-Pierdolony
sukinsyn!-Wyrwało mi się nieco za głośno, kiedy zostawiałam
Sandrę w rekach sanitariuszy.
Moi
rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni, a stojący dalej Jessie tylko
pokiwał głową z dezaprobatą. Jake za pomocą resztek swojej mocy
ugaszał płonący samochód i krzewy które rosły niedaleko a
również zajęły się ogniem. Obok niego stał Jamie, który ze
zmartwiona miną asekurował brata ponieważ ten był bliski
omdlenia. Kiedy już starszy Blackwell ugasił ogień, Jamie niemal
przeniósł go do swojego wozu i posadził na miejscu pasażera.
-Na
podwoziu samochodu również była bomba.-Zakomunikował Felix
opierając się o drzwi, podczas gdy ledwo przytomny z wysiłku Jake
pił łapczywie wodę z butelki.
-Sprawdźcie,
czy w innych wozach nie ma żadnych niespodzianek.-Powiedział do
Jamiego i Felixa Jessie, który był najwyraźniej zirytowany tą
całą sytuacją.
-Czyli
zamierzacie jednak nam pomóc?-Spytał mój ojciec, podchodząc do
nas.
-Nie
mówię, że wam pomożemy, ale wolę nie przyjeżdżać tu po raz
kolejny, bo macie jeszcze jakiś problem którego nie rozwiążecie
bez naszej pomocy.-Powiedział Jess z nutą sarkazmu.-Jak
dzieci...-Mruknął jeszcze pod nosem, idąc do chłopaków którzy
sprawdzali samochody pozostałych członków Rady. Popatrzyłam na
Jakea który wyglądał na wyczerpanego i złego.
-Co
z twoją kuzynką?-Spytał jakby go to zupełnie nie obchodziło.
Wiedziałam, ze przybrał taki ton tylko dlatego, że mój ojciec tu
jest i nam się przygląda.
-Ma
poparzenia na ciele, głównie plecach i rękach i mocno uderzyła
się w głowę, ale nic jej nie będzie.-Powtórzyłam słowo w słowo
to, co usłyszałam wcześniej od czarnowłosej sanitariuszki.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem i ziewnął głośno.-Odwiozę
cię do domu.-Powiedziałam patrząc na niego zaniepokojona.
Potrzebował
odpoczynku i sporej ilości świeżej krwi, żeby dojść do siebie.
Pokiwał głową obsuwając się na siedzeniu a ja zamknęłam drzwi
wozu i podeszłam do Jamiego z prośbą o kluczyki. Miałam już
otworzyć drzwi od strony kierowcy, kiedy drogę zaszedł mi mój
ojciec.
-Coś
się stało?-Spytałam obojętnie. Oparł się o drzwi nie dając mi
możliwości wejścia do samochodu.
-Chciałbym
z tobą porozmawiać...-Powiedział cicho. Widząc brak
zainteresowania z mojej strony kontynuował.-Dlaczego to robisz?
Wiesz, że twoja matka płacze przez to po nocach?-Spytał patrząc
mi w oczy.
Nie
mogłam w tamtej chwili udać, że mnie to nie rusza, bo było wręcz
odwrotnie. Chciałam przytulić się do niego i powiedzieć, że
dalej jestem jego malutką dziewczynką. No właśnie...Chciałam.
Ale to by i tak niczego nie zmieniło. To nie przez niego to wszystko
się wydarzyło. On zawsze mnie chronił, mimo tego że często bywał
szorstki to zawsze wiedziałam, że oprócz Sandry jest jedyną osobą
na której mogę polegać. I wiedziałam, że przez moją decyzję to
on ucierpiał najbardziej. Ufałam mu, a on ufał mi. I to ja to
spieprzyłam.
-To
nie twoja sprawa tato...-Starałam się, żeby mój głos brzmiał
pewnie. Nie mogłam w takiej chwili pozwolić sobie na słabość.
Spuściłam wzrok i podeszłam do auta, chcąc wsiąść do środka.
-Jesteś
moją córką i myślę, że to jednak jest moja sprawa.-Urwał na
chwilę i popatrzył na mnie. Miałam nadzieję, że nie widział jak
bardzo się denerwowałam.-Jeśli chodzi o twoją matkę, to musisz
wiedzieć, ze chociaż kocham ją równie mocno jak ciebie, to nie
pochwalam wszystkich jej decyzji...-Wyszeptał mi do ucha.
-Evelyn,
wszystko w porządku?-Dobiegł mnie z daleka zatroskany głos
Jessiego, który stał oparty o jeden z radiowozów i przyglądał
się nam z zainteresowaniem.
-Wszystko
gra!-Rzuciłam w jego stronę z zalotnym uśmiechem. Chłopak nie był
zadowolony, ale dał sobie spokój i poszedł sobie.-Nie mogę
rozmawiać.-Powiedziałam stanowczo do taty, odsuwając go i
wsiadając do auta. Popatrzyłam przelotnie na Jakea siedzącego
obok.
-Zadzwoń,
jeśli będziesz chciała pogadać.-Powiedział mój tata kiedy
chciałam już zamknąć drzwi.-A i Jake?-Chłopak popatrzył na
niego nieprzytomnie.-Dziękuję za pomoc.-Powiedział i nie było w
tym ani krzty sarkazmu. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że
powiedział to jak najbardziej szczerze. Zatrzasnął drzwi i patrzył
jak odjeżdżamy. Uśmiechnęłam się do niego lekko, zanim
straciłam go z oczu, ale nie wiem, czy to zauważył.
-O
co chodzi?-Spytał cicho Jake patrząc na mnie. Uśmiechnęłam się
niechętnie.-I nie mów, że nic takiego. Widzę że jesteś
smutna.-Powiedział stanowczo.
-Powiedzmy,
że życie mi się trochę komplikuje...-Popatrzyłam na niego.
-To
normalne, zważywszy na sytuację w jakiej się znalazłaś.-Powiedział
a ja parsknęłam śmiechem. On uśmiechnął się tylko smutno.-Moje
zaczęło się komplikować jak mieliśmy z Jamiem po szesnaście lat
i pierwszy raz nas aresztowali.-Westchnął.-Wcześniej wszystko
wydawało się proste. Od siódmego roku życia dorośli wpajali nam
wszystko o historii piekła i Recordii. O wojnie, o tym jak część
ludzi musiała się ukrywać. Uczyli nas jak się bronić, kraść i
kłamać tak, żeby nikt się nie zorientował. Ojciec dbał o nasze
wykształcenie. Od małego mieliśmy zapewnionych najlepszych
nauczycieli. On sam nauczył nas zabijać...-Urwał na chwilę jakby
się tego wstydził. Mi też zrobiło się nieco niezręcznie.-Nie
bałem się zabijać i nie miałem po tym wyrzutów
sumienia...-Przyznał się z bólem.-Takie widoki towarzyszyły nam
od dziecka, nie uważaliśmy zabijania za coś złego. Ojciec
powiedział, że kiedyś jego zabraknie i my będziemy musieli
poradzić sobie z tym wszystkim...Można powiedzieć, że ta
odpowiedzialność ciążyła na nas od zawsze. Wiedza o tym, ze
kiedyś będziemy musieli zająć jego miejsce. Nasze moce nieco
ułatwiały sprawę, ale nie całkowicie.-Uśmiechnął się sam do
siebie i popatrzył na mnie.-Za pierwszym razem skazali mnie i
Jamiego na pięćdziesiąt lat za zabójstwa, współudziały w
morderstwach, napady i tym podobne...I tam poznaliśmy Jessa. On miał
podobne umiejętności, na dodatek był starszy, ale cholernie
zagubiony.Widać, że znalazł się tam z przypadku. Ja i Jamie
byliśmy wychowani w środowisku gdzie o wszystko trzeba się bić i
kłócić i przemoc jest na porządku dziennym. On nie pasował do
całej tej otoczki. Ale kiedy ojciec po nas przyszedł, wziął i
jego.-Z coraz większą ciekawością przysłuchiwałam się jego
opowieści. Reed nigdy mi nie opowiadał o takich rzeczach. Właściwie
w ogóle nie mówił o swojej przeszłości, jakby jego życie
zaczęło się dopiero w chwili w której mnie poznał.-Jess szybko
wpasował się w towarzystwo. Ojciec go polubił...Do tego stopnia,
że oświadczył, że po jego śmierci to on ma zająć miejsce
lidera w Piekle. Kilkanaście miesięcy później złapali go i
zabili. Nas wtedy też aresztowali i pozwolili oglądać wszystko z
boku. Chciałem zacząć płakać, ale wiedziałem, ze nie
powinienem. Patrzyłem jak umiera na naszych oczach. Patrzył na mnie
i Jamiego a ja wiedziałem, że to jest nasza przyszłość...-Szepnął
przegarniając ręką włosy. W jego oczach przez chwilę zabłysły
łzy.-Bo takie już jest życie członków piekła. Najpierw uczysz
się zabijać tak, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, potem stajesz
się kimś ważnym. Wszyscy cię szanują bo raz czy dwa uciekłeś z
paki a policja dostaje świra, bo nie mogą cię złapać. A kiedy
już im się to uda, zabijają cię z poczuciem że robią coś
dobrego. Że pozbywają się problemu. Uważają sie za bohaterów i
wręczają sobie nagrody za pozbycie się kłopotu, jakim byłeś.
Ale umierasz w poczuciu spełnienia, bo wyszkoliłeś kogoś
lepszego, kto przyjdzie na twoje miejsce...
-Kogo
masz na myśli?-Spytałam z ciekawością, kiedy zaparkowaliśmy na
parkingu w Piekle.
-To
są słowa mojego ojca. Powiedział nam to kiedy z nim rozmawialiśmy
kilka minut przed jego śmiercią. Do dziś się zastanawiam, czy
miał na myśli mnie, czy któregoś z pozostałej dwójki.-Powiedział
ze smutkiem, kiedy pomagałam mu wysiąść z samochodu.
Był
coraz słabszy i bałam się, że za chwilę upadnie. Na szczęście
dał radę dojść do swojej sypialni. Natychmiast pojawiła się
Lily z butelką świeżej krwi w ręku i wręczyła ją chłopakowi,
który wypił napój z wdzięcznością. Potem poszedł pod prysznic,
a kiedy wrócił wyglądał dużo lepiej. Nadal był blady, ale
powoli zaczynał odzyskiwać siły, co mnie bardzo ucieszyło.
-Idź
spać, obudzę cię, jak będziesz potrzebny.-Powiedziałam idąc w
stronę drzwi.
-Mogłabyś
jeszcze dowiedzieć się, co z Sandrą? Martwię się o nią, a ja
nie mogę zadzwonić.-Poprosił moszcząc się w łóżku.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową po czym wyszłam, cicho
zmykając za sobą drzwi.
Kiedy
tylko poszłam do siebie, od razu zadzwoniłam do Sandry. Jeśli była
w szpitalu, to prawdopodobnie i tak nie odebrała by telefonu, jednak
ja i tak spróbowałam. Po chwili oczekiwania odebrała jej matka
-Czego
chcesz?-Spytała mnie ostro. W pierwszej chwili chciałam się
rozłączyć, ale to niepotrzebnie dałoby jej satysfakcję, a do
tego nie mogłam dopuścić.
-Porozmawiać
z Sandrą.-Powiedziałam siląc się na uprzejmy ton. Kobieta
prychnęła.
-Sandrze
nic nie jest i rano wypisują ją ze szpitala.-Zamilkła na
chwilę.-Zawsze pakowałaś ją w kłopoty, ale tym razem ci na to
nie pozwolę smarkulo. Straciłam męża, nie stracę też córki. To
nie moja wina, że Pieter rozpuścił cię jak dziadowski bicz, ale
nie pozwolę zniszczyć Sandry. Nie chcę, żeby moja córka miała z
tobą jakikolwiek kontakt. Nie dzwoń do niej więcej!-Krzyknęła i
rozłączyła się.
Patrzyłam
szeroko otwartymi oczami na wyświetlacz telefonu, aż w końcu
zaczęłam śmiać się głośno. Gdyby ta baba wiedziała, jak
bardzo Sandra jest w to wszystko wplątana. Odrzuciłam telefon na
pościel i nalałam sobie lampkę wina. Musiałam koniecznie
odreagować, od tych wariatów.
Chłopaki
przyjechali kilka minut po północy i Jamie od razu zakomunikował,
że idzie się wyżyć na worku treningowym, Felix zginął w pokoju
Lily a Jessie ucałował mnie kiedy już byłam w łóżku i
powiedział, że musi sobie to wszystko przemyśleć po czym zginął
na balkonie z butelką wina w ręku. Przewracałam się w łóżku
kilka godzin, nie mogąc zasnąć. W końcu kiedy zegar wskazywał
już kilka minut po trzeciej w nocy, wykręciłam w telefonie numer,
który znałam na pamięć.
-Cześć
tato, masz chwilę?-Spytałam niepewnie.
-Tak,
coś się stało?-Spytał sennym głosem.
-Spotkajmy
się tam, gdzie zawsze.-Zaproponowałam.
-Do
zobaczenia na miejscu.-Pożegnał się ze mną.
Wyłączyłam
telefon i wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam gorset z
ćwiekami i długie, czarne rurki. Włosy spięłam wysoko w kucyk i
przejechałam błyszczykiem po ustach. Wzięłam kluczyki od motoru i
ruszyłam na spotkanie z tatą. Czułam, że musiałam się komuś
wygadać a on w tej chwili był jedyną osobą, która mogła mnie
wysłuchać. Miałam tylko nadzieję, że zechce.
* * *
bardzo przepraszam, ze tak późno. Wiem, moja wina, ale internet odmawiał współpracy przez ostatnie kilkanaście dni i nie miałam nawet jak wstawić tego rozdziału. mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i zdecyduje się skomentować. Bo ostatnio nie mam weny, na napisanie czegoś na tego bloga. Dajcie nam motywację, pokażcie, ze zależy wam, żeby przeczytać dalszą część tej opowieści. Każdy komentarz się liczy :)
Pozdrawiam i miłej lektury życzę :*
Opowiadanie jest GENIALNE masz z niego nie rezygniwac. Ukatrupie sie jeżeli za jakis (mam nadzieje ze szybki) czas nie zobacze nastepnej czesci. Powodzenia i życzę weny. (PISZ PISZ PISZ ) ^,^
OdpowiedzUsuńHeej, co to za ponure myśli? Zabraniam ci niepisania! To opowiadanie jest super! (nawet jeśli tan rozdział jest odrobinę za monotonny) A jeśli przestaniesz pisać... Cóż, znajdę Cię, gdziekolwiek jesteś i... spróbuję cię zmotywować ;D Tak, to jest groźba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Jun M.
KOCHAM TO OPOWIADANIE!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następne rozdzialy ;D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Evelyn ma wsparcie w tacie. Już myślałam, że opuści go, ale jednak zdecydowała się z nim spotkać. Uważam, że dobrze postąpiła. Ojciec nie powinien ponosić winy za czyny swojej żony, choć z drogiej strony na to patrząc, skoro nie podoba mu się jej postępowanie, powinien przedstawić jej swoje zdanie i ewentualnie poprosić o zmianę.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy Jake w głębi serce ma żal do Jessiego, że objął taką pozycję u jego ojca. W sumie nie był członkiem rodziny, ale zyskał bardzo duże zaufanie. Jestem ciekawa czy będą jakieś komplikacje w sprawie objęcia panowania nad Piekłem.
No kurczę, muszę przyznać, ze Jessie mnie wkurza. Dlaczego poszedł sam pić na balkon, zamiast spędzić czas z dziewczyną? Ona go w tamtym momencie potrzebowała. Powinien ją przytulić i wgl. Mam nadzieję, że niedługo będą mieli więcej czasu dla siebie.
I oczywiście kontynuuj pisanie, bo ja czekam jeszcze na kolejną część opowiadania! :*
Pozdrawiam ciepło :*
Hej!
OdpowiedzUsuńCo to za ponure myśli? Nawet tak nie pisz. Bardzo dobrze piszesz i tego się trzymajmy.
Oczywiście, że nie zapomniałam.
Rozdział fajny i trochę więcej wiemy.
Czekam na nn.
ŻYCZĘ WENY I CHĘCI.
Pozdrawiam Zizi.
Nawet nie ważcie się nas opuszczać !! :)
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga i codziennie zaglądam czy nie ma czegoś nowego ^^
Jesteście najlepszymi bloggerkami :*
Rozdział super jak zawsze :)
Kocham Was najmocniej na świecie i nie ważcie się mnie opuszczać !! :)
Bo jak skończycie pisać to wezmę patelnię, garnek, brata ( XD ) i was znajdę !!
Tak to jest groźba.
Zapomniałabym !!
Przepraszam Was strasznie, że nie komentuję ale ja czytam wszystko z telefonu, a mi okropnieeeeee ciężko pisze się z Iphona :/ :/
Będę starała się komentować kiedy będę miała czas :)
No to :
Buziaczkiiiiiii :**********
Kocham Was <3
Marika ;3