wtorek, 12 sierpnia 2014

1 maja, pisała Sandra.




                Wszyscy dookoła mnie byli podekscytowani nadchodzącym wydarzeniem. Widziałam w ich spojrzeniach zniecierpliwienie. Chodziłam podenerwowana przed komendą paląc jednego papierosa za drugim. Mijający mnie ludzie patrzyli zdziwieni na moje nietypowe zachowanie. Ja taka zrównoważona i rozsądna osoba wyglądam jak kłębek nerwów i do tego palę! Pewnie myślą, że boję się widoku egzekucji i niech tak będzie.
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk wzywający wszystkich funkcjonariuszy na zbiórkę. Rzuciłam niedopałek na ziemię i zdusiłam go butem.
W Sali Konferencyjnej stała Izma i Pieter, oboje wyglądali na niezwykle uradowanych dzisiejszym wydarzeniem. Stanęłam pod ścianą z daleka od mojego wujostwa.
-Za półtorej godziny zaczynamy całą uroczystość. – Zaczął mężczyzna pewnym głosem. – Mam nadzieję, że każdy wie, co ma robić.
-Plan egzekucji jest prosty. – Tym razem głos zabrała Izma. – Najpierw wprowadzony zostanie oskarżony, następnie przedstawiciel Rady wygłosi krótką mowę.  Wykonujący wyrok wkroczy na scenę dokładnie minutę przed 12. Są jakieś pytania?
Policjanci rozglądali się dookoła bojąc się odezwać. Zgłosił się Cody.
-Przewidujemy jakieś komplikacje?- Państwo Blood spojrzeli na siebie. Pieter westchnął i odparł.
-Nie wykluczamy takiej możliwości.
-Musicie być przygotowani na wszystko. – Dodała brunetka marszcząc czoło. – Powodzenia.
Byłam jedną z pierwszych osób, które opuściły pokój. W samochodzie jadącym na plac egzekucji jechałam wraz z 5 innymi policjantami. Wszyscy byli starsi ode mnie i patrzyli z kpiącymi uśmieszkami, kiedy zajmowałam miejsce między nimi. Uniosłam jedynie wysoko brwi i poprawiłam podpiętą wsuwkami grzywkę.
Na miejsce dotarliśmy w ciągu 15 minut. Dookoła wznosiły się trybuny, z których obywatele Recordii mieli obserwować śmierć Jake’a. Patrząc na tą metalową konstrukcje zrobiło mi się zimno.
Nagle zza zakrętu wyłonił się duży, czarny samochód w eskorcie dwóch policyjnych wozów.
Moje serce zabiło szybciej na widok wychodzącego z wnętrza pojazdu Blackwella. Ręce miał skute na plecach. Był bardzo blady, a pod jego oczami widniały granatowe cienie. Nasze spojrzenie spotkały się na ułamek sekundy. Smutek, jaki dostrzegłam w jego wzroku sprawił, że chciałam podejść i go przytulić.  Szybko jednak odepchnęłam od siebie takie myśli i odwróciłam się do niego plecami. Nie mogę się dekoncentrować.
Miejsca powoli zaczynały wypełniać się widzami. Ruszyłam na woje stanowisko sprawdzając zawartość magazynków przytwierdzonych do paska.
W oddali w sektorze dla Rady i ich rodzin ujrzałam Evelyn, która w skupieniu lustrowała wzrokiem Plac Egzekucyjny. Stanęłam na szeroko rozstawionych nogach i obserwowałam rozpoczęcie uroczystości.
Jake w towarzystwie 6 strażników został wprowadzony na podwyższenie znajdujące się dokładnie po środku placu.  Kiedy policjanci ustawili się dokoła podestu Pieter Blood wstał ze swojego miejsca.  Mogłam się domyślić, że zaszczyt przemawiania przypadnie właśnie jemu.
Nie wsłuchiwałam się w jego słowa. Było mi obojętne, o czym mówi i jak bardzo oczernia Blackwella.
Kiedy skończył na plac wszedł kat. Jego ciało spowijał czarny płaszcz z kapturem. Nikt nie mógł widzieć jego twarzy. Nawet Rada nie miała pojęcia, kto to jest, ani jak wygląda.  Wszedł wolnym krokiem na podium wyciągając przed siebie pistolet, załadowany w jedna kulę nasączoną trucizną. Wstrzymałam oddech i spojrzałam na zegar znajdujący się na wieży.
Zostało jeszcze Dziesięć… Dziewięć… A co jeśli coś pójdzie nie tak? Osiem… Siedem… Przecież Felix może spóźnić się o ułamek sekundy. Sześć… Pięć… Cztery… Czy Lily znalazła klucze do kajdanek? Trzy...Dwa… Oczekiwanie jest najgorsze. Jeden… W powietrzu rozległ się dźwięk zegara, który zaczął wybijać południe. W tym samym momencie nie wiadomo skąd na placu pojawił się ogromny wilkołak. Przeskoczył on nad podestem chwytając jednocześnie zębami mężczyznę w płaszczu. Za moimi plecami rozległo się potworne warczenie.  Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z dwoma wilkami, o przerażających ślepiach i stalowych mięśniach. Wiedziałam, że nie wyrządzą mi trwałej krzywdy, aczkolwiek nasza walka musiała wyglądać przekonująco. Pierwsza z wilczyc skoczyła. Wykonałam kopnięcie z półobrotu trafiając ją w żebra. Usłyszałam jej skowyt i poczułam wyrzuty sumienia. Za moimi plecami panowało zamieszanie, słyszałam krzyki, wystrzały i wybuchy.  Obok mnie przebiegła jakaś postać strzelająca z automatu w kierunku tłumu.
Kolejna wilczyca skoczyła na mnie, a ja zbyt wolno się uchyliłam i zostałam powalona na ziemię za pomocą jej ogromnych łap.  Uderzenie w beton pozbawiło mnie na chwilę tchu. Gdybym walczyła z nią na poważnie byłoby już po mnie jednak ona odskoczyła ode mnie pozwalając mi wstać.
Nagle zza rogu wyłoniła się Evelyn. Wiedziałam, że jej obecność zwiastuje kłopoty. Wyciągnęłam broń i ze smutnym uśmiechem strzeliłam do swojej przeciwniczki.
-Musisz powstrzymać Jake’a. – Wydyszała i rzuciła się w kierunku przeciwległej uliczki. Pobiegłam za nią w międzyczasie rozglądając się czy nikt nas nie zauważył.
Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłam starszego Blackwella miotającego kulami ognia we wszystko, co popadnie.  Jego moc się buntowała, po tak długim okresie spętania. Jamie usiłował pochwycić swojego rozszalałego brata, niestety bezskutecznie. Pod ścianą jednego z budynków dostrzegłam mojego ojca. Miał zamknięte oczy, z kącika ust płynęła mu krew, natomiast jego ubranie było lekko zwęglone. Zobaczyłam, że Jake formuje kolejną kulę ognia w swojej dłoni. Skupiłam się i już po chwili pojawiła się fala wody, która uderzyła blondyna z impetem. Początkowo chłopak walczył z ogromem wody, jednak był wyczerpany i szybko musiał się poddać. Widząc, że stracił przytomność odwołałam falę. Jake upadł bezwładnie na ziemię w przemoczonym ubraniu.
Kiedy Jamie i Evelyn usadowili się wraz z nieprzytomnym chłopakiem w samochodzie, Blackwell pokazał mi gestem, żebym jechała z nimi.
-Muszę tu zostać, inaczej nabiorą podejrzeń. - Powiedziałam i ruszyłam w przeciwną stronę zanim odjechali. Widok na placu był straszny. Wszędzie leżeli ranni bądź martwi funkcjonariusze. Ciotka Izma stała obok podium i wrzeszczała na dowódcę straży. Jej krótkie, zwykle idealnie ułożone włosy teraz były w nieładzie, a na policzku widniała czerwona pręga.
-Sandra! - Wrzasnęła kobieta w moim kierunku. Szybko podeszłam nie chcąc wywołać w niej jeszcze większej furii. - Widziałaś ich?
-Tylko przez chwilę. - Wydyszałam, udając zmęczenie. - Zaatakowały mnie dwie wilczyce.
-Udało im się uciec! - Krzyknęła brunetka marszcząc groźnie brwi. - Nie mogę w to uwierzyć!
-Ja również. - Odparłam przysiadając na schodach podwyższenia. - Byli niesamowicie zgrani. 
Izma przez chwilę stała w milczeniu rozglądając się dookoła. 
-Widziałaś, że Evelyn posiada moc? - Zapytała cicho tak, aby krzątający się w pobliżu sanitariusze nas nie usłyszeli.  Spojrzałam na ciotkę szeroko otwartymi oczami.
-Co? - Wydusiłam z siebie. Dlaczego Evelyn się zdradziła! I to akurat przed własną matką! - Nie miałam pojęcia.
Nagle podbiegł do nas widocznie utykający na lewą nogę James Pierce.
-Izma, co to ma do cholery znaczyć! - Wrzasnął tak, że zaczęło nam się przyglądać kilkanaście osób. - Twoja córka pomagała tym bandytom!
- O czym ty mówisz? - Kobieta była w wyraźnym szoku. Po raz pierwszy straciła swoją pewność siebie.
-A myślisz, że, przez kogo utykam? - Zapytał wskazując na swoją nogę. - Twoja pieprzona córeczka jest jedną z nich!
Wciągnęłam głośno powietrze do płuc. Moja kuzynka nieźle się urządziła, jeżeli ta informacja się rozniesie nie będzie miała powrotu do Recordii. Izma przymknęła oczy i pomasowała sobie skronie. Stała nieruchomo przez chwilę i kiedy otworzyła oczy w jej wzroku dostrzegłam smutek. Brunetka weszła na podwyższenie i wzięła do ręki mikrofon.
-Posłuchajcie mnie! - Krzyknęła zwracając na sobie uwagę wszystkich. - Dzisiejszego dnia wszyscy ponieśliśmy ogromne straty. Winnymi temu są towarzysze Jake'a Blackwella. - Przerwała na chwilę rozglądając się po zgromadzonych. - Nie możemy tego dłużej tolerować! To groźni recydywiści, którzy są bezwzględni. Jak mogliśmy dziś zauważyć, do ich grona dołączył ktoś jeszcze. To Evelyn Blood.- Głos zadrżał jej, kiedy wymawiała imię swoje córki. Na placu nadal panowała niczym niezmącona cisza. - Przysięgam wam, że nie spocznę dopóki każde z nich nie stanie przed sądem i nie zostanie zgładzone na waszych oczach!
Po tych słowach wszyscy zaczęli bić mojej ciotce brawo. Izma zeszła z podestu i poszła w stronę Rady.
Widząc panujące zamieszanie postanowiłam udać się do Piekła, aby poinformować ich o tym, w jakim kierunku potoczyły się sprawy. Drogi były puste, wszyscy byli na miejscu Egzekucji pomagając sprzątać po akcji odbicia Jake. Zaparkowałam samochód przed wejściem do kryjówki moich nowych znajomych. Tuż za drzwiami dostrzegłam Sylvię. Blondynka uśmiechnęła się do mnie krzywo.
-Słyszałam, że okazałaś się całkiem pomocna. - Powiedziała mierząc mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. 
-Robiłam, co do mnie należało. - Odparłam unosząc do góry jedną brew. - Gdzie jest reszta? 
-Opatrują rannych. - Mruknęła ruszając w stronę wysokich drewnianych drzwi. Bez słowa ruszyłam za nią. Już z daleka dotarły do mnie męskie jęki.  - Felix oberwał pociskiem z trucizną. - Wyjaśniła Sylvia stając w drzwiach. W środku znajdowali się wszyscy z wyjątkiem Jake'a i Jamiego.
-Evelyn. - Zaczęłam niepewnie skupiając na sobie uwagę zgromadzonych. - Twoja matka już wie, jaką masz moc.
-Wiem. - Westchnęła dziewczyna wstając i opierając się o sofę. - Wydałam się dzisiaj.
Uśmiechnęłam się smutno wchodząc do pokoju.
-Ale to jeszcze nie wszystko. Kilkoro ludzi widziało jak pomagasz chłopakom. - Przerwałam na chwile szukając odpowiednich słów. - Twoja matka powiedziała, że chce dostać was żywych. Wszystkich. -Spojrzałam po osobach przebywających w salonie. Widziałam w ich oczach niedowierzanie. - I wszystkich was skazać na śmierć. - Poczułam, że oczy wypełniają mi się łzami.
-Co? - Wykrzyknęła moja kuzynka podchodząc bliżej. - Co ty pieprzysz?
-Złożyła oficjalne oświadczenie. - Wyznałam siadając na jednym z foteli. Felix wypuścił głośno powietrze z płuc
-Co to oznacza? - Zapytała Lily siedząc przy swoim chłopaku i trzymając go za rękę. Nadal dziwiłam się, że wilkołak związał się z syreną
-Jeśli, któreś z nas pojawi się w Recordii zostanie schwytany. - Wyręczył mnie Jessie. Stał oparty o ścianę z rękami założonymi na klatce piersiowej. - Mogliśmy się tego spodziewać.
-Rada jest wściekła. - Dodałam cicho. Zapadło długie milczenie, które przerwało przybycie Jamiego.
-Jake, czuje się dobrze. - Powiedział, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Pierwszy raz widziałam tego chłopaka tak uradowanego. - Niedługo do nas dołączy.
Wyprostowałam się na fotelu. Nie chciałam się z nim spotkać. Oznaczałoby to rozmowę, a nadal miałam do niego żal. Na dodatek Amelia, której zleciłam znalezienie matki bliźniaków milczała.
-No to ja proponuję wznieść toast! - Odezwał się Felix. - Nie, co dzień udaje się przechytrzyć tych idiotów z Rady i policji - Spojrzał w moją stronę i wyszczerzył zęby. - Nie bierz tego do siebie.
Uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust i pokręciłam głową. Stone chyba wybaczył mi to jak załatwiłam go, kiedy porwali mnie z Jessiem.
Lily i Sylvia zajęli się nalewaniem szampana do kieliszków, a do pokoju wkroczyło rodzeństwo Anderson. Wszyscy zaczęli rozmawiać i śmieć się. Kiedy otrzymałam swój kieliszek wyszłam na przylegający do pomieszczenia balkon. Widok był oszałamiający, czułam jakbym mogła wyciągając jedynie rękę dotknąć morza. Stawiając kieliszek na kamiennej balustradzie rozpuściłam włosy zostawiając tylko podpiętą grzywkę. Upiłam łyk szampana i zapatrzyłam się w bezkres wody.  Nie żałowałam, że pomogłam odbić Blackwella. Kara śmierci nie jest sprawiedliwa, dlaczego ktoś ma decydować o życiu i śmierci? Jednak widząc ciała zabitych policjantów czułam wyrzuty sumienia. Nie chciałam, aby tak wiele osób ucierpiało. Westchnęłam i ponownie przytknęłam kieliszek do ust.
Z pokoju dobiegły mnie śmiechy i krzyki. Nie potrafiłam świętować z nimi. Nie byłam jedną z nich i nigdy nie będę. Pomogłam im w jednej akcji i pewne będę ich informować o przebiegu śledztwa, ale czy nadal będziemy w takich bliskich stosunkach?. Na prawdę polubiłam Lily i Kim. Nawet Jamie wydawał się mniej mroczny niż na początku. Nie chciałam z nimi się żegnać.
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi balkonowe za moimi plecami.
-Dlaczego się tu ukrywasz? - Usłyszałam za plecami głos Jake'a. Wzruszyłam ramionami nie patrząc na chłopaka. On jednak stanął obok opierając się plecami o balustradę. - Żałujesz, że mnie uratowali? 
-Nie. - Odparłam czując na sobie jego spojrzenie. Blondyn przysunął się do mnie jeszcze bliżej, nasze ręce prawie się stykały. 
-Nadal jesteś na mnie wściekła? - Zapytał cicho spuszczając wzrok. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że jest zdruzgotany. 
-To nie jest złość. - Wyjaśniłam równie cicho. - Ale czuje się oszukana. 
-Nie wierzę w to, że jesteśmy rodzeństwem. - Zapewnił mnie chłopak patrząc mi w oczy. Tęskniłam za nim tak bardzo. Chciałabym się do niego przytulić i zapomnieć o wszystkich zawirowaniach. 
-Ja też nie chcę w to wierzyć. - Powiedziałam uśmiechając się smutno. - Ale muszę mieć pewność. 
-Jak ją zdobędziesz? - Zapytał z bólem, zamykając oczy. - Twój ojciec nie ma pojęcia czy jest moim tatą! 
-Twoja matka musi wiedzieć. - Jake uniósł wysoko brwi.- Moja przyjaciółka, świetna hakerka szuka jej od kilku dni. 
Blackwell wydawał się być wstrząśnięty moim wyznaniem.
-Czyli nie zrezygnujesz ze mnie? - Usłyszałam nadzieję w jego głosie. Westchnęłam głośno i pokręciłam głową.
-Nie potrafię.
Chłopak podszedł do mnie bardzo blisko tak, że oddychaliśmy jednym powietrzem. Spojrzałam w jego niesamowicie niebieskie oczy i poczułam nieodpartą chęć pocałowania go mimo wszystko. On miał chyba ten sam pomysł, ponieważ nachylił się w moim kierunku. Nasze usta dzieliły centymetry, kiedy na balkon wpadł utykający Felix z butelką szampana w ręce. Szybko odskoczyliśmy od siebie.
-Jake! - Krzyknął pochodząc do nas. - Wracaj do pokoju! Wszyscy się stęsknili!
Blackwell zgromił go wściekłym spojrzeniem, którego Stone wydawał się nie zauważyć. 
- Spadaj kundlu! - Powiedział blondyn starając się wypchnąć chłopaka za oszklone drzwi. 
-Nie on ma rację. - Mruknęłam zabierając swój kieliszek. - Wracaj do pokoju. Ja i tak muszę już jechać.
-Tak szybko? - Zdziwiła się Evelyn, która nagle znalazła się u wejścia na balkon.
-Powinnam się pokazać na komendzie. - Wyjaśniłam. - Postaram się zabrać trochę Twoich rzeczy z mieszkania i Ci przywieźć. - Przytuliłam kuzynkę i pomachałam zgromadzonym w pokoju.



* * * 
Rozdział ze specjalną dedykacją i najserdeczniejszymi życzeniami dla Sekretnej,  która już za kilka dni obchodzi swoje urodziny! 
Zdarza wam się aby połączyła was więź z osobą, której nigdy nie widzieliście? 
Ja poczułam coś takiego, kiedy zaczęłyśmy pracować z Sekretną nad tym blogiem. 
Kochana dziękuję Ci za te pół roku współpracy i licznych rozmów na facebooku! Mam nadzieję, że nasza przygoda potrwa jeszcze bardzo długo! :*
Zapraszam do komentowania. 
Karolina S 
 

7 komentarzy:

  1. Przede wszystkim chcę napisać, że ogromnie się cieszę, że opisałyście 'egzekucję' Jake'a z perspektywy Sandry. Właśnie czegoś takiego brakowało mi w poprzednim rozdziale i teraz wszystko się dopełniło. Po raz kolejny napiszę, że Izma jest straszna. Nie wyobrażam sobie jak można nakazać zabić własne dziecko. Evelyn musi czuć się okropnie... Dobrze, że jesteście konsekwentne w pisaniu: np. kiedyś Felix był wkurzony na Sandrę, że go zaatakowała, no i teraz w tym rozdziale jest dokończona myśl, że on nie jest o to obrażony.
    No i oczywiście czekałam na kolejną scenę Sandry i Jake'a. utwierdzam się w przekonaniu, że nie są rodzeństwem, nie byłybyście tak wredne! Oni muszą być razem, przecież to z daleka widać, że nie mogą bez siebie żyć! Ale zastanawia mnie milczenie Amelii. Nie wiem czy to oznacza, że tak intensywnie szuka matki czy coś się jej stało. Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    No i oczywiście dołączam się do życzeń dla Sekretnej. Spełnienia marzeń i mnóstwo weny potrzebnej do dalszego pisania! Pozdrawiam Was dziewczęta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się tak szybko rozdziału :) Wyszedł cudownie! Inaczej wyobrażałam sobie Oświadczenie, ale to jest lepsze :D Czekam na następny :)
    Pozdrawiam
    Luna :D
    (pojawił się 19 rozdział u mnie, jeśli chciałabyś przeczytać :P)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze cudowny ! Zresztą czego ja się innego mogłam spodziewać po dziewczynach, które są niesamowicie utalentowane i po prostu cudowne? Biedna Evelyn. Biorąc pod uwagę to, co ogłosiła jej matka to jedyną osobą, która się jej nie "wyrzekła" jest Sandra.
    Ahh...Sandra i Jake. Mam nadzieję, że nie są rodzeństwem, ponieważ według mnie tworzyli cudowną parę!
    Do Sekretnej:
    Wszystkiego najlepszego! Dużo zdrowia, szczęścia, weny oraz chęci do prowadzenia bloga i oczywiście spełnienia marzeń! Nie mam pojęcia, czego jeszcze mam Ci życzyć. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Nie mogę się wręcz doczekać na kolejny rozdział :)
    pozdrawiam Was bardzo serdecznie x
    @yolukeyx

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego najlepszego dla Sekretnej...
    Cudowny rozdział i piękna oprawa miłosna...
    Pozdrawia i weny życzy
    Mia Rosa
    <3
    P.S. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Sekretnej...

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Na początku Wszystkiego najlepszego dla Sekretnej...
    Rozdział cudo. Czego chcieć więcej.
    Szkoda mi Evelyn. Własna matka się jej wyrzekła.
    Sylvia i Jake takie arrr i w ogóle. Oni mają być razem.
    Coś czuje, że zabawa dopiero teraz się rozkręca.
    Czekam na nn. Życzę weny i chęci.
    Pozdrawiam Zizi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, że tak późno ale nie miałam dostępu do komputera... Rozdział ciekawy, ale strasznie szkoda mi Evelyn :c Musi być jej potwornie smutno. Tylko przez to, że posiada magiczne zdolności (no dobra, nie tylko przez to) matka skazała ją na śmierć.. .
    -
    A jak tam z moja nominacją? Kiedy będzie odpowiedź?
    -
    A i zapraszam Was na kolejny rozdział na mym blogu:
    http://krucza1.blogspot.com/2014/08/roz-5.html
    Nie wiem czy czytacie moje bazgroły, no ale postanowiłam Was zaprosić c;

    OdpowiedzUsuń