sobota, 22 listopada 2014

9-10 maja, pisała Sandra.



   Moja mama nigdy nie była nadopiekuńcza. Właściwie dawała mi dosyć dużo swobody i pozwalała na samodzielne działanie. Aż do teraz. Śmierć taty musiała na nią wpłynąć motywująco, ponieważ nie odstępowała mojego szpitalnego łóżka ani na krok. W pewnym momencie interweniował lekarz, gdyż nie można było zdjąć mi opatrunków.
Teraz siedzę przy kuchennym stole patrząc jak moja rodzicielka krząta się między szafkami.
-Mamo ja pracuję i telefon jest mi potrzebny. – Powiedziałam po raz setny tego dnia. Uważając, że tak będzie najlepiej nie chciała oddać mi komórki. Kobieta obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem.
-Jestem Twoją matką. – Oznajmiła. – Wiem, co jest dla Ciebie najlepsze.
-Trochę się z tym spóźniłaś. – Wypaliłam zanim zdołałam się powstrzymać. Oczy mojej matki rozszerzyły się w lekkim szoku.
-Możesz mówić dokładniej?
-Odkąd skończyłam 10 lat byłam bardzo samodzielna mamo. – Skoro powiedziałam A muszę powiedzieć i B. – Sama o siebie dbałam.
-Teraz to się zmieni. –Uśmiechnęła się Vanja głaszcząc mnie po włosach.
-Mamo mam 21 lat. -  Powiedziałam głośniej niż było to konieczne, ale cała sytuacja zaczynała mnie mocno irytować. – Nie możesz traktować mnie jak małej dziewczynki, bo nią nie jestem. Czasu nie cofniesz!
Kobieta otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła na chwilę. To była moja szansa.
-Żądam zwrotu telefonu! – Wstałam z krzesła i oparłam się dłońmi o blat. – Zostanę w Twoim domu przez jakiś czas, ale nie zgadzam się na kontrolowanie mnie. – Brunetka patrzyła na mnie oczami pełnymi bólu. Wiedziałam, że ją ranię, jednak jej troska o mnie jest spóźniona. I to bardzo.
-Córeczko nie wiesz, co mówisz. –Uśmiechnęła się, jakbym się nie odezwała w bezczelny sposób. Posłałam jej groźne spojrzenie, po czym chwyciłam jej ciemną, skórzaną torebkę. Krzyknęła zaskoczona i rzuciła się w moją stronę, aby wyrwać mi swoją własność. Na szczęście zdążyłam zacisnąć dłoń na telefonie.
-Oddaj mi go Sandro! – Warknęła wyciągając rękę.
-To przywłaszczenie cudzego mienia. – Odparowałam unosząc wysoko głowę. –Od miesiąca do trzech lat pozbawienia wolności, albo kara grzywny! – Wyrecytowałam odruchowo.
-Grozisz mi? – Twarz mojej matki wyrażała absolutne zdziwienie. Pokręciłam głową.
-Przypominam tylko, że nawet członek Rady nie jest bezkarny! – Schowałam komórkę do kieszeni. –Mamo jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać.  Pamiętaj o tym.
Wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Ból w rękach i nogach był silny, ale znośny. Z ulgą usiadłam swoim starym łóżku. 
Jutro ją przeproszę. Zachowałam się okropnie, a przecież ona tak strasznie cierpi! Położyłam się wygodnie w poprzek posłania krzywiąc się przy tym.
Mój telefon zawibrował. Unosząc do góry biodra wyciągnęłam go z kieszeni. Wyświetlacz pokazywał hasło: „Numer zastrzeżony”. Z ciekawością nacisnęłam zieloną słuchawkę. 
-Halo? – Rzuciłam niepewnie, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
-Sandra? – Usłyszałam w słuchawce uradowany głos Jake’a. – Jakby znowu odebrała Twoja mama waliłbym głową w ścianę. – Zachichotałam cicho, patrząc niepewnie w kierunku drzwi.
-Zabrała mi telefon.- Wyjaśniłam układając się wygodniej na łóżku. – Dopiero go odzyskałam.
-Jak się czujesz? – Zapytał chłopak z wyraźną troską w głosie. Mimo, że dzieliło nas wiele kilometrów miałam przed oczami jego twarz ze zmarszczką miedzy brwiami, która powstawała, kiedy się martwił.
-Teraz znośnie. – Odparłam nie chcąc go okłamywać. – W szpitalu było koszmarnie, ale już ból nie jest tak intensywny.  Do jutra ślady powinny w większości zniknąć.
-Nawet nie wiesz jak się martwiłem. – Szepnął zgnębiony, a ja poczułam łzy wypełniające mi oczy. Nie chciałam żeby się o mnie niepokoił.
-Już po wszystkim. – Pocieszyłam go, ścierając mokre ślady z policzków. – Najgorsze jest to, że nie mogę się do Ciebie przytulić.
- A chciałabyś? – Zapytał nadal mówiąc przyciszonym głosem. – Po naszej ostatniej rozmowie…
-Jake, przestań. – Przerwałam mu. – Za bardzo na Ciebie naskoczyłam. Przepraszam.
-Zachowałem się jak kretyn. – Westchnął, a na moich ustach wykwitł uśmiech.
-Tylko troszkę! – Odparłam i usłyszałam jak Blackwell wciąga powietrze z udawanym oburzeniem Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Miałaś zaprzeczyć! – Krzyknął wysokim głosem, po czym sam się roześmiał. –Co robisz?
-Leżę. – Mruknęłam niskim głosem. – I żałuję, że nie ma Cię obok mnie.
-A, w co jesteś ubrana? – Podjął natychmiastowo temat chłopak. Przeciągnęłam się zadowolona i z moich ust wydobył się jęk bólu. – Co jest kochanie?
-Jestem głupia i przeciągnęłam się. Zapomniałam, że nie mam skóry na plecach. – Wyjaśniam przekręcając się na brzuch, aby złagodzić ból. – A jak Ci powiem, że mam na sobie jedynie długi T-shirt i bieliznę?
Chłopak westchnął przeciągle. Zgryzłam wargę w oczekiwaniu, co wymyśli.
-Połóż się wygodnie i wyobraź sobie, że moje ręce powoli przesuwają się od kostek w stronę kolan i jeszcze wyżej. – Zamruczał do słuchawki Blackwell, a po moim ciele przebiegł dreszcz. Nagle usłyszałam w tle jakiś krzyk i wyzwiska. – Kurwa. – Zaklął cicho chłopak.- Mój brat to idiota. – Poskarżył się.
-Co Ci zrobił? – Zainteresowałam się tłumiąc ziewnięcie.
-Muszę iść. – Wyjaśnił smutno. – Podobno robią jakieś zebranie w Piekle. – Przerwał na chwilę, a ja wsłuchiwałam się w jego oddech. – A robiło się tak miło!
-Dokończymy to innym razem. – Obiecałam mu ze śmiechem. – Leć już na to zebranie!
-Kocham Cię! –Oznajmił z powagą. – Dobranoc.
-Dobranoc Jake. – Wymamrotałam czując, że żołądek ściska mi się z nerwów, jak zawsze, gdy mówiłam o swoich uczuciach. - Ja też Cię kocham.
Rozłączyłam się zanim zdążył coś dodać.  Rozmowy o uczuciach nigdy nie szły mi za dobrze. Zostałam wychowana na osobą powściągliwą i skrytą. Ciężko się tego wyzbyć. Zakopałam się w kołdrę i położyłem telefon na stoliku. Pościel pachniała kwiatowym proszkiem do prania. Uwielbiam tą woń, zawsze, jako mała dziewczynka rzucałam się na świeżo wypraną pościel, aby poczuć ten zapach Dziś mogłam przez chwilę poczuć się podobnie.

                -Sandra musisz wstać.- Dotarł do mnie głos mamy. Otworzyłam powoli oczy nie wiedząc, co się dzieje.
-Która jest? – Wybąknęłam przecierając oczy. Moja mama spojrzała na zegarek.
-Parę minut po szóstej. – Odparła. – Dzwoniła Izma, macie jakieś ważne zebranie. -  Ta wiadomość mnie otrzeźwiła. Szybko wstałam z łóżka i z ulgą stwierdziłam, że plecy i ramiona już mnie nie bolą.
-Już się zbieram. – Rzuciłam w stronę rodzicielki wyciągając z szuflady czarny sweter i chwytając spodnie z krzesła. Wzięłam szybki prysznic uważając, żeby nie zmoczyć włosów. Nie mam czasu na suszenie ich. Kiedy się ubierałam pochwyciłam w lusterku swoje spojrzenie. Nie było sensu się malować, nie zatuszuję dość szybko podkrążonych oczu i bladości twarzy.
-Śniadanie? – Zapytała się mama, kiedy przebiegłam obok kuchni.
-Nie zdążę! – Odkrzyknęłam zakładając swoje sznurowane oficerki. Chwyciłam z szafki kluczyki i pobiegłam do samochodu. Nigdy jeszcze nie spieszyłam się tak na komendę.  Jechałam niezwykle szybko, najprawdopodobniej łamiąc przy tym kilka przepisów ruchu drogowego. Czyżbym za dużo czasu spędzała z przestępcami?
Na Komedzie roiło się od policjantów. Na szczęście nie byłam ostatnia, ponieważ nie przybył jeszcze Pieter wraz z żoną.  Usiadłam na niskim, rozkładanym białym krześle pod ścianą, aby odpocząć. Taki pośpiech nie wyszedł mi chyba na dobre, ponieważ skóra pleców bolała jak diabli.
-Hej! –Przywitał się rozentuzjazmowany Cody. – Jak się czujesz mała?
Mała? Czy właśnie tak mnie nazwał? Jeju, dlaczego większość facetów traktuje mnie z góry! Jakbym była dzieckiem nie zdolnym do działania!
-Bywało lepiej. – Odparłam wzruszając ramionami, nie patrząc chłopakowi w oczy. Dlaczego on się mnie uczepił? – Wiesz, o co chodzi z zebraniem?
-Było jakieś straszne morderstwo. – Szepnął przejęty Cody, a ja przełknęłam ślinę. Nie mogło być to zwyczajne przestępstwo skoro zwołują zebranie. Niedane nam było rozmawiać dłużej, ponieważ w drzwiach stanęli wzburzeni Państwo Blood. Pieter stanął na środku pomieszczenie zwracając na siebie uwagę wszystkich. Robił piorunujące wrażenie.
-Dziś nad ranem. – Zaczął mężczyzna cicho rozglądając się dookoła. – Caleb Donovan dopuścił się kolejnej zbrodni. Tym razem zamordował córkę jednej z członkiń rady. -  Na Komedzie zapadła cisza. Oczy nas wszystkich wbite były w mojego wuja. – Czyn ten był o tyle bestialski, że przed zamordowaniem ta 17 latka została brutalnie zgwałcona.
Poczułam ciarki na całym ciele. Gwałt. Najgorsza zbrodnia dokonana przeciwko kobiecie. Osoby dopuszczające się czegoś takiego powinny być kastrowane. Publicznie.
- Przy jej ciele zostawiono liścik. – Mężczyzna wyjął niewielką, poplamioną krwią karteczkę i zaczął czytać pewnym głosem jakby znał jej treść na pamięć :
                                                                                               

Dwie bomby to za mało?
Pilnujcie swoich dzieci, zabawa dopiero się zaczyna.
Czas zapłaty nadszedł.

-Nie wiemy, co to dokładnie oznacza. – Wtrąciła się, Izma. Miała włosy w nieładzie i podobnie jak ja podkrążone oczy. – Ale groźba w tym tekście jest jawna.
-Co teraz zrobimy? – Zapytał się postawny policjant z długoletnim stażem. Miał siwe wąsy i włosy.
-Będziemy z nim walczyć. –Odparł Pieter. – Powołamy do tego specjalny zespół, który będzie współpracował z naszymi niedawnymi wybawicielami.
-Co to ma znaczyć? – Zapytał się komendant marszcząc ciemne, gęste brwi.
-To oznacza. – Powiedziała moja ciotka. – Że Jake Blackwell i jego towarzysze zgodzili się nam pomóc. Wiem. –Krzyknęła kobieta, uciszając oburzonych policjantów. – To niecodzienne rozwiązanie, ale tylko oni są w stanie pokonać Donovana.
-Kto będzie im pomagał? – Przerwał zapadłą nagle ciszę Cody.
-Liczyliśmy na Ciebie, Sandrę i Mattiasa. – Wyznała kobieta wskazując na nas kolejno. Natychmiastowo pokiwałam głową. To była okazja do częstszych spotkań z Jake’iem i Evelyn
Chłopcy spojrzeli na siebie i równocześnie powiedzieli:
-Zgoda.
Z jednej strony współpraca Policji z Piekłem mogła wyjść na dobre. Ale jak Cody i Jessie się dogadają? Jeżeli mój kolega po fachu zacznie się do mnie przystawiać przy Jake’u może się zrobić nieprzyjemnie.
Co jeszcze może zrobić Donovan, aby pokazać swoją siłę? Ile osób z nim współpracuje? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi.  Trzeba zrobić wszystko, żeby go powstrzymać przed kolejnym atakiem, ale jak znaleźć kogoś, kto zapadł się pod ziemię? I nagle przyszło olśnienie. Jest jedna osoba, która może nać miejsce pobytu Caleba. Blackwellom to się nie spodoba. 


***
Rozdział dodaję dzisiaj, ponieważ nie wiem czy później będę miała czas. 
Liczba komentarzy co prawda nie jest zachwycająca, ale dziękujemy tym czytelnikom którzy regularnie zostawiają swoje opinie pod rozdziałami. Warto dodawać nowe rozdziały chociażby dla was. ;) 
Wraz z Sekretną planujemy zrobić coś na kształt krótkiego opisu poszczególnych rozdziałów. Mam nadzieje, że do końca roku coś  tego wyjdzie. 
Pozdrawiam, 
Karolina S. 

11 komentarzy:

  1. Super, super!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział...Mama Sandry jest nieznośna...Uwielbiam.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Rozdział jak zawszę super.
    Mama Sandry jest za bardzo opiekuńcza.
    Kocham rozmowy Jake'a i Sandry
    Czekam na nn. Życzę weny i chęci.
    Pozdrawiam Zizi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję Sandrze jej mamy. Jest zdecydowanie nadopiekuńcza. Rozdział bardzo fajny. Jake jest boski <33 Bardzo go polubiłam. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Weny :*
    http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadopiekuńcza matka, ehh... Skąd ja to znam? :l
    A Jake jak zwykle słodki do bólu ;D

    Czekam na nn ;)

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Jun M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny, dopiero dzisiaj zaczęłam czytać, ale już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Życzę dużo weny, bo nie jestem cierpliwa.
    P. S. Uważajcie na przecinki :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  7. Super :)
    Sorry, że tak krótko ale nie mam za bardzo czasu :/
    Buziaczki :**********
    Catherine :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeczywiście, to było trochę nie w porządku zachowywać się tak przy matce, kiedy cierpiała, ale z drugiej strony Sandra miała rację. Jest dorosła i może sama o sobie decydować i sama o siebie dbać. Rodzice prędzej czy póżniej muszą to zrozumieć, a im szybciej tym lepiej dla obu stron.
    Jake i Sandta są sodcy <3 Ciekawe co by się wydarzyło, gdyby Jamie nie przerwał Jake'mu XD
    Caleb jest okrutny. Brzydzę się nim. Mam nadzieję, że Blackwellowie i reszta dadzą sobie z nim radę, zanim zrobi coś naprawde strasznego. Bo jak tak dalej pojdzi to nie wiem czy chcę wiedzieć, co zrobi... Mam nadziję, że Rada rzeczywiście chce pójść na szczery układ, choć w dalszym ciągu nie wierzę w ich intencje. To jest zbyt podejrzane jak na Izmę.
    Tez bym się irytowała, gdyby wszyscy mnie traktowali jak małą dziewczynkę, więc rozumiem Sandrę.
    A, i jeszcze wybaczcie, że tak póżno :( Nie miałam czasu :(
    Pozdrawiam serdecznie :*
    Trzymajcie się kochane :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam to opowiadanie :) dlaczego mnie torturujecie tym czekaniem ? Proszę dodajcie nowy rozdział. ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozdział prawdopodobnie ukaże się jeszcze w tym tygodniu, po prostu na razie nie mam czasu na zajęcie się jego sprawdzeniem i opublikowaniem :)

      Usuń
  10. Uwielbiam waszego bloga! Jest niesamowity, czekam nn ;)

    OdpowiedzUsuń