłaszane!
-Skąd mamy wiedzieć, kogo obserwować? - Odezwała się starsza kobieta o włosach przeplatanych siwizną.
-Nie można ufać nikomu. – Zakończył ojciec Evelyn. Kierując się w stronę drzwi. Kiedy mnie mijał zatrzymał się i powiedział cicho – Chciałbym zamienić z Tobą kilka słów.
Ciarki przebiegły po moim ciele. Cudownie, właśnie tak zakończy się moje krótkie zaledwie 23 letnie życie. Wstałam bardzo wolno i udałam się za wujem do gabinetu komendanta. Mężczyzna przysiadł na biurku i zaczął.
-Martwię się o Evelyn. – zamrugałam kilkakrotnie. O Evelyn? Rozmowa ma dotyczyć właśnie jej?
-Ale.. Coś się stało? – Wydusiłam przez zaciśnięte gardło.
-Ostatnio znika na całe dnie. – Wyznał mi wujek, wpatrując się we mnie z uwagą. – A mamy bardzo niebezpieczne czasy.
Pokiwałam tylko głową, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Na szczęście mężczyzna kontynuował.- Miałbym do Ciebie prośbę, abyś się nią zaopiekowała.
-Ale Evelyn jest dorosła. – I na dodatek nie chciałaby mojej opieki dodałam w myślach.
-Chcę, żebyś jej wytłumaczyła powagę sytuacji. I przestrzegła przed włóczeniem się.
Westchnęłam. Już wyobrażałam sobie naszą rozmowę. Mam ją ostrzec przed nią samą?
-Porozmawiam z nią, ale nie obiecuję, że mnie posłucha.
-Zawsze się dobrze rozumiałyście. Liczę na Ciebie. – Ojciec mojej kuzynki kiwnął głową na znak, że skończył. Szybko wyszłam z gabinetu. Super.
Przełyk palił mnie coraz bardziej. Organizm domagał się świeżej ludzkiej krwi. Na samą myśl o tym, kły wsuwały mi się z dziąseł. Z nikim nie rozmawiając wyszłam z komendy. Wsiadłam do samochodu i pojechałam na wybrzeże. O tej porze na pewno znajdzie się tam ktoś z własnej woli lub z przymusu służący tętnicą szyjną. Zimny wiatr uderzył mnie, kiedy tylko wysiadłam z auta. Plaża wydawała się pusta, więc ruszyłam na zwiady. Nie boję się ciemności, ale też nie lubię sama włóczyć się po nocy.
Jednak, gdyby zaatakowała mnie jakaś istota nadnaturalna… Biada jej.  Nie, dlatego, że jestem wampirem, akurat tej dziedziny mojej egzystencji nie lubię. Jednak atakowanie w pobliżu może, gdzie jest nieczerpana ilość wody to głupota. Kątem oka dostrzegłam ruch pomiędzy zabudowaniami. Zbyt szybki, żeby mógłby to być człowiek. Czyli nie tylko ja wpadłam na pomysł pożywienia się na plaży.
Zza rogu wyszedł człowiek. Mężczyzna około 40 letni. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko.
-A, co taka piękna dziewczyna robi sama w takim miejscu? – Zapytał pochylając się w moją stronę. Było widać, że jest pijany. Szkoda, alkohol psuje smak krwi.
-Mam sprawę do załatwienia, w której możesz mi pomóc.-  Powiedziałam cicho, jednak tak aby usłyszał to co mówię.
- Takiej ślicznotce zawsze. – Burknął mężczyzna zataczając się. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ukazujący wszystkie zęby wraz z kłami. Moja ofiara otworzyła usta do krzyku. Jednak nie zdążyła wydobyć głosu. Z niesamowitą prędkością zatopiłam zęby w jego szyi.
Życiodajny płyn wypełnił mi usta. W głowie zaczęło mi szumieć. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozkoszować się smakiem. Bardzo szybko oprzytomniałam i odepchnęłam od siebie pijanego mężczyznę.
Obym tylko go nie zabiła.- Przebiegło mi przez myśl. Na szczęście, żył i był nieprzytomny. –To dobrze, rano nie będzie niczego pamiętał.
Oblizałam usta z resztki krwi i ruszyłam w stronę samochodu. O bok mojego Audi opierał się wysoki blondyn. Kiedy wolno się do niego zbliżyłam uniósł głowę i uśmiechnął się zawadiacko.
-Witaj. – Powiedział cicho ukazując kły.
Kto to do cholery jest? – Pomyślałam zatrzymując się w bezpiecznej odległości od niego. 
                                                                        * * * 


Rozdział drugi, tym razem ukazujący przemyślenia Sandry. Mam nadzieję, ze wam się podoba. Zapraszam do komentowania! Następny rozdział z perspektywy Evelyn już nie długo! Sama nie mogę się doczekać co wymyśli dla nas Sekretna.