sobota, 27 czerwca 2015

14 maja, pisała Evelyn

Przebudziłam się czując okropny ból całego ciała. Spróbowałam przypomnieć sobie, co się stało, ale obrazy zamazywały mi się przed oczami. Pamiętałam tylko jak ktoś uderza mnie w głowę a potem ból rozchodzi się po całym moim ciele i zapada ciemność.
Siedziałam przywiązana do krzesła. Tyle mogłam stwierdzić nawet bez otwierania oczu. Otworzyłam oczy i kiedy odzyskałam już ostrość widzenia zmusiłam się do podniesienia głowy. Ból nasilił się jeszcze bardziej a mnie oślepiło światło przebijające się przez okienko w drzwiach. Poza mną siedzącą na krześle w zaciemnionym pomieszczeniu nie było nikogo ani niczego, a przynajmniej tak mi się wydawało. Spróbowałam użyć swoich mocy, ale poczułam tylko silne swędzenie w okolicy nadgarstków. No tak. To by było zbyt piękne, żeby tak po prostu zdjęli mi urządzenia blokujące. Doskonale wiedziałam, kto stał za porwaniem mnie. Pieprzony sukinsyn. Będzie miał przekichane, jak chłopaki się o tym dowiedzą. Nie musiałam długo czekać zanim twarz mojego porywacza pokazała się w okienku w drzwiach. Usłyszałam brzdęk kluczy. Chłopak pociągnął za klamkę i wszedł do środka, uśmiechając się złowieszczo. Nacisnął włącznik, a żarówka wisząca nad moją głową zaczęła dawać słabe światło, ukazując, jak brudno było w pomieszczeniu, w którym mnie przetrzymywał.
- Obudziła się nasza księżniczka... - Mruknął lustrując mnie wzrokiem.
- Szkoda tylko, że zamiast księcia ujrzała Shreka. - Odparłam udając że moszczę się wygodniej na krześle, w rzeczywistości powstrzymując się przy tym przed syknięciem z bólu.
Chłopak warknął coś pod nosem i kucnął przy mnie.
- Na twoim miejscu darowałbym sobie te głupawe teksty.
- Na twoim miejscu nie porywałabym córki przewodniczącego rady będącej jednocześnie dziewczyną władcy Piekła. - Syknęłam z bezczelnym uśmiechem, za co zostałam natychmiastowo spoliczkowana. Zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać, patrząc na niego wyzywająco. - Tylko na tyle cię stać? A może zgwałcisz mnie i zabijesz? Niezbyt to oryginalne, nie uważasz? - Zapytałam tonem ociekającym jadem. Zignorowałam posmak własnej krwi w ustach.
Caleb przyglądał mi się przez chwilę po czym wstał i jakby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami.
Ucieszyłam się, że udało mi się go pozbyć. Im dłużej będzie zwlekał ze zrobieniem mi krzywdy, tym więcej czasu będą mieli chłopaki na odnalezienie mnie. Co nie zmieniało faktu, że po pewnym czasie zaczęło mi się nudzić a ponadto odczuwałam coraz większe pragnienie. Zaczęłam tęsknić za moją ludzką zabawką a wątpiłam, żeby Donovan takie posiadał. Usłyszałam jakieś zgrzytanie a potem ponownie kroki, i nie myliłam się sądząc, że to zmierza do mnie mój oprawca. Tym razem nie odezwał się ani słowem, ale w jego dłoni dostrzegłam sztylet zabarwiony jakąś oleistą cieczą.
- Wiesz, jak trudno jest zrobić bliznę na ciele wampira? - Zapytał zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Byłam w zbyt wielkim szoku, żeby cokolwiek powiedzieć. - Jest na to tylko kilka sposobów. Jednym z nich jest użycie krwi nowo narodzonej syreny i tak się składa, że akurat posiadam jej trochę. - Zapatrzył się na ubrudzone narzędzie. - Z własnego doświadczenia wiem, że ten sposób jest niezwykle bolesny, ale za to jakże efektywny!- Powiedział dobitnie, uśmiechając się szaleńczo.
- Zgaduję, że chcesz, abym się o tym przekonała na własnej skórze? - Zapytałam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Trzymanie buzi na kłódkę w mojej sytuacji byłoby pewnie korzystne, ale nie mogłam się powstrzymać.
Caleb zaczął chodzić dookoła krzesła do którego byłam przywiązana i mruczeć coś niezrozumiałego dla mnie pod nosem. Przełknęłam głośno ślinę mając nadzieję, że tego nie usłyszy, ale najwyraźniej się myliłam, ponieważ podszedł do mnie unosząc mój podbródek. W jego oczach dostrzegłam jakiś niebezpieczny błysk i zanim zdążyłam się zorientować, chłopak już przykładał do mojego obojczyka zamoczone w truciźnie ostrze. Jednym szybkim pociągnięciem przeciął mi skórę. Przez moment nie byłam w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, tylko patrzyłam na strumyk czarnej cieczy wylewającej się z powstałej rany, będącej moją krwią. Wcześniej nie byłam do końca pewna, czy chłopak rzeczywiście mnie skrzywdzi. Ale przecież to psychopata. Powinnam się domyślić, że jest zdolny do wszystkiego. Przyłożył ostrze do prawej ręki chcąc zrobić to samo, ale przerwało mu brzęczenie telefonu w kieszeni. Zaklął pod nosem i wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą. No, przynajmniej częściowo, bo powstała rana paliła niemiłosiernie. Łza spłynęła mi po policzku ale była ona wynikiem nie strachu czy bólu, co po prostu czystej złości i bezradności. Nienawidziłam tego kolesia i pragnęłam, żeby chłopaki zafundowali mu prawdziwe cierpienia. Nawet nie zwróciłam uwagi, że ktoś postanowił ponownie mnie odwiedzić. Tym razem było to dwóch muskularnych kolesi uśmiechających się do mnie w taki sposób, jakby zaraz chcieli spić ze mnie całą krew. Rozwiązali mnie, zostawiając oczywiście urządzenia blokujące i zaczęli ciągnąc najpierw na korytarz, a później schodami w górę.
- Połamię sobie paznokcie! - Warknęłam, kiedy moja dłoń zahaczyła o chropowatą ścianę. Jeden z osiłków tylko zaśmiał się gardłowo.
- Myślę, że w tej chwili to twoje najmniejsze zmartwienie. - Parsknęłam na tę wypowiedź. Naprawdę, coś takiego mogłam usłyszeć tylko z ust faceta. Najmniejsze zmartwienie. Też coś. 
W końcu postawili mnie w jakiejś ciemnej hali. Upadłabym, jednak powstrzymała mnie wielka, silna łapa, trzymająca mnie za rękę. Naprawdę, w niektórych chwilach buty na koturnach przynoszą więcej szkody niż pożytku. W normalnych okolicznościach widzenie w ciemności nie sprawiało mi większego problemu, jednak dzięki blokadom stawałam się słaba i bezbronna niczym człowiek. Tak. Wiem. Okropne porównanie.
- Jak widzisz, twoja księżniczka jest cała i zdrowa.- Usłyszałam z niedaleka głos Donovana. - No, prawie. - Dodał ze śmiechem, kiedy po raz kolejny zachwiałam się niebezpiecznie. - A teraz bliźniaki. - Rozszerzyłam oczy. Jak to, bliźniaki? Co on do jasnej cholery od nich chce?
Dwie ubrane na czarno postaci zatrzymały się kilka kroków przede mną tak, że teraz widziałam je dość wyraźnie. Jake uśmiechał się do mnie smutno a twarz Jamiego była niczym maska. Nie wyrażała kompletnie żadnych uczuć. Z tyłu podeszło do nich dwóch mężczyzn i zaczęło wiązać ręce za plecami. Zobaczyłam fioletowe światełko a po chwili młodszy z braci syknął cicho, kiedy zakładali mu urządzenia blokujące. Zaczęłam rozumieć. Robili wymianę. Ja, w zamian za chłopaków.
- Nie! - Krzyknęłam przerywając ciszę. Dostrzegłam Caleba. Stał z boku, przyglądając się wszystkiemu uważnie. - Więc gwałcenie dziewczyn już cię nie zadowala? Wolisz chłopców? - Warknęłam sarkastycznie, na co on tylko się skrzywił, podchodząc do mnie na niebezpiecznie bliską odległość.
- Miejmy nadzieję, że z tobą będę jeszcze miał okazję się zabawić... - Mruknął przejeżdżając palcem wzdłuż mojej szyi i po dekolcie.
- Na pewno nie teraz. - Usłyszałam władczy głos Jessiego.- Wywiązaliśmy się z umowy, teraz twoja kolej. - Zażądał. Caleb wywrócił oczami i pstryknął dwa razy a trzymający mnie mężczyzna z ociąganiem zaczął rozcinać moje więzy. Pchnął mnie do przodu a ja po raz kolejny zachwiałam się, o mało nie upadając. Wszystko się we mnie gotowało i  byłam bliska wybuchu. Naprawdę miałam ochotę opieprzyć chłopaków za ten jakże „genialny” plan na uratowanie mnie. Nie wiem, skąd mój chłopak wziął się tuż obok mnie i objął mocno rękami. Odwzajemniłam uścisk nie zwracając uwagi, na pieczenie obojczyka.
- No, gołąbeczki! Pozwolicie, że was wyproszę, bo mam do pogadania z moimi młodszymi braćmi. - Rzekł w naszą stronę Donovan. Odszukałam wzrokiem bliźniaków którzy otoczeni przez zgraję ludzi Caleba wyglądali, jakby chcieli go rozszarpać.
-Chyba nie myślałeś, że tak po prostu oddamy ci chłopaków, co? - podskoczyłam na dźwięk znanego mi, kobiecego głosu i nie wiadomo skąd nadeszła ogromna fala, zalewająca całą halę.
Jessie rozpłynął się w powietrzu, unosząc mnie do góry i po chwili wylądowaliśmy na chwiejącym się niebezpiecznie, metalowym balkonie. Tuż obok stała Sandra z rozłożonymi dłońmi, powodująca spustoszenie na dolnej części pomieszczenia. Felix pod postacią wilka dosłownie rozszarpywał pomagierów Caleba, a Jake pomagał wyswobodzić się swojemu bratu, który śledził wzrokiem Donovana. Kiedy tylko był już w stanie sam się bronić, zaczął unosić wrogów do góry i ciskać mini w coraz większe ognisko, które rozpalał Jake.
- Zabierz stąd Eveyn. - Polecił Jessie mojej siostrze a sam włączył się w walkę. Chciaąłm zaprotestować i pomóc chłopakom, ale Sandra najwyraźniej nawet nie chciała o tym słuchać, i jak najszybciej wyprowadziła mnie na zewnątrz, gdzie Lionel siedział już za kierownicą samochodu terenowego. Włączył silnik kiedy tylko nas zobaczył i tuż po tym, jak wsiadłyśmy do środka, ruszył z piskiem opon.
- Nic ci nie jest? - Zapytała moja przyjaciółka z przejęciem, a siedzący z przodu czarownik przyglądał mi się w lusterku.

- Chyba nic... - Szepnęłam w tym samym czasie, kiedy na masce samochodu wylądował z niezwykłą zręcznością mój niedawny porywacz. 
*  *  *
Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać, ale ja też mam prawo do wakacji. Mam dzisiaj zły humor i nie wiem, czy ten anonimowy komentarz, że cytuję: " wszyscy czeka-a-aa-a-aa-a-a-a-aa-a-ja" miałam odebrała jako obraźliwy, ale tak się właśnie stało. Dobił mnie dzisiaj kompletnie, ale dopiął swego. Ma rozdział. Chociaż ja osobiście też mam swoje ulubione blogi i takimi komentarzami nie sypię nawet, jak długo się na nich nic nie pokazuje. Ale to może kwestia odbioru.   Obiecałam, że wrócimy? Wróciłyśmy. Rozdział może jest krótki, ale nie chciałam go na siłę wydłużać. Mogą zdarzać się błędy, ale sprawdzę je jutro, bo dzisiaj nie ma na to nastroju. Dziękuję wszystkim za cierpliwość, jesteście wielkie!  :* 
A, no i jeszcze jedno! Jakbyście miały jakieś pytania, to piszcie śmiało! W ogóle to chyba zacznę wam odpisywać na komentarze! Jakoś nie czuję ostatnio tego zżycia z czytelnikami, ale to chyba przez tę przerwę...Piszcie, co sądzicie o rozdziale! Wiem, że się nie popisałam, ale tak jak mówię... Miałam długą przerwę. 
:*   

czwartek, 4 czerwca 2015

Informacja!

Witam wszystkich, a przynajmniej tych, którzy tu jeszcze zaglądają... Przez ostatnie parę miesięcy na blogu nic się nie pojawiało, ale była to głównie moja wina. Jakoś nie miałam chęci pisać tego opowiadania i kiedy tylko zaczynałam, moje pomysły zaraz się kończyły i stwierdzałam, że to co naskrobałam było do niczego, a przecież bez sensu jest publikowanie czegoś, z czego się nie jest zadowolonym. poza tym miałam też mnóstwo nauki i masę innych zajęć i prawdę mówiąc ledwo wyrabiałam się z jednym opowiadaniem, nie wspominając już o tym. Tak czy owak obie z Karoliną chcemy wrócić, o ile rzecz jasna jest tu jeszcze ktoś, komu chciałoby się czytać naszą historię. Dlatego bardzo proszę was o komentarze, nawet te anonimowe, żebyśmy mogły zobaczyć, czy jest jeszcze dla kogo cokolwiek tu wstawiać :) 
Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo przepraszam :*