wtorek, 11 listopada 2014

7-8 maja, pisała Evelyn

-Pierdolony sukinsyn!-Wyrwało mi się nieco za głośno, kiedy zostawiałam Sandrę w rekach sanitariuszy.
Moi rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni, a stojący dalej Jessie tylko pokiwał głową z dezaprobatą. Jake za pomocą resztek swojej mocy ugaszał płonący samochód i krzewy które rosły niedaleko a również zajęły się ogniem. Obok niego stał Jamie, który ze zmartwiona miną asekurował brata ponieważ ten był bliski omdlenia. Kiedy już starszy Blackwell ugasił ogień, Jamie niemal przeniósł go do swojego wozu i posadził na miejscu pasażera.
-Na podwoziu samochodu również była bomba.-Zakomunikował Felix opierając się o drzwi, podczas gdy ledwo przytomny z wysiłku Jake pił łapczywie wodę z butelki.
-Sprawdźcie, czy w innych wozach nie ma żadnych niespodzianek.-Powiedział do Jamiego i Felixa Jessie, który był najwyraźniej zirytowany tą całą sytuacją.
-Czyli zamierzacie jednak nam pomóc?-Spytał mój ojciec, podchodząc do nas.
-Nie mówię, że wam pomożemy, ale wolę nie przyjeżdżać tu po raz kolejny, bo macie jeszcze jakiś problem którego nie rozwiążecie bez naszej pomocy.-Powiedział Jess z nutą sarkazmu.-Jak dzieci...-Mruknął jeszcze pod nosem, idąc do chłopaków którzy sprawdzali samochody pozostałych członków Rady. Popatrzyłam na Jakea który wyglądał na wyczerpanego i złego.
-Co z twoją kuzynką?-Spytał jakby go to zupełnie nie obchodziło. Wiedziałam, ze przybrał taki ton tylko dlatego, że mój ojciec tu jest i nam się przygląda.
-Ma poparzenia na ciele, głównie plecach i rękach i mocno uderzyła się w głowę, ale nic jej nie będzie.-Powtórzyłam słowo w słowo to, co usłyszałam wcześniej od czarnowłosej sanitariuszki. Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem i ziewnął głośno.-Odwiozę cię do domu.-Powiedziałam patrząc na niego zaniepokojona.
Potrzebował odpoczynku i sporej ilości świeżej krwi, żeby dojść do siebie. Pokiwał głową obsuwając się na siedzeniu a ja zamknęłam drzwi wozu i podeszłam do Jamiego z prośbą o kluczyki. Miałam już otworzyć drzwi od strony kierowcy, kiedy drogę zaszedł mi mój ojciec.
-Coś się stało?-Spytałam obojętnie. Oparł się o drzwi nie dając mi możliwości wejścia do samochodu.
-Chciałbym z tobą porozmawiać...-Powiedział cicho. Widząc brak zainteresowania z mojej strony kontynuował.-Dlaczego to robisz? Wiesz, że twoja matka płacze przez to po nocach?-Spytał patrząc mi w oczy.
Nie mogłam w tamtej chwili udać, że mnie to nie rusza, bo było wręcz odwrotnie. Chciałam przytulić się do niego i powiedzieć, że dalej jestem jego malutką dziewczynką. No właśnie...Chciałam. Ale to by i tak niczego nie zmieniło. To nie przez niego to wszystko się wydarzyło. On zawsze mnie chronił, mimo tego że często bywał szorstki to zawsze wiedziałam, że oprócz Sandry jest jedyną osobą na której mogę polegać. I wiedziałam, że przez moją decyzję to on ucierpiał najbardziej. Ufałam mu, a on ufał mi. I to ja to spieprzyłam.
-To nie twoja sprawa tato...-Starałam się, żeby mój głos brzmiał pewnie. Nie mogłam w takiej chwili pozwolić sobie na słabość. Spuściłam wzrok i podeszłam do auta, chcąc wsiąść do środka.
-Jesteś moją córką i myślę, że to jednak jest moja sprawa.-Urwał na chwilę i popatrzył na mnie. Miałam nadzieję, że nie widział jak bardzo się denerwowałam.-Jeśli chodzi o twoją matkę, to musisz wiedzieć, ze chociaż kocham ją równie mocno jak ciebie, to nie pochwalam wszystkich jej decyzji...-Wyszeptał mi do ucha.
-Evelyn, wszystko w porządku?-Dobiegł mnie z daleka zatroskany głos Jessiego, który stał oparty o jeden z radiowozów i przyglądał się nam z zainteresowaniem.
-Wszystko gra!-Rzuciłam w jego stronę z zalotnym uśmiechem. Chłopak nie był zadowolony, ale dał sobie spokój i poszedł sobie.-Nie mogę rozmawiać.-Powiedziałam stanowczo do taty, odsuwając go i wsiadając do auta. Popatrzyłam przelotnie na Jakea siedzącego obok.
-Zadzwoń, jeśli będziesz chciała pogadać.-Powiedział mój tata kiedy chciałam już zamknąć drzwi.-A i Jake?-Chłopak popatrzył na niego nieprzytomnie.-Dziękuję za pomoc.-Powiedział i nie było w tym ani krzty sarkazmu. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że powiedział to jak najbardziej szczerze. Zatrzasnął drzwi i patrzył jak odjeżdżamy. Uśmiechnęłam się do niego lekko, zanim straciłam go z oczu, ale nie wiem, czy to zauważył.
-O co chodzi?-Spytał cicho Jake patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się niechętnie.-I nie mów, że nic takiego. Widzę że jesteś smutna.-Powiedział stanowczo.
-Powiedzmy, że życie mi się trochę komplikuje...-Popatrzyłam na niego.
-To normalne, zważywszy na sytuację w jakiej się znalazłaś.-Powiedział a ja parsknęłam śmiechem. On uśmiechnął się tylko smutno.-Moje zaczęło się komplikować jak mieliśmy z Jamiem po szesnaście lat i pierwszy raz nas aresztowali.-Westchnął.-Wcześniej wszystko wydawało się proste. Od siódmego roku życia dorośli wpajali nam wszystko o historii piekła i Recordii. O wojnie, o tym jak część ludzi musiała się ukrywać. Uczyli nas jak się bronić, kraść i kłamać tak, żeby nikt się nie zorientował. Ojciec dbał o nasze wykształcenie. Od małego mieliśmy zapewnionych najlepszych nauczycieli. On sam nauczył nas zabijać...-Urwał na chwilę jakby się tego wstydził. Mi też zrobiło się nieco niezręcznie.-Nie bałem się zabijać i nie miałem po tym wyrzutów sumienia...-Przyznał się z bólem.-Takie widoki towarzyszyły nam od dziecka, nie uważaliśmy zabijania za coś złego. Ojciec powiedział, że kiedyś jego zabraknie i my będziemy musieli poradzić sobie z tym wszystkim...Można powiedzieć, że ta odpowiedzialność ciążyła na nas od zawsze. Wiedza o tym, ze kiedyś będziemy musieli zająć jego miejsce. Nasze moce nieco ułatwiały sprawę, ale nie całkowicie.-Uśmiechnął się sam do siebie i popatrzył na mnie.-Za pierwszym razem skazali mnie i Jamiego na pięćdziesiąt lat za zabójstwa, współudziały w morderstwach, napady i tym podobne...I tam poznaliśmy Jessa. On miał podobne umiejętności, na dodatek był starszy, ale cholernie zagubiony.Widać, że znalazł się tam z przypadku. Ja i Jamie byliśmy wychowani w środowisku gdzie o wszystko trzeba się bić i kłócić i przemoc jest na porządku dziennym. On nie pasował do całej tej otoczki. Ale kiedy ojciec po nas przyszedł, wziął i jego.-Z coraz większą ciekawością przysłuchiwałam się jego opowieści. Reed nigdy mi nie opowiadał o takich rzeczach. Właściwie w ogóle nie mówił o swojej przeszłości, jakby jego życie zaczęło się dopiero w chwili w której mnie poznał.-Jess szybko wpasował się w towarzystwo. Ojciec go polubił...Do tego stopnia, że oświadczył, że po jego śmierci to on ma zająć miejsce lidera w Piekle. Kilkanaście miesięcy później złapali go i zabili. Nas wtedy też aresztowali i pozwolili oglądać wszystko z boku. Chciałem zacząć płakać, ale wiedziałem, ze nie powinienem. Patrzyłem jak umiera na naszych oczach. Patrzył na mnie i Jamiego a ja wiedziałem, że to jest nasza przyszłość...-Szepnął przegarniając ręką włosy. W jego oczach przez chwilę zabłysły łzy.-Bo takie już jest życie członków piekła. Najpierw uczysz się zabijać tak, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, potem stajesz się kimś ważnym. Wszyscy cię szanują bo raz czy dwa uciekłeś z paki a policja dostaje świra, bo nie mogą cię złapać. A kiedy już im się to uda, zabijają cię z poczuciem że robią coś dobrego. Że pozbywają się problemu. Uważają sie za bohaterów i wręczają sobie nagrody za pozbycie się kłopotu, jakim byłeś. Ale umierasz w poczuciu spełnienia, bo wyszkoliłeś kogoś lepszego, kto przyjdzie na twoje miejsce...
-Kogo masz na myśli?-Spytałam z ciekawością, kiedy zaparkowaliśmy na parkingu w Piekle.
-To są słowa mojego ojca. Powiedział nam to kiedy z nim rozmawialiśmy kilka minut przed jego śmiercią. Do dziś się zastanawiam, czy miał na myśli mnie, czy któregoś z pozostałej dwójki.-Powiedział ze smutkiem, kiedy pomagałam mu wysiąść z samochodu.
Był coraz słabszy i bałam się, że za chwilę upadnie. Na szczęście dał radę dojść do swojej sypialni. Natychmiast pojawiła się Lily z butelką świeżej krwi w ręku i wręczyła ją chłopakowi, który wypił napój z wdzięcznością. Potem poszedł pod prysznic, a kiedy wrócił wyglądał dużo lepiej. Nadal był blady, ale powoli zaczynał odzyskiwać siły, co mnie bardzo ucieszyło.
-Idź spać, obudzę cię, jak będziesz potrzebny.-Powiedziałam idąc w stronę drzwi.
-Mogłabyś jeszcze dowiedzieć się, co z Sandrą? Martwię się o nią, a ja nie mogę zadzwonić.-Poprosił moszcząc się w łóżku. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową po czym wyszłam, cicho zmykając za sobą drzwi.
Kiedy tylko poszłam do siebie, od razu zadzwoniłam do Sandry. Jeśli była w szpitalu, to prawdopodobnie i tak nie odebrała by telefonu, jednak ja i tak spróbowałam. Po chwili oczekiwania odebrała jej matka
-Czego chcesz?-Spytała mnie ostro. W pierwszej chwili chciałam się rozłączyć, ale to niepotrzebnie dałoby jej satysfakcję, a do tego nie mogłam dopuścić.
-Porozmawiać z Sandrą.-Powiedziałam siląc się na uprzejmy ton. Kobieta prychnęła.
-Sandrze nic nie jest i rano wypisują ją ze szpitala.-Zamilkła na chwilę.-Zawsze pakowałaś ją w kłopoty, ale tym razem ci na to nie pozwolę smarkulo. Straciłam męża, nie stracę też córki. To nie moja wina, że Pieter rozpuścił cię jak dziadowski bicz, ale nie pozwolę zniszczyć Sandry. Nie chcę, żeby moja córka miała z tobą jakikolwiek kontakt. Nie dzwoń do niej więcej!-Krzyknęła i rozłączyła się.
Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na wyświetlacz telefonu, aż w końcu zaczęłam śmiać się głośno. Gdyby ta baba wiedziała, jak bardzo Sandra jest w to wszystko wplątana. Odrzuciłam telefon na pościel i nalałam sobie lampkę wina. Musiałam koniecznie odreagować, od tych wariatów.
Chłopaki przyjechali kilka minut po północy i Jamie od razu zakomunikował, że idzie się wyżyć na worku treningowym, Felix zginął w pokoju Lily a Jessie ucałował mnie kiedy już byłam w łóżku i powiedział, że musi sobie to wszystko przemyśleć po czym zginął na balkonie z butelką wina w ręku. Przewracałam się w łóżku kilka godzin, nie mogąc zasnąć. W końcu kiedy zegar wskazywał już kilka minut po trzeciej w nocy, wykręciłam w telefonie numer, który znałam na pamięć.
-Cześć tato, masz chwilę?-Spytałam niepewnie.
-Tak, coś się stało?-Spytał sennym głosem.
-Spotkajmy się tam, gdzie zawsze.-Zaproponowałam.
-Do zobaczenia na miejscu.-Pożegnał się ze mną.

Wyłączyłam telefon i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam gorset z ćwiekami i długie, czarne rurki. Włosy spięłam wysoko w kucyk i przejechałam błyszczykiem po ustach. Wzięłam kluczyki od motoru i ruszyłam na spotkanie z tatą. Czułam, że musiałam się komuś wygadać a on w tej chwili był jedyną osobą, która mogła mnie wysłuchać. Miałam tylko nadzieję, że zechce. 
*  *  *  
bardzo przepraszam, ze tak późno. Wiem, moja wina, ale internet odmawiał współpracy przez ostatnie kilkanaście dni i nie miałam nawet jak wstawić tego rozdziału. mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i zdecyduje się skomentować. Bo ostatnio nie mam weny, na napisanie czegoś na tego bloga. Dajcie nam motywację, pokażcie, ze zależy wam, żeby przeczytać dalszą część tej opowieści. Każdy komentarz się liczy :) 
Pozdrawiam i miłej lektury życzę :* 

7 komentarzy:

  1. Opowiadanie jest GENIALNE masz z niego nie rezygniwac. Ukatrupie sie jeżeli za jakis (mam nadzieje ze szybki) czas nie zobacze nastepnej czesci. Powodzenia i życzę weny. (PISZ PISZ PISZ ) ^,^

    OdpowiedzUsuń
  2. Heej, co to za ponure myśli? Zabraniam ci niepisania! To opowiadanie jest super! (nawet jeśli tan rozdział jest odrobinę za monotonny) A jeśli przestaniesz pisać... Cóż, znajdę Cię, gdziekolwiek jesteś i... spróbuję cię zmotywować ;D Tak, to jest groźba.

    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    Jun M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następne rozdzialy ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Evelyn ma wsparcie w tacie. Już myślałam, że opuści go, ale jednak zdecydowała się z nim spotkać. Uważam, że dobrze postąpiła. Ojciec nie powinien ponosić winy za czyny swojej żony, choć z drogiej strony na to patrząc, skoro nie podoba mu się jej postępowanie, powinien przedstawić jej swoje zdanie i ewentualnie poprosić o zmianę.
    Jestem ciekawa, czy Jake w głębi serce ma żal do Jessiego, że objął taką pozycję u jego ojca. W sumie nie był członkiem rodziny, ale zyskał bardzo duże zaufanie. Jestem ciekawa czy będą jakieś komplikacje w sprawie objęcia panowania nad Piekłem.
    No kurczę, muszę przyznać, ze Jessie mnie wkurza. Dlaczego poszedł sam pić na balkon, zamiast spędzić czas z dziewczyną? Ona go w tamtym momencie potrzebowała. Powinien ją przytulić i wgl. Mam nadzieję, że niedługo będą mieli więcej czasu dla siebie.
    I oczywiście kontynuuj pisanie, bo ja czekam jeszcze na kolejną część opowiadania! :*
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Co to za ponure myśli? Nawet tak nie pisz. Bardzo dobrze piszesz i tego się trzymajmy.
    Oczywiście, że nie zapomniałam.
    Rozdział fajny i trochę więcej wiemy.
    Czekam na nn.
    ŻYCZĘ WENY I CHĘCI.
    Pozdrawiam Zizi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie ważcie się nas opuszczać !! :)
    Kocham tego bloga i codziennie zaglądam czy nie ma czegoś nowego ^^
    Jesteście najlepszymi bloggerkami :*
    Rozdział super jak zawsze :)
    Kocham Was najmocniej na świecie i nie ważcie się mnie opuszczać !! :)
    Bo jak skończycie pisać to wezmę patelnię, garnek, brata ( XD ) i was znajdę !!
    Tak to jest groźba.
    Zapomniałabym !!
    Przepraszam Was strasznie, że nie komentuję ale ja czytam wszystko z telefonu, a mi okropnieeeeee ciężko pisze się z Iphona :/ :/
    Będę starała się komentować kiedy będę miała czas :)
    No to :
    Buziaczkiiiiiii :**********
    Kocham Was <3
    Marika ;3

    OdpowiedzUsuń