czwartek, 21 sierpnia 2014

2-3 maja, pisała Evelyn

Kierowałam się w stronę kuchni, skąd dochodziły niesamowite zapachy. Nic dziwnego, w końcu Jake wrócił do domu. Chyba nie muszę mówić, jak się zdenerwował kiedy zobaczył zawartość naszej lodówki. Od razu wysłał Lily i Kim na zakupy do pierwszego wymiaru, bo przecież wycieczka do Recordii mogłaby skończyć się tragedią.
-Co nasz mistrz przygotował na dzisiaj?-Spytałam siadając na blacie. Chłopak właśnie wyciągnął z piekarnika pysznie wyglądające ciasto.
-Jeszcze nic...-Mruknął stawiając je na stole obok czterech innych.-Zgłoś się jutro. Na razie jedyne, na co mogę Ci pozwolić to płatki z mlekiem.-Wyszczerzył się. Przewróciłam oczami i wzięłam jedną z babeczek czekoladowych, które stały na tacy. Blackwell odwrócił się i zdzielił mnie ścierką po plecach.-Bałeś się?-Spytałam ignorując jego narzekania na mnie.
-Że kiedy?-Spytał kiedy wpychałam sobie całą babeczkę do ust.
-No wtedy, przed egzekucją.-Chłopak spoważniał i popatrzył na mnie, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Nie wydaje mi się...-Rzekł w końcu.-Może dlatego, że cały czas wierzyłem, że jednak po mnie przyjdziecie.-Zapatrzył się w jakiś punkt nade mną.
-Nadzieja matką głupich!-Do kuchni wparował Jamie z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach.
-Może, ale każda matka kocha swoje dzieci.-Odpowiedział mu idący za nim Jessie.
-A tego akurat nie byłbym taki pewien!-Warknęli bliźniaki jednocześnie, aż oboje z Reedem spojrzeliśmy na nich marszcząc brwi.
Chwilę potem siedzieliśmy z Jessiem w salonie, oboje popijając przez słomkę krew z plastikowych torebek. Przysunęłam się do niego bliżej, ale on jakby tego zupełnie nie zauważył.
-Po jutrze do banku w Subunie mają przywieźć sporą ilość pieniędzy i to w różnych walutach.-Mruknął zamyślony.-Przeglądałem ostatnie wydatki i taki zastrzyk gotówki dobrze by nam zrobił.-Odgarnął mi grzywkę z czoła.
-Nie uważasz, że na razie mogli byśmy dać sobie spokój z tym wszystkim?-Spytałam siadając mu na kolanach.-Dopiero co odzyskaliśmy Jakea. Odsapnijmy trochę...Może gdzieś wyjedziemy?-Zaproponowałam całując lekko jego szyję. Chłopak odsunął się i pokręcił głową przecząco.
-Nie możemy.-Popatrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami.-Przynajmniej nie teraz.-Odsunęłam się od niego.-Jestem za to wszystko odpowiedzialny. Nie mogę wyjechać teraz, kiedy pojawiły się dodatkowe problemy. Do tego jest jeszcze Donovan, którego trzeba jakoś skutecznie unieszkodliwić...-Nagle rozległ się ogromny huk. Oboje poderwaliśmy się na równe nogi i z wampirzą prędkością rzuciliśmy w stronę z której dobiegał ten hałas.
Drzwi do pokoju, w którym jeszcze chwilę temu siedział Caleb teraz były wyrwane z zawiasów a dookoła było mnóstwo dymu. Jake podniósł rękę i ugasił ostatnie płomienie które tliły się przy drzwiach. Na podłodze leżała zakrwawiona Kim do której natychmiast podbiegł Lin i Sylvia.
-Kurwa!-Wrzasnął Jamie, rozglądając się po celi Donovana.-Jak ten debil mógł spierdolić?-Wziął stojące w rogu krzesło i roztrzaskał je o ścianę. Jessie bez słowa wziął telefon i wykręcił szybko jakiś numer.
-Lily? Każ obstawić wszystkie wejścia!-Przerwał na chwile.-Tak, Donovan uciekł. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi, jasne?-Rozłączył się bez pożegnania. Widać, że był zdenerwowany tym wszystkim.
-Musimy go schwytać, inaczej już po nas!-Warknął Jamie przechadzając się nerwowo po pomieszczeniu.-Wyda nas Radzie, a jeśli Ci dowiedzą się o Piekle, to wszystkich złapią!-Usiadł i podniósł wzrok na Reeda. W jego oczach malowała się czysta furia.
-Trzeba powiadomić Sandrę.-Mruknął cicho Jake, wstając z podłogi i pomagając Kim się podnieść.
-Sandra, Sandra! W kółko tylko o niej!-Rzucił się na niego Jamie z pretensjami.-A może raz pomyślisz o sobie i o swoich ludziach? O tym, co zrobić by to oni byli bezpieczni?-Myślałam, że uderzy Starszego Blackwella. Jake popatrzył na niego a w jego oczach dostrzegłam małe płomyki, które prawdopodobnie nie wzięły się z radości.
-Nie wiem jak Ty, ale ja jestem winien jej życie.-Wysyczał a ja po raz pierwszy w życiu widziałam go w takim stanie.-I dla mnie już jest jedną z nas. Jeśli tak bardzo boisz się Donovana, to czemu nie spakujesz walizek i nie spierdolisz do świata ludzi, gdzie będziesz miał hektolitry świeżej krwi i ŚWIĘTY KURWA SPOKÓJ?!-Dokończył krzycząc a jego włosy niebezpiecznie zapłonęły. Odsunął się od zaskoczonego Jamiego i oparł się o ścianę, dysząc ciężko.-Idę do niej zadzwonić. Wy zajmijcie się schwytaniem Caleba.-Ujął się dłońmi za skronie i wyszedł z pokoju. Wybiegłam natychmiast za nim.
-Jedźmy do niej.-Zaproponowałam dorównując mu kroku. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Przecież oboje jesteśmy poszukiwani...
-Czyżby nasz niedoszły skazaniec się bał?-Spytałam wyprzedzając go i biegnąc w stronę magazynu z bronią. Chłopak szybko mnie prześcignął i dotarł tam pierwszy. Wziął do ręki rewolwer i przyłożył mi do skroni.
-Ha, a może to Ty powinnaś się bać?-Spytał z wyraźną kpiną.
Wzięłam nóż w pokrowcu który schowałam w wysokim bucie, rewolwer ze srebrnymi nabojami, doskonałymi na wilkołaki i pistolet z zapasowym magazynkiem. Truchtem dotarliśmy do garażu i wzięliśmy swoje motory. Ja BMW Concept 6 a on S1000rr tej samej marki. Mam słabość do jednośladów. Uwielbiam je dużo bardziej niż samochody. Założyłam słuchawkę , żebyśmy mogli słyszeć się podczas jazdy.
-Ścigasz się?-Spytał Blackwell odpalając swoja maszynę. Zaśmiałam się kpiąco.
-Och, a nie boisz się, że mogłabym Cię prześcignąć?-Uruchomiłam swoje maleństwo i ruszyłam pierwsza w stronę podwodnego tunelu wyprowadzającego z wyspy.
Właściwie to początkowy wyścig przerodził się w jakiś pokaz sztuczek. Co chwilę komentowaliśmy swoje wyczyny, śmiejąc się przy tym. Wyjechaliśmy na drogi Recordii kiedy była już prawie północ. Drogi były puste i dwa motory jadące z prędkością prawie stu siedemdziesięciu na godzinę przykuwały uwagę przechodniów. Wyprzedziłam Blackwella i gestem ręki wskazałam, by jechał za mną.
-Nie mieliśmy przypadkiem jechać do Sandry?-Spytał zdezorientowany, skręcając w kolejna uliczkę. Już nie jechaliśmy tak szybko.
-Musimy najpierw wpaść do mnie po kilka rzeczy.-Mruknęłam parkując kilka przecznic od mojego bloku.
Szybko zsiadłam z motoru i weszłam w jedną z alejek. Idący obok mnie Jake wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął ją w moją stronę. Podobnie jak on wzięłam sobie jednego. Chłopak pstryknął palcami i na końcówce jego kciuka pojawił się mały płomyczek, którym podpalił oba papierosy. Dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy wspięliśmy się już po schodach i stanęliśmy kilka kroków przed moim mieszkaniem, zauważyłam, ze drzwi są wyważone a wewnątrz pali się światło. Wyjęłam i odbezpieczyłam broń i z jakiem osłaniającym tyły weszłam do środka. Nie zdziwiłam się widokiem mojej matki, Codyego Reeda, Jamesa Pierce'a i dwóch nieznanych mi policjantów. Wszyscy stanęli jak wryci, widząc naszą dwójkę. Powędrowałam wzrokiem w stronę mojej mamy, która przyglądała mis ie badawczo. Wiedziałam, co widzi. Niebezpieczną dziewczynę ubraną w top do pępka i skórzaną kurteczkę oraz nieprzyzwoicie krótkie szorty i buty na koturnach w których miałam niemal dwa metry, z rozwianymi włosami trzymającą w reku spluwę, którą mogłabym wybić wszystkich zebranych. Do tego u boku tak niebezpiecznego przestępcy, jakim był Jake Blackwell.
-Cześć mamo!-Powiedziałam wesoło z sarkastycznym uśmiechem na ustach, celując do niej z pistoletu.
Kobieta rozchyliła lekko usta jakby chciała coś powiedzieć, ale westchnęła tylko a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Też chciało mi się płakać. Dlaczego? Bo moja własna matka oświadczyła, że skaże mnie na śmierć. Swoją jedyną, ukochaną córeczkę. Córeczkę, którą straciła wiele lat temu, kiedy kazała mi przyglądać się temu wszystkiemu, co wyczyniała. Najwcześniejsze wspomnienie? Mama katująca jakiegoś mężczyznę, bo był członkiem Piekła. W sumie nie dziwiłam się, że większość ludzi z Piekła jej szczerze nienawidzi. Ja też miałam tam przez nią przykrości.
Mierzyłam się z nią wzrokiem, ale ona ustąpiła pierwsza. Minęłam ja i podeszłam do jednej z szuflad. Chyba jeszcze jej nie przeszukali. Wyjęłam z niej małą szkatułkę i podałam Jakeowi, który bez słowa schował ja sobie do kieszeni.
-Czy...Czy coś cię z nim łączy?-Spytała drżącym głosem mama, kiedy mieliśmy już wyjść z mieszkania. Szczerze mówiąc to teraz wcale się jej nie bałam. Przynajmniej mogłam być sobą. Poza tym nie byli przygotowani na to, że mogą nas spotkać i nie mieli by się nawet jak przed nami obronić, gdybyśmy użyli swoich mocy.
-Owszem mamo.-Odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.-Co wieczór uprawiam seks z nim, jego bratem i jeszcze ich kumplem. Taka zabawa w grupie, wiesz. ja jedna na nich trzech. Powinnaś spróbować!-Dałam Jakeowi całusa w policzek, ocierając się kroczem o jego nogę. Chłopak wydmuchał na mnie dym z papierosa i uśmiechnął się. I wtedy moja mama na dobre się rozpłakała. Osunęła się na podłogę i zaczęła ryczeć jak małe dziecko. Popatrzyłam na nią z litością i pokręciłam głową starając się nie okazywać, jak bardzo mnie to boli. Wyszliśmy z Jakiem z mieszkania a chłopak wzniósł ręce do góry i wejście do środka zajęło się ogniem.
-To tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło wam do głowy nas gonić!-Krzyknął w ich stronę i dogonił mnie.-Zabawa w grupach?-Parsknął kiedy wyszliśmy już na pustą ulicę.-To dlatego się z Tobą przyjaźnię!-Powiedział i ucałował mnie w czoło. Odepchnęłam go i biegiem dostałam się do swojego motoru. W oddali usłyszałam odgłosy syren policyjnych.
-Chodź szybko! Musimy zgarnąć jeszcze Sandrę!-Powiedziałam kiedy już odpaliliśmy maszyny.
Wcale nie staraliśmy się nie rzucać w oczy. Wręcz przeciwnie. I tak policja w całej Recordii na nas polowała, wiec mogliśmy szaleć do woli. Musieli by się nieźle postarać, żeby złapać naszą dwójkę. Wjechaliśmy do starego magazynu, w którym składowano broń w czasie wojny. Od tamtej pory stał opustoszały na skraju miasta. Dziewczyna siedząca na stosie starych skrzynek wstała, kiedy wjechaliśmy do środka. Jake zszedł z motoru i zdjął kask, po czym uniósł ja wysoko w górę i pocałował lekko. Sandra odwróciła się na chwilę i wzięła z podłogi niedużą torbę z ciuchami, które blondyn natychmiast schował do schowka motoru.
-Jadę z wami.-Powiedziała z entuzjazmem.
-Jak to?-Zdziwił się Blackwell odgarniając jej włosy z czoła.-A praca? Zaniepokoi ich twoje zniknięcie.
-Dzwoniłam do Izmy. Powiedziałam, że nadal nie mogę się pozbierać po tych ostatnich wydarzeniach i biorę kilkudniowy urlop. Poza tym Cody będzie mnie informował na bieżąco.-Przerwała na chwilę i popatrzyła na mnie, jakby dopiero teraz zorientowała się że ja też tu jestem.- Wiem też o Donovanie i może bardziej przydam się na coś w Piekle. -Popatrzyła na Jakea i ujęła jego twarz w dłonie. Przez chwilę czułam się jak piąte koło u wozu.-Musimy w końcu wyjaśnić tę sprawę. Ja nie mogę dłużej z tym zwlekać.-Szepnęła do niego drżącym głosem. Chłopak przytulił ją mocno i zaczął głaskać po głowie. Pomyślałam wtedy, że oni nie mogą być rodzeństwem. To by im obojgu złamało serca.
*  *  *
Rozdział publikuję nieco szybciej niż przypuszczałam, ale to ze względu na to, że pewnie później nie będę miała takiej możliwości. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i zapraszam do komentowania :*
Sekretna

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :-)
    Już mam chętkę na następny rozdział :-)
    Życzę weny i pozdrawiam
    Mia Rosa
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. o boże! niesamowity rozdział !
    nie mogę się rozpisywać, więc napiszę tylko:
    czekam z niecierpliwością na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, cieszę się, że kolejny rozdział dodany!
    Właśnie byłam ciekawa, co Jake przyrządzał do jedzenia, skoro są wampirami :D Może do ciasta zamiast mleka dodawał krwi? XD hahaha, nie no żartuję. Chyba nawet wampiry potrzebują zjeść jakieś pyszne słodycze :D
    Zaskoczyłam się pozytywnie, że Evelyn stawiła czoła matce, która wydała na nią nakaz śmierci. Wielkie brawa dla niej, że się postawiła. Ale słowa Evelyn do matki że wyczynia orgie, mnie zagiął. Ma tupet dziewczyna, że powiedziała takie słowa rodzicielce! XD Jednak w żadnym stopniu jej płacz nie spowodował u mnie żalu. Kobieta jest okrutna. Jak można nie mieć skrupułów by torturować ludzi i pokazywać to jeszcze własnej - niby ukochanej - córce? Przecież takie osoby nie mogą mieć uczuć! Dlatego sądzę, że płacz Izmy był nieszczery.
    Co do związku Jessiego i Evelyn mam przeczucie, że jakoś oddalają się od siebie. Nie wiem dlaczego. Po prostu nie widzę u nich gorących uczuć. Jamie wydaje się w tym rozdziale interesować tylko kolejnym napadem na bank i nie patrzy nawet na Evelyn, która się do niego przysuwała. Chciałabym choć trochę poczytać o jakiejś ich romantycznej scenie.
    Bo jeśli chodzi o Sandrę i Jake'a, to ciągle widzę u nich przyciąganie. No dokładnie, nie mogą być rodzeństwem. Za bardzo się kochają, by było inaczej noo! Czekam na kolejny rozdział! pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział!
    Życzę dużo weny
    Senshi

    Zapraszamy na 17 rozdział http://aquasenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Jestem tu po raz pierwszy, ale coś czuję, że będę wpadała częściej! Zaintrygowałaś mnie tym opowiadaniem :)
    undertheveilofinnocence.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem interesujący rozdział ;) Chyba mam kolejne opowiadanko do nadrobienia w wolnej chwili, haha. Tylko szkoda, że tych chwil tak mało ostatnio ;) Rajd na motorach przez miasto - brzmi super. Ta zagrywka z matką jednak wydaje mi się w złym smaku i na niskim poziomie, no ale cóż... Może po prostu to nie w mój gust ;p
    Całkiem dużo ich tam mieszka w jednym budynku :p Fajny pałącyk muszą mieć. I własną celę !

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    Teoria-Wiecznosci

    OdpowiedzUsuń