Wiatr rozwiewał moje
włosy i szczypał w policzki, kiedy jechałam przytulona do pleców Jake’a.
Prawdopodobnie głupie z mojej strony jest angażowanie się w związek z facetem,
który prawdopodobnie jest moim bratem. Nie potrafię jednak go ignorować, kiedy
przebywał w pobliżu. Jeżeli okaże się, że jednak jesteśmy rodzeństwem wyjadę na
kilka lat z Recordii do świata ludzi. Teraz jednak planuję zachowywać się
nierozsądnie – po raz pierwszy w swoim życiu. Przytuliłam się mocniej do
chłopaka wdychając zapach jego perfum. Kiedy wraz z Evelyn weszli w ostry
zakręt na swoich motorach, a pojazd, na którym siedziałam niebezpiecznie się
przechylił zaparło mi dech w piersiach i ze strachu zacisnęłam mocno powieki.
Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy zaparkowaliśmy na parkingu Piekła. Z
westchnieniem ulgi zsiadłam z motoru.
-Nigdy więcej z Tobą nie
jadę! – Powiedziałam odsuwając się od motoru na bezpieczną odległość. Evelyn
roześmiała się głośno obejmując mnie ramieniem.
-Następny raz nie będzie
taki zły. – Pocieszyła mnie, jednocześnie prowadząc do budynku. Blackwell
podążał tuż za nami niosąc moją torbę.
Kiedy weszliśmy do
salonu wkurzony Jessie przemierzał pokój mrucząc coś do siebie.
-To było niezwykle
głupie z waszej strony. – Powiedział mierząc wzrokiem moją kuzynkę, która nic
nie robiąc sobie z jego złości objęła go w pasie i pocałowała namiętnie.
-Ale, jak zabawnie było
znowu zobaczyć Izmę. – Odparł Jake siadając na kanapie. Zajęłam miejsce obok
niego, a on machinalnie objął mnie ramieniem.
-Co takiego? – Zdziwiłam
się przenosząc wzrok z chłopaka na Evelyn.
Brunetka wzruszyła obojętnie ramionami, ale przez ułamek sekundy
widziałam w jej oczach smutek.
-Musiałam zabrać coś ze
swojego mieszkania. – Wyjaśniła. – A ona tam była.
-Nie próbowali was
schwytać? – Było to dla mnie niezrozumiałe, że dwoje przestępców jak gdyby
nigdy nic pojawia się w mieście, pod nosem Rady, a oni nie reagują.
-Chyba byli w szoku.-
Odezwał się po chwili Jake. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Ich eskapada
mogła zakończyć się katastrofą. Gdyby zostali złapani, nie byłoby dla nich
ratunku.
-Nie musieliście po mnie
przyjeżdżać. – Mruknęła cicho czując się winna.
-Chciałam zabrać pewną
rzecz z mieszkania. – Evelyn uśmiechnęła się ciepło, starając się nie obarczać
mnie winą. – Nic się przecież nie stało.
-Kurwa, ale wy jesteście
nienormalni! – Do pokoju wkroczył Jamie i zmierzył nas wzrokiem. – Rozumiem, że
Evelyn nie zaznała uroków więziennej celi, ale ty Jake? – Zwrócił się do brata.
– Myślałem, że nie będziesz ryzykował.
-I, co może mam siedzieć
na tyłku i oglądać zachody słońca, kiedy dookoła tyle się dzieje? – Zdenerwował
się starszy Blackwell.
Jamie prychnął i usiadł
na fotelu.
-Jakaś laska nie jest
warta tego, żebyś znowu z jej winy trafił do więzienia! – Warknął chłopak, a ja
poczułam się tak jakby ktoś mnie uderzył.
-Co przez to rozumiesz?
– Zapytałam unosząc wysoko jedną brew nachylając się w jego stronę.
-Nie zapomniałam, przez
kogo mój brat znalazł się w więzieniu. – Ton jego głosu był szyderczy i
wyniosły. Patrzył na mnie z niechęcią. Skrzywiłam się lekko czując rumieńce
wpływające na moją twarz.
-Ja też nie zapomniałam.
– Odparłam wytrzymując spojrzenie Blackwella.
-Jamie przestań. –
Odezwał się Jake. – Sandra nie raz uratowała mnie przed zakatowaniem i w dużym
stopniu pomogła wam w odbiciu mnie.
-Nie ufam jej. – Chłopak
patrzył bratu w oczy, mnie ignorując.
-Nadal tu jestem. –
Zwróciłam Jamiemu uwagę wstając. – I nie oczekuję od Ciebie zaufania, ale nie
pozwolę żebyś mnie obrażał. Następnym razem zacznę powoli wypełniać Twoje płuca
wodą, aż nie przeprosisz. – Nigdy nikomu nie groziłam, ale widząc wyraz
osłupienia na twarzy chłopaka niezwykle mi się podobał. – Ktoś pokaże mi, gdzie
mogę spać?
Jake jak na komendę
podniósł się z kanapy i poprowadził mnie szerokimi schodami na drugie piętro, a
następnie wzdłuż korytarza.
-Możesz się zatrzymać w
moim pokoju. – Zaproponował z szerokim uśmiechem, kiedy zatrzymaliśmy się przed
wysokimi, drewnianymi drzwiami z mosiężną klamką.
-To zły pomysł. –
Powiedziałam z delikatnym uśmiechem. – Najpierw chcę mieć pewność.
-Ta Twoja znajoma się
odezwała? – Zapytał z nadzieją w głosie blondyn zakładając mi zbłąkany kosmyk
za ucho. Jak zwykle, kiedy mnie dotykał poczułam dreszcz przebiegający po całym
ciele.
-Jeszcze nie, ale
znalezienie Twojej matki może trochę potrwać. – Wyjaśniłam biorąc od chłopaka
swoją torbę. – Cierpliwości.
-Wiem, wiem. – Westchnął
dotykając swoim czołem mojego. Staliśmy tak przez chwilę rozkoszując się swoją
bliskością. – Na pewno jesteś wykończona. – Szepnął Jake odsuwając się ode
mnie. – Zobaczymy się rano. Dobranoc.
Uśmiechnęłam się do
niego ciepło kładąc rękę na klamce.
-Śpij dobrze.
Położyłam torbę koło
łóżka, wyciągając z niech strój do spania i kosmetyczkę. Planowałam wziąć
szybki prysznic i pójść spać. Kiedy wyszłam z łazienki z włosami ociekającymi
wodą, ktoś zapukał do drzwi.
Uśmiechnęłam się pod
nosem z przekonaniem, że zaraz stanę oko w oko z Jakiem.
Zdziwiłam się widząc na
progu Sylvię.
-Mogę? – Zapytała bez
cienia uprzejmości, wskazując głową na pokój. Odsunęłam się wpuszczając ją do
środka. Blondynka oparła się o kolumienkę łóżka i zmierzyła mnie gniewnym
spojrzeniem.
-Groziłaś mojemu
facetowi. – Jej wypowiedź bardziej przypominała twierdzenie niż pytanie.
Kiwnęłam głową.
-Obrażał mnie. –
Wyjaśniłam przeczesując palcami włosy. – Poza tym nie widzę potrzeby, żeby się
tłumaczyć.
-Może postawisz się w
jego sytuacji, co? – Warknęła Sylvia wyciągając z kieszeni papierosa. Patrzyła
przez chwilę na niego, po czym z krzywym uśmiechem schowała go z powrotem. –
Jake to jego jedyna rodzina, jego ukochany, zwariowany brat. Nie wiesz, co przeżywał, kiedy go
aresztowali.
-Masz rację nie wiem. –
Zgodziłam się z nią siadając na łóżku, oczekując dłuższego wywodu.
-Był zdruzgotany, ale
oczywiście nie okazywał swoich uczuć, nie rozmawiał o tym. – Blondynka wzniosła
oczy do góry i kontynuowała. – Teraz Jake jest znowu z nami. Nie możemy go
stracić. Jamie nie może go stracić. – Podkreśliła.
Zamknęłam na chwilę oczy
rozmyślając nad słowami dziewczyny. Miała rację, nie myślałam nad cierpieniem
młodszego Blackwella.
-Pozwól, że teraz ja Ci
coś opowiem. – Zaczęłam wskazując jej łóżko, aby usiadła. – Wyobraź sobie, że
jesteś policjantką i nagle zaczynasz czuć coś do jednego z więźniów. Nigdy
wcześniej nie pozwalałaś sobie na żadną głębszą relacje z mężczyzną. Ponadto,
zostaje on skazany na śmierć i masz świadomość, że przyczyniłaś się do takiego
stanu rzeczy. – Przerwałam, aby zaczerpnąć powietrza. Sylvia wpatrywała się we
mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – Przeżywasz z tym facetem upojną noc,
być może waszą pierwszą i ostatnią, a kiedy jest nadzieja na uwolnienie go,
okazuje się, że być może to twój brat.- Zaśmiałam się gorzko odrzucając włosy
na plecy. – Jamie przeszedł koszmar, ale ze mną także los nie obszedł się
łaskawie. Nie pozwolę się obrażać, nikomu.
Blondynka wolno pokiwała
głową, po czym bez słowa skierowała się do drzwi. Zatrzymała się jednak z ręką
na klamce.
-Będę trzymała za was
kciuku. – Zapewniła mnie i wyszła. Przez chwilę siedziałam bez ruchu wpatrując
się we własne dłonie. Co mnie podkusiło do takiej rozmowy z Sylvią? Nie znam
jej.
Nie budzi zaufania z tym
swoim demonicznym wyglądem. Nagle poczułam ogromne zmęczenie. Zgasiłam światło
i z przyjemnością zakopałam się pod kołdrą. Pościel pachniała świeżością i
przyjemnie chłodziła moje ciało.
Ranek nadszedł stanowczo za szybko. Ze snu wyrwało
mnie buczenie mojej komórki zostawionej na szafce nocnej. Rzuciłam okiem na
wyświetlacz, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Błagam powiedz, że masz
adres! – Jęknęłam zrezygnowana do telefonu, przecierając oczy.
-Czy ja kiedyś Cię
zawiodłam? – Zapytała Amelia ze śmiechem.
-Nigdy. – Przyznałam
zgodnie z prawdą. Dziewczyna roześmiała się uradowana. Jak ludzie mogą być tacy
szczęśliwi o 6 rano?
-Kobieta zmieniła
nazwisko, teraz nazywa się Sienna Montgomery, mieszka na obrzeżach miasta.
Heatherstreet 17.
Na chwilę zaniemówiłam.
Wreszcie się udało! Teraz zyskam pewność! W głowie ułożyłam sobie przebieg
naszego spotkania.
-Amy, jesteś
niezastąpiona! – Powiedziałam do słuchawki głosem tłumionym przez łzy.
-Kiedyś się
odwdzięczysz! Chociaż bardzo chciałabym wiedzieć, po co Ci ta kobieta. –
Odparła dziewczyna. – Muszę kończyć, zadzwonię wieczorem.
-Na razie. – Rzuciłam i
nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Moje serce biło jak oszalałe. Z jednej strony
chciałam pozbyć się tej niepewności, ale z drugiej bałam się, jaką otrzymam
odpowiedź. Informacja, że jesteśmy rodzeństwem byłaby dla mnie koszmarem. Nie
wiem czy potrafiłabym się pozbierać po czymś takim.
W pośpiechu ubrałam się
i zbiegłam na dół szukając Jake. Chciałam mu powiedzieć o odnalezieniu
Sienny. W salonie siedzieli Jessie, Evelyn i Lily. Wszyscy mieli posępne
miny. Weszłam do pokoju witając się cicho.
-Co się stało? –
Zapytałam widząc ich przygnębienie.
-Usiądź. –Poradziła mi
blondynka. Zmarszczyłam brwi, ale wykonałam polecenie. Spojrzałam wyczekująco
na trójkę przyjaciół. Reed kiwnął głową stronę mojej kuzynki. Evelyn odetchnęła
głęboko.
-Otrzymaliśmy pewną
wiadomość. – Zaczęła niepewnie dziewczyna.- Dzisiaj nad ranem Donovan i jego
ludzie napadli na siedzibę Rady. Jest kilkoro rannych, a jedna osoba nie żyje.
Poczułam, że ogarnia
mnie chłód. Domyślałam się dalszych słów Evelyn nim wypłynęły one z jej ust.
-Przykro mi Sandra, ale
Twój ojciec zginął. – Ostatnią frazę wypowiedziała szeptem.
Siedziałam nieruchomo na
kanapie, wpatrując się w przyjaciółkę. Pokręciłam przecząco głową.
-To musi być pomyłka. -
Wydusiłam przez ściśnięte gardło. -Donovan nie mógłby… To też jego ojciec..
-Sandra, on jest
niezrównoważony. - Powiedział Jessie wstając. Podszedł do barku i wyjął z niego
butelkę do połowy wypełnioną jakimś alkoholem. Nalał ciemnoczerwonego płynu do
pękatej, kryształowej szklanki i wcisnął mi ją do ręki.
-Co to? - Zdziwiłam się
czując zapach krwi wydobywający się z naczynka.
-Nasz eksperyment. -
Wyjaśnił Reed. - Alkohol z krwią.
Upiłam łyk trunku i
poczułam, że oczy zachodzą mi łzami. Płyn palił mi podniebienie i gardło, mimo
to był dobry.
-Muszę jechać do mamy. -
Przyszło mi do głowy. - Ona, jest teraz sama z tym wszystkim..
Nagle do salonu wbiegł
Jake. Włosy miał wilgotne po porannym prysznicu, a na twarzy malował się
niepokój.
-To prawda? - Zapytał
się, jednak stan, w jakim się znajdowałam był wystarczającą odpowiedzią.
Chłopak podszedł do mnie i uklęknął tuż obok.
Położył mi dłoń na
policzku i pogłaskał. Odetchnęłam głęboko dopijając resztę napoju.
-Nie powinnaś jechać
sama do domu. - Odezwała się Evelyn przerywając ciszę. - Może ja…
-Nie. - Powiedziałam
stanowczo. - Dobrze wiesz, że u mojej mamy mogą być Twoi rodzice. W końcu Izma
jest siostrą mojego ojca.
Brunetka kiwnęła tylko
głową na znak, że rozumie. Wstałam i odstawiłam szklankę na stolik.
-Macie jakiś samochód na
zbyciu? - Zapytałam się słabym głosem. - Tylko nie taki, który w 3 sekundy osiąga
100 km/h. Zabiję się na pierwszym zakręcie.
-Nie pojedziesz sama. -
Powiedział ostro Jake, który także wstał. Poczułam, że po policzkach spływają
mi łzy. Zaczęłam je pospiesznie ścierać jednak, kiedy tylko tak zrobiłam,
pojawiały się kolejne. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, a ja z ulgą wtuliłam
twarz w jego koszulkę. Nie sięgałam mu nawet do brody.
Pachniał jakimś żelem
pod prysznic i proszkiem do prania. Ten zapach mnie uspokajał. Stałam tak w
ciszy kilka minut, uspokajając się w ramionach Jake'a.
-Okej, macie kogoś, kto
mógłby mnie odwieźć? - Zapytałam, gdy doszłam do siebie. Evelyn spojrzała na
Jessiego, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-Może Troy? -
Zaproponowała brunetka.
-W ludzkiej postaci go
nie widzieli. - Zgodziła się Lily, po czym wyszła z pokoju szybkim krokiem.
Stałam oparta plecami, o Blackwella czując ogarniający mnie smutek. Ostatnia rozmowa,
jaką przeprowadziłam z ojcem pełna była krzyków i oskarżeń. Na pewno był bardzo
zły. Wtrącałam się w jego osobiste sprawy. Wrzeszczałam na niego.
Ponure rozmyślania
przerwało wejście Lily i Troya. Mężczyzna ten był wysoki i postawny. Miał
ciemne rozczochrane włosy i bródkę. Uśmiechnął się do mnie pocieszająca.
-Zawiozę Cię do
domu. - Powiedział przyjaznym tonem podchodząc bliżej. Pokiwałam głową i
odwróciłam się do Jake'a. Cmoknęłam chłopaka w policzek i pożegnałam się z
pozostałymi.
Bałam się tego, co
czekało mnie w domu.
* * *
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba!
Teraz notki będą pojawiać się tylko najpewniej tylko w weekendy.
Wasze komentarze dużo dla nas znaczą!
Pozdrawiam
Karolina S.
Super ^^
OdpowiedzUsuńWyłapałam parę literówek.
OdpowiedzUsuń"Następnym razem zacznę powoli wypełniać Twoje płuca wodą, aż nie przeprosisz" Tu zamiast "nie" powinno być "mnie".
"Położyłam torbę koło łóżka, wyciągając z niech strój do spania i kosmetyczkę." Zamiast "niech", "niej"
A i czy w tytule nie powinno być "3 maja pisała Sandra"?
-
Jak szkoda mi Sandry... Mam takie wrażenie jakby wszystko zaczynało się walić...
Cudowny rozdział!!!
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńGdybym ja była Sanrdą, nie angażowałabym się w związek z Jake’em skoro istniałoby prawdopodobieństwo, że jest moim bratem. Odsuwałabym go od siebie, by potem bardziej nie cierpieć. Ale ja jestem przekonana, że oni jednak nie są rodzeństwem, więc mogą się tam miziać, nie mam nic przeciwko. XD
Lubię Jamiego. Jest taki oschły i odpychający, ale za to to nadaje mu charakter i jest oryginalny. Doskonale rozumiem, że nie lubi Sandry, bo obwinia ją za aresztowanie brata. Na jego miejscu też miałabym do niej żal. Niemniej jednak cieszę się, ze wampirzyca pokazała pazurki i poszantażowała Blackwella. To wypełnianie płuc wodą było mocne! XD
Alkohol + krew? BLEEEEEEEE
Jestem ciekawa tej matki Jake’a. mam nadzieję, że rozwieje ona wszelkie wątpliwości i Sandra będzie mogła być z Blackwellem długo i szczęśliwie. Bo teraz wszystko daje jej w kość. Jeszcze śmierć jej ojca… Jak ja jej współczuję. Ten Caleb jest psychiczny. Wiem, że nienawidzi ojca, ale by go od razu zabijać?!
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny i zapału! :*