Przez
ostatnie dni mało rozmawiałam z Sandrą. Chyba wszyscy byli zajęci
przygotowaniami do egzekucji Jakea. Władze Recordii starały się,
żeby wszystko poszło zgodnie z ich planem a my przeciwnie. To nie
była akcja jak każda inna, bo tutaj chodziło o życie jednego z
nas, więc wszyscy uwijali się jak mrówki. Nie wspominając o
Jamiem, który co chwilę opieprzał kogoś za byle co.
Uśmiechnęłam
się pod nosem widząc jak kolejni goście wchodzą na plac i siadają
w specjalnej loży, którą zajmowali tylko członkowie rady i ich
rodziny, oraz goście honorowi. Obok mnie siedziała moja mama a
jedno miejsce dalej tata. Po drugiej stronie przysiadł się James
Pierce wraz z żoną i dwiema córkami. jedną z nich znałam dość
dobrze, bo uczyłyśmy się w tej samej klasie.
-Witaj!-Powitała
mnie Olivia swoim przesłodzonym głosem. Skinęłam tylko głową.
Nie miałam czasu ani chęci na rozmowę z tą fałszywą suką.-Nie
uważasz, że to ekscytujące?-Spytała rozglądając się po
zebranych. Spojrzałam na nią, nie kryją zdziwienia.
-Co
uważasz za ekscytujące?-Spytałam bez cienia grzeczności w
głosie.-Zabicie człowieka na oczach połowy miasta? To
upokarzające, nie ekscytujące.-Założyłam ręce na piersi.
-Zasłużył
sobie na to. On zabijał innych ludzi i nie stosował się do
panującego prawa. Ooo, patrz, prowadzą go!-Krzyknęła chichocząc
cicho. Miałam ochotę porządnie jej przywalić, tak od serca.
Rzeczywiście
kilka minut przed dwunastą na placu pojawiło się sześciu
strażników prowadzących Jakea. Nie wyglądał jak wtedy, kiedy
ostatni raz się z nim widziałam. Był niezwykle blady i chudy a w
jego oczach nie było tej co zwykle radości. Przez chwilę wydawało
mi się że jest przestraszony, ale kiedy stanął na środku
specjalnie na tę okazję przygotowanego podwyższenia zrozumiałam,
że jest po prostu zły. Spojrzał na wujka Evansa siedzącego kilka
miejsc od nas. Mimo urządzeń blokujących jego zdolności kiedy ich
spojrzenia się zetknęły widziałam w jego oczach małe płomyczki.
Jakby chciał go po prostu zniszczyć. Spojrzałam kątem oka na
Evansa ale on tylko uśmiechnął się krzywo.
Mój
ojciec wstał i zaczął ponownie odczytywać akt oskarżenia i wyrok
sądu skazujący Blackwella na śmierć. Mało z tego mnie
interesowało bo przecież byłam na rozprawie, więc widziałam i
słyszałam już to wszystko. Na koniec tata zaczął wygłaszać
mowę na temat obowiązku przestrzegania prawa i kar za jego
ignorowanie. Tylko wtedy Jake uśmiechnął się przez chwilę a mi w
oczach mimowolnie stanęły łzy. Wytarłam je szybko, żeby nikt się
nie zorientował. Ojciec skończył przemawiać i skinął głową na
strażników stojących przy wejściu na plac.
Tłum
stojących przed podium ludzi rozstąpił się kiedy ukazała się
wysoka, ubrana w czarny płaszcz postać. Na głowę miała nasunięty
kaptur tak, że zakrywał jej całą twarz. Nikt nie znał tożsamości
tej osoby, ale plotki mówiły że to najstarsza z pośród żyjących
istot. Zawsze to ona wykonywała egzekucje na skazanych. Patrzyłam
jak powoli wchodzi po drewnianych stopniach i staje kilka kroków
przed Blackwellem. Sięgnęła pod płaszcz i po chwili w jej dłoni
odzianej w czarną rękawiczkę zauważyłam mały pistolet. Sprawiał
wrażenia niegroźnego, ale każdy wiedział, co się w nim znajduje.
Jeden nabój drewniany, nasączony trucizną. Śmierć bardzo
bolesna, ale pocieszające jest to, ze cierpi się tylko od
dziesięciu do piętnastu sekund. Znaczy...To powinno być
pocieszające. Tajemnicza postać zwróciła głowę w stronę zegara
wiszącego na najwyższej wieży ratusza. Też spojrzałam w tamtą
stronę. Za pół minuty miała wybić dwunasta. Popatrzyłam na
Jakea, który klęknął przed nią i pochylił głowę do dołu.
Trzy...Dwa...Jeden...
W
chwili, w której zegar zaczął wybijać dwunastą nad podium
przeskoczył Ogromny wilkołak, łapiąc przy tym osobę w czarnym
płaszczu. Chwilę potem stojący na podwyższeniu strażnicy zaczęli
sami się przewracać. Kulili się leżąc na deskach a w powietrzu
powoli zaczęła formować się znajoma mi postać rozbawionego
Jessiego. Rzucił w stronę Lily pęk kluczy a ta szybko rozkuła
Jakea. Widok uśmiechu na jego twarzy był bezcenny. Płomyczki w
jego oczach zabłysły złowrogo a w dłoniach pojawiły się dwie
ogniste kule. Jego włosy płonęły, podobnie jak podium na którym
stał. Wszyscy zaczęli krzyczeć i w panice kierować się w stronę
wyjścia. Tylko ja stałam i przyglądałam się temu z uśmiechem.
-Evelyn!-Krzyknęła
w moją stronę mama, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że
stoi z wycelowanym w Jessiego pistoletem.
-Nie!-Wydarłam
się unosząc ręce do góry a stojące za mamą drzewo przechyliło
się, przewracając kobietę. Broń wystrzeliła gdzieś w
powietrze a ona spojrzała na mnie, przywalona sporych wielkości
gałęzią.
Wtedy
zrozumiałam, że ten czyn mnie wydał. Moja matka dowiedziała się,
że posiadam moc podobną do Jakea. Nie zastanawiając się długo
wyjęłam z mojej torebki dwa glocki i dzięki wampirzej szybkości
już po chwili znalazłam się obok Chłopaków. Jamie bawił się
kilkoma strażnikami, żonglując nimi w powietrzu niczym
plastikowymi piłeczkami. Kiedy już mu się to znudziło, z impetem
rzucał nimi na ziemię, gdzie błyskawicznie ich ciała zapalały
się pod wpływem zdolności Jakea. Lionell stał na balkonie na
jednym z wyższych budynków i machał w powietrzu czarną laską z
której wydostawały się małe iskierki a ludzie na których one
spadły padali na ziemię jak martwi. Felix cały zakrwawiony nadal
pod postacią wilka warczał nad porozrywanym ciałem jednej ze
strażniczek, natomiast Jessiego wypatrzyłam tuż za podium. Przed
nim stał Cody, celując do niego z pistoletu.
-Poddaj
się!-Usłyszałam drżący głos młodszego z braci Reed.
-Cody,
uspokój się...-Mówił do niego Jessie, wyciągając rękę w jego
stronę.
-Uspokoję
się, kiedy w końcu z powrotem trafisz do zasranej celi tam, gdzie
twoje miejsce!-Wrzasnął chłopak.-Nie męczą Cię wyrzuty
sumienia? Nie mówię już o tych ludziach, których zabijasz teraz,
ale o naszej własnej matce! Nie żałujesz, że ją zabiłeś?-Spytał
z wyrzutem.
-Kiedy
ja wcale nie zabiłem mamy...
-Kłamiesz!-Przerwał
mu wściekły Cody.-Zawsze kłamiesz! Taki już jesteś! Wszystko
jest dla ciebie jebanym żartem! Ale kiedyś to się skończy,
przyrzekam Ci...-Chłopak zawisł na bluszczu zwisającym z jednego z
drzew. Pnącze obwinęło mu się dookoła kostki i Reed wisiał do
góry nogami, szamocząc się jak opętany.
-Chodź!-Krzyknęłam
w stronę Jessiego, kiedy dzięki moim umiejętnościom kolejne
bluszcze oplatały ciało chłopaka. Po chwili wyglądał już jak
larwa w kokonie.
Zaczęliśmy
biec drogą zrobioną przez Jakea. Po obu stronach wysokie płomienie
odgradzały nas od strzałów i strażników. O dziwo kiedy włożyłam
rękę do ognia, ten wcale mnie nie parzył. Biegłam za Reedem chcąc
jak najszybciej znaleźć się w samochodzie. Nagle kilka metrów od
nas na ziemię padł wujek Rune. Nad nim stał rozwścieczony Jake.
Cały płonął. Kopnął Evansa z całej siły a ten tylko jęknął
głośno. Po chwili mężczyzna zaczął krzyczeć, kiedy na jego
ciele pojawiły się pierwsze płomienie. Jake podpalił ojca Sandry.
-Jake,
nie!-Krzyknęłam próbując dostać się do mężczyzny. Blckwell
podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się złowrogo. Zamachnął
się w moją stronę i posłał całą serię ognistych pocisków
przed którymi uratował mnie Jamie, spychając mnie na bok.
-Szaleje,
bo za długo miał blokady. Jego moce wariują a on sam nie panuje
nad nimi. Nie myślałem, że to powiem, ale potrzebujemy
Sandry.-Popatrzył na brata, który właśnie podpalał wieżę
ratusza.-Tylko ona może go powstrzymać.-Kiwnęłam głową.
Podczas
gdy Jamie próbował odciągnąć brata od centrum miasta ja szukałam
Sandry, co w całym tym bałaganie wydawało się prawie niemożliwe.
W końcu po kilku minutach znalazłam ją siłującą się z jakąś
wilczycą. Moja siostra widząc mnie strzeliła przeciwniczce w nogę
tak, żeby jej nie zabić a tylko zranić boleśnie. Upewniwszy się
że nikt znajomy nie zwraca na nas większej uwagi ruszyła w moją
stronę.
-Musisz
powstrzymać Jakea. -Wyjaśniłam szybko biegnąć w stronę uliczki,
w której ostatnio widziałam braci Blackwell.
Nie
trudno było ich znaleźć. Wystarczyło tylko iść w stronę
największych płomieni. Sandra jakby podświadomie wiedziała co
musi robić, kiedy tylko zobaczyła młodszego Blackwella broniącego
się przed ognistymi kulami ciskanymi w jego stronę przez starszego,
od razu uniosła ręce do góry. Przez chwilę nic się nie działo
ale potem jakby z nikąd pojawiła się ogromna fala, zalewająca
całą ulicę w tym Jakea. Chłopak walczył przez chwilę z wodą,
ale jego moce szybko słabły i po chwili leżał nieprzytomny na
chodniku. Nie wiadomo, skąd pojawił się Jessie i przy pomocy
Jamiego ułożył Jakea na tylnym siedzeniu samochodu. Wskazał na
Sandrę, żeby wsiadła do auta ale ona pokręciła przecząco głową.
-Muszę
tu zostać, inaczej nabrali by podejrzeń.-Wyjaśniła szybko zanim
zniknęła w jednej z uliczek.
Wsiadłam
na tylnym siedzeniu ferrari i ułożyłam głowę nieprzytomnego
Jakea na swoich kolanach. Był cały mokry, ale już z nami.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Milczeliśmy wszyscy przez całą
drogę. Wiedziałam, że Jamie martwi się o niego, ale ze względu
na swój charakterek nie okaże tego. Przynajmniej nie przy nas. Po
godzinie, kiedy w końcu dojechaliśmy do piekła Lin zaniósł nadal
nieprzytomnego chłopaka do jego pokoju.
-Jest
po prostu wykończony. Przeżyje.-Wyjaśniła Lily po obejrzeniu
chłopaka. Jamie nie czekając na pozwolenie wszedł do pokoju i
zamknął drzwi na klucz.
Było
kilkoro rannych, na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych.
Przynajmniej u nas, bo w Recordii odbędą się jutro uroczyste
pogrzeby zamordowanych w ataku na radę. Śmieszyło mnie to, gdyż
większość była po prostu dbającymi o swój własny tyłek
egoistami, na których narzekano przy każdej możliwej okazji. Ale
teraz, kiedy już nie żyją, wszyscy oczywiście będą ich
wspominać i mówić, jacy wspaniali byli z nich ludzie. Felix który
jakimś cudem oberwał w kolano z tej broni, którą miał być
zastrzelony Jake siedział teraz na kanapie i syczał głośno,
cierpliwie znosząc docinki blond syreny.
-Jutro
mu opowiesz, jak to cholernie boli, bo chłopak nie miał okazji się
przekonać.-Parsknęła Lily widząc ranę na nodze wilkołaka. Ten
zaskomlał cicho kiedy dziewczyna wyjmowała nabój i trzymając go w
szczypcach pokazała chłopakowi.
-Chyba
zwymiotuję.-Felix przechylił się na bok a ja szybko podałam mu
stojącą obok miskę i z uśmiechem na twarzy patrzyłam na jego
bladą twarz. Nawet nie zauważyłam, kiedy w drzwiach pojawiła się
Sylvia wraz z Sandrą.
-Evelyn,
twoja matka już wie, jakie masz moce.-Wyjaśniła szybko patrząc na
mnie ze strachem w oczach.
-Wiem,
wydałam się dzisiaj.-Wstałam i oparłam się o sofę.
-Ale
to nie wszystko. Kilkoro ludzi widziało jak pomagasz
chłopakom.-Przełknęła ślinę.-Twoja matka powiedziała, że chce
dostać was żywych. Wszystkich.-Przejechała wzrokiem po obecnych w
salonie Sylvii, Felixie, Jessiemu, Lily i mnie.-I wszystkich was
skazać na śmierć.-Dokończyła ze łzami w oczach.
* * *
mam nadzieję, że rozdział nie jest aż tak kiepski, jak mi się wydaje. Przyznaję, trochę długo go pisałam, a jak już był gotowy, to byłam na wakacjach i stąd tak długa przerwa. Wydaje mi się, że kolejne powinny pojawiać się już regularnie. Ale żebyście nie myślały, że przychodzę tylko z rozdziałem, to mamy też nowy zwiastun!
Za jego wykonanie bardzo dziękujemy Betty Gilbert. Jest świetny :*
Sekretna
No wreszcie się doczekałam rozdziału! No i jeszcze jakiego: egzekucja i uratowanie Jakea. Czekałam na to dłuugo! Czytałam linijkę po linijce z bijącym sercem, bojąc się, że zaraz stanie się coś strasznego. Nie wierzyłam, że potrafiłybyście go uśmiercić (w każdym razie nie teraz XD), ale zawsze jest ten niepokój co wydarzy się zaraz. Wiedziałam, że zaraz wpadnie grupka wampirów i wilkołaków z zamiarem odbicia Blackwella i cieszę się, że się tak stało. Akcja była naprawdę szybka i muszę Cię pochwalić, bo ten rozdział naprawdę był tak ujmujący, iż głoszę, że chyba najlepszy ze wszystkich.
OdpowiedzUsuńAle zachowanie Jakea mnie zdziwiło. Fakt, że długo był "na uwięzi", no ale tak atakować wszystkich po kolei i to tak ostro? Ej, a skoro podpalił ojca Sandry, to oznacza że zmarł? Czy jakoś cudem ocalał? I jeszcze strasznie mi się podobał moment, w którym tylko Sandra mogła uspokoić Jakea i użyła swojej mocy wody, by ugasić jego ogień. To takie metaforyczne. Ja się jaram takimi rzeczami :D
Szkoda mi Evelyn. Oczywiście, musiała się zdradzić z mocami, by uratować Jessiego i całkowicie ją popieram. Tylko teraz musi czuć się strasznie: bo jej rodzice już wiedzą o jej sekrecie i teraz zamierzają zabić własną córkę. To jest okropne. Nie potrafię sobie wyobrazić co czuje ta dziewczyna. Ich życie diametralnie musi się zmienić, pewnie będą uciekać, chować się itp. Niestety zdaję sobie sprawę, że nie można tego zrobić wiecznie i kiedyś dojdzie do konfrontacji. Błagam, tylko nie zabijajcie Jakea! On już się za dużo nacierpiał! Pozdrawiam kochane :* Dodawajcie szybko następny rozdział!
Co do zwiastuna, to proszę bardzo :* Starałam się mocno i cieszę się, że się Wam podoba ;)
"-Nie!-Wydarłam się unosząc ręce do góry a stojące za mamą drzewo przechyliło się, przewracając moja mamę." Powtórzenie c;
OdpowiedzUsuńRozdział pełen akcji, nie mogłam się od niego oderwać. Czytałam go, czytałam a tu nagle BUM i koniec! Jak tak można? No cóż, czekam na kolejne rozdziały!
Hej!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
Akcja i jeszcze raz akcja.
Odbicie Jakea mniej więcej tak sobie wyobrażałam.
Tylko woda jest w stanie ugasić ogień.
Słowa Sandry na koniec były przerażające. Jak własna matka może robić takie rzeczy. Wredny babsztyl.
Czekan na nn. Życzę weny i chęci.
Fajny zwiastun.
Pozdrawiam Zizi.
Hej! Rozdział przeczytałam już w dniu dodania, ale widocznie byłam tak zmęczona, że zapomniałam skomentować, za co przepraszam ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle jest niesamowity i nigdy nie potrafię przewidzieć co będzie w następnym :p Cały czas się coś dzieje i to jest właśnie ogromnym plusem tego opowiadania ♥
Co do zwiastuna jest wręcz boski ! Bardzo podobają mi się gify z niego :)
Jeśli mogę: skąd je bierzesz ? :) ja zawsze, kiedy szukam nie natrafiam na żadem, który by mi się spodobał ;c
Ale wracając: rozdział jak zwykle cudowny, nie mogę się doczekać kolejnego ♥
pozdrawiam x
@broooksyx
Gify zazwyczaj biorę z google grafika, robię jednak dopisek gif kiedy wyszukuję.. Jednak jak Betty Gilbert to robi.. Nie mam pojęcia :d
UsuńTrafiam tu przez przypadek. Rozdział świetny, bitwa ładnie opisana, wszystko ciekawe. Postaram się wszystko przeczytać w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuń