sobota, 13 grudnia 2014

11 maja, pisała Evelyn

Wyprzedziłam Jessiego i wjechałam między bliźniaków, których po kilku sekundach też zostawiłam w tyle i jadąc na tylnym kole wjechałam swoim motorem na parking przed komendą policji Recordii. Uwielbiałam, kiedy Kim rzucała zaklęcia ochronne na nasze pojazdy. Mogłam wtedy wykonywać przeróżne akrobacje na motorze bez obawy, że coś stanie się mi albo mojemu maleństwu. Zatrzymałam pojazd pół metra przed moją matką która aż cofnęła się z wrażenia. Albo z obawy, że ją rozjadę. Tata stał z tyłu, oparty o jeden z filarów i uśmiechał się do mnie zachęcająco. Zdjęłam kask i przeczesałam ręką włosy. Specjalnie na tę okazję wybrałam chyba najbardziej skąpy strój jak tylko miałam w szafie. Biustonosz z ostrymi ćwiekami i króciutkie dżinsowe spodenki. Do tego ostry makijaż, włosy w nieładzie i najwyższe czarne koturny jakie wygrzebałam w szafie. Moja matka, zszokowana moim widokiem zaczęła przyglądać mi się, aż w końcu jej wzrok padł na złoty kolczyk w moim pępku, a zaraz potem tatuaż w kształcie łezki na lewym biodrze. Uśmiechnęłam się szeroko i popatrzyłam w stronę nadjeżdżających chłopaków. Jak zwykle ciągnęli się z tyłu.
-Pierwsza!-Krzyknęłam niczym małe dziecko do schodzącego z motoru Jessiego.
-Odegram się w inny sposób...-Mruknął mi do ucha, ale na tyle głośno, żeby wszyscy słyszeli.-Więc, co Donovan znowu nabroił?-Spytał moją matkę która patrzyła na nas z niesmakiem.
-Chodźcie...-Warknęła do nas z nieukrywaną złością i skierowała się w stronę budynku. Ścisnęłam mocniej dłoń Jessa. 
Bałam się, ale nie o siebie. Bałam się o niego i wiedziałam, że w rzeczywistości on też obawia się tej współpracy. Widziałam, jak policjanci patrzą na nas kiedy ich mijamy. Uśmiechnęłam się szeroko do kobiety, która od początku przyglądała mi się uważnie. Natychmiast spuściła wzrok zakłopotana.
-Chodźcie do mojego gabinetu.-Powiedział tata, wskazując na nas ręką.-Reszta niech zajmie się swoją pracą.-Ruszyliśmy szerokim korytarzem za mężczyzną.
Doskonale wiedziałam, gdzie, co się znajduje. Znałam każdy centymetr tego budynku. Co prawda najlepiej sale tortur, gdzie moja mama pokazywała mi, jak znęca się nad skazanymi. Mówiła, że w ten sposób próbuje mnie zahartować. Najwyraźniej to jej się udało, tylko chyba nie tak, jak chciała.
Weszliśmy do biura mojego ojca. Nic się nie zmieniło od czasu, gdy byłam tu po raz ostatni. Ciężkie, stare biurko na którym piętrzyły się stosy papierów. Długi regał zapełniony książkami i dokumentami, oraz dwie czarne sofy pod oknem.
-Wczoraj nad ranem brutalnie zgwałcono i zamordowano córkę jednej z członkiń Rady.-Zakomunikował mój ojciec, wskazując nam ręką żebyśmy usiedli. Wziął z biurka brązową kopertę i podał ją Jessiemu. Ten wyjął ze środka kilka zdjęć i zmarszczył brwi, widząc pierwsze. Podał je Jakeowi, a ten Jamiemu.
-Jaki pasztet...Kto by chciał to bzykać...-Mruknął pod nosem młodszy Blackwell za co dostał kuksańca od Jakea.
-Oni nie zrobili tego ze względu na urodę, tylko okrucieństwo tego czynu.-Skarcił go bliźniak, na co ja parsknęłam śmiechem.-No co?-Spytał, zdezorientowany.
-Te słowa zabrzmiały nienaturalnie w twoich ustach.-Powiedziałam między jednym napadem śmiechu a drugim.
Dostałam w rękę zdjęcie i od razu przeszła mi ochota na żarty. Niska, rudowłosa dziewczyna leżała naga w kałuży krwi. Całe jej ciało było ponacinane w różne wzory. Brakowało jednego palca u prawej ręki a z poderżniętego gardła wylewała się krew. Kolejne zdjęcia przedstawiały zbliżenia na dłoń bez brakującego palca, twarz dziewczyny i nacięcia na ciele.
-Morderca dołączył tę kartkę.-Tata podał nam mały kawałek papieru, z boku poplamiony krwią. przeczytałam kilkakrotnie zawarty na niej tekst i aż westchnęłam z przejęcia. W tej chwili do biura weszła Sandra w towarzystwie Codyego i jakiegoś brodatego chłopka.-To jest Sandra, Cody i Mattias. Będą wam pomagać przy sprawie.
-Przyniosłam kawę.-Wtrąciła się Sandra podając nam napoje. Chyba jako jedyna z całej trójki nie była ani trochę zestresowana całą tą sytuacją.
-Czyli w policji piękne kobiety wykorzystuje się do podawana kawy?-Jake uśmiechnął się do niej zadziornie.-Będę miał to na uwadze.-Sandra posłała mu karcące spojrzenie, kiedy żaden z funkcjonariuszy nie mógł tego zauważyć ale on najwyraźniej w ogóle nie zwrócił na to uwagi.
-Donovan chce wybić dzieci wszystkich członków rady.-Stwierdził Jessie obojętnie.
-Ale dlaczego?-Spytał mój ojciec, który rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu i popijał kawę. Reed spojrzał na bliźniaków i na mnie.
-Bo domaga się miejsca w Radzie.-Nasz lider spojrzał na Pietera, który najwyraźniej nic nie rozumiał.
-Caleb to nasz brat.-Wyjaśnił szybko Jake, bawiąc się zamkiem od bluzy.-Mamy wspólną matkę, a jego ojciec zasiadał w radzie.-Mój tata wstał i zaczął przechadzać się nerwowo po pomieszczeniu. Najwyraźniej był w szoku po tym, co usłyszał.
-Wiecie, kim był ten mężczyzna?-Spytał po kilku minutach ciszy, przykładając sobie dłoń do czoła i patrząc na nas znad okularów.
-Rune Evans.-Niemal wyszeptał Jake, patrząc na Sandrę. Domyślałam się, jak okropnie dziewczyna w tej sytuacji musi się czuć.
-Donovan łamie prawo. I nie ma znaczenia, kim był jego ojciec. Nie dostanie miejsca w Radzie.-Powiedział w końcu tata, rozpinając koszulę, jakby było mu za gorąco. Było widać, jak ta wiadomość nim wstrząsnęła.-Musicie go schwytać, zanim zaatakuje po raz kolejny.
-Kiedy jego wcale nie będzie łatwo schwytać...-Mruknął jakby do siebie Reed, wyglądając przez okno.-Chyba, że ktoś ma pojęcie, gdzie może być?-Spytał odwracając się do nas.
-A gdyby tak...-Zaczęła Sandra patrząc ukradkiem na Jakea.-Można by skontaktować się z waszą matką.-Zaproponowała a Jamie parsknął śmiechem.
-Chyba nie sądzisz, że usiądę z nią przy kawie i powspominam stare dobre czasy?-Wycedził patrząc chłodno na dziewczynę.-Nie chcę znać tej szmaty...
-Jamie!-Upomniał go surowo Reed, ale blondyn tylko założył ręce na piersi i zaczął gapić się w sufit.-Jeśli wy dwaj nie chcecie, ja mogę z nią pogadać. Albo ktokolwiek inny.-Popatrzył na bliźniaków i na mnie.
-Czyli jaki jest plan?-Spytał Cody. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę. Siedział wpatrzony w swojego brata, jakby obawiał się, ze zaraz wyciągnie broń i spróbuje rozstrzelać wszystkich w pomieszczeniu.
-Trzeba zapewnić całodobową ochronę członkom Rady i ich rodzinom.-Reed przysiadł na biurku Pietera i zaczął obracać w ręku długopis.-Gdzie są zwłoki tej dziewczyny?
-W prosektorium...
-Świetnie, trzeba przyjrzeć się dokładniej tym nacięciom na jej ciele. Jamie?
-No tak...Dla mnie jak zwykle najgorsza robota. Naprawdę...Kocham swoja pracę!-Wykrzyknął udając szczęśliwego, po czym ziewnął przeciągle.
-Bardzo się z tego cieszę...-Mruknął do niego Jessie a ja przewróciłam oczami.-A dziewczyny pogadają z matką Caleba. Matti...Mogę ci mówić Matti, prawda Matti?-spojrzał w stronę brodacza który lekko pokiwał głową, najwyraźniej zbity z tropu.-Potrzebuję całej dokumentacji na temat Donovana. A Jake skołuje jakiś obiad...-dokończył głaszcząc się po brzuchu i ruszył w stronę drzwi.
-A ja?-Spytał Cody, patrząc z irytacją na starszego brata.
-A ty pójdziesz ze mną.-Machnął na niego ręką Reed, nawet nie odwracając się w jego stronę, po czym wyszedł, pogwizdując pod nosem.
-Motor, czy samochód?-Spytałam Sandrę machając jej kluczykami przed oczami.
-Samochód!-Odpowiedziała w tej samej chwili co mój tata.
-Wybacz skarbie, ale widziałem twoje wyczyny i będę spokojniejszy, jeśli jednak pojedziecie samochodem.-Przerwał na chwilę, uśmiechając się promiennie.-I lepiej, żeby to Sandra prowadziła.-Skrzywiłam się i pokazałam mu język, podobnie jak pękającym ze śmiechu bliźniakom.
Podjechałyśmy z Sandrą pod stary, wyjątkowo zaniedbany dom, z każdej strony obrośnięty bluszczem. Zardzewiała furtka zaskrzypiała złowieszczo, kiedy pchnęłam ją, żeby dostać się na posesję. Gdyby nie to, że był środek dnia to zapewne wróciłabym na komendę i zdecydowała się tu wrócić dopiero z obstawą w postaci Jessa i bliźniaków.
-Ej, jesteś pewna, że to nie jakaś wiedźma, czy coś?-Spytałam Sandrę wesoło, chociaż w rzeczywistości wcale nie było mi do śmiechu. Dziewczyna westchnęła głośno i ruszyła za mną po starych, drewnianych schodach.
-Na pogrzebie taty wydawała się normalna...-Szepnęła niepewnie. Zapukałam do drzwi modląc się, żeby ktoś otworzył, bo inaczej miałyśmy wejść i przeszukać mieszkanie.
Niestety, po kulturalnym pukaniu, które z czasem zmieniło się w moje walenie pięścią w stare drzwi, nikt nam nie otworzył. Sandra wyjęła z za paska broń a ja zamachnęłam się i wyważyłam drzwi kopniakiem z półobrotu. Weszłyśmy do środka, gdzie było dużo ciemniej niż na zewnątrz i wszędzie unosiła się gęsta mgła. Zaczęłyśmy rozglądać się ostrożnie po domu, który wyglądał jakby został opuszczony już dawno temu.
-Może ona teraz mieszka gdzie indziej?-Szepnęła Sandra wchodząc ostrożnie do łazienki.
-Nie sądzę...-Spojrzałam na stojącą przy zlewie szklankę z niedopitą krwią . Była świeża, nawet bardzo świeża. Jakby ktoś zostawił ją z nadzieją późniejszego dopicia.
Spojrzałyśmy po sobie i już wiedziałyśmy, że kobieta jest gdzieś w pobliżu, tylko się ukrywa. Ale nie spodziewałyśmy się, że stanie w drzwiach ubrana w sam szlafrok i będzie celować do nas z karabinu. W innych okolicznościach wydało by mi się to śmieszne, ale nie teraz. Kobieta patrzyła na nas z wyraźnym strachem, ale mimo to drżącymi rękoma trzymała broń.
-Niech pani nie robi żadnych głupstw...-Powiedziała Sandra, wyciągając w jej stronę rękę.-Chciałyśmy tylko porozmawiać na temat...
-Zamknij się i rzuć broń!-Krzyknęła kobieta na co obie podskoczyłyśmy, zaskoczone.
Skorzystałam z chwili jej nieuwagi, kiedy mierzyła do Sandry i wyciągnęłam lekko rękę w jej stronę. Stojąca na parapecie za kobietą paprotka poruszyła się nieznacznie, po czym wystrzeliła w górę i zaczęła ciasno oplatać ją swoimi nienaturalnie dużymi liśćmi. Sienna krzyknęła głośno i zaniosła się szaleńczym szlochem.
-Tato? Przyślij tu kogoś.-Powiedziałam do słuchawki, kiedy Sandra pakowała skutą Siennę do radiowozu.
-Coś się stało?-Spytał z troską w głosie.
-Były drobne komplikacje, ale już wszystko okej.-Zapewniłam.-Ale to miejsce jest dziwne...I ja tu na pewno nie zostanę.-Powiedziałam stanowczo, przedzierając się przez gęsty bluszcz.
-Dobrze już wysyłam tam Mattiasa i Jakea.-Powiedział jak zwykle rzeczowo, po czym rozłączył się bez pożegnania.

Poczekałyśmy aż przyjadą chłopaki i niemal natychmiast wróciłyśmy na komendę. Coś mi nie pasowało w tym domu, tylko nie wiedziałam jeszcze, co. 
*  *  *
Witam tych, którzy nadal tu zaglądają i bardzo przepraszam, że rozdział ukazał się dopiero dzisiaj. Jest to spowodowane głownie moim lenistwem i odkładaniem wszystkiego na ostatnią chwilę, więc możecie śmiało mieć do mnie o to pretensje. 
Jeśli chodzi o rozdział, to mam do was kilka pytań, a mianowicie: 
Pierwsze: Czy uważacie, że w domu Sienny rzeczywiście dzieje się coś niezwykłego? 
Drugie: Czy matka Evelyn rzeczywiście chce współpracować z chłopakami, czy jest to tylko pułapka i w rzeczywistości chce się pozbyć ich wszystkich? 
I Trzecie, czyli czy waszym zdaniem ta współpraca w ogóle mogłaby przynieść jakieś pozytywne rezultaty? 
Bardzo chciałabym poznać wasze zdanie w tych kwestiach :)
Kiedy następny rozdział nie wiem, ale pewnie Karolina jest bardziej obowiązkowa ode mnie, więc doda szybciej :P
Pozdrawiam :*  

5 komentarzy:

  1. No wreszcie kolejny rozdział :D
    Ten dom... On jest straszny... Czy dobrze rozumuję, że będą miały jakieś z nim kołopoty i jej mieszkanką?
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisany rozdział... :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie, już nie mogłam się doczekać. Rozdział jak zwykle świetny, tylko czemu taki krótki? Odpowiadając na pytania to ten dom jest bardzo podejrzany, zaniepokoiła mnie ta dziwna mgła. Drugie: Nie wierzę w dobre intencje Izmy, chociaż jej mąż wydaje się być w porządku. Trzecie: Mam nadzieje że w wyniku współpracy Jessie i Cody sobie wszystko wyjaśnią i się dogadają. No i może faktycznie wyczyszczą kartoteki naszemu" gangowi".
    Czekam na następny rozdział. Życzę duuużo weny.
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział. Ten dom jest... okropny xd Intryguje mnie ta mgła...
    Jak dla mnie matka Evelyn coś knuje, napewno tak jest ;D Współpraca przyniesie pozytywne rezultaty, mam nadzieję, że Jessie i Cody wreszcie się dogadają. Nie mogę się doczekać nexta.
    Weny :*
    http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile mi czasu zeszło, by tu dotrzeć! Ufff, ale już jestem!
    Ej, no kurczę, to ja też chcę takie zaklęcie ochronne, bym mogła pojeździć na motorze! W innym wypadku w życiu bym nie wsiadła, byłoby to za duże ryzyko dla otoczenia :D
    Komentarz Jamiego był nie na miejscu. Okropnie współczuję tej dziewczynie. Az nie chce myśleć co musiała przeżyć...
    W sumie odpowiadałam już na niektóre z zadanych przez Ciebie pytań, ale napisze jeszcze raz. Dalej myślę, że matka Evelyn nie jest taka dobroduszna. Jestem przekonana, że ma jakiś plan w zanadrzu i wykorzysta go, by oszukać wszystkich członków Piekła. Mam nadzieję jednak, że nie skończy się śmiercią jakiegoś super bohatera! Współpraca może zakończyć się pozytywnie dla Rady, bo jestem pewna, że w końcu uda się okiełznać Caleba. Przecież Jamie i Blackwellowie są za świetni, by nie dać rady, nie? :D
    A co do mieszkania Sienny, jestem pewna, że coś było nie tak. Ale rowniez nie wiem co to. Zaciekawiłaś mnie tym i mam nadzieję, że wkrótce się dowiem!
    Pozdrawiam serdecznie! Wesołych Świąt! ;)

    OdpowiedzUsuń