Stałam
oparta o radiowóz rozcierając ramiona, które okryte były jedynie cienką bluzką.
Dokoła mnie kręciło się kilku policjantów, a przy wjeździe na most znajdowała
się Rada. Teraz będą zapewne szukać kogoś na miejsce mojego ojca. Nawet nie
poczekają, aż minie żałoba. Potrząsnęłam głową odganiając ponure myśli. Za
kilka minut powinien pojawić się tu Jake i reszta. Chyba za bardzo na niego
naskoczyłam w sprawie tego napadu. Był taki zanim mnie poznał, nie zmieni się w
kilka dni. Może jak porozmawiamy na spokojnie to dojdziemy do porozumienia?
Poczułam, że ktoś okrywa mnie kurtką. Spojrzałam w bok i ujrzałam Cody'ego
uśmiechającego się do mnie przyjaźnie. Była to czarna kurtka z napisem POLICJA
na plecach. Wsunęłam ręce w rękawy i z przyjemnością poczułam jak materiał
dopasowuje się do mojego ciała.
-Dzięki.
- Mruknęłam z wdzięcznością, obdarzając go uśmiechem.
-Nie ma,
za co. - Odparł opierając się o maskę samochodu obok mnie. - Mam wyrzuty
sumienia, że ściągnęliśmy Cię z urlopu.
-Nic
się nie stało. - Starałam się przybrać spokojny ton. - Nie chciałabym przegapić
takiej akcji.
-To
może... - Zaczął niepewnie przeczesując dłonią włosy. - Dałabyś się wyciągnąć
później na drinka?
Poczułam,
że zasycha mi w gardle. Co? Nigdy nie patrzyłam w ten sposób na Cody'ego! Był
dla mnie oparciem, kiedy zaczynałam staż! Jedynym facetem, który nie patrzył na
mnie z góry!
-Ja...
- Mój głos brzmiał niepewnie. - To nie najlepszy pomysł. - Wydukałam nie
patrząc na niego. Chłopak pokiwał głową, a w jego oczach malował się smutek.
-Rozumiem.
To głupie z mojej strony. - Powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. - Masz
żałobę.
Pokiwałam
głową wdzięczna, że w taki sposób zrozumiał moją odmowę. Co miałabym
powiedzieć? Wybacz. Umawiam się ze zbiegłym więźniem?
Nagle
do naszych uszu dotarł ryk kilku silników, a na horyzoncie pojawiło się dwa
samochody i trzy motory. Moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy pojazdy
zatrzymały się z piskiem opon niecałe dwa metry ode mnie. Nikt się nie
poruszył. Z wnętrz pojazdów powoli wyłonili się Jessie z Evelyn, oraz Jamie.
Jake zsiadł z motoru stojącego najbliżej mnie. Trochę dalej znajdował się
Felix, a najdalej stał nieznany mi wysoki mężczyzna z brodą. Blackwell obdarzył
mnie przelotnym spojrzeniem, po czym zaciskając usta ruszył w stronę Rady.
Pieter wysunął się przed szereg.
-Cieszymy
się, że zgodziliście się nam pomóc. - W jego głosie nie było ani krztyny
uprzejmości. Jake uśmiechnął się bezczelnie.
-My
jesteśmy zawsze na straży pokoju i bezpieczeństwa w Recordii. - Rzucił
zakładając ręce na piersi. Z trudem zdusiłam chichot. Widać, że członkowie Rady
są oburzeni jego zachowaniem.
-Przejdźmy
do rzeczy. - Odezwał się stojący na uboczu Jessie, znajdująca obok niego Evelyn
wędrowała wzrokiem, od swojego ojca do matki.
Nagle
pojawił się kolejny samochód, który zaparkował za autami członków rządu.
Zobaczyłam, że wysiada z niego moja mama.
Co ona
tu robi do cholery?
-Vanja!
- Wykrzyknął Pieter z uśmiechem. - Świetnie, że jesteś.
-Gdybyście
poinformowali mnie wcześniej, byłabym szybciej. -Odparła kobieta zajmując
miejsce wśród członków Rady.- W końcu jestem teraz jedną z was.
Moja
matka jedną z tych kretynów!? Dlaczego się na to zgodziła? Nigdy nie przepadała
za Radą uważała, że mają za dużo władzy i ją wykorzystują do złych celów!
-Gdzie
znajduje się bomba? - Zapytał starszy Blackwell z wyraźną niecierpliwością.
-Chodźcie
za nami - Poleciła Izma prowadząc ich po ścieżce wzdłuż zbocza, a później w dół
pod most. Również skierowałam się w tamtą stronę chcąc widzieć, co mają zamiar
tam robić. Czułam, że ten pomysł coraz mniej mi się podoba.
Czy
Jake postanowił tu przyjechać z mojego powodu? Jeżeli stanie mu się krzywda nie
wybaczę sobie tego. Po co ja mu robiłam tą kretyńską awanturę! Chłopak
ostrożnie zbliżył się do ładunku wybuchowego umocowany na filarze. Przyglądał
mu się przez chwilę zgryzając wargę.
-Model
FR90. - Zaczął Jamie cicho, zajmując miejsce tuż za bratem. -Ma zapalnik
czasowy. Eksplozja nastąpi za 2 godziny. - Urwał na chwile. - Żeby powstrzymać
taki wybuch...- Chłopak przerwał i potarł dłonią kark. - Zużyjesz całą energię.
Jake
kiwnął głową, oddychając głęboko. Stanął na rozstawionych nogach zacierając
ręce. Gdyby nie szum rzeki przepływającej pod mostem, panowałaby idealna cisza.
Zacisnęłam mocno kciuki u obu rąk. Błagam niech mu się nic nie stanie. Stałam
niedaleko Jamiego, który odsunął się na bezpieczną odległość. Młodszy Blackwell
posłał mi oskarżycielskie spojrzenie, które natychmiast zniknęło, kiedy
dostrzegł łzy w moich oczach.
Blondyn
uniósł dłonie i umieścił je nad ładunkiem, w momencie, kiedy spiął wszystkie
mięśnie z bomby zaczął unosić się dym, a ona sama lekko dygotała. Poczułam jak
paznokcie zaczynają wbijać mi się w dłonie. Jednak nie zwróciłam na to większej
uwagi, ponieważ wpatrywałam się w mojego ukochanego, narażającego własne życie
dla ratowania tych, którzy bez zastanowienia wysłali go na śmierć.
Ładunek
zaczął wydawać z siebie głośny syk, a na czole Blackwella wystąpiły krople
potu. Minuty ciągnęły się nieubłaganie. Szum rzeki tylko potęgował atmosferę
grozy panującą pod mostem. Gdyby teraz nastąpił wybuch - zginęlibyśmy wszyscy.
Jake
zaczął głośno oddychać jeszcze bardziej skupiając się na swoim zadaniu. Nogi mu
lekko drżały, co było wynikiem wysiłku, z jakim musiał sobie radzić. I nagle
bomba przestała dygotać i dymić. Wszystko ustało.Blondyn chwycił ją w obie ręce
i oderwał od filaru. Była rozbrojona. Wśród zgromadzonych przetoczyło się
westchnienie ulgi. Chłopak zachwiał się i gdyby nie szybka reakcje Felixa,
najpewniej upadłby na ziemię. Ładunek wysunął się mu z rąk i potoczył się w
kierunku Rady.
Izma
podniosła go z wahaniem i obejrzała.
-Dziękuję
w imieniu Recordii. - Mruknęła kobieta z wyraźna niechęcią. Jamie podszedł do
brata żeby sprawdzić, co u niego. Starszy Balackwell bardzo szybko odzyskał
równowagę i mimo tego, że był blady uśmiechał się bezczelnie.
-Może
jakiś mały prezencik w zamian za pomoc? - Zaproponował, kiedy ruszyliśmy na
górę. - Przydałoby się wymazanie z akt policyjnych. - Dorzucił, na co Jessie,
Jamie i Evelyn wybuchli śmiechem. Teraz, kiedy było po wszystkim ja również
pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech.
Nasze
przybycie zostało przywitane brawami policjantów, którzy pilnowali terenu, aby
żaden wampir, człowiek czy inna istota nie zbliżyli się do bomby.
Gang Jessiego
powoli udał się do swoich pojazdów.
-Chwileczkę!
- Krzyknął ktoś z Rady.
Jake i
inni zamarli bez ruchu. Ruszyłam wolno w tamtym kierunku, aby lepiej słyszeć.
-Pomogliśmy
wam. - Zauważył cicho Jessie wpatrując się w mężczyznę. - Nasza praca skończona.
-Mamy
propozycję. - Odezwał się Pieter stając tuż przed Reedem. Evelyn wplotła swoje
palce w place Jessiego. - Chcemy abyście pomogli nam z Donovanem.
Jamie
prychnął mierząc nienawistnym spojrzeniem Blood'a.
-Co
mielibyśmy w zamian? - Zapytał rzeczowo przywódca Piekła unosząc jednocześnie
brwi. Pieter milczał przez chwilę.
-Zmianę
wymiaru kary. - Rzucił. - Na 150-letnią banicję do Pierwszego Wymiaru.
Zaczerpnęłam
głośno powietrza. Z jednej strony opuszczenie Recordii dla każdego wampira czy
wilkołak jest straszne. Nie umiemy się wpasować w świat ludzi. Poza tym prawie
się nie starzejemy. Lecz z drugiej strony, to niezwykle łaskawe ze strony Rady.
Moi
nowi znajomi również wydawali się być zdumieni.
-Nie
mogę teraz podjąć decyzji. - Odparł brunet cicho nie patrząc na swoich
towarzyszy. - Muszę skonsultować to z innymi.
Mój
wujek nie był tym faktem zachwycony, ale pokiwał głową na znak, że rozumie.
-Chcemy
wam jednak przekazać warunki dotyczące obu stron. - Dodał mężczyzna rozglądając
się dookoła. - Sandra czy mogłabyś wziąć teczkę z mojego samochodu. - Zwrócił
się do mnie Pieter.
-Oczywiście.
- Mruknęłam oddalając się w stronę parkingu. Chciałam tam stać i słyszeć, o
czym rozmawiają! Cholera miał pod ręką tylu funkcjonariuszy, a musiał wysłać
akurat mnie!
Koło
aut kręciło się kilka osób, jednak nie zwracałam na nich uwagi pogrążona we
własnych myślach. Otworzyłam samochód mojego wuja i rozejrzałam się po wnętrzu.
Teczka, o której mówił leżała na tylnym siedzeniu. Trzasnęłam mocno drzwiami,
aby w ten sposób wyładować moją frustrację. Kiedy oddaliłam się nieco
usłyszałam za swoimi plecami potężny huk i krzyki. Nie zdążyłam się niestety
odwrócić, ponieważ poczułam ból i okropne pieczenie na plecach. Z moich ust
wydarł się jęk, a później była tylko ciemność.
Dookoła mnie słyszałam krzyki,
czyjaś chłodna dłoń usiłowała mnie dobudzić za pomocą lekkich uderzeń w twarz.
Zamrugałam kila razy. Obok mnie klęczała Evelyn, a nieco dalej stał Jake
wpatrując się we mnie pociemniałymi ze strachu oczami.
-Co to
było? - Zapytałam, ale mój głos zabrzmiał dziwnie niewyraźnie.
-Chyba
próbuje coś powiedzieć. - Usłyszałam moją matkę gdzieś nad sobą. - Sandi
skarbie leż spokojnie.- Powiedziała, kiedy usiłowałam podnieść głowę, jednak
oczy znowu zaszły mi mglą. I gdzieś z oddali usłyszałam słowa Izmy, że nie żyją
dwie osoby. Moja kuzynka położyła mi dłoń na czole. Kiedy znowu powróciła mi
ostrość widzenia dokoła mnie migały na czerwono światła karetek, a nade mną
pochylała się jakaś sanitariuszka. Z ruchu jej warg wywnioskowałam, że coś do
mnie mówi, niestety nie docierał do mnie jej głos. Z uśmiechem na ustach
zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie zapaść w kojącą ciemność.
* * *
Starałam się wstawić ten rozdział od 3 dni, ale tyle miałam na głowie, że po prostu nie dałam rady.
Liczę na to, że rozdział wam się podoba. ;)
Czekam na wasze opinie w komentarzach! Postarajcie się i przekroczcie barierę 10 komentarzy!
Całusy! Karolina S.
genialne!! cody jest fajny :D ja chce wiedzie co stalo sie Sandrze! czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńSuper. Fajnie piszesz. Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zizi.
Świetny... Coś ty Sandrze naszej zrobiła? Choć mam pewne podejrzenia co do tego, no cóż...Czekam na kolejny :P
OdpowiedzUsuńCody zauroczony Sandrą? No no no. Ma dziewczyna powodzenie! Już się w sumie wcześniej zastanawiałam, czy patrzy na nią w ten sposób, ale nie doszłam do żadnego wniosku, ponieważ o Codym były tylko wzmianki zawsze o sprawach policyjnych. Więc w sumie nie dziwię się, że Sandra była zaskoczona.
OdpowiedzUsuńJuż przez sekundę myślałam, że zaraz po tym, jak Jake rozbroi bombę, Rada aresztuje wszystkich. Serio, nawet byłam tego pewna. Jakoś tak za szybko zleciało mi to rozbrajanie. No i widzę, że Rada jest słowna. Chyba, że chce wykorzystać Blackwellow i resztę do złapania Caleba, a potem ich aresztują. Zawsze jest taka opcja. Bo coś mi się w dalszym ciągu nie chce wierzyć, że Rada jest taka wyrozumiała i gotowa na duże kompromisy. No cóz, pożyjemy, zobaczymy:D
No ale nic się Sandrze nie stało poważnego, nie? Oby!
Pozdrawiam :*
Oooo <3
OdpowiedzUsuńoo bardzo lubie Cody'iego! :) bardzo czekam na to co wydarzy sie z Sandra!
OdpowiedzUsuń