poniedziałek, 1 września 2014

3 maja, pisała Sandra.



              Wiatr rozwiewał moje włosy i szczypał w policzki, kiedy jechałam przytulona do pleców Jake’a. Prawdopodobnie głupie z mojej strony jest angażowanie się w związek z facetem, który prawdopodobnie jest moim bratem. Nie potrafię jednak go ignorować, kiedy przebywał w pobliżu. Jeżeli okaże się, że jednak jesteśmy rodzeństwem wyjadę na kilka lat z Recordii do świata ludzi. Teraz jednak planuję zachowywać się nierozsądnie – po raz pierwszy w swoim życiu. Przytuliłam się mocniej do chłopaka wdychając zapach jego perfum. Kiedy wraz z Evelyn weszli w ostry zakręt na swoich motorach, a pojazd, na którym siedziałam niebezpiecznie się przechylił zaparło mi dech w piersiach i ze strachu zacisnęłam mocno powieki. Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy zaparkowaliśmy na parkingu Piekła. Z westchnieniem ulgi zsiadłam z motoru.
-Nigdy więcej z Tobą nie jadę! – Powiedziałam odsuwając się od motoru na bezpieczną odległość. Evelyn roześmiała się głośno obejmując mnie ramieniem.
-Następny raz nie będzie taki zły. – Pocieszyła mnie, jednocześnie prowadząc do budynku. Blackwell podążał tuż za nami niosąc moją torbę.
Kiedy weszliśmy do salonu wkurzony Jessie przemierzał pokój mrucząc coś do siebie.
-To było niezwykle głupie z waszej strony. – Powiedział mierząc wzrokiem moją kuzynkę, która nic nie robiąc sobie z jego złości objęła go w pasie  i pocałowała namiętnie.
-Ale, jak zabawnie było znowu zobaczyć Izmę. – Odparł Jake siadając na kanapie. Zajęłam miejsce obok niego, a on machinalnie objął mnie ramieniem.
-Co takiego? – Zdziwiłam się przenosząc wzrok z chłopaka na Evelyn.  Brunetka wzruszyła obojętnie ramionami, ale przez ułamek sekundy widziałam w jej oczach smutek.
-Musiałam zabrać coś ze swojego mieszkania. – Wyjaśniła. – A ona tam była.
-Nie próbowali was schwytać? – Było to dla mnie niezrozumiałe, że dwoje przestępców jak gdyby nigdy nic pojawia się w mieście, pod nosem Rady, a oni nie reagują.
-Chyba byli w szoku.- Odezwał się po chwili Jake. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Ich eskapada mogła zakończyć się katastrofą. Gdyby zostali złapani, nie byłoby dla nich ratunku.
-Nie musieliście po mnie przyjeżdżać. – Mruknęła cicho czując się winna.
-Chciałam zabrać pewną rzecz z mieszkania. – Evelyn uśmiechnęła się ciepło, starając się nie obarczać mnie winą. – Nic się przecież nie stało.
-Kurwa, ale wy jesteście nienormalni! – Do pokoju wkroczył Jamie i zmierzył nas wzrokiem. – Rozumiem, że Evelyn nie zaznała uroków więziennej celi, ale ty Jake? – Zwrócił się do brata. – Myślałem, że nie będziesz ryzykował.
-I, co może mam siedzieć na tyłku i oglądać zachody słońca, kiedy dookoła tyle się dzieje? – Zdenerwował się starszy Blackwell. 
Jamie prychnął i usiadł na fotelu.
-Jakaś laska nie jest warta tego, żebyś znowu z jej winy trafił do więzienia! – Warknął chłopak, a ja poczułam się tak jakby ktoś mnie uderzył.
-Co przez to rozumiesz? – Zapytałam unosząc wysoko jedną brew nachylając się w jego stronę.
-Nie zapomniałam, przez kogo mój brat znalazł się w więzieniu. – Ton jego głosu był szyderczy i wyniosły. Patrzył na mnie z niechęcią. Skrzywiłam się lekko czując rumieńce wpływające na moją twarz.
-Ja też nie zapomniałam. – Odparłam wytrzymując spojrzenie Blackwella.
-Jamie przestań. – Odezwał się Jake. – Sandra nie raz uratowała mnie przed zakatowaniem i w dużym stopniu pomogła wam w odbiciu mnie.
-Nie ufam jej. – Chłopak patrzył bratu w oczy, mnie ignorując.
-Nadal tu jestem. – Zwróciłam Jamiemu uwagę wstając. – I nie oczekuję od Ciebie zaufania, ale nie pozwolę żebyś mnie obrażał. Następnym razem zacznę powoli wypełniać Twoje płuca wodą, aż nie przeprosisz. – Nigdy nikomu nie groziłam, ale widząc wyraz osłupienia na twarzy chłopaka niezwykle mi się podobał. – Ktoś pokaże mi, gdzie mogę spać?
Jake jak na komendę podniósł się z kanapy i poprowadził mnie szerokimi schodami na drugie piętro, a następnie wzdłuż korytarza.
-Możesz się zatrzymać w moim pokoju. – Zaproponował z szerokim uśmiechem, kiedy zatrzymaliśmy się przed wysokimi, drewnianymi drzwiami z mosiężną klamką.
-To zły pomysł. – Powiedziałam z delikatnym uśmiechem. – Najpierw chcę mieć pewność.
-Ta Twoja znajoma się odezwała? – Zapytał z nadzieją w głosie blondyn zakładając mi zbłąkany kosmyk za ucho. Jak zwykle, kiedy mnie dotykał poczułam dreszcz przebiegający po całym ciele.
-Jeszcze nie, ale znalezienie Twojej matki może trochę potrwać. – Wyjaśniłam biorąc od chłopaka swoją torbę. – Cierpliwości.
-Wiem, wiem. – Westchnął dotykając swoim czołem mojego. Staliśmy tak przez chwilę rozkoszując się swoją bliskością. – Na pewno jesteś wykończona. – Szepnął Jake odsuwając się ode mnie. – Zobaczymy się rano. Dobranoc.
Uśmiechnęłam się do niego ciepło kładąc rękę na klamce.
-Śpij dobrze.
Położyłam torbę koło łóżka, wyciągając z niech strój do spania i kosmetyczkę. Planowałam wziąć szybki prysznic i pójść spać. Kiedy wyszłam z łazienki z włosami ociekającymi wodą, ktoś zapukał do drzwi.
Uśmiechnęłam się pod nosem z przekonaniem, że zaraz stanę oko w oko z Jakiem.
Zdziwiłam się widząc na progu Sylvię.
-Mogę? – Zapytała bez cienia uprzejmości, wskazując głową na pokój. Odsunęłam się wpuszczając ją do środka. Blondynka oparła się o kolumienkę łóżka i zmierzyła mnie gniewnym spojrzeniem.
-Groziłaś mojemu facetowi. – Jej wypowiedź bardziej przypominała twierdzenie niż pytanie. Kiwnęłam głową.
-Obrażał mnie. – Wyjaśniłam przeczesując palcami włosy. – Poza tym nie widzę potrzeby, żeby się tłumaczyć.
-Może postawisz się w jego sytuacji, co? – Warknęła Sylvia wyciągając z kieszeni papierosa. Patrzyła przez chwilę na niego, po czym z krzywym uśmiechem schowała go z powrotem. – Jake to jego jedyna rodzina, jego ukochany, zwariowany brat.  Nie wiesz, co przeżywał, kiedy go aresztowali.
-Masz rację nie wiem. – Zgodziłam się z nią siadając na łóżku, oczekując dłuższego wywodu. 
-Był zdruzgotany, ale oczywiście nie okazywał swoich uczuć, nie rozmawiał o tym. – Blondynka wzniosła oczy do góry i kontynuowała. – Teraz Jake jest znowu z nami. Nie możemy go stracić. Jamie nie może go stracić. – Podkreśliła.
Zamknęłam na chwilę oczy rozmyślając nad słowami dziewczyny. Miała rację, nie myślałam nad cierpieniem młodszego Blackwella.
-Pozwól, że teraz ja Ci coś opowiem. – Zaczęłam wskazując jej łóżko, aby usiadła. – Wyobraź sobie, że jesteś policjantką i nagle zaczynasz czuć coś do jednego z więźniów. Nigdy wcześniej nie pozwalałaś sobie na żadną głębszą relacje z mężczyzną. Ponadto, zostaje on skazany na śmierć i masz świadomość, że przyczyniłaś się do takiego stanu rzeczy. – Przerwałam, aby zaczerpnąć powietrza. Sylvia wpatrywała się we mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. – Przeżywasz z tym facetem upojną noc, być może waszą pierwszą i ostatnią, a kiedy jest nadzieja na uwolnienie go, okazuje się, że być może to twój brat.- Zaśmiałam się gorzko odrzucając włosy na plecy. – Jamie przeszedł koszmar, ale ze mną także los nie obszedł się łaskawie. Nie pozwolę się obrażać, nikomu.
Blondynka wolno pokiwała głową, po czym bez słowa skierowała się do drzwi. Zatrzymała się jednak z ręką na klamce.
-Będę trzymała za was kciuku. – Zapewniła mnie i wyszła. Przez chwilę siedziałam bez ruchu wpatrując się we własne dłonie. Co mnie podkusiło do takiej rozmowy z Sylvią? Nie znam jej.  
Nie budzi zaufania z tym swoim demonicznym wyglądem. Nagle poczułam ogromne zmęczenie. Zgasiłam światło i z przyjemnością zakopałam się pod kołdrą. Pościel pachniała świeżością i przyjemnie chłodziła moje ciało.
                Ranek nadszedł stanowczo za szybko. Ze snu wyrwało mnie buczenie mojej komórki zostawionej na szafce nocnej. Rzuciłam okiem na wyświetlacz, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Błagam powiedz, że masz adres! – Jęknęłam zrezygnowana do telefonu, przecierając oczy.
-Czy ja kiedyś Cię zawiodłam? – Zapytała Amelia ze śmiechem.
-Nigdy. – Przyznałam zgodnie z prawdą. Dziewczyna roześmiała się uradowana. Jak ludzie mogą być tacy szczęśliwi o 6 rano?
-Kobieta zmieniła nazwisko, teraz nazywa się Sienna Montgomery, mieszka na obrzeżach miasta. Heatherstreet 17.
Na chwilę zaniemówiłam. Wreszcie się udało! Teraz zyskam pewność! W głowie ułożyłam sobie przebieg naszego spotkania.
-Amy, jesteś niezastąpiona! – Powiedziałam do słuchawki głosem tłumionym przez łzy.
-Kiedyś się odwdzięczysz! Chociaż bardzo chciałabym wiedzieć, po co Ci ta kobieta. – Odparła dziewczyna. – Muszę kończyć, zadzwonię wieczorem.
-Na razie. – Rzuciłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Moje serce biło jak oszalałe. Z jednej strony chciałam pozbyć się tej niepewności, ale z drugiej bałam się, jaką otrzymam odpowiedź. Informacja, że jesteśmy rodzeństwem byłaby dla mnie koszmarem. Nie wiem czy potrafiłabym się pozbierać po czymś takim.
W pośpiechu ubrałam się i zbiegłam na dół szukając Jake. Chciałam mu powiedzieć o odnalezieniu Sienny.  W salonie siedzieli Jessie, Evelyn i Lily. Wszyscy mieli posępne miny. Weszłam do pokoju witając się cicho.
-Co się stało? – Zapytałam widząc ich przygnębienie. 
-Usiądź. –Poradziła mi blondynka. Zmarszczyłam brwi, ale wykonałam polecenie. Spojrzałam wyczekująco na trójkę przyjaciół. Reed kiwnął głową stronę mojej kuzynki. Evelyn odetchnęła głęboko.
-Otrzymaliśmy pewną wiadomość. – Zaczęła niepewnie dziewczyna.- Dzisiaj nad ranem Donovan i jego ludzie napadli na siedzibę Rady. Jest kilkoro rannych, a jedna osoba nie żyje.
Poczułam, że ogarnia mnie chłód. Domyślałam się dalszych słów Evelyn nim wypłynęły one z jej ust.
-Przykro mi Sandra, ale Twój ojciec zginął. – Ostatnią frazę wypowiedziała szeptem.
Siedziałam nieruchomo na kanapie, wpatrując się w przyjaciółkę. Pokręciłam przecząco głową. 
-To musi być pomyłka. - Wydusiłam przez ściśnięte gardło. -Donovan nie mógłby… To też jego ojciec..
-Sandra, on jest niezrównoważony. - Powiedział Jessie wstając. Podszedł do barku i wyjął z niego butelkę do połowy wypełnioną jakimś alkoholem. Nalał ciemnoczerwonego płynu do pękatej, kryształowej  szklanki i wcisnął mi ją do ręki.
-Co to? - Zdziwiłam się czując zapach krwi wydobywający się z naczynka.
-Nasz eksperyment. - Wyjaśnił Reed. - Alkohol z krwią.
Upiłam łyk trunku i poczułam, że oczy zachodzą mi łzami. Płyn palił mi podniebienie i gardło, mimo to był dobry. 
-Muszę jechać do mamy. - Przyszło mi do głowy. - Ona, jest teraz sama z tym wszystkim.. 
Nagle do salonu wbiegł Jake. Włosy miał wilgotne po porannym prysznicu, a na twarzy malował się niepokój.
-To prawda? - Zapytał się, jednak stan, w jakim się znajdowałam był wystarczającą odpowiedzią. Chłopak podszedł do mnie i uklęknął tuż obok.
Położył mi dłoń na policzku i pogłaskał. Odetchnęłam głęboko dopijając resztę napoju.
-Nie powinnaś jechać sama do domu. - Odezwała się Evelyn przerywając ciszę. - Może ja…
-Nie. - Powiedziałam stanowczo. - Dobrze wiesz, że u mojej mamy mogą być Twoi rodzice. W końcu Izma jest siostrą mojego ojca.
Brunetka kiwnęła tylko głową na znak, że rozumie. Wstałam i odstawiłam szklankę na stolik.
-Macie jakiś samochód na zbyciu? - Zapytałam się słabym głosem. - Tylko nie taki, który w 3 sekundy osiąga 100 km/h. Zabiję się na pierwszym zakręcie.
-Nie pojedziesz sama. - Powiedział ostro Jake, który także wstał. Poczułam, że po policzkach spływają mi łzy. Zaczęłam je pospiesznie ścierać jednak, kiedy tylko tak zrobiłam, pojawiały się kolejne. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, a ja z ulgą wtuliłam twarz w jego koszulkę. Nie sięgałam mu nawet do brody.
Pachniał jakimś żelem pod prysznic i proszkiem do prania. Ten zapach mnie uspokajał. Stałam tak w ciszy kilka minut, uspokajając się w ramionach Jake'a.
-Okej, macie kogoś, kto mógłby mnie odwieźć? - Zapytałam, gdy doszłam do siebie. Evelyn spojrzała na Jessiego, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-Może Troy? - Zaproponowała brunetka.
-W ludzkiej postaci go nie widzieli. - Zgodziła się Lily, po czym wyszła z pokoju szybkim krokiem. Stałam oparta plecami, o Blackwella czując ogarniający mnie smutek. Ostatnia rozmowa, jaką przeprowadziłam z ojcem pełna była krzyków i oskarżeń. Na pewno był bardzo zły. Wtrącałam się w jego osobiste sprawy. Wrzeszczałam na niego.
Ponure rozmyślania przerwało wejście Lily i Troya. Mężczyzna ten był wysoki i postawny. Miał ciemne rozczochrane włosy i bródkę. Uśmiechnął się do mnie pocieszająca.
 -Zawiozę Cię do domu. - Powiedział przyjaznym tonem podchodząc bliżej. Pokiwałam głową i odwróciłam się do Jake'a. Cmoknęłam chłopaka w policzek i pożegnałam się z pozostałymi.
Bałam się tego, co czekało mnie w domu. 

 * * * 

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba! 
Teraz notki będą pojawiać się tylko najpewniej tylko w weekendy. 
Wasze komentarze dużo dla nas znaczą! 
Pozdrawiam 
Karolina S. 

4 komentarze:

  1. Wyłapałam parę literówek.
    "Następnym razem zacznę powoli wypełniać Twoje płuca wodą, aż nie przeprosisz" Tu zamiast "nie" powinno być "mnie".
    "Położyłam torbę koło łóżka, wyciągając z niech strój do spania i kosmetyczkę." Zamiast "niech", "niej"
    A i czy w tytule nie powinno być "3 maja pisała Sandra"?
    -
    Jak szkoda mi Sandry... Mam takie wrażenie jakby wszystko zaczynało się walić...

    OdpowiedzUsuń

  2. Gdybym ja była Sanrdą, nie angażowałabym się w związek z Jake’em skoro istniałoby prawdopodobieństwo, że jest moim bratem. Odsuwałabym go od siebie, by potem bardziej nie cierpieć. Ale ja jestem przekonana, że oni jednak nie są rodzeństwem, więc mogą się tam miziać, nie mam nic przeciwko. XD
    Lubię Jamiego. Jest taki oschły i odpychający, ale za to to nadaje mu charakter i jest oryginalny. Doskonale rozumiem, że nie lubi Sandry, bo obwinia ją za aresztowanie brata. Na jego miejscu też miałabym do niej żal. Niemniej jednak cieszę się, ze wampirzyca pokazała pazurki i poszantażowała Blackwella. To wypełnianie płuc wodą było mocne! XD
    Alkohol + krew? BLEEEEEEEE
    Jestem ciekawa tej matki Jake’a. mam nadzieję, że rozwieje ona wszelkie wątpliwości i Sandra będzie mogła być z Blackwellem długo i szczęśliwie. Bo teraz wszystko daje jej w kość. Jeszcze śmierć jej ojca… Jak ja jej współczuję. Ten Caleb jest psychiczny. Wiem, że nienawidzi ojca, ale by go od razu zabijać?!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny i zapału! :*

    OdpowiedzUsuń