piątek, 30 maja 2014

26-27 kwietnia, pisała Evelyn

Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem! 
-Powinnam go rozjebać, rozumiesz?-Darłam się w stronę Jessiego, który z krzywym uśmieszkiem przysłuchiwał się moim krzykom.
Siedziałam na tylnym siedzeniu czerwonego audi, na kolanach trzymając moją przyjaciółkę. Całe ramię miała zakrwawione, poza tym była zlana potem. Mruknęła coś niezrozumiale a ja odgarnęłam jej włosy z czoła.
-I tak o mało co go nie zabiłaś. Przecież nic takiego się nie stało...-Mruknął patrząc na moje odbicie w lusterku.
-Nic?-Wybuchłam znowu.-Gdyby nas tam nie było, to by ją zabił, albo torturował, albo zgwałcił...-Dramatyzowałam, a Jess tylko przewrócił oczami z dezaprobatą.-Albo wszystko razem... Nie koniecznie w tej kolejności.-Dokończyłam zdając sobie sprawę, że gadam głupoty.
Zatrzymaliśmy się przed hangarem siódmym na placu, gdzie kiedyś znajdowało się lotnisko, lecz teraz było to tylko miejsce spotkań ćpunów a w sezonie miejsce nielegalnych wyścigów samochodowych i motorowych. Ludzie dookoła nas krzyczeli coś, prawdopodobnie kibicując któremuś z kierowców, ale nie obchodziło mnie w tej chwili, kto się ściga.
-Zaniosę ją do piwnicy, ty znajdź Lily i Felixa.-Jessie próbował przekrzyczeć tłum, biorąc Sandrę na ręce.
Ręce mi jeszcze drżały od tej całej sprawy z Donovanem. Co ten facet sobie w ogóle myślał? Szczęście, że Jessie wpadł na pomysł, żeby pośledzić trochę kochaną Sandrę. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś jej się stało. Niemal biegałam między samochodami, co chwilę potykając się o jakiegoś pijanego dzieciaka, który bezskutecznie próbował mnie poderwać, aż w końcu zauważyłam znajomą mi parę, obściskującą się przy czarnym kawasaki. Felix widząc mnie od razu odsunął od siebie blondynkę. Przewróciłam oczami. Chyba nadal wstydził się tego, że zakochał się w syrenie, a nie w wilczycy. Machnęłam ręką, żeby szli za mną.
-Sandra została napadnięta przez jakiegoś Donovana, Jessie mówi, ze go zna.-Tłumaczyłam idąc do hangaru. Machnęłam głową do dwóch postawnych kolesi, pilnujących wejścia i pchnęłam stare drzwi.-Cholerny dupek jeszcze nie wie, w co się wpakował. Przerobię go na baletnicę, kurwa.-Mamrotałam pod nosem schodząc do piwnicy i siadając na łóżku przy śpiącej Sandrze. Lily nie czekając na jakiekolwiek polecenie, wyjęła z szafki apteczkę.
-Narzędzie, którym została zadana rana, miało na sobie jakąś truciznę.-Powiedziała rzeczowo, dokładnie oglądając nacięcie. Zaczęła drzeć zakrwawiony sweter, który miała na sobie moja przyjaciółka.-Moglibyście stąd wyjść?  Widownia nie jest mi potrzebna.-Przerwała czynność patrząc na chłopaków.
-Dobra, spoko. Jakby coś, jesteśmy na górze.-Jessie machnął głową w stronę Felixa i obaj wyszli z pomieszczenia.
-Bardzo z nią źle?-Spytałam ze łzami w oczach. Gdyby cokolwiek jej się stało, byłaby to tylko i wyłącznie moja wina. To ja jej o tym wszystkim powiedziałam, ja ją w to wpakowałam. Mogłam jej w to w ogóle nie mieszać. Skłamać o tamtym incydencie, kiedy pomogłam chłopakom. 
-Przez truciznę rany będą goiły się dużo wolniej, ale zadzwonię po Kim, ona na to coś poradzi.-Szepnęła blondynka a ja wytarłam łzy mokre policzki.-Przecież żyje, nic jej nie będzie. Chłopaki nie raz mieli gorsze obrażenia i wychodzili z tego cało.-Dokończyła i popatrzyła w stronę drzwi, gdzie chwilę później pojawił się zaniepokojony Jessie.
-Lionel wrócił.-Powiedział z nieukrywanym rozdrażnieniem.-Był w domu tej policjantki i ktoś tam był. Podobno cały jest zdemolowany.-Popatrzył na nieprzytomną dziewczynę leżącą na kanapie i przeniósł wzrok na mnie, po czym machnął ręką, żebym szła za nim.
Na górze Jamie majstrował coś przy swoim czerwonym Ducati a Lin i Felix rozmawiali o czymś zawzięcie. Przerwali widząc nas i wstali obaj.
-Ona tam nie może wrócić.-Od razu przeszedł do rzeczy Jessie.
-Może zamieszkać u mnie.-Zaczęłam widząc ich pełne wątpliwości spojrzenia- Ja i tak prawie w ogóle nie bywam w domu. Tylko zastanawiam się, co ona do jasnej cholery robiła z nim na plaży...
-Miał pomóc w schwytaniu drugiego Blackwella...-Usłyszałam słaby głos za sobą. W drzwiach stała Sandra, podtrzymywana przez Lily. Syrena podprowadziła ją do starej sofy.-To on powiedział mi, gdzie będziecie tego dnia, kiedy aresztowano Jakea.-Wyszeptała ze łzami w oczach. Wyjęła z kieszeni małą karteczkę i podała Jamiemu. Ten przeczytał ją kilkakrotnie i z furią w oczach podarł na kawałki. Krzesło stojące obok mnie zaczęło się lekko unosić.
-Panuj nad sobą.-Ostrzegł Blackwella Jessie, spoglądając na ruszający się mebel. Chłopak stanął  pod ścianą i zacisnął pięści.
-Gdzie Sylvia?-Spytał w końcu chłodno.
-Dzwoniłam do niej, ale była jakaś dziwna...-Zaczęła Lily, jednak Blackwell nie dał jej skończyć.
-Nie obchodzi mnie to, że była dziwna!-Wrzasnął machając przy tym ręką, a krzesło uderzyło w ścianę roztrzaskując się na kawałki.-Ona ma tu kurwa być, kiedy jest potrzebna!-Darł się
-Uspokój się!-Krzyknął Jess, podchodząc do niego i chwytając za ramię. Blondyn odepchnął go aż Reed stracił równowagę. Podniósł się z ziemi i spojrzał na Jamiego kręcąc głową. 
-Nie kurwa!-Spojrzał na niego błękitnooki.-Byłem spokojny jak aresztowali mojego brata.-Wskazał na siebie ręką.- Byłem spokojny, jak się dowiedziałem, że twoja słodka zabawka przyjaźni się z tą suką!-Spojrzał na Sandrę.-Ale to ona jest winna temu, że mój brat zginie za kilka dni. Więc powinniśmy zabić i ją i tego pieprzonego Donovana, a zamiast tego chcesz udzielić jej azylu, tak? Ryzykować życie naszych ludzi, bo to przyjaciółka Evelyn. A przypominam ci, że powinieneś przede wszystkim dbać o bezpieczeństwo swoich ludzi, a nie lalki której rodzice chcą nas wybić w pień.-Warczał wściekły spoglądając na mnie. Wiedziałam, że po części ma rację. 
-A ja ci przypominam, że twój ojciec wybrał mnie na przywódcę, nie ciebie, wiec pozwól, ze sam zadecyduję co dalej robić.-Jessie wyglądał na lekko urażonego słowami Blackwella, tym bardziej, że po części pewnie się z nim zgadzał. 
-Pomogę wam...-Powiedział cicho Sandra, a wzrok wszystkich od razu skupił się na niej.-Wiem, że chcecie go odbić tuż przed egzekucją. I pomogę wam to zrobić.-Patrzyliśmy na nią w osłupieniu.
-Gówno prawda!-warknął Jamie zbliżając się do dziewczyny.-Sprzeda nas glinom jak tylko nadarzy się taka okazja. I wszyscy zginiemy tylko przez to że mamy zdolności podobne do jej.-Mierzyli się wzrokiem, kiedy do hangaru weszła Kim.
-Mam odtrutkę.- Bez przywitania machnęła ciemną buteleczką trzymaną w ręku.-To zapewne jad strzygi, nic nowego, ale cholernie boli jak tego niczym nie smarować.-Podeszła do Sandry i zmierzyła ją wzrokiem.-A ty nie powinnaś leżeć i odpoczywać?-Spytała patrząc na Lily. Ta tylko wzruszyła ramionami. Zamieniły kilka słów z moją przyjaciółką i poszły z nią do piwnicy.
-Czyli co...-Zaczął Jessie ale przerwała mu Sylvia, która wbiegła do hangaru i z płaczem rzuciła się Jamiemu w ramiona.
-Tak strasznie cię przepraszam...-Mówiła miedzy jednym atakiem płaczu a drugim.-Obiecuję, ze coś z tym zrobię...-Szeptała do zdezorientowanego chłopaka. Odsunął ją od siebie i spojrzał na rozmazany makijaż. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wręczyła mu coś do ręki. Blondyn spojrzał na przedmiot jakby nie rozumiejąc i przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę.
-Jestem w ciąży...-Wyszeptała cicho, trzymając się za brzuch. Zatkało mnie, ale chyba nie byłam jedyna. Wszyscy, łącznie z samym Jamiem wyglądali jak posągi.
-J...Jak to?-Spytał w końcu chłopak patrząc to na Blondynę to na test ciążowy który trzymał w ręku.-Wampirzyce dojrzewają później, ty jesteś jeszcze za młoda...to pomyłka.-Wmawiał sam sobie, nie wierząc w to, co usłyszał.
-Ale to prawda...-Powiedziała ze łzami w oczach.-Bardzo jesteś zły?-Spytała przerażona. Blondyn pokręcił przecząco głową z uśmiechem i przytulił ją do siebie, całując w czoło. Patrzyłam jak jego złość gdzieś się ulatnia i miałam tylko nadzieję, że przynajmniej teraz będzie bardziej znośny. 
-Czyli to malutkie coś, co trzymasz w spodniach, jednak do czegoś się nadaje?-Spytał Jessie z szerokim uśmiechem na ustach.
-Ten tekst był na poziomie Jakea...-Parsknęłam śmiechem widząc zarumienionego Jamiego.
-Ktoś go musi zastąpić, podczas tej jego nieobecności.-Jess nadal się uśmiechał.-Ale póki co, trzeba zawieźć Sandrę w takie miejsce, gdzie ludzie Donovana nie będę jej szukać. Bo tu nie może zostać. I nikt nie może się dowiedzieć o tym całym zajściu.-Spojrzał na mnie już zupełnie poważny.-Zawieźcie go do piekła, tam się nim zajmiemy jak trzeba.-Zwrócił się do Felixa i Lina.-A wy...-Popatrzył na obściskujących się w kącie Jamiego i Sylvię.-Wy to róbcie, co chcecie.-Machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem idąc po schodach do piwnicy. Jamie i dziecko? To może być ciekawe... 
*  *  *
Jest mi bardzo przykro, ponieważ obserwatorów przybywa, a komentarzy nie. A jak już są to składają się najczęściej z jednego, góra dwóch zdań. Skoro ktoś ma czas i chęci by czytać nasze opowiadanie, to powinien uszanować naszą pracę i czas który poświęcamy na tworzenie tej historii i napisać coś od siebie. Uwierzcie mi, że jak widzimy że ktoś to czyta, i rzeczywiście wyraża swoją szczerą opinię na temat bloga, to nas to motywuje. Bo w sumie mogłybyśmy pisać to tylko dla siebie. I jestem pewna, ze część z was poczuje się urażona moimi słowami, ale takie jest właśnie moje zdanie. Jeśli bloga czyta jedna czy dwie osoby, a reszta zostawia po sobie tylko "to było super, czekam na next" To równie dobrze możemy udostępnić bloga tylko zaproszonym czytelnikom i być pewnymi, że komuś naprawdę się to podoba. Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca moich wywodów i pozdrawiam i ściskam :* 
12 komentarzy = kolejny rozdział 
Sekretna  


wtorek, 20 maja 2014

26 kwietnia, pisała Sandra




                Wiedziała, że to sen, gdy tylko go ujrzałam. Miał na sobie koszule w kolorze turkusowym, idealnie podkreślającej kolor jego oczu. Siedział na jednej z licznych ławek, z których rozpościerał się widok na wieżę Eiffla. Spojrzał na mnie z błyskiem w tych niesamowicie błękitnych oczach i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, a on objął mnie ramieniem. Poczułam ciepło jego ciała i delikatny zapach męskich perfum.  Wiedziałam, że to moje miejsce na ziemi, właśnie tu u jego boku. Słońce świeciło nam w oczy, kiedy szliśmy za rękę przez Paryż. Nagle chłopak odwrócił mnie ku sobie i uśmiechnął się zawadiacko. Odwzajemniłam uśmiech i kiedy nasze usta się do siebie zbliżały, wyszeptałam jego imię – Jake.
Stanęłam na palcach, a moje wargi dotknęły jego warg i poczułam się niezaprzeczalnie szczęśliwa…

                Obudziłam się we własnym łóżku zlana potem. Miałam szybki, płytki oddech. Zegarek wskazywał czwartą nad ranem. Przeczesałam włosy palcami i ponownie opadłam na poduszki. Cholerna podświadomość. Teraz na pewno już nie zasnę. Jedyne, co mogło mnie teraz otrzeźwić to zimny prysznic. Powlokłam się do łazienki i tuż przed kabiną zrzuciłam spodenki i krótką koszulkę, które traktowałam, jako pidżamę i weszłam pod strumień wody.
Przyśnił mi się ten sen, bo czuję się winna, że Jake zostanie zabity. Gdybym go nie postrzeliła, nie zostałby aresztowany. Lodowate krople spływały mi po ciele przywracając jasność myślenia.  To, że całowałam się z nim we śnie nic nie znaczy, to wszystko wina mojego sumienia.
Owinęłam się ręcznikiem i podreptałam do kuchni. Nalałam sobie krwi grupy AB Rh+, mojej ulubionej i usiadłam na kanapie w salonie. Za oknem słońce powoli wznosiło się nad horyzontem rozświetlając mój pokój. Z rezygnacją ruszyłam do sypialni, aby się ubrać.
Nie lubiłam się stroić. Wygląd zawsze był dla mnie mało ważny, ale dziś chciałam wyglądać dobrze. Lepiej niż zazwyczaj. Założyłam wąskie jeansy w ciemnoniebieskim kolorze i czarny dopasowany sweter. Zrobiłam nawet delikatny makijaż. Wyszłam z domu wcześniej niż zazwyczaj, co oznaczało, że będę na komendzie jedna z pierwszych.
Parking przed posterunkiem był niemal pusty, stało na nim tylko 3 auta w tym biały pojazd Izmy Blood. Jej pojawienie się o tej godzinie nie wróżyło nic dobrego. W drzwiach powitał mnie nowy stażysta. Był wysoki i chudy. Włosy w kolorze czekolady związał w kucyk na karku.
-Jest u nas Pani Blood? – Zapytałam go, kiedy się mijaliśmy. Chłopak był wyraźnie zestresowany.
-Tak, przesłuchuje tego całego Blackwella. – Odparł. Poczułam chłód na całym ciele. Wiedziałam przecież, na czym polegają jej metody, na dodatek Jake z niej kpił na Sali sądowej.
-Gdzie są? – Starałam się, aby mój głos brzmiał spokojnie.
-W dziesiątce. – Powiedział chłopak, po czym oddalił się w kierunku parkingu. Już z daleka usłyszałam krzyk. Pełen bólu, rozdzierający męski krzyk. Nacisnęłam klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte.
Cholera, cholera, cholera…! Oparłam o nie głowę i westchnęłam ciężko słysząc kolejny krzyk bólu.
Lustro weneckie! Ta myśl niespodziewanie wpadła mi do głowy. Ruszyłam pędem do Sali obok, z której można było obserwować przebieg przesłuchania. Krew była wszędzie. Na ziemi, na ścianach nawet na szybie. Jake leżał skulony, zakrwawiony, ale przytomny. Przycisnęłam dłoń do zimnego szkła, oddychałam ciężko.  Izma zamachnęła się metalowym prętem i uderzyła go w żebra na jego koszulce pojawiła się czerwona plama. Widziałam jego cierpienie, niemal czułam jego ból, ale nic nie mogłam zrobić. Jego oczy, które mnie zachwyciły podczas pierwszego spotkania teraz były bez wyrazu. Kolejne uderzenie spadło na jego nogę, nawet przez szybę usłyszałam jęk chłopaka, najwyraźniej nie miał już siły krzyczeć. Izma Blood uśmiechała się okrutnie patrząc na wijącego się u jej stóp mężczyznę. Odwróciła go na plecy i spojrzała mu w oczy mówiąc coś, na tyle cicho, że nie usłyszałam. Blackwell pokręcił głową i zamknął oczy, kiedy kolejny cios trafił go w brzuch. Z ust wydarł mi się szloch. Gdybym mogła tylko jakoś to przerwać, odwróciłam wzrok, kiedy noga kobiety trafiła w brodę chłopaka. Zacisnęłam pięści i poczułam narastającą furię. Usłyszałam trzeszczenie rur w ścianach i…  bum! Z sufitu w Sali numer dziesięć zaczęła lać się woda, która momentalnie przemoczyła Panią Naczelnik do cna. Odetchnęłam głęboko i jakby nigdy nic wyszłam na korytarz gdzie spotkałam rozwścieczoną kobietę.
-Co się stało? – Zapytałam z udawaną troskę mierząc ją wzrokiem. Izma prychnęła tylko i wyminęła mnie szybkim krokiem. Wpadałam do pokoju, który opuściła i upadłam na kolana przy skatowanym chłopaku. Miał kilka ran postrzałowych, podbite oko i ciemno-fioletowy siniec na policzku oraz problemy z oddychaniem.
Kiedy dotknęła jego ramienia spojrzał na mnie.
-Wodna księżniczka, co? – Mimo bólu uśmiechnął się kącikiem ust.
-Zaraz ktoś zaniesie Cię do celi. – Starałam się pocieszyć chłopaka. Kiwną głową i przymknął oczy. Pogłaskałam go po policzku. Czułam fizyczny ból patrząc na niego w takim stanie.
-Tak myślałem, że Cie tu zastanę. – Powitał mnie Cody wchodząc do Sali z jednym z policjantów. Wzięli Jake’a pod pachy i skierowali się do jego celi. Wróciłam do głównego pomieszczenia komendy, które już zapełniło się funkcjonariuszami. Moja ciotka chodziła rozwścieczona między biurkami zostawiając za sobą mokre ślady.
-Co to miało być! – Wrzeszczała na każdego, kto jej się nawinął. – Dlaczego nikt, nie sprawdza stanu rur w tym budynku?
Uśmiechnęłam się pod nosem i usiłowałam po cichu wymknąć się z pokoju. Niestety, kiedy naciskałam klamkę poczułam mokrą dłoń na ramieniu. Zrezygnowana odwróciłam się w jej stronę.
-Gdzieś się wybierasz? – Zapytała lodowatym tonem mierząc mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i odsunęła się na odległość kroku.
-Miałam zamiar …- zaczęłam szukając w głowie odpowiedniej wymówki jednak nic nie przychodziło mi do głowy. –Chciałam…
-Daruj sobie. – Warknęła kobieta. – Na Egzekucji Blackwella będziesz pilnowała wejścia na plac od wschodu.
-Jak to pilnowała? – Zdziwiłam się. Czyżby planowała obstawić policjantami wszystkie alejki?
-Nie jestem głupia. Wiem, że będą próbowali go odbić. Nie damy im tej sposobności.
-Och.. coż. – Zaczęłam się jąkać. – Zapewne masz rację. – Odchrząknęłam. – Obstawie to wejście.
Izma Blood kiwnęła z aprobatą głową, a kilka kropel z jej mokrych włosów wylądowało na mojej twarzy.
Wyszłam z pokoju na drżących nogach i oparłam się o ścianę.
I co ja mam teraz zrobić. Nie żebym popierała odbijanie więźnia, ale jeżeli Evelyn weźmie w tym udział to mogą ją złapać. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam w kierunku cel.
Jake był przytomny. Siedział na pryczy z głową opartą o ścianę, jedna noga bezwładnie zwisała zza krawędzi łóżka. Ubranie miał całą we krewi. Zanim do niego weszłam, otworzyłam wysoką szafę w końcu korytarza gdzie były zapasowe ubrania dla więźniów i policjantów.  Otworzyłam kraty i wślizgnęłam się do środka. Jake uniósł kąciki ust i kilka milimetrów.
-Hej. – Powiedział słabym głosem, w którym nadal pobrzmiewał ból.
-Cześć. – Odparłam cicho siadając na skraju łóżka. – Mam nadzieję, że czujesz się nieco lepiej niż wyglądasz. – Szepnęłam, bojąc się odezwać na głos.
Chłopak parsknął śmiechem, po czym złapał się za żebra. – Chyba jeszcze się nie zrosły.
Wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Przepraszam. – Powiedziałam w końcu wbijając wzrok w ziemię. Chłopak zmarszczył brwi i usiadł obok mnie, obie nogi przewieszając przez krawędź pryczy.
-Za, co mnie przepraszasz? – Zapytał cicho świdrując mnie wzrokiem.
-Jeszcze się pytasz, za co? -  Oburzyłam się odwracając ku niemu głowę. – Gdybym Cie wtedy nie postrzeliła nie zostałbyś aresztowany, nie byłoby procesu. Nie otrzymałbyś kary śmierci! – Wszystko powiedziałam na wydechu, jednym ciągiem czując, że oczy wypełniają mi łzy. – Nie jesteś niewiniątkiem, a wiele z Twoich postępków jest po prostu złych, ale…. Nie chcę, żebyś umierał.
Jake pokiwał głową i zdrową ręką założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Wiesz, też nie chcę umierać, ale wierzę w moich przyjaciół. – Wyznał bardzo cicho. – Nie żałuje tego, że tu trafiłem.
-Byłeś torturowany Jake, jak... – Przerwałam widząc jak chłopak się uśmiecha szeroko. –No co?
-Lubię jak wymawiasz moje imię. – Pokręciłam głową, ale moje usta wygięły się mimowolnie ku górze.
-Jesteś niepoważny. –Mruknęłam. Wstałam i podałam mu koszulę.-Załóż ją. – Poleciłam. Chłopak uniósł brwi ku górze.
-Mam się przed Tobą rozebrać? – Zapytał głośnym szeptem. Poczułam, że moje policzki stają się czerwone. – Poza tym ta koszule nie jest w moim stylu.
-Mogę się odwrócić, a ona jest dużo lepsza niż twój T-shirt przesiąknięty krwią.. – Zaproponowałam nie patrząc mu w oczy. Zachichotał i niezdarnie zaczął ściągać koszulkę.
-Cholera! – Zaklął cicho, nie mogąc ruszyć złamaną ręką.
-Poczekaj, pomogę Ci. – Westchnęłam ciężko i uklęknęłam między jego nogami na posadzce. Chwyciłam brzeg koszulki i delikatnie pociągnęłam w górę tak, aby nie urazić uszkodzonej kończyny. Zakrwawiony ciuch rzuciłam na podłogę i zaczęłam rozpinać guziki w koszuli. Nagle, poczułam dłoń Jake na moim policzku uniosłam głowę. Jego twarz znajdowała się zdecydowanie bliżej niż jeszcze chwilę temu. Zamrugałam zdezorientowana wstrzymując oddech. Oddychaliśmy jednym powietrzem, a ja pomyślałam, że nie mam nic do stracenie i pokonałam dzielącą nasze usta odległość. Jego wargi były ciepłe i smakowały krwią. Objęłam go za szyję i przysunęłam się bliżej. Nasze ciała się zetknęły. Wstrząsnął mną dreszcz niemający nic wspólnego z zimnem, jakie panowało w celi. Jego zdrowa ręka błądziła po moich plecach. Nagle pociągnął za bluzkę skrytą za paskiem spodni i pociągnął ją do góry.  Dłonią dotknął mojej nagiej, rozpalonej skóry. Całował mnie z brutalną zachłannością, co bardzo mi się podobało. Przejechałam rękoma po jego nagiej klatce piersiowej, na pierwszy rzut oka nie można było dostrzec jak bardzo jest umięśniony. Westchnęłam cicho nie przerywając pocałunku. Jego dłoń błądziła po moim ciele sprawiając mi tym niesamowitą przyjemność. Nagle usłyszałam trzask drzwi prowadzących na poziom cel. Oderwałam się od Jake’a i popatrzyłam u w oczy. Błyszczały z podniecanie i radości. Poczułam, ze znowu się rumienię.
-Ja.. Powinieneś się ubrać. – Wydukałam z siebie podając mu koszulę. Blondyn cały czas uśmiechając się założył podaną mu przeze mnie rzecz. Spojrzał bezradnie na guziki.
-Chyba nie dam rady. – Powiedział z uśmiechem. Pokręciłam zrezygnowana głową i zaczęłam zapinać guziki starając się nie patrzeć na jego ciało. Kiedy byłam w połowie, poczułam jego usta na swojej szyi. Zamknęłam oczy i złapałam się za jego ramiona. Całe moje ciało stało się bezwładne, jakbym zamieniła się w płynny, rozgrzany wosk. Przypomniałam sobie o drzwiach. Odskoczyłam jak oparzona o chłopaka wpatrując się w wejście do celi. Na szczęście nikogo tam nie było.
-Muszę już iść.- Powiedziałam ze smutkiem. Pocałowałam go szybko w policzek i skierowałam się do wyjścia.
-Będziesz tam? – Zapytał. – To znaczy, czy będziesz na egzekucji?
Pokiwałam ze smutkiem głową nie patrząc mu w oczy. Wyszłam nie odzywając się ani jednym słowem. Nadal czułam dziwną słabość w nogach. Zanim wyszłam z poziomu cel doprowadziłam swój wygląd do porządku. Jeżeli on umrze, nie pogodzę się z tym, to będzie dla mnie za trudne.  
W Sali gdzie wszyscy funkcjonariusze się zbierali nie dostrzegłam Izmy, co było dla mnie ulgą. Na swoim biurku zobaczyłam jednak małą karteczkę, zapisaną pochyłym charakterem pisma.
Jeden z głowy. Zostało już tylko dwóch. Niebawem do Blackwella dołączy jego braciszek.
Ps. Tam gdzie ostatnio. O północy.
Czułam, że ta wiadomość ma związek z tajemniczym informatorem, który wyjawił mi gdzie nadarzy się okazja aresztowanie Jake’a. Przeczytałam tekst Kika razy, ale nadal mało z tego rozumiałam. Nie zostało mi nic innego jak się z nim spotkać.
                                 Noc była zimna i bardzo ciemna. Chmury, które spowiły niebo zwiastowały deszcz. Zaparkowałam, na przystani i wysiadłam z auta. On już na mnie czekał stał w cieniu rozłożystego drzewa oparty plecami o jego konar.
-Witaj. – Przywitał mnie cicho, jednak nie wyszedł w krąg światła.
-Powiedz mi, kim jesteś. – To pytanie padło z moich ust zanim zdążyłam się powstrzymać. Nieznajomy roześmiał się tylko.
-To nie jest istotne.
-Dla mnie jest bardzo istotne! Dlaczego tak nienawidzisz Jake’a i reszty?
Mężczyzna nie odezwał się. Widziałam, że przechylił głowę na bok przypatrując mi się z zaciekawieniem.
-Ty, jako funkcjonariuszka policji, również powinnaś darzyć ich takim uczuciem. – Starałam się skupić na szczegółach, skoro nie mogłam na niego spojrzeć. Miał niski głos z lekką chrypką. Był wyższy ode mnie, co najmniej o głowę i na pewno dużo cięższy.
-Nie popieram działalności przestępczej. – Odparłam z prostotą, wzruszając ramionami.
-Więc, pewnie chcesz dopaść resztę gangu. – Zamruczał mężczyzna pochylając się do przodu, nie na tyle jednak żebym dostrzegła jego twarz.
-Jeżeli mieliby uczciwy proces, to tak. – Powiedziałam.- Ale wiem, że tak nie będzie. Rada za bardzo ich nienawidzi.
-Mylisz się. – Mężczyzna wyraźnie był rozbawiony tą rozmową. Nie mogłam powiedzieć tego o sobie. – Oni się boją mocy, jaką tamci w sobie noszą. Boją się mocy, którą ty również posiadasz.
-Nie wiem, o czym mówisz.- Skłamałam, ale mój głos załamał się lekko. Tajemnicza postać zachichotała.
-Oj nie ładnie tak kłamać. – Powiedział głębokim głosem. – Nie mam nic do waszych hokus-pokus, ale nie przepadam za tym Trio: Jake, Jessie, Jamie.
-Dlaczego? – Zapytałam i nieznacznie zrobiłam krok w jego kierunku. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć.
-To ja powinienem być na ich miejscu! – Oznajmił wzburzony zaciskając pięści. – Powinienem być władcą Piekła.
-Przepraszam, czego? –  Ta nazwa mnie zaintrygowała i rozśmieszyła zarazem.
-A zamiast tego, co otrzymałem? – Krzyknął ignorując moje pytanie i stanął w kręgu światła. Jedna strona jego twarzy była przystojna i gładka. Natomiast drugą szpeciły liczne blizny. Cofnęłam się odruchowo. –Widzisz, co oni ze mną zrobili?
-Bardzo mi przykro. – Wydusiłam z siebie wpatrując się w mężczyznę z przerażeniem. –Ale co ja mam z tym wspólnego?
-Pomożesz mi się na nich odegrać. – Warknął zbliżając się do mnie. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie, nie mam zamiaru brać udziału w Twojej zemście. – Odwracanie się plecami do niezrównoważonego, silniejszego i nieznajomego wampira nigdy nie kończy się dobrze, ale nie miałam wyjścia chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Poczułam silne szarpnięcie za ramię i ból w lewym obojczyku. Spojrzałam na niego i dostrzegłam lśniący nóż wystający z mojego ciała.
-Słodkich snów. – Mruknął mężczyzna wyciągając sztylet. Poczułam, że ostrze zagłębia się w moim brzuchu…
Z oddali dotarł do mnie męski krzyk i wystrzał z pistoletu. Czyjaś ręka delikatnie dotykała mojego policzka, jednak nie miałam siły unieść powiek.. 


 * * *
Ta dam! 
Oto kolejna część opowieści. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. 
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze z ocenami i sugestiami dotyczącymi Sandry. 
Ps. Jeżeli ktoś nie ma bloga, bądź po prostu nie ma głowy do sprawdzania nowych notek, to zapraszamy do zapisywania się w zakładce "Informowani". :) 
Karolina S.

piątek, 9 maja 2014

25 kwietnia, pisała Evelyn

Stałam na balkonie i patrzyłam na otaczające wyspę Morze. Słońce już zachodziło a ja myślałam o wszystkich ostatnich wydarzeniach, popijając whisky z lodem. Odwróciłam głowę słysząc szmer dochodzący z sypialni Jessa. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy delikatna mgiełka otuliła mnie całą.
-Przepraszam .-usłyszałam cichy szept Jessiego. Nie widziałam go, ale to pewnie dlatego, że uwielbiał bawić się swoją mocą i teraz właśnie postanowił być mgłą. Nie byłam na niego zła, ale wiedziałam, czemu przeprasza. Ostatnio nasze relacje się pogorszyły. Zdawałam sobie sprawę, że po części to moja wina, ale jakoś w takich sytuacjach nigdy nie byłam w stanie odezwać się pierwsza.-Za wszystko. I obiecuję, że kiedy ogarniemy tą całą sprawę z jakiem, to wyjedziemy gdzieś tylko we dwoje.-Poczułam jak bierze mnie na ręce i niesie w stronę swojego łóżka. Położyłam się wygodnie na miękkiej czerwonej pościeli i zobaczyłam jak jego twarz wynurza się z mroku.-Mam coś dla nas.-Wskazał głową na siedzącą w kącie nastolatkę.
-Wcześniej jej nie zauważyłam.-Przyznałam podchodząc do dziewczyny. Miała związane ręce i była wyraźnie przerażona. Miała może szesnaście lat, nie więcej. Wysunęłam kły kiedy poczułam zapach jej słodkiej krwi. Była w samej bieliźnie, a jej serce biło tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z jej piersi. Ukucnęłam obok niej i zaczęłam uważnie przyglądać się jej drobniutkiej twarzyczce. Była niesamowicie blada, a jeszcze nawet jej nie dotknęłam.
-Nie rób mi krzywdy...-pisnęła cicho.
Zaśmiałam się głośno i gwałtownie przycisnęłam jej szyję do ściany. Dziewczyna zaczęła szamotać się i wierzgać, ale nie wiele jej to pomogło. Spoliczkowałam ją, kiedy krzyknęła. Bawiło mnie to. Śmiertelnicy marzą o wampirach, wilkołakach i wróżkach, a kiedy już jakiegoś spotkają, panikują. Uważają się za istoty którym najbliżej ideału.Mając po kilkanaście lat chodzą na imprezy i upijają się do nieprzytomności uważając to za szpan. Prawie żaden z nich nie zdaje sobie sprawy że w innym świecie służą tylko jako niewolnicy krwi lub jednorazowe zabawki. Tacy delikatni. Tacy smaczni...
Dziewczyna nadal kopała i wierzgała się, kiedy przeniosłam ją na ogromne łóżko. Jessie chyba był głodny, bo natychmiast przystąpił do posiłku. Krzyk dziewczyny długo rozbrzmiewał w moich uszach, ale to były przyjemne dźwięki. Przyssałam się do jej nadgarstka. Nie panowałam nad sobą. To był pierwotny instynkt którego wampiry próbowały się pozbyć przez ostatnie stulecia. Próbowali upodobnić się do ludzi. Do tych marnych istot od których byliśmy szybsi, silniejsi. Przewyższaliśmy ich inteligencją, urodą, sprytem. Byliśmy ich dużo lepszą wersją . Byłam cała umazana krwią, ale nie martwiłam się tym. Jessie zerwał ze mnie koszulkę a potem rozpiął stanik.On również pozbył się większości ubrań, zostawiając jedynie bokserki. Oboje wiedzieliśmy, do czego to zmierza. Martwe już ciało nastolatki, prawie całkowicie pozbawione krwi leżało gdzieś na podłodze. Zlizywałam życiodajny płyn z jego torsu. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i pocałował namiętnie, zdejmując mi spodenki. Już miał pozbawić mnie ostatniej części garderoby kiedy rozległo się energiczne pukanie do drzwi. Parsknęłam śmiechem a Jess zaklął pod nosem, przykrywając moje nagie ciało lekką, czerwoną kołdrą.
-Czego?-Warknął wyraźnie niezadowolony. Do pokoju wsunęła się drobna brunetka i widząc leżące u stóp łóżka ciało, zarumieniła się.
-Pani chce się z tobą widzieć.-Mruknęła spuszczając wzrok.
-Co?-Chłopak poderwał się z łóżka i zaczął szybko zakładać spodnie.-Po co?
-Nie z tobą szefie.-Kim spojrzała na mnie z bezradna miną.-Nie wiem, czemu, ale chce widzieć Evelyn.-Jessie spojrzał na mnie zdezorientowany. Oboje wiedzieliśmy, że Pani nie wzywa mnie do siebie na herbatę. Musiała mieć poważny powód. Mogłam się tylko domyślać, o co chodzi.
-Spoko, zaraz do niej przyjdę.-dziewczyna kiedy tylko to usłyszała, natychmiast zniknęła za drzwiami.
Wstałam i zakrywszy się kołdrą podreptałam do łazienki.Byłam cała umazana krwią, więc wzięłam szybki prysznic i wysuszyłam włosy. Zawinięta w ręcznik podeszłam do ogromnej rozsuwanej szafy znajdującej się w sypialni Jessa i wyjęłam czarne dżinsy i szary sweterek. Nie był w moim stylu, ale wolałam nie ubierać się zbyt wyzywająco na takie spotkanie. Właściwie w ogóle nie wiedziałam, jak mam się ubrać, bo pierwszy raz Pani chciała spotkać się ze mną osobiście. Kiedy już miałam wychodzić podeszłam do Jessa i pocałowałam go w policzek.
-Poradzę sobie, przecież mnie nie zje...-Starałam się poprawić mu jakoś humor. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo.
-Miejmy nadzieję.-Minął mnie i zamknął się w łazience. Stałam tak jeszcze chwilę po czym ruszyłam do drzwi.
Kim przeprowadziła mnie przez bibliotekę i skręciła w stronę małych drzwi znajdujących się za jednym z regałów. Moim oczom ukazał się ogromny salon, o ile można było to tak nazwać. Na środku stała ogromna skórzana sofa, a wszędzie na pomalowanych na wiśniowo ścianach wisiały ogromne obrazy. Na wielkim kominku stały przeróżne zdjęcia i portrety. Okien nie było w ogóle a jedynym źródłem światła był ogień z kominka i pojedyncze lampy na ścianach.
-Ona zaraz przyjdzie.-szepnęła Kim i tak po prostu zostawiła mnie samą, zamykając za sobą drzwi.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyglądał jak wyrwane ze średniowiecznego filmu. Wszystko wydawał się stare, ale cenne. Jak w zamku.
-Jak ci się podoba?-Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam czyjś głos za plecami.
Odwróciłam się a za mną stała Ona. Platynowe włosy związane miała w długi luźny warkocz sięgający pasa. W oczach kiedyś pewnie intensywnie niebieskich gdzieniegdzie widać było tylko przebłyski błękitu. Miała zmarszczki na bladej twarzy. Długa kremowa suknia ciągnęła się za nią po ziemi, kiedy przechadzała się po salonie.
-Dlaczego chciała pani mnie widzieć?-spytałam trochę zaniepokojona.
-Chciałam porozmawiać.-Uśmiechnęła się opadając na sofę. U jej stóp nie wiadomo skąd pojawił się puszysty, biały kocur i wskoczył jej na kolana.-Usiądź.-Wskazała na miejsce obok siebie. Posłusznie wykonałam polecenie i nie wiedząc, co robić dalej, wpatrywałam się w trzaskający ogień.
-O czym?-spytałam w końcu odwracając głowę w stronę kobiety. Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się chłodno.
-Nie o czym, tylko o kim? O tobie, Evelyn. I o historii Piekła.-zaczęła głaskać leżącego na jej kolanach kota. Patrzyła na obrazy wiszące na ścianach.-Piekło powstało na początku wojny w tysiąc czterysta dwudziestym roku. Wyspa należała wtedy do majętnego wampira który zakochał się w nieodpowiedniej kobiecie. Była to zabójczyni króla Vincenta. Sama pokonała jego i kilkunastu strażników, robiąc tym bardzo duże zamieszanie.-kobieta uśmiechnęła się sama do siebie, ale jej radość zaraz znikła- Gdyby władze ją wtedy schwytały, kazano by przebić ją kołkiem. Więc jej ukochany ukrył ją właśnie tutaj. Nikt nie interesował się małą wysepką, kiedy trwała wojna. Przez ten czas wampir stworzył tu swoje małe królestwo. Fortecę nie do zdobycia. Żył tu ze swoją ukochaną jak władca. Z czasem pojawił się również ich syn. I przybywali inni przestępcy. Byli to mordercy, złodzieje, bandyci. Wszyscy dla których życie w Recordii czy innych miastach przestało być możliwe. Piekło zostało ich domem, a utrzymywali się głownie z kradzieży. Klemens, bo tak miał na imię właściciel wyspy, zmarł mając prawie dwieście lat i władzę po nim przejął jego syn, a potem jego pierworodny potomek. Dopiero w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku na świat przychodzą bliźnięta. Jamie i Jake. Obaj z ponad naturalnymi zdolnościami. Jake wesoły i zabawny a Jamie chłodny, poważny i opanowany, ale młodszy. Starszy brat nie nadawał się na władcę, ale powinien nim zostać. A młodszy lepiej zajął by się piekłem, ale gdyby ojciec dał mu władzę pominąłby pierworodnego. Więc wybrał kogoś z poza rodu Blackwellów. I tym kimś jest Jessie...-spojrzała na mnie a ja przełknęłam ślinę.
-Po co pani mi to mówi?-spytałam cicho.
-Ponieważ on cię kocha. A ty nie należysz do Piekła.-wstała i zaczęła przechadzać się po pokoju.-każdy musi coś poświęcić. A ty chcesz należeć do obu światów. Do tej pory pozwalałam ci tu przebywać, ale zdradziłaś swoja tajemnicę przedstawicielowi władzy Recordii...
-Ma pani na myśli Sandrę?-Przerwałam jej i natychmiast tego pożałowałam. Zgromiła mnie spojrzeniem, ale ja kontynuowałam:- Ona nikomu nic nie powie. To moja przyjaciółka...
-Która za kilka dni będzie świadkiem śmierci mojego wnuka i prawowitego władcy Piekła!-uniosła się kobieta i trzasnęła dłonią w drewniany stół z taką siłą, że ten roztrzaskał się na kawałki.-Jessiemu na tobie zależy, a jest dla mnie jak syn, więc daję ci wybór. Albo Piekło, albo Recordia. Masz czas do dnia egzekucji Jakea. Jeśli postanowisz odejść, nie chcę cię już nigdy tu widzieć. A jeśli chcesz zostać, masz ujawnić się na oczach Rady...-patrzyła na mnie chłodno a ja wiedziałam, że narobiłam sobie poważnych kłopotów.
*  *  *  
Ten rozdział w sumie mógł ukazać się już dawno, ale było tak mało komentarzy, że specjalnie z nim zwlekałam. myślę, że za dużo się nie dzieje, ale same oceńcie. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny, bo to zależy od Karoliny i od waszych komentarzy. Pozdrawiam :)
sekretna 
12 komentarzy = kolejny rozdział