Zaparkowałam
swoim motorem na parkingu przed stacją benzynową. Weszłam do
środka za kim i obie usiadłyśmy przy małym stoliku w barze.
-Coś
podać?-Spytała ubrana w skąpy strój kelnerka, nawet na nas nie
patrząc.
-Dwie
kawy.-Poprosiła grzecznie Kim. Wpatrywałyśmy się w pustą ulicę
za oknem.
Po
kilku minutach ta sama dziewczyna przyniosła nam zamówienie a my
podziękowałyśmy grzecznie. Powoli zaczynało się ściemniać a
bar pustoszał i oprócz nas zostało w nim tylko dwóch meneli,
próbujących poderwać ścierającą puste stoliki kelnerkę. W
końcu po dwudziestu minutach oczekiwania na horyzoncie pojawiła się
wojskowa furgonetka. Przed nią i za nią jechało po dwa motory
czyli tyle, ile podejrzewaliśmy.
-Już
jadą.-Mruknęłam poprawiając słuchawkę którą miałam w uchu.
Założyłam
kaptur i wręczając kelnerce dziesięć dolców wyszłam z baru.
Odpaliłam papierosa czekając, aż furgonetka spokojnie przejedzie,
po czym gasząc niedopałek butem dałam znak Kim, że pora ruszać.
Odpaliłam motor i wolno wyjechałam na drogę. Jechałyśmy
kilkadziesiąt metrów za motorami, kiedy w słuchawce odezwała się
Lily, która pilnowała wszystkiego z Piekła.
-Zorientowali
się, ze coś jest nie tak...-Powiadomiła nas od razu.
Przyśpieszyłam nieznacznie.-Odcięłam im połączenie i nie mogą
powiadomić najbliższych patroli. Macie jakieś siedem minut.
-Damy
radę.-Mruknęłam jej w odpowiedzi i pokiwałam głową w stronę
Kim.
Dziewczyna
wyjęła z za kurtki czarny karabinek który połyskiwał lekko w
świetle księżyca. Ja zrobiłam to samo i ponownie przyśpieszyłam
tak, że po chwili znajdowałam się już kilka metrów od
furgonetki. Kiedy tylko wjechałyśmy do lasu, usłyszałyśmy
pierwsze strzały. Wycelowałam i strzeliłam kilka razy w osobę
jadącą przede mną. Motor zachwiał się i chwilę potem rozbił
się na środku drogi. Strzeliłam jeszcze parę razy do osoby
leżącej w kałuży krwi podczas gdy Kim sprawnie unikała kolejnych
pocisków ze strony kierowcy drugiego motoru. Jadący przed nim wóz
przyśpieszył, jednak z przodu zajechali mu drogę Jamie i Jake. Po
chwili usłyszałam głośny huk a jeden z jadących przed furgonetką
motorów przekoziołkował się i wpadł jej pod koła. Kierowca nie
wyhamował i przejechał po leżącej na drodze osobie. Za mną
rozległy się strzały i kolejny czarny ścigacz prowadzony przez
policjanta leżał połamany w rowie. Ostatnim, który został, zajął
się Jake, który podpalił jadącego na nim mężczyznę. Ten zaczął
się szamotać w wyniku czego stracił panowanie nad kierownicą i
zjechał do rowu, gdzie po chwili nastąpił wybuch baku z paliwem.
Nagle do jadącej tuż przede mną Kim zaczął strzelać jakiś
mężczyzna, który wychylił się z wojskowego wozu. Jedna z kul
trafiła w przednie koło motoru dziewczyny a ta w ostatniej chwili
spadła z niego i poturlała się po asfalcie. Podjechałam do niej i
wyciągnęłam rękę w jej stronę. Poobijana i krwawiąca z czoła
Kim wsiadła szybko na motor i przytuliła się do moich pleców.
Zostałyśmy w tyle, gdyż strzały kierowane w naszą stronę nie
ustępowały. Po chwili na dachu furgonetki zaczęła formować się
postać Jessiego trzymającego w prawej ręce spory nóż. Ukazał
śnieżnobiałe zęby w cwaniackim uśmieszku i wskoczył do wozu,
który chwilę potem zjechał na drugi pas, gdyż kierowca najpewniej
siłował się z Reedem. Minęliśmy tablicę z napisem "Subun"
czyli nazwą miasta, do której wóz miał dostarczyć sporą sumę
gotówki. Niestety, te pieniądze nigdy tam nie dotrą. Jessie który
teraz kierował wozem skręcił w jedną z leśnych dróg i zgasił
samochód. Otworzył drzwi, ale zanim wysiadł wyrzucił ze środka
dwa zakrwawione ciała. Jedno należało do mężczyzny, drugie do
kobiety. Dwoje wampirów.
-Macie
niecałe dwie minuty.-Poinformowała nas w słuchawce Lily.
Felix
i Kim sprawnie poradzili sobie ze wszystkimi zamkami a Lin już
podjeżdżał obok swoim Nissanem. Jessie otworzył drzwi na oścież
a naszym oczom ukazała się cała paka wozu, po brzegi wypełniona
pieniędzmi.
-Po
pięćdziesiąt tysięcy w paczce.-Stwierdził szybko Jake, który
już wynosił kasę z wozu.-Kocham tę robotę.-Przyznał robiąc
sobie wachlarz z kilku banknotów.
-Nie
baw się, tylko pomóż.-Upomniał go Jessie z krzywym uśmieszkiem
na ustach, pakując pieniądze do materiałowego worka. Podał mi dwa
pełne, żebym zaniosła je do bagażnika czerwonego Nissana. Po
chwili cały samochód zapełniony był już gotówką a pieniędzy w
furgonetce nadal trochę było. Wolałam w tej chwili nie myśleć,
ile łącznie może tego być.
-Dwa
radiowozy jadą w waszą stronę.-Odezwała się ponownie syrena w
słuchawce.-Macie niecałe pół minuty.
-Dobra,
Lin, Kim i Felix, zabierajcie się już stąd. My zaraz
dojedziemy.-Nakazał Reed upychając kasę w schowku swojego motoru.
Kim zabrała mój, wiec ja zabrałam się z Jessem. Kiedy
wyjechaliśmy na drogę, zauważyłam w oddali radiowozy. Uniosłam
jedna rękę a stojące obok drogi dwa drzewa zachwiały się a
chwilę potem legły wzdłuż jezdni, zagradzając ją. Jessie
spojrzał na to co zrobiłam i pokręcił głową. Przylgnęłam do
niego mocniej, kiedy wracaliśmy do domu. Zbliżaliśmy się już do
Recordii, kiedy w słuchawce usłyszałam głos Jakea.
-Ej
mamy mały problem...
-Jedzie
na nas z dziesięć radiowozów...Ty to nazywasz małym
problemem?-Przerwał mu Jamie.
-Jak
to...Nie widzę nic...Ej, radiowozy to nie wasz jedyny problem. Z
tyłu nadlatują dwa helikoptery.
Rzeczywiście,
po chwili w oddali zobaczyłam coś na kształt ogromnych owadów
lecących w naszą stronę.
-Poddajcie
się, to nikomu nie stanie się krzywda!-Usłyszałam dźwięk
dochodzący z góry.
-Tsa,
jasne.-Mruknął Jessie i zawrócił motor tak, że stanęliśmy oko
w oko z dwoma maszynami.
Zsiadł
ze ścigacza i uniósł ręce do góry w geście poddania się. Nagle
zaczął wiać tak silny wiatr, ze z trudem utrzymywałam się na
nogach. Jessie podniósł ręce jeszcze wyżej a wiatr wzmógł się
jeszcze bardziej. Jeden z helikopterów zachwiał się w powietrzu i
zderzył z drugim. Z impetem uderzyły o ziemię i eksplodowały.
Pochyliłam się kiedy odłamki zaczęły spadać obok nas. Reed dał
mi tylko całusa i wsiadł z powrotem na motor po czym ruszyliśmy
szybko w stronę chłopaków. Już z daleka widać było Wielką
ścianę ognia i latające w powietrzu samochody. Na drodze leżało
kilka rozszarpanych ciał a Felix biegał między nimi pod postacią
ogromnego wilka.
-Robimy
ognisko!-powiadomił nas wesoło Jake.-Wolicie pieczonego wampira czy
wilkołaka?-Spytał siedząc na zgaszonym motorze.
Zaśmiał
się głośno, odpalił swoją maszynę i wjechał w płomienie,
nakazując nam byśmy zrobili to samo. Przyjemnie było przejeżdżać
przez ogień, dotykać go i czuć jak mnie oplata, a przy tym nie być
wcale poparzonym. Wjechaliśmy w leśną drogę skąd udaliśmy się
na stare lotnisko i tunelem do Piekła. Zaparkowaliśmy motory a
kilkoro ludzi przyszło pomóc przenieść kasę do sejfu, gdzie
chłopaki mieli ją policzyć i każdemu dać po części.
Poszłam
do sypialni Reeda i dopiero kiedy rozsiadłam się wygodnie na jego
łóżku zrozumiałam, jak bardzo jestem zmęczona dzisiejszym dniem.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, Nadal żadnych wieści od
Sandry. Pomyślałam nad całym dzisiejszym dniem. Uwielbiałam to
robić. Zabijać, walczyć. Wtedy mogłam pozwolić ujawnić się
naszym pierwotnym instynktom. Bo wampiry były stworzone do walki i
zabijania. Jesteśmy drapieżnikami i to jest smutna prawda.
Nagle
naszła mnie nieodparta chęć na skosztowanie choćby kropli krwi
prosto z żyły. Wstałam zmęczona i poszłam do piwnic, gdzie
chłopaki trzymali świeże żarcie. Nie powinnam korzystać z ludzi
bez wyraźniej potrzeby. I tak regularnie spuszczają z nich krew.
Traktowanie ludzi przedmiotowo nie jest tu dla nikogo większym
problemem. Są jak zwierzęta. W drugim wymiarze to my mamy nad nimi
kontrolę. Odsunęłam ciężkie kamienne drzwi a w moje nozdrza
uderzył zapach pysznej świeżej krwi. W postawionym obok fotelu
siedział jakiś blondyn całujący w szyję ludzką dziewczynę.
Dopiero kiedy się od niej odsunął zauważyłam jego czerwone oczy
i wielkie zakrwawione kły.
-Niedawno
była dostawa.-Wskazał na zakratowane drzwi po lewej. Pokręciłam
przecząco głową i skręciłam do jednej z cel.
-Ja
tam wole stare zabawki.-Mruknęłam z uśmiechem na ustach.
Otworzyłam
ciężkie nawet jak dla mnie drzwi i weszłam do środka. Mój wzrok
od razu powędrował w stronę skulonego, chudego chłopaka,
przykutego za kostkę do ściany. Był moim ślicznym zwierzakiem i
pierwszą miłością. Chociaż po prawie półtora roku stwierdzam,
ze to nie była wcale miłość, a zauroczenie. Był słodki, kiedy
poznałam go w pierwszym wymiarze. Wysportowany, wysoki, wygadany.
Miał piękne zielone oczy i blond loki sięgające mu do uszu. To
było zanim jeszcze związałam się z Jessiem, którego naprawdę
kochałam. Loki, bo tak nazwałam swojego blondynka, był jedynie
moją zabawka i świeżą porcją krwi co jakiś czas. Dodatkowo
uzależniłam go od swojej.
-Dzień
dobry!-Przywitałam się wesoło.
Chłopak
patrzył na mnie ze strachem, kiedy zbliżałam się do niego
obnażając kły. Miał na sobie jedynie czarne, porwane dżinsy.
Przejechałam paznokciem po jego torsie i uśmiechnęłam się
szerzej. Mimo brudu panującego w całym pomieszczeniu, chłopak był
czysty i pachniał jakby dopiero co wyszedł z pod prysznica.
Brudnego nawet bym go nie tknęła. Przejechałam ręką po jego
blond loczkach.
-Dasz
mi dziś to, czego chcę?-Spytałam pochylając się nad jego uchem.
Chłopak
drżał na całym ciele, ale mimo to wyciągnął nadgarstek w moją
stronę. Spojrzałam swoimi czerwonymi teraz oczami w jego i
dostrzegłam w nich czyste przerażenie. Podobno wypijanie krwi z
człowieka jest dla niego bardzo bolesne. Do tego rany długo nie
chcą się goić.
Zatopiłam
kły w nadgarstku chłopaka i zaczęłam łapczywie wysysać z niego
krew łącznie z jego życiem. Poczułam jeszcze większą
satysfakcje kiedy blondynek pisnął głośno, osuwając się na
ziemię. Spróbował wyrwać mi się, co nie było dobrym pomysłem.
Spoliczkowałam go i przyciągnęłam za włosy do siebie, po czym
wpiłam się agresywnie w jego szyję. Czułam jak sodka, życiodajna
ciecz spływa mi do żołądka. Po wcześniejszym zmęczeniu nie było
nawet śladu. W ostatniej chwili odsunęłam się od chłopaka, chcąc
zostawić go przy życiu jeszcze na jakiś czas. Popatrzyłam jak
jego ciało drży niczym galareta i spojrzałam na jego twarz. Był
nieprzytomny. Rozcięłam sobie lekko nadgarstek i wlałam kilka
kropel swojej krwi do jego ust. Po chwili chłopak zaczął dławić
się a ja odsunęłam się od niego nieco w obawie, że na mnie
zwymiotuje, co czasami się zdarzało. Nadal drżał, ale odwrócił
twarz w moją stronę.
-Jeszcze...-Szepnął
patrząc na mnie ślicznymi, wręcz dziecięcymi oczami. Pokręciłam
przecząco głową i wstałam kierując się w stronę
drzwi.-Błagam...-wyciągnął rękę w moją stronę.
-Niedługo
do ciebie przyjdę-Obiecałam uśmiechając się szyderczo.-A wtedy
pobawimy się dłużej i może dostaniesz ode mnie coś
więcej.-Zamknęłam za sobą ciężkie drzwi i odchodziłam
wsłuchując się w ciche łkanie chłopaka.
* * *
Po dość długiej przerwie ale wreszcie jest! I tak się zastanawiam, ile was tu jeszcze zostało...Są czytelniczki, od których komentarze pojawiają się pod każdym postem, od reszty sporadycznie. jak będzie dużo komentarzy po następny rozdział już w następny weekend, jeśli nadal będzie 4 czy 5, to najpewniej dopiero za 2 tygodnie. Życzę miłej lektury :)
Sekretna
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i mam nadzieję, że pojawi się w następny weekend XD
Boski rozdział ! Czekam na kolejny! 💙
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i ma być tak cudowny jak ten...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na kolejny i mam nadzieję, że pojawi się niedługo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zizi.
Super rozdział :-D
OdpowiedzUsuńMi rozdział bardzo się podoba. Jest pełen akcji. Szkoda tylko, że tak szybko go przeczytałam! Potwornie przypadł mi do gustu c;
OdpowiedzUsuńsuper! choc nie podoba mi sie co zrobila z tym chlopakiem na koncu. Czekam z niecierpliwoscia a rozdzial z POV Sandry! pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńNa początku tak akcja pędziła, że aż obawiałam się, co za chwilę się stanie. Serio, już podejrzewałam czyjąś śmierć, czyjeś uwięzienie lub poważną ranę (to zanim uświadomiłam sobie, że w końcu są wampirami i nic im się nie stanie XD) Naprawdę, ta banda jest bardzo odważna i kiedyś ta ich pewność siebie może doprowadzić ich do zguby. Oby nie!!
OdpowiedzUsuńW ogóle po raz milionowy napiszę, że genialnie tworzysz sceny akcji. Kurdę, ale się powtarzam. Ale to nie moja wina, że to prawda, prawda? :D
Wow, Evelyn jest strasznie brutalna... Choć juz wczesniej były fragmenty, jak kogoś atakowała, nie wstrząsnęły mną tak jak ten. Przeraził mnie moment, w którym potraktowała przedmiotowo tego chłopaka, w którym kiedyś się zadurzyła. Choć tylko przeczytałam o nim jeden krótki fragment, zaciekawiła mnie ta postać. Szkoda, że jest więziony przez wampiry. Każdy człowiek zasługuje na swoje własne życie, a nie uzależnienie od innych. Przecież on nie jest zabawką! Chciałabym, by Evelyn i pozostałe wampiry zrozumiały kiedyś, że robią źle. Wiem, że prawdopodobnie się to nie stanie, skoro są tak potężni i mają władzę, ale chciałabym :D
Czekam co będzie z Sandrą. Ogromnie mnie to ciekawi!
Pozdrawiam! :*
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn