czwartek, 9 lipca 2015

14/15 maja, pisała Sandra.

Czułam jakby wskazówki zegara stanęły w miejscu. Gdy czekaliśmy na pojawienie się Caleba z którym chłopcy doszli do porozumienia, Jessie wrócił po mnie do auta i za pomocą swojego daru przeniósł na balkon, miałam być ich tajną bronią. 
Wkroczyć w kulminacyjnym momencie i zaatakować mojego brata oraz jego ludzi.
W hali, gdzie miała odbyć się pozorna wymiana wyczułam kilka rur, które będą dla mnie idealnym źródłem wody.
Czekanie jest jedną z rzeczy, których nie znoszę. Na każde spotkanie przybywam zawsze kilka minut wcześniej, a irytuje mnie gdy ktoś spóźnia się nawet odrobinę. Teraz musiałam cierpliwie stać i obserwować otoczenie. Spojrzałam przelotnie na stojącego w dole Jake'a.
Opierał się o skrzynkę, a ręce schowane miał w kieszeniach czarnych jeansów. Nawet w takiej chwili chciał wyglądać na wyluzowanego. Z kolei jego brat stał napięty jak struna, cała postawa blondyna zdradzała zdenerwowanie. Ostatni z mężczyzn - Jessie miał spojrzenie, które zmroziłoby nawet Izmę.
Martwił się o Evelyn tak samo, a może nawet bardziej niż ja.
W końcu do magazynu z kpiącym uśmieszkiem wkroczył Caleb, szybko cofnęłam się aby mnie nie zobaczył.
-Nie spodziewałem się, że dla jednej dziwki sprzedasz przyjaciół, Reed. - powiedział mierząc przywódcę Piekła wzrokiem. - Szkoda, że nie zdążyłem jej wypróbować.
Jessie zacisnął dłonie w pięści, ale się nie poruszył. Gdyby teraz zrobił jeden fałszywy krok, całe przedsięwzięcie poszłoby na marne. Za plecami Donovana otworzyły się topornie wyglądające, metalowe drzwi. Zza nich wyłoniło się dwóch osiłków trzymających brunetkę z rękami skrępowanymi za plecami.
Była blada i wyraźnie wykończona, z rany na obojczyku sączyła się ciemna krew.
- Jak widzisz, twoja księżniczka jest cała i zdrowa. - odezwał się mój brat. Dziewczyna lekko zachwiała się, co Caleb skwitował drwiącymi słowami - No prawie. A teraz bliźniaki.
Przygryzłam wargę widząc jak w Jamie i Jake idą w kierunku tego drania, delikatnie wysunęłam się do przodu i przygotowałam do ataku.
-Nie. - krzyknęła Evelyn widząc jak pomagierzy Donovana zakładają na chłopaków blokady mocy. Zwróciła się w stroną Caleba z chęcią mordu w oczach. - Więc gwałcenie dziewczyn już cię nie zadowala? Wolisz chłopców?
Mężczyzna podszedł bardzo blisko brunetki mówiąc coś tak cicho, że nie dosłyszałam. Przeciągnął palcem po jej dekolcie i uśmiechnął się drapieżnie, na co Jessie odpowiedział warknięciem. 
- Na pewno nie teraz.Wywiązaliśmy się z umowy, teraz twoja kolej.
Na rozkaz Caleba, Evelyn została rozwiązana. Gdyby nie interwencja Reeda dziewczyna wylądowałaby na ziemi, ale ten złapał ją w ostatniej chwili i mocno uścisnął. Uśmiechnęłam się do siebie i skupiłam wzrok na Donovanie, który mierzył wzrokiem swoich braci.
- No, gołąbeczki! Pozwolicie, że was wyproszę, bo mam do pogadania z moimi młodszymi braćmi.- teraz była moja kolej odetchnęłam głęboko czując jak na moje zmysły napiera niewidzialna fala wody, która pragnie się wyrwać.
Stanęłam na krawędzi balkony i krzyknęłam do mojego brata, nie kryjąc uśmiechu na twarzy:
-Chyba nie myślałeś, że tak po prostu oddamy ci chłopaków, co? - kiedy wzrok Caleba spoczął na mnie, Jessie zabrał z dołu Evelyn, a wielka fala wody zalała miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stali.
- Zabierz stąd Eveyn. - rozkazał mi Reed i mimo, że nie znoszę jak ktoś mi rozkazuje od razu się dostosowałam ciągnąc dziewczynę za sobą do wyjścia.
Kątem oka zobaczyłam jak Jake kopie jednego z porywaczy Evelyn z półobrotu, a ten jak w zwolnionym tempie upada u łap Felixa.
Gdy tylko usadziłam moją przyjaciółkę w samochodzie, przyjrzałam jej się uważnie.
-Nic Ci nie jest? - zapytałam dotykając jej ręki. Dziewczyna pokręciła głową i mruknęła.
-Chyba nic... - W tym samym momencie na masce samochodu z kocią gracja wylądował Caleb. Nasze spojrzenia się spotkały, a mężczyzna uśmiechnął się groźnie. Jednak nie trwało to długo, ponieważ tuż za nim pojawił się przywódca Piekła i jednym machnięciem dłoni sprawił, że poszybował wysoko w górę i uderzył o ścianę.
-Zabierz je stąd! -warknął brunet do Lionela siedzącego za kierownicą. Czarownikowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, już po chwili mknęliśmy opustaszołymi ulicami.
Obejrzałam się za siebie i zanim zniknęliśmy za zakrętem zobaczyłam jak Jessiego otacza cztery wampiry.
-Lionel zawracaj! - krzyknęła Evelyn. - Idioto trzeba im pomóc!
Anderson zerknął na nią w lusterku i westchnął.
-Po pierwsze jesteś za słaba by cokolwiek zdziałać - jego głęboki głos budził zaufanie i wywoływał we mnie spokój. Odkąd go poznałam zastanawiałam się, czy nie jest to jakaś jego magiczna sztuczka. - Po drugie otrzymałem rozkaz, odstawić was dwie bezpieczne na komendę.
Brunetka zacisnęła zęby, ale widziałam że powstrzymuje się aby nie powiedzieć swojego zdania na ten temat.
-On ma rację, Ev. - szepnęłam ściskając jej dłoń. - Wiem co czujesz, ale nic im nie będzie.
Dziewczyna pokiwała głową i oparła się o zagłówek, oddychając głęboko. Dzięki temu lepiej widziałam zranienia na obojczyku. Rana nie była głęboka ale dookoła zrobiła się napuchnięta i czerwona, a w środku była jakaś czarna maź.
-Nie znoszę czuć się taka bezużyteczna i słaba! - warknęła Evelyn otwierając oczy. Uśmiechnęłam widząc, że wraca do siebie.
-Jeszcze będziesz miała okazję mu dokopać. - obiecałam jej z uśmiechem. Samochodem mocno szarpnęło, kiedy Lionel zaparkował tuż przed drzwiami komendy. Wysiadłam pierwsza i pomogłam mojej kuzynce stanąć na nogi.
-W środku jest Kim. - powiedział do nas Anderson. - Ja muszę jechać do Piekła, gdyby coś się działo dzwońcie.
Evelyn uśmiechnęła się do chłopaka, a ja podziękowałam mu za wszystko. Po chwili obie byłyśmy otoczone Radą i policjantami, którzy pytali o szczegóły.
Pieter dopadł do swojej córki i mocno ją przytulił, brunetka jęknęła cicho i mruknęła, że ją dusi.
-Martwiłem się. - powiedział przewodniczący Rady patrząc na dziewczynę. Evelyn uśmiechnęła się i pozwoliła się przytulić również swojej matce.
 Kim stała zniecierpliwiona tuż za nimi.
-Czy już mogę się nią zająć? - zapytała tupiąc nogą o posadzkę. -  Przypominam, że jest ranna.
Izma szybko wskazała wolne pomieszczenie gdzie Kim miała zająć się Evelyn. Westchnęłam ciężko i wyjrzałam przez okno, niestety nic nie wskazywało na to, że nasi chłopcy wracają.
-Wszystko poszło zgodnie z plenem? - zapytał Cody, który stał z moim wujostwem. Pokiwałam głową nie odrywając wzroku od drogi za oknem.
-Tak. - mruknęłam. - Ja zabrałam stamtąd Evelyn, a chłopcy zajęli się porywaczami.
-Mam nadzieję, że nawzajem się powybijają. - warknęła naczelniczka więzienie mrużąc oczy. Spojrzałam na nią z pogardą, nie odzywając sie ani słowem. 
Mawiano, że Izma Blood to kobieta bez serca i coraz bardziej byłam przychylna tej opinii. Nie potrafiła nawet docenić osób, które się narażały żeby ratować jej córkę, a wcześniej pół miasta.
Nagle na drodze pojawił się samochód Reeda, szybko odeszłam od okna i zawołałam Evelyn dziewczyna wybiegła mimo protestów Kim. Kiedy Jessie pojawił się w drzwiach, brunetka rzuciła się w jego kierunku. Mężczyzna mimo wielu ran, chwycił ją na ręce i uniósł wysoko całując w usta. Uśmiechnęłam się na ten widok, jednak kiedy zobaczyłam minę Jamiego poczułam uścisk w dołku. Chłopa wyglądał jakby miał się rozpłakać, ale trzymał się ostatkiem sił.
-Gdzie Jake? - zapytałam cicho podchodząc bliżej. Blackwell nie odpowiedział mi tylko kopnął z całej siły krzesło, które rozpadło się na kawałki. Spojrzałam na Jessiego szukając odpowiedzi. Brunet przycisnął do siebie Evelyn i odpowiedział:
-Nie mieliśmy szans, nawet z naszymi mocami. - czułam jak moje gardło się powoli zaciska i blokuje dopływ powietrza do płuc. - Ja walczyłem na zewnątrz i dawałem radę, ale potem kiedy walka chłopaków też przeniosła się przed hale wszystko się zjebało.
-Jake oberwał w udo, i nie mógł chodzić. - wtrącił pozbawionym emocji głosem Jamie. - Samochód ukryliśmy w lesie, a ich było około 20.
-Mieli broń najnowszej generacji. - kontynuował chłopak, mojej przyjaciółki. - A na dodatek ich liczba ciągle rosła, nie wiadomo skąd się brali.
Łzy wypełniły mi oczy. Nie chciałam aby wszyscy to zauważyli więc zamrugałam szybko.
-Jake, podpalił budynek i kazał nam uciekać. - szepnął Jamie. - A my musieliśmy się go posłuchać, gdybyśmy go starali się wydostać...
-Zginęlibyśmy. - dokończył Jessie.
W sumie nie czułam bólu tylko pustkę. To dziwne ale teraz było mi obojętne co się stanie ze mną, z Recordią czy nawet  z całym światem. Po co cała ta walka skoro Jake zapłacił taką cenę? Po co mam walczyć, kiedy nie mam dla kogo żyć. Bo wiedziałam, że Caleb go zabije, a nie będzie to powolna i łatwa śmierć.
Nie zwracając uwagi na nikogo wyszłam z komendy i stanęłam na podjeździe dla radiowozów. Łzy, tak długo powstrzymywane w końcu popłynęły.
Nie wiem ile stałam, ale po pewnym czasie poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Jamiego.
-I co teraz? - zapytałam cicho ocierając policzki. - Wyciągniemy go stamtąd?
-Teraz pogadamy z moją mamusią. - warknął chłopak. - I przysięgam Ci jeśli nam nie pomoże, to zabije ździrę.
-Ale Izma... - zaczęłam chcąc wytłumaczyć, że się nie zgodzi. Blackwell zapalił papierosa i wydmuchał na mnie dym.
-Gówno mnie ona obchodzi. - warknął. - Wiem, że masz dostęp do Sienny i mi pomożesz. Dla Jake'a.
Kiwnęłam głową zdając sobie sprawę, że lubię Jamiego. A teraz mieliśmy na dodatek wspólny cel. Wyciągnąć jego brata z rąk Donovana za wszelką cenę.
 
***
Witajcie! 
Wreszcie wakacje i jest czas na pisanie i czytanie! 
Strasznie mi się dłużyły ostatnie miesiące, ale nareszcie można zająć się tym co naprawdę uwielbiam!
Jak myślicie co się stanie z Jakiem? 
Trochę mi go szkoda, wszystko co najgorsze przytrafia się właśnie jemu! 
 Zapraszam wszystkich do komentowania! 
Pozdrawiam
Karolina S.