Siedzieliśmy
w salonie i popijaliśmy szampana. Tak cholernie się cieszyłam, że
ta sprawa pokrewieństwa między chłopakami a Sandrą już się
wyjaśniła. Naprawdę trudno było powstrzymać uśmiech, widząc tę
parę. Siedzący obok mnie Jessie przechylił mnie w swoją stronę i
ucałował w głowę, wplątując rękę w moje włosy.
-Wszystko
zaczyna się powoli układać...-Szepnęłam wiedząc, że i tak nikt
z zebranych nas nie słucha.
Lily
i felix obściskiwali się na kanapie obok, Sylvia nie piła w ogóle
i wyszła wcześniej, bo się źle czuła a Jamie poszedł zaraz po
niej. Przesiadłam się na kolana Jessa, oplatając go nogami w
pasie. Odstawiłam puste kieliszki po szampanie i objęłam go za
szyję.
-Nie
zapominajmy o Donovanie.-Mruknął w zamyśleniu. Przewróciłam
oczami z irytacją na co on zareagował lekkim uśmiechem.-Po prostu
coś za długo siedzi cicho...Teraz jak już spieprzył, na pewno
szykuje coś większego i...-Nie dokończył, bo złączyłam nasze
usta, całując go namiętnie. Chłopak po chwili odwzajemnił
pocałunek i wziął mnie na ręce, niosąc w stronę swojej a
właściwie teraz już naszej sypialni. Zamknął za nami drzwi na
zamek i położył się na łóżko pozwalając, bym zdjęła mu
koszulę. W tym samym momencie zadzwonił telefon w jego kieszeni.
Brunet wyciągnął go z kieszeni i popatrzył na wyświetlacz.
-Zignoruj
to...-Odrzuciłam komórkę i zacząłem całować jego tors, powoli
rozpinając jego spodnie.
-Ale
to może być ważne...-Szepnął próbując znaleźć telefon. Ja
jednak odszukałam go pierwsza i wyłączyłam, po czym zrzuciłam na
podłogę. Chłopak popatrzył za nim z żalem, ale po chwili zaczął
pozbawiać mnie koszulki i szortów. Przewrócił się tak, że teraz
to ja byłam na dole i ścisnął mnie za nadgarstki, rozkładając
je na boki. Zaczął całować czule po szyi i piersiach i kiedy
jedną ręką nadal przytrzymywał moje dłonie, żebym nie mogła mu
się wyrwać, drugą błądził po plecach w poszukiwaniu rozpięcia
stanika. Usłyszałam krótkie siłowanie się z klamką a potem
głośne walenie do drzwi. Jessie poderwał sie na nogi i w samych
bokserkach otworzył zamek.
-Kurwa!-Wrzasnęłam,
kiedy do pokoju wpadł Jamie, zdyszany i cały czerwony na twarzy
jakby przebiegł maraton. A to dziwne, bo jego pokój jest
praktycznie na przeciwko naszego. Też był tylko w bokserkach.
-Dzwonią
z Recordii...-Wysapał opierając się o futrynę.
-Nie
oczekuję żadnego telefonu z Recordii...
-Ale
to dzwoni Rada!-Niemal krzyknął Jamie.-Chodź, nie ma
czasu!-Spojrzeliśmy po sobie z jessem. Ubraliśmy się szybko i
ruszyliśmy za blondynem, który na szczęście też w między czasie
uzupełnił brakujące części swojej garderoby.
-Jeśli
jeszcze raz ktoś nam przerwie, to przysięgam ze przeniosę się do
Lionela.-Mruknęłam zirytowana kiedy schodziłam za chłopakami po
schodach. Jamie prychnął a Jess spojrzał na mnie z niepokojem.
-Myślałem,
że Linni ci się nie podoba...-Wziął mnie za rękę.
-bo
się nie podoba. Ale w przeciwieństwie do ciebie ma czas na
przyjemności...-chciałam jeszcze coś dodać, ale w tej chwili
weszliśmy do salonu gdzie czekali już na nas felix, Lily, Kim oraz
Sandra i Jake którzy już nie byli w tak doskonałych humorach, jak
jeszcze przed godziną.
-O
co chodzi?-Spytał szeptem Jessie, wpatrując się tempo w leżący
na stoliku telefon.
-Dzwoni
przedstawiciel Rady z Recordii i chce rozmawiać z szefem naszego
gangu.-dziewczyna zrobiła cudzysłów w powietrzu mówiąc ostatnie
słowo a ja mało co nie parsknęłam śmiechem wiedząc, jak bardzo
ta nazwa denerwuje Jessa.
-Już
ja z nią sobie pogadam...-Westchnął Reed pochylając się nad
telefonem.
-Czekaj.-szepnął
Jake, łapiąc go za ramię-Ja z nią pogadam.-Uśmiechnął się
cwaniacko.-Halo?-Rzucił do słuchawki jakby od niechcenia
-Z
kim mam przyjemność?-Usłyszałam niepewny głos mojej kochanej
mamusi w słuchawce. Jake otworzył szerzej oczy i zakrył usta w
geście szoku.
-Dzień
dobry pani naczelnik!-Przywitał się wesoło z wielkim uśmiechem na
ustach.-Mówi pani ulubiona ofiara tortur, dzwoni pani spytać, co u
mnie?-Zaczął oglądać swoje paznokcie.-Wszystko w porządku a u
pani, jak zdrówko?
-Czy...czy
jest z tobą Evelyn?-Spytała drżącym głosem.
-Leży
w garażu...Chyba przesadziła z prochami...-Mruknął w zamyśleniu
a kiedy Jessie posłał mu karcące spojrzenie, tylko się uśmiechnął
i wzruszył ramionami. Usłyszałam ciche westchnienie w słuchawce.
-Jake,
potrzebuje waszej pomocy...-Powiedziała kobieta a blondynowi
natychmiast uśmiech szedł z ust. Spojrzeliśmy po sobie wszyscy.
Nikt nie wiedział, czy moja matka mówi poważnie, czy po prostu
sobie z nas żartuje.
-Czy
ty sobie kurwa jaja robisz?-Spytał już bez cienia wesołości w
głosie. Moja matka odchrząknęła głośno i po chwili ciszy
odpowiedziała:
-Wiem,
że źle was potraktowaliśmy. Ale tu chodzi o całą Recordię. Mamy
problem z niejakim Donovanem...-Przerwała na chwilę. Wiedziałam,
jak trudno jest jej prosić o pomoc kogoś takiego jak my i musiało
rzeczywiście dojść do czego strasznego, żeby kobieta się na to
zdobyła.-Podłożył bombę pod most który jest jedynym łącznikiem
między wschodnią częścią kraju a zachodnią. Jego dobudowa
potrwa latami a straty będą ogromne...Naprawdę potrzebujemy was i
waszych mocy.
-I
w całej Recordi nie ma sapera, który mógłby rozbroić tę
bombę?-Spytał chłopak podejrzliwie, zabawnie marszcząc przy tym
brwi.
-Niestety
nie w tym momencie. Ci którzy są twierdzą, że nie podejmą się
rozbrojenia jej. Jesteście naszym jedynym ratunkiem...
-Oczywiście,
że pomożemy!-Wcięłam się zirytowana.-A potem damy się skuć i
zastrzelić! W sumie i tak nie miałam na dzisiaj jakichś większych
planów, więc taka impreza jak najbardziej mi pasuje!-zawołałam
udając podekscytowaną. Nagle Sandra zasłoniła ręką telefon tak,
żeby nasz rozmówca niczego nie słyszał.
-Musicie
im pomóc.-Szepnęła patrząc na mnie i Jakea. Chłopak uśmiechnął
się kpiąco jakby chciał powiedzieć Na mnie nie licz!-Jeśli
tego nie zrobicie, Recordia zostanie podzielona na dwie części i
może zginąć i ucierpieć wiele osób! Wiecie, jakie to straty? Nie
mówiąc już o budowlach, które są w okolicy mostu a mogą zostać
zniszczone przez wybuch...
-Nie
obchodzą mnie ludzie, którzy zginą podczas wybuchu. Ale jeśli
tobie tak bardzo na tym zależy, to może ujawnisz swoje moce? W
końcu woda powstrzymuje ogień.-Warknął z sarkazmem Jamie, patrząc
przenikliwie na brunetkę.-mówisz, że kochasz Jakea i ci na nim
zależy a chcesz wystawić go na śmiertelne
niebezpieczeństwo.-Wysyczał czerwieniąc się ze złości.-Wiesz,
że mogą go rozstrzelać a mimo to próbujesz nakłonić go do
pomocy Radzie.-Skończył patrząc oskarżycielsko na dziewczynę.
-Do
niczego go nie zmuszam.-Powiedziała szorstko.-Ale gdyby powstrzymał
wybuch, mógłby ocalić życie wielu osób...
-Dość
tego!-Przerwał im stanowczo blondyn.-Pozwólcie, że ja sam
zadecyduję o tym czy chcę im pomóc, czy nie!-Popatrzył surowo na
dziewczynę, po czym przeniósł wzrok na brata. Ten tylko westchnął
głośno i zrezygnowany rozsiadł się na sofie. Sandra zdjęła dłoń
z telefonu i usiadła w fotelu po drugiej stronie pomieszczenia, z
rozdrażnieniem przyglądając się Jakeowi.
-Jaką
mamy gwarancję, że to nie pułapka? -Spytał Izmę tonem wypranym z
jakichkolwiek emocji.
-Masz
moje słowo.-Zaśmiałam się głośno kiedy kobieta w słuchawce to
powiedziała.
-Twoje
słowa są nic nie warte! Dobrze o tym wiesz!-Krzyknęłam
zirytowana. Jej słowo...Dobre sobie.
-Na
miejscu nie będzie wielu ludzi. Tylko członkowie Rady, kilku
policjantów pilnujących żeby w pobliżu mostu nikt się nie kręcił
no i wy.-Zapewniła Izma. Jake westchnął głośno.
-Dobrze.
Pomożemy.-Popatrzył na Sandrę. Siedzący na kanapie Jamie pacnął
się ręką w czoło na znak głupoty brata.-Kiedy mamy
przyjechać?-Spytał przybierając poważną minę co w innych
okolicznościach bardzo by mnie rozśmieszyło.
-Bomba
ma wybuchnąć za niecałe cztery godziny...
-Więc
spotkamy się przy moście.-Powiedział rzeczowo chłopak i nie
czekając na jakąkolwiek odpowiedź rozłączył się.
-Nie
uważasz, że to nie tylko twoja decyzja?-Odezwał się po raz
pierwszy od początku rozmowy Jakea z Izmą Jessie, który do tej
pory przysłuchiwał się rozmowie z lampką wina w dłoni.-Nie
puszczę was tam samych.-Popatrzył na mnie i blondyna.-Jeśli mamy
pomóc Radzie, to pojedziemy tam jeszcze ja i Jamie. Razem mamy
większe szanse. I lepiej będzie, jeśli Sandra na razie przestanie
pokazywać się w piekle. Musicie wykombinować jakiś inny sposób
na spotykanie się.-Reed popatrzył na brunetkę i przeniósł wzrok
na starszego Blackwella.
-Pójdę
po broń...-Mruknął zrezygnowany Jamie i podniósł się z sofy.
-To
ja zajmę się pojazdami...-Felix również wyszedł z pomieszczenia.
Lily poszła za nim a my zostaliśmy w pomieszczeniu we czwórkę,
przez chwilę przyglądając się sobie badawczo.
-Powinnam
jechać do domu...-Zaczęła w końcu Sandra, wstając z fotela.-Na
pewno Izma będzie chciała, żebym pojawiła się przy
moście.-Powiedziała podchodząc do Jakea i ucałowała go w
policzek na pożegnanie.
-Dasz
sobie sama radę? -Spytał niepewnie. Dziewczyna podeszła i
uściskała się ze mną.
-Chciałabym
zapytać was o to samo.-Powiedziała z uśmiechem.-Uważajcie na
siebie.-Usłyszałam zanim zamknęły się za nią drzwi.
* * *
No hej :) rozdział spóźniony, ale jest. Nadal twierdzę, ze przy takiej liczbie obserwatorów liczba komentarzy powinna być co najmniej dwucyfrowa, ale już niech będzie...Jako, że tutaj rozdziały pojawiają się stosunkowo rzadko, to jakby ktoś chciał poczytać coś innego to tu jest mój blog, a tu Karoliny :)
obie zapraszamy do czytania i jak komuś się spodoba, do komentowania :D Myślę, że następny rozdział powinien pojawić się szybciej. Do napisania :*
Super :)
OdpowiedzUsuń†Marika†
Cudowne <3 ~ Julaa
OdpowiedzUsuńSuper 😊
OdpowiedzUsuńCzekam na nn.
Zizi
Swietny ♡
OdpowiedzUsuńŚwietny! Ziemia zaczyna płonąć im pod nogami... ♡
OdpowiedzUsuńNo nie mogę, zawsze ktoś przerywa Evelyn i Jessiemu podczas ich intymnych momentów.:D Kurczę, trzeba im jakoś zorganizować schadzkę, skoro na spontana nic im nie wychodzi :D Zartowałam :D
OdpowiedzUsuńAle kurczę nie fair, że każde miłe chwile musi coś przerwać. Frustrujące.
Zastanawiałam się co takiego będzie chciała od nich Izma, ale nie spodziewałam się że poprosi o pomoc. Sądziłam, że ogłosi jakiś szantaż, dzieki któremu będzie mogła złapać wszystkich ludzi z Piekła. A tu takie coś. Jestem w szoku! Izma zdecydowała się prosić o pomoc wampirów, których ściga? Nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze część mnie dopatruje się w tym jakiejś pułapki. No bo co Izmę obchodzą ludzkie istnienia? Przecież ona się nimi żywi, to chyba śmierć ludzi nie robi na niej wrażenia. Ale z drugiej strony jest członkiem Rady i troszczy się o miasto, chce, by było stabilne. Tak więc mam dylemat, czy wierzyć Izmie, czy nie. Okaże się to pewnie w nastepnym rozdziale. Czekam więc i pozdrawiam :*
Zapraszam do siebie na nowy rozdział.
http://the-shadow-of-gritmore.blogspot.com
Rozdział świetny. Serio miło się czytało i jestem pod wrażeniem pomysłów. Szczególnie intrygującej akcji z Izmą. Podejrzewałam coś, że tak będzie, jednak doszukuję się podstępu, ona coś kręci, mówię wam!
OdpowiedzUsuńDlaczego w tym rozdziale drażnił mnie Jessi? Jakoś tak nie mogłam go znieść. Kurczę, lubiłam tę postać, a tu tak ;)
Przepraszam, że tak późno, ale nie mogłam pojawić się wcześniej. Czekam na kolejne części i serdecznie zapraszam na rozdział pierwszy o tytule "Ostatni gwóźdź do trumny" na http://uratuj-mnie-przed-nicoscia.blogspot.com/
POZDRAWIAM ;*
Spodobało mi się Twoje opowiadanie, śliczny szablon :) Jeśli tylko miałabyś czas, to informuj mnie o kolejnych rozdziałach ;)
OdpowiedzUsuńCiekawy rozwój akcji i do tego "pikantne" dodatki xd Szkoda, że im przerwano :D Muszę Cię troszkę skarcić, żebyś na przyszłość sprawdzała z jakiej litery piszesz imię. Pamiętaj - imiona zawsze z dużej litery.
Nie wątpię, że już to wiesz. Wiem, że mogło Ci się pomylić, a ja nie lubię się czepiać, ale to bardzo utrudnia i irytuje podczas czytania :) To tylko moja rada dla ciebie :)
Cóż... Do następnego :)
Zajrzyj do mnie :D
korean-brother.blogspot.com