Wiedziała, że to sen, gdy tylko
go ujrzałam. Miał na sobie koszule w kolorze turkusowym, idealnie podkreślającej
kolor jego oczu. Siedział na jednej z licznych ławek, z których rozpościerał
się widok na wieżę Eiffla. Spojrzał na mnie z błyskiem w tych niesamowicie
błękitnych oczach i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, a on objął mnie
ramieniem. Poczułam ciepło jego ciała i delikatny zapach męskich perfum. Wiedziałam, że to moje miejsce na ziemi,
właśnie tu u jego boku. Słońce świeciło nam w oczy, kiedy szliśmy za rękę przez
Paryż. Nagle chłopak odwrócił mnie ku sobie i uśmiechnął się zawadiacko.
Odwzajemniłam uśmiech i kiedy nasze usta się do siebie zbliżały, wyszeptałam
jego imię – Jake.
Stanęłam
na palcach, a moje wargi dotknęły jego warg i poczułam się niezaprzeczalnie
szczęśliwa…
Obudziłam
się we własnym łóżku zlana potem. Miałam szybki, płytki oddech. Zegarek
wskazywał czwartą nad ranem. Przeczesałam włosy palcami i ponownie opadłam na
poduszki. Cholerna podświadomość. Teraz na pewno już nie zasnę. Jedyne, co
mogło mnie teraz otrzeźwić to zimny prysznic. Powlokłam się do łazienki i tuż
przed kabiną zrzuciłam spodenki i krótką koszulkę, które traktowałam, jako
pidżamę i weszłam pod strumień wody.
Przyśnił mi się ten sen, bo czuję się winna,
że Jake zostanie zabity. Gdybym go nie postrzeliła, nie zostałby aresztowany. Lodowate
krople spływały mi po ciele przywracając jasność myślenia. To, że całowałam się z nim we śnie nic nie
znaczy, to wszystko wina mojego sumienia.
Owinęłam się ręcznikiem i podreptałam do
kuchni. Nalałam sobie krwi grupy AB Rh+, mojej ulubionej i usiadłam na kanapie
w salonie. Za oknem słońce powoli wznosiło się nad horyzontem rozświetlając mój
pokój. Z rezygnacją ruszyłam do sypialni, aby się ubrać.
Nie lubiłam się stroić. Wygląd zawsze był dla
mnie mało ważny, ale dziś chciałam wyglądać dobrze. Lepiej niż zazwyczaj.
Założyłam wąskie jeansy w ciemnoniebieskim kolorze i czarny dopasowany sweter.
Zrobiłam nawet delikatny makijaż. Wyszłam z domu wcześniej niż zazwyczaj, co
oznaczało, że będę na komendzie jedna z pierwszych.
Parking przed posterunkiem był niemal pusty,
stało na nim tylko 3 auta w tym biały pojazd Izmy Blood. Jej pojawienie się o
tej godzinie nie wróżyło nic dobrego. W drzwiach powitał mnie nowy stażysta.
Był wysoki i chudy. Włosy w kolorze czekolady związał w kucyk na karku.
-Jest u nas Pani Blood? – Zapytałam go, kiedy
się mijaliśmy. Chłopak był wyraźnie zestresowany.
-Tak, przesłuchuje tego całego Blackwella. –
Odparł. Poczułam chłód na całym ciele. Wiedziałam przecież, na czym polegają
jej metody, na dodatek Jake z niej kpił na Sali sądowej.
-Gdzie są? – Starałam się, aby mój głos
brzmiał spokojnie.
-W dziesiątce. – Powiedział chłopak, po czym
oddalił się w kierunku parkingu. Już z daleka usłyszałam krzyk. Pełen bólu,
rozdzierający męski krzyk. Nacisnęłam klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte.
Cholera, cholera, cholera…! Oparłam o nie
głowę i westchnęłam ciężko słysząc kolejny krzyk bólu.
Lustro weneckie! Ta
myśl niespodziewanie wpadła mi do głowy. Ruszyłam pędem do Sali obok, z której
można było obserwować przebieg przesłuchania. Krew była wszędzie. Na ziemi, na
ścianach nawet na szybie. Jake leżał skulony, zakrwawiony, ale przytomny. Przycisnęłam
dłoń do zimnego szkła, oddychałam ciężko.
Izma zamachnęła się metalowym prętem i uderzyła go w żebra na jego
koszulce pojawiła się czerwona plama. Widziałam jego cierpienie, niemal czułam jego
ból, ale nic nie mogłam zrobić. Jego oczy, które mnie zachwyciły podczas
pierwszego spotkania teraz były bez wyrazu. Kolejne uderzenie spadło na jego
nogę, nawet przez szybę usłyszałam jęk chłopaka, najwyraźniej nie miał już siły
krzyczeć. Izma Blood uśmiechała się okrutnie patrząc na wijącego się u jej stóp mężczyznę. Odwróciła go na plecy i spojrzała mu w oczy mówiąc coś, na tyle
cicho, że nie usłyszałam. Blackwell pokręcił głową i zamknął oczy, kiedy
kolejny cios trafił go w brzuch. Z ust wydarł mi się szloch. Gdybym mogła tylko
jakoś to przerwać, odwróciłam wzrok, kiedy noga kobiety trafiła w brodę
chłopaka. Zacisnęłam pięści i poczułam narastającą furię. Usłyszałam
trzeszczenie rur w ścianach i… bum! Z
sufitu w Sali numer dziesięć zaczęła lać się woda, która momentalnie
przemoczyła Panią Naczelnik do cna. Odetchnęłam głęboko i jakby nigdy nic
wyszłam na korytarz gdzie spotkałam rozwścieczoną kobietę.
-Co się stało? – Zapytałam z udawaną troskę
mierząc ją wzrokiem. Izma prychnęła tylko i wyminęła mnie szybkim krokiem.
Wpadałam do pokoju, który opuściła i upadłam na kolana przy skatowanym
chłopaku. Miał kilka ran postrzałowych, podbite oko i ciemno-fioletowy siniec
na policzku oraz problemy z oddychaniem.
Kiedy dotknęła jego ramienia spojrzał na mnie.
-Wodna księżniczka, co? – Mimo bólu uśmiechnął
się kącikiem ust.
-Zaraz ktoś zaniesie Cię do celi. – Starałam
się pocieszyć chłopaka. Kiwną głową i przymknął oczy. Pogłaskałam go po
policzku. Czułam fizyczny ból patrząc na niego w takim stanie.
-Tak myślałem, że Cie tu zastanę. – Powitał
mnie Cody wchodząc do Sali z jednym z policjantów. Wzięli Jake’a pod pachy i
skierowali się do jego celi. Wróciłam do głównego pomieszczenia komendy, które już
zapełniło się funkcjonariuszami. Moja ciotka chodziła rozwścieczona między
biurkami zostawiając za sobą mokre ślady.
-Co to miało być! – Wrzeszczała na każdego,
kto jej się nawinął. – Dlaczego nikt, nie sprawdza stanu rur w tym budynku?
Uśmiechnęłam się pod nosem i usiłowałam po
cichu wymknąć się z pokoju. Niestety, kiedy naciskałam klamkę poczułam mokrą
dłoń na ramieniu. Zrezygnowana odwróciłam się w jej stronę.
-Gdzieś się wybierasz? – Zapytała lodowatym
tonem mierząc mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami i odsunęła się na odległość
kroku.
-Miałam zamiar …- zaczęłam szukając w głowie
odpowiedniej wymówki jednak nic nie przychodziło mi do głowy. –Chciałam…
-Daruj sobie. – Warknęła kobieta. – Na
Egzekucji Blackwella będziesz pilnowała wejścia na plac od wschodu.
-Jak to pilnowała? – Zdziwiłam się. Czyżby
planowała obstawić policjantami wszystkie alejki?
-Nie jestem głupia. Wiem, że będą próbowali go
odbić. Nie damy im tej sposobności.
-Och.. coż. – Zaczęłam się jąkać. – Zapewne
masz rację. – Odchrząknęłam. – Obstawie to wejście.
Izma Blood kiwnęła z aprobatą głową, a kilka
kropel z jej mokrych włosów wylądowało na mojej twarzy.
Wyszłam z pokoju na drżących nogach i oparłam
się o ścianę.
I co ja mam teraz zrobić. Nie żebym popierała
odbijanie więźnia, ale jeżeli Evelyn weźmie w tym udział to mogą ją złapać. Wzięłam
kilka głębokich oddechów i ruszyłam w kierunku cel.
Jake był przytomny. Siedział na pryczy z głową
opartą o ścianę, jedna noga bezwładnie zwisała zza krawędzi łóżka. Ubranie miał
całą we krewi. Zanim do niego weszłam, otworzyłam wysoką szafę w końcu
korytarza gdzie były zapasowe ubrania dla więźniów i policjantów. Otworzyłam kraty i wślizgnęłam się do środka.
Jake uniósł kąciki ust i kilka milimetrów.
-Hej. – Powiedział słabym głosem, w którym
nadal pobrzmiewał ból.
-Cześć. – Odparłam cicho siadając na skraju
łóżka. – Mam nadzieję, że czujesz się nieco lepiej niż wyglądasz. – Szepnęłam,
bojąc się odezwać na głos.
Chłopak parsknął śmiechem, po czym złapał się
za żebra. – Chyba jeszcze się nie zrosły.
Wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę, nie
wiedząc, co powiedzieć.
-Przepraszam. – Powiedziałam w końcu wbijając
wzrok w ziemię. Chłopak zmarszczył brwi i usiadł obok mnie, obie nogi
przewieszając przez krawędź pryczy.
-Za, co mnie przepraszasz?
– Zapytał cicho świdrując mnie wzrokiem.
-Jeszcze się pytasz,
za co? - Oburzyłam się odwracając ku
niemu głowę. – Gdybym Cie wtedy nie postrzeliła nie zostałbyś aresztowany, nie
byłoby procesu. Nie otrzymałbyś kary śmierci! – Wszystko powiedziałam na
wydechu, jednym ciągiem czując, że oczy wypełniają mi łzy. – Nie jesteś
niewiniątkiem, a wiele z Twoich postępków jest po prostu złych, ale…. Nie chcę,
żebyś umierał.
Jake pokiwał głową i
zdrową ręką założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Wiesz, też nie chcę
umierać, ale wierzę w moich przyjaciół. – Wyznał bardzo cicho. – Nie żałuje
tego, że tu trafiłem.
-Byłeś torturowany
Jake, jak... – Przerwałam widząc jak chłopak się uśmiecha szeroko. –No co?
-Lubię jak wymawiasz
moje imię. – Pokręciłam głową, ale moje usta wygięły się mimowolnie ku górze.
-Jesteś niepoważny.
–Mruknęłam. Wstałam i podałam mu koszulę.-Załóż ją. – Poleciłam. Chłopak uniósł
brwi ku górze.
-Mam się przed Tobą
rozebrać? – Zapytał głośnym szeptem. Poczułam, że moje policzki stają się czerwone.
– Poza tym ta koszule nie jest w moim stylu.
-Mogę się odwrócić,
a ona jest dużo lepsza niż twój T-shirt przesiąknięty krwią.. – Zaproponowałam
nie patrząc mu w oczy. Zachichotał i niezdarnie zaczął ściągać koszulkę.
-Cholera! – Zaklął
cicho, nie mogąc ruszyć złamaną ręką.
-Poczekaj, pomogę
Ci. – Westchnęłam ciężko i uklęknęłam między jego nogami na posadzce. Chwyciłam
brzeg koszulki i delikatnie pociągnęłam w górę tak, aby nie urazić uszkodzonej
kończyny. Zakrwawiony ciuch rzuciłam na podłogę i zaczęłam rozpinać guziki w
koszuli. Nagle, poczułam dłoń Jake na moim policzku uniosłam głowę. Jego twarz
znajdowała się zdecydowanie bliżej niż jeszcze chwilę temu. Zamrugałam
zdezorientowana wstrzymując oddech. Oddychaliśmy jednym powietrzem, a ja pomyślałam,
że nie mam nic do stracenie i pokonałam dzielącą nasze usta odległość. Jego
wargi były ciepłe i smakowały krwią. Objęłam go za szyję i przysunęłam się
bliżej. Nasze ciała się zetknęły. Wstrząsnął mną dreszcz niemający nic
wspólnego z zimnem, jakie panowało w celi. Jego zdrowa ręka błądziła po moich
plecach. Nagle pociągnął za bluzkę skrytą za paskiem spodni i pociągnął ją do
góry. Dłonią dotknął mojej nagiej,
rozpalonej skóry. Całował mnie z brutalną zachłannością, co bardzo mi się
podobało. Przejechałam rękoma po jego nagiej klatce piersiowej, na pierwszy
rzut oka nie można było dostrzec jak bardzo jest umięśniony. Westchnęłam cicho
nie przerywając pocałunku. Jego dłoń błądziła po moim ciele sprawiając mi tym
niesamowitą przyjemność. Nagle usłyszałam trzask drzwi prowadzących na poziom
cel. Oderwałam się od Jake’a i popatrzyłam u w oczy. Błyszczały z podniecanie i
radości. Poczułam, ze znowu się rumienię.
-Ja.. Powinieneś się
ubrać. – Wydukałam z siebie podając mu koszulę. Blondyn cały czas uśmiechając
się założył podaną mu przeze mnie rzecz. Spojrzał bezradnie na guziki.
-Chyba nie dam rady.
– Powiedział z uśmiechem. Pokręciłam zrezygnowana głową i zaczęłam zapinać
guziki starając się nie patrzeć na jego ciało. Kiedy byłam w połowie, poczułam
jego usta na swojej szyi. Zamknęłam oczy i złapałam się za jego ramiona. Całe
moje ciało stało się bezwładne, jakbym zamieniła się w płynny, rozgrzany wosk.
Przypomniałam sobie o drzwiach. Odskoczyłam jak oparzona o chłopaka wpatrując
się w wejście do celi. Na szczęście nikogo tam nie było.
-Muszę już iść.-
Powiedziałam ze smutkiem. Pocałowałam go szybko w policzek i skierowałam się do
wyjścia.
-Będziesz tam? –
Zapytał. – To znaczy, czy będziesz na egzekucji?
Pokiwałam ze
smutkiem głową nie patrząc mu w oczy. Wyszłam nie odzywając się ani jednym
słowem. Nadal czułam dziwną słabość w nogach. Zanim wyszłam z poziomu cel
doprowadziłam swój wygląd do porządku. Jeżeli on umrze, nie pogodzę się z tym,
to będzie dla mnie za trudne.
W Sali gdzie wszyscy
funkcjonariusze się zbierali nie dostrzegłam Izmy, co było dla mnie ulgą. Na
swoim biurku zobaczyłam jednak małą karteczkę, zapisaną pochyłym charakterem
pisma.
Jeden z głowy. Zostało już
tylko dwóch. Niebawem do Blackwella dołączy jego braciszek.
Ps. Tam gdzie ostatnio. O północy.
Czułam, że ta wiadomość ma związek z
tajemniczym informatorem, który wyjawił mi gdzie nadarzy się okazja
aresztowanie Jake’a. Przeczytałam tekst Kika razy, ale nadal mało z tego
rozumiałam. Nie zostało mi nic innego jak się z nim spotkać.
Noc była zimna
i bardzo ciemna. Chmury, które spowiły niebo zwiastowały deszcz. Zaparkowałam,
na przystani i wysiadłam z auta. On już na mnie czekał stał w cieniu
rozłożystego drzewa oparty plecami o jego konar.
-Witaj. – Przywitał
mnie cicho, jednak nie wyszedł w krąg światła.
-Powiedz mi, kim
jesteś. – To pytanie padło z moich ust zanim zdążyłam się powstrzymać.
Nieznajomy roześmiał się tylko.
-To nie jest
istotne.
-Dla mnie jest
bardzo istotne! Dlaczego tak nienawidzisz Jake’a i reszty?
Mężczyzna nie
odezwał się. Widziałam, że przechylił głowę na bok przypatrując mi się z
zaciekawieniem.
-Ty, jako
funkcjonariuszka policji, również powinnaś darzyć ich takim uczuciem. –
Starałam się skupić na szczegółach, skoro nie mogłam na niego spojrzeć. Miał
niski głos z lekką chrypką. Był wyższy ode mnie, co najmniej o głowę i na pewno
dużo cięższy.
-Nie popieram
działalności przestępczej. – Odparłam z prostotą, wzruszając ramionami.
-Więc, pewnie chcesz
dopaść resztę gangu. – Zamruczał mężczyzna pochylając się do przodu, nie na
tyle jednak żebym dostrzegła jego twarz.
-Jeżeli mieliby
uczciwy proces, to tak. – Powiedziałam.- Ale wiem, że tak nie będzie. Rada za
bardzo ich nienawidzi.
-Mylisz się. –
Mężczyzna wyraźnie był rozbawiony tą rozmową. Nie mogłam powiedzieć tego o
sobie. – Oni się boją mocy, jaką tamci w sobie noszą. Boją się mocy, którą ty
również posiadasz.
-Nie wiem, o czym
mówisz.- Skłamałam, ale mój głos załamał się lekko. Tajemnicza postać
zachichotała.
-Oj nie ładnie tak
kłamać. – Powiedział głębokim głosem. – Nie mam nic do waszych hokus-pokus, ale
nie przepadam za tym Trio: Jake, Jessie, Jamie.
-Dlaczego? –
Zapytałam i nieznacznie zrobiłam krok w jego kierunku. Mężczyzna zdawał się
tego nie zauważyć.
-To ja powinienem
być na ich miejscu! – Oznajmił wzburzony zaciskając pięści. – Powinienem być
władcą Piekła.
-Przepraszam, czego?
– Ta nazwa mnie zaintrygowała i
rozśmieszyła zarazem.
-A zamiast tego, co
otrzymałem? – Krzyknął ignorując moje pytanie i stanął w kręgu światła. Jedna
strona jego twarzy była przystojna i gładka. Natomiast drugą szpeciły liczne
blizny. Cofnęłam się odruchowo. –Widzisz, co oni ze mną zrobili?
-Bardzo mi przykro.
– Wydusiłam z siebie wpatrując się w mężczyznę z przerażeniem. –Ale co ja mam z
tym wspólnego?
-Pomożesz mi się na
nich odegrać. – Warknął zbliżając się do mnie. Pokręciłam przecząco głową.
-Nie, nie mam
zamiaru brać udziału w Twojej zemście. – Odwracanie się plecami do
niezrównoważonego, silniejszego i nieznajomego wampira nigdy nie kończy się
dobrze, ale nie miałam wyjścia chciałam jak najszybciej stamtąd uciec. Poczułam
silne szarpnięcie za ramię i ból w lewym obojczyku. Spojrzałam na niego i
dostrzegłam lśniący nóż wystający z mojego ciała.
-Słodkich snów. –
Mruknął mężczyzna wyciągając sztylet. Poczułam, że ostrze zagłębia się w moim
brzuchu…
Z oddali dotarł do
mnie męski krzyk i wystrzał z pistoletu. Czyjaś ręka delikatnie dotykała mojego
policzka, jednak nie miałam siły unieść powiek..
* * *
Ta dam!
Oto kolejna część opowieści. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze z ocenami i sugestiami dotyczącymi Sandry.
Ps. Jeżeli ktoś nie ma bloga, bądź po prostu nie ma głowy do sprawdzania nowych notek, to zapraszamy do zapisywania się w zakładce "Informowani". :)
Ps. Jeżeli ktoś nie ma bloga, bądź po prostu nie ma głowy do sprawdzania nowych notek, to zapraszamy do zapisywania się w zakładce "Informowani". :)
Karolina S.
Cudoooooo!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne. Zizi
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńSuuper!!! Czekam na następną!!!
OdpowiedzUsuńHmm, ciekawe... Ale Sandra zachowała się dość nierozważnie odwracając się od tego "silniejszego" jak sama zauważyła wampira... Nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu, ale na pewno nie to c;
OdpowiedzUsuńPs: Czekam na dalsze rozdziały!
Boski <3
OdpowiedzUsuńCzekam nn
Kocham to
Aqua
Zapraszam na 14 http://aquasenshi.blogspot.com/2014/05/rozdzia-14.html
Oj nieładnie kończyć w takich miejscach... Chcę więcej! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^.^
OdpowiedzUsuńhttp://witaj-w-symulacji.blogspot.com/
Z każdym rozdziałem coraz lepiej. Rozkręcacie się, jak widzę <3 Muszę przyznać, że zauważyłam kilka błędów estetycznych np. "wiedziała" zamiast "wiedziałam", ale to nie ważne.
OdpowiedzUsuńbardzo dobrze tak Izmie! Jest strasznie brutalna, więc niech się wścieka :D I cóż za gorąca scena Sandry i Jake'a :D Podobało mi się, nie powiem :D
I ta tajemnicza postać mnie zaintrygowała. Ciekawa jestem na jakiej podstawie chce odebrać władzę w Piekle. Mam nadzieję, że niedługo się dowiemy.