wtorek, 22 kwietnia 2014

23-24 kwietnia, pisała Sandra



       Po wyjściu, Evelyn czułam się wyczerpana. Ból głowy ani trochę nie osłabł, ponadto dołączyło do niego poczucie winy. Nie chciałam w taki sposób potraktować mojej przyjaciółki, nie powinnam jej oceniać, ale przez cały czas mnie okłamywała. Każda jej wymówka podczas ostatnich miesięcy była oszustwem. Nie mogę się z tym pogodzić. W pokoju powoli zapadał zmrok. Nie miałam siły się podnieść żeby zapalić światło. Jako wampirzyca dobrze widziałam po zmroku, ale od dziecka ciemność przyprawiała mnie o dreszcze. Z westchnieniem wstałam z kanapy i ruszyłam do łazienki. Zamiast jak zwykle wejść pod prysznic postanowiłam wziąć długą kąpiel. Szybko zrzuciłam z siebie ubranie i zanurzyłam się w pianie. Moje ciało w kontakcie z ciepłą wodą natychmiastowo się odprężyło. Zamknęłam oczy i wróciłam myślami do tego, co mnie spotkało. Moje usta mimowolnie wygięły się w uśmiechu, kiedy przypomniałam sobie minę tego cholernego faceta, który próbował mnie nastraszyć, gdy rzuciłam nim o ścianę za pomocą wody z akwarium. Warto było oberwać żeby utrzeć im nosa. Nadal nie wiem, w jaki sposób udało mi się uciec z tego głupiego budynku. Musiałam mieć ogromne szczęście. Kiedy goniło mnie dwóch mężczyzn byłam przekonana, że nie mam żadnych szans. Jak ktoś taki jak Jake może się z nimi zadawać? Przecież on nie wygląda na bezwzględnego mordercę.  A Evelyn? Ona zaskoczyła mnie niesamowicie, chociaż podobno miłość zmienia ludzi.
                Rano obudził mnie budzik, jak zwykle nastawiony na godzinę 5:30. Otworzyłam oczy i poczułam silny ból w okolicy żeber. Pamiątka po uroczym znajomym Evelyn, który wymierzył mi cudowny cios, kiedy obezwładniłam jego kumpla. Chyba dzisiaj nici z biegania. Z trudem wstałam z łóżka i ruszyłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki torebkę z krwią i wlałam zawartość do wysokiej szklanki. Kiedy pierwszy łyk dotarł do żołądka poczułam się nieco lepiej. Na półce obok dużego odtwarzacza płyt zebrała się już dosyć duża kolekcja czasopism dotyczących wystrojów domu. Mama na pewno nie może się doczekać, kiedy w końcu je przywiozę.
 Po 20 minutach byłam już zwarta i gotowa do wyjścia. Ostatni raz przejrzałam się w wysokim lustrze wiszącym na ścianie w holu. Biała obcisła bluzka, czarne spodnie i szpilki to chyba dobry strój na proces. Zarzuciłam żakiet na ramiona i przypięłam kaburę z bronią. Kiedy wyszłam przed dom moja koleżanka Amelia White właśnie parkowała.
-Tak wcześnie do pracy? – Zapytała się z szelmowskim uśmiechem. – Może Cię podwieźć?
Na jej widok od razu poprawił mi się humor, więc bez wahania zajęłam miejsce po stronie pasażera.
-Amy, tak dawno Cię nie widziałam! – Westchnęłam zapinając pasy.
-Nic dziwnego, nie pojawiasz się na tańcach, nie dzwonisz. – Mruknęła dziewczyna skupiona na tym, aby włączyć się do ruchu.
-Przepraszam. – Powiedziałam skruszona. – Mam nawał obowiązków.
-Tak też myślałam, dlatego jestem! -  Odparła Amy z uśmiechem. – Właściwie zbliża się koniec twojego stażu, a ja pamiętam, co obiecywałaś, kiedy go zaczynałaś.
Cholera, że też ta mała, irytująca brunetka musi mieć taką dobrą pamięć.
-Ach no wiesz, ale to przemyślałam i doszłam do wniosku, że policjantka z tatuażem to niezbyt dobry pomysł. – Pół roku temu, kiedy dowiedziałam się, że zostałam przyjęta na staż w Komendzie Policji Recordii obiecałam Amelii, że jak uda mi się go ukończyć zrobię sobie tatuaż. Wtedy pomysł wydawał mi się świetny.
-O nie Sandro Evans! – Powiedziała dziewczyna groźnym tonem.- Nie wywiniesz się z tego.
Pokręciłam głową.
-Rodzice mi tego nie wybaczą! – Przekonywałam dalej moją przyjaciółkę, ale ta była nieugięta.
-Masz 20 lat dziewczyno! Od roku mieszkasz sama!
-Porozmawiamy o tym, jak faktycznie skończę ten staż. – Odparłam i uśmiechnęłam się widząc dezaprobatę na twarzy White.
-Jesteś niemożliwa. – Mruknęła zrezygnowana parkując pod komendą. Niedaleko wejścia na niskim murku siedziała Evelyn. Wyglądała na przygnębioną.
-Czeka na Ciebie? – Zapytała Amelia, kiedy odpięłam pas. Kiwnęłam głową i podziękowałam za podwiezienie. Brunetka pomachała mi i z piskiem opon ruszyła przed siebie. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę mojej kuzynki. Kiedy mnie zobaczyła wstała.
-Twoja propozycja jest nadal aktualna? – Zapytała patrząc na mnie niepewnym wzrokiem.
Pokiwałam głową.
-Tak, teraz będzie na komendzie mało osób. – Wyjaśniłam jej, kiedy weszłyśmy do środka. -  Powiem, że potrzebuję dodatkowych zeznań i wezmę go do pokoju bez kamer.
Evelyn nie odezwała się. Szła za mną nie rozglądając się na boki. Wprowadziłam ją do niewielkiego pokoju, w którym znajdował się jeden stół i kilka krzeseł.
-Poczekaj tutaj, za chwilę wracam.
Ruszyłam szybko korytarzem do bloku więziennego. Jake już nie spał, siedział na pryczy z podkulonymi nogami i patrzył się w ścianę. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się zawadiacko.
-Witaj Sandra. – Mruknął głębokim głosem. Moje ramiona pokryły się ciarkami. To tylko przeciąg tłumaczyłam sobie.
-Witaj Blackwell. – Odparłam i otworzyłam celę. Chłopak uniósł wysoko brwi. – Chodź, masz widzenie, a nie mamy wiele czasu.
Blondyn wstał i szybko do mnie podszedł. Zamknęłam celę i ruszyliśmy szybkim żwawym krokiem do pokojów przesłuchań. Jake przyglądał się mojemu otarciu na policzku.
-Co Ci się stało? – Zapytał z troską w głosie. Wzruszyłam ramionami.
-Twoi znajomi, chyba chcieli coś na mnie wymóc. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Nie za bardzo im się udało.
-Nic Ci nie zrobili? – Dopytywał się blondyn ze strachem. Pokręciłam głową.
-Nie mieli ze mną szans. – Odparłam z nonszalancją. Nie będę mu wspominać, że miałam cholerne szczęście, że udało mi się uciec. Weszła do pokoju, gdzie oczekiwała na nas Evelyn. Na widok chłopaka wstała i podbiegła do nas. Rzuciła mu się na szyję i mocno go uściskała. Poczułam się nieswojo.
-Macie 5 minut. – Czym prędzej się stamtąd ulotniłam. Stanęłam przed drzwiami pokoju czekałam.
Nie znoszę tego uczucia, kiedy sekundy dłużą się jak minuty, a minuty wydają się być godzinami.
Kiedy upłynął dany im przeze mnie czas, cicho weszłam do pokoju.
-Chłopaki coś wymyślą, nie damy Cie zabić. – Szeptała do Jake’a Evelyn mając oczy pełne łez.
-Musimy iść na rozprawę. – Powiedziałam cicho. Czułam się okropnie. Tak jakbym to ja wydawała na niego wyrok śmierci, a nie tylko eskortowała go do sądu.
-Kochanie poczekaj jeszcze sekundkę. – Poprosił Blackwell obdarzając mnie płomiennym spojrzeniem błękitnych oczu. Kiwnęłam głową, ale nie wyszłam z pomieszczenia. Chłopak nachylił się nad  moją kuzynką i szepnął.
-Nie pozwól, żeby Jamie popełnił jakieś głupstwo okej? – Evelyn starła łzy z policzków i pokiwała głową. Pocałowała chłopaka w policzek i ruszyła do wyjścia. Kiedy mnie mijała szepnęła ciche „Dziękuję”.
Przez chwilę panowało krępujące milczenie. Nagle poczułam potrzebę usprawiedliwienia się przed chłopakiem.
-Nie popieram tego, co robi Rada.
-Byłabyś głupia, gdybyś popierała słonko. – Odparł z uśmiechem. Pokręciłam głową nie wiedząc jak on może być tak wyluzowany wiedząc, że go skarzą. 
-Ale nadal uważam, że postępowałeś źle. Biorąc udział w tych wszystkich przestępstwach. – Wyjaśniłam otwierając przed nim drzwi.
-Każdy z nas wybiera swoją drogę. – Stwierdził wzruszając ramionami. Pokiwałam głową i zaprowadziłam go na parking gdzie czekał na nas policyjny, opancerzony wóz. – Wiesz, co? – Zagadnął chłopak opierając się o maskę samochodu. Pokręciłam głową, starając się nie zwracać uwagi na ciemny samochód stojący po drugiej stronie ulicy.
-Jesteś najbardziej niesamowitą dziewczyną, jaką poznałem. – Poczułam gorąco na policzkach. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Patrzyłam się na blondyna bez słowa. –Szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu.
Zamrugałam kilkakrotnie i westchnęłam, kiedy jego usta dotknęły mojego policzka. To niewinny gest. Ot zwyczajny całus w policzek, jakim obdarzyć można każdego. Ale w wykonaniu Jake był czymś niesamowitym.
- Szkoda, że nie dokonaliśmy innych wyborów. – Dopowiedziałam pomagając mu wsiąść do auta. – Jake?
-Tak?
-Będę trzymała kciuki podczas rozprawy. – Szybko ruszyłam w stronę służbowego auta agenta Reeda, z którym miałam jechać do sądu. Ani razu nie obejrzałam się przez ramię, aby spojrzeć na Blackwella.
                Sąd w Recordii był majestatyczny. Był cały biało – czarny. Ma to jakiś związek z tym, że dla Rady nie ma czegoś takiego jak półprawda. Wszystko jest albo białe albo czarne. Na procesie Jake’a Blackwella miała być obecna cała Najwyższa Rada. To dosyć niezwykłe, ponieważ zazwyczaj pojawia się tylko grupa przedstawicieli. Sala sądowa była ogromna. Na samym środku stał stół dla Sędziów. Było to 3 osoby z Rady, wybierane za pomocą jawnego głosowania pozostałych członków tej znamienitej organizacji. Dziś siedzieli tam Pieter Blood, Holly Donovan i James Pierce .
Było to trzech najbardziej radykalnych członków organizacji. Wszyscy się ich bali. Usiadłam w drugim rzędzie na widowni, tak, aby mieć dobry widok na oskarżonego. Po chwili sala zaczęła wypełniać się przeróżnymi osobistościami. Wszyscy chcieli zobaczyć jak skazany zostaje jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców. W roli oskarżyciela występowała matka Evelyn. Biedny Jake.
Kiedy chłopak został wprowadzony na salę zaległa cisza. Wszyscy wpatrywali się w tego młodego, przystojnego chłopaka i zachodzili w głowę jak to możliwe, że jest przestępcą.
Blackwell odszukał mnie wzrokiem na widowni i mrugnął.  Wtem za stołem podniósł się Pieter Blood i powiedział donośnym głosem.
-Zebraliśmy się tu, aby osądzić postępowanie znajdującego się tu Jake’a Blackwella. – Wszyscy wpatrywali się w mojego wuja. Usta miał zaciśnięte, a wzrokiem błądził po Sali. – Przytoczymy teraz kilka z przestępstw, jakich dokonał. – Pieter Blood usiadł, natomiast wstała, Holly Donovan i otworzyła grubą teczkę z aktami.
- Dwa lata temu, 17 marca – Zaczęła swoim słodkim głosem przywodzącym na myśl lukier na torcie. – Dokonano napadu na bank, skradziono łącznie 200 000. Sprawcy zbiegli, a nagrania z kamer zostały skasowane. W tym samym roku 25 kwietnia podczas nielegalnych wyścigów doszło do strzelaniny, zginęło 3 funkcjonariuszy policji, a 2 zostało rannych. Niecały miesiąc później doszło do brutalnego morderstwa na młodej kobiecie, która została przeniesiona z pierwszego wymiaru. W zeszłym roku 13 listopada w kolejnym napadzie na bank zginał jeden policjant, 3 zostało rannych. Skradziono wtedy 600 000. Takie ekscesy mają nadal miejsce, aż w końcu niedawno doszło do kolejnego napadu gdzie zostali ranni nie tylko policjanci, ale także cywile.  Nasze społeczeństwo musi zadać sobie pytanie ilu jeszcze ludzi musi zginąć, aby naszych oprawców wreszcie dosięgła sprawiedliwość.! – Na Sali wybuchły krzyki poparcia. Wszyscy byli oburzeni przestępstwami, jakich dopuścił się Jake. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że marszczy brwi. Nagle pokręcił głową i wbił wzrok w stół na podwyższeniu.
-To jakaś kpina? – Zapytał wyraźnie zirytowany. – Nie słyszałem o połowie tych rzeczy. Chcecie mnie teraz w coś wrobić! I gdzie jest ja się pytam wzmianka o mojej spektakularnej ucieczce? Kiedy przechytrzyłem cały oddział waszych pożal się boże Stróży prawa? Oczywiście o tym nikt nie wspomni, bo po co?
Zza stołu dla oskarżyciela wstała Izma.
-Kpiną jest to, że śmiesz się odzywać. – Powiedziała chłodno kobieta wychodząc na środek.- Myślisz, że ktokolwiek Ci uwierzy, że jesteś niewinny?
-Na pewno nie ty, Królowo Śniegu. – Mruknął chłopak odrobinę za głośno. Przez salę przebiegł zgodny chichot.
-Czy przyznajesz się do działania przeciwko prawu Recordii? – Zapytała kobieta nie zważając na jego uwagę. Jake wyszczerzył zęby.
-Uważam, że wasze prawo jest dosyć sztywne.
-Uznajemy to, za przyznanie się do winy.- Zawyrokował Pieter Blood. Blackwell roześmiał się głośno.
-Nie powiedziałem, że się przyznaje staruszku. – Powiedział blondyn. – Nie mogę się przyznać do tych czynów, ponieważ o większości z nich miałem do dziś pojęcia.
-Nie kłam! – Warknęła Izma podchodząc do miejsca, w którym siedział chłopak. Zacisnęłam mocno pięści, pamiętając jak skatowała go na przesłuchaniu.
-Gdzież bym śmiał kłamać Królowo! – Wykrzyknął chłopak przybierając zbolałą minę. – Nie jestem święty, ale nie mam zamiaru odpowiadać za to, czego nie zrobiłem.
Naczelniczka Więzienia przez chwilę patrzyła mu w oczy, po czym uśmiechnęła się. Był to chłody grymas zwiastujący coś złego.
-Powiedzmy, że Ci uwierzymy. – Powiedziała nachylając się nad chłopakiem. – Ale musisz nam dać coś w zamian.
Jake zmarszczył brwi.
-Co takiego? – Wiedziałam, co powie moja ciotka. Pragnęła tylko jednej rzeczy.
-Nazwiska i miejsce pobytu twoich wspólników. – Chłopak ściągnął usta w dzióbek, jakby się zastanawiał.
-Ech, nie chyba mam chwilowe zaćmienie umysłu. – Westchnął przybierając smutną minę. – Ale zapytaj się jutro, może coś sobie przypomnę.- Wściekła kobieta odeszła od niego szybkim krokiem. On igra ze śmiercią. Przecież go zabiją. Ściskało mnie w żołądku. Bałam się o tego przystojnego blondyna siedzącego na środku Sali sądowej z kpiącym uśmieszkiem. Nie wiem, dlaczego. Było w nim coś takiego, co sprawiało, że nie chciałam, żeby cierpiał.  Najwyższa Rada naradzała się. Spojrzałam Jake’owi w oczy. Ten tylko wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami. Pokręciłam głową ze łzami w oczach.
Pieter wstał i podniósł wysoko ręce. Na Sali zapadła cisza.
Bałam się. Czułam każde uderzenie serca.
-W imieniu Najwyższej Rady Miasta Recordia ogłaszam, że oskarżony Jake Blackwell zostaje skazany na karę śmierci. – Widownia zaczęła wiwatować. Łzy popłynęły mi po policzkach. Nasze spojrzenia znowu się spotkały. Zobaczyłam strach w jego błękitnych oczach. Chyba wreszcie do niego dotarło, co mu grozi. 
-Cisza! – Zagrzmiał mężczyzna. – Wyrok zostanie wykonany za tydzień, na placu głównym przed siedzibą Rady. Sposób wykonania kary – rozstrzelanie.
Członkowie sądu wyszli niespiesznie z Sali. Dwóch policjantów chwyciło Jake’a i wyprowadziło go brutalnie z Sali. Siedziałam na swoim miejscu nie mogąc się poruszyć. W głowie mi huczało.
Nagle ktoś usiadł obok na ławce.
-Czyli już po wszystkim. – Stwierdził Cody popijając kawę z plastikowego kubka.
-Nie uważasz, że ten wyrok jest niesprawiedliwy? – Zapytałam. Głos miałam zachrypnięty i dziwnie cichy.
Reed wzruszył ramionami. – Nie spodziewałem się niczego innego.
-Nie rusza Cię to?
-Po tym wszystkim, co zobaczyłem, mało rzeczy jest wstanie mnie poruszyć Evans. – Przyznał mój partner i wstał. – Musisz się pogodzić, że nasza praca czasami taka jest. Jeżeli tego nie zrozumiesz, chyba lepiej jak zrezygnujesz.
-Decydując się na bycie policjantką, nie wiedziałam, że mam popierać niesprawiedliwość!
- Życie nigdy nie jest sprawiedliwe. – Krzyknął. – Posłuchaj mamy po 20 lat! Całe życie przed nami! Otrząśnij się!
-To ty się otrząśnij! Czy nie widzisz, że to wszystko zmierza w kierunku chorej dyktatury? – Wiedziałam, że posuwam się za daleko. Nie powinnam otwarcie krytykować Rady, ale to co ma spotkać Blackwella powoduje, że chce się buntować.
-Uważasz, że przestępca ma być bezkarny? – Roześmiał się Cody patrząc mi prosto w oczy.
-Nie, ale zabicie go to przesada. – Odparłam mijając go w drzwiach. – Nikt nie zasługuje na śmierć. Zabijając mordercę, stajemy się tacy sami jak on. Nie mam racji? Czym się, więc teraz będziemy różnić od przestępców? – Zapytałam cicho wychodząc przed Sąd. Słońce świeciło bardzo jasno, więc musiałam zmrużyć oczy.
-Działamy w imię prawa. – Wykrztusił chłopak. Pokręciłam głową.
-Nie, jesteśmy marionetkami w rękach Rady. 




                                                                   * * * 


No i doczekaliście się na kolejny rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Starałam się je wyłapać, ale jestem pewne, że coś przeoczyłam .
Teraz kolej naszej drogiej Sekretnej na rozdział :) Zapewne znowu nas zaskoczy. 
Ps. Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział pisany z perspektywy Sandry. 5 maja zaczynam matury, które kończą się dopiero 20. Proszę o wyrozumiałość i trzymajcie za mnie kciuki :*
                                                                                 Karolina S

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    czekam na nn :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog <3
    http://iloveyouorhate.blogspot.com/ <-- zapraszam na 18 rozdział miło byłoby gdybyś zajrzała i zostawiła po sobie ślad <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Bardzo mi się podobał. Sandra i Jake będą razem?Muszą być! Życzę weny i chęci. Z niecierpliwością czekam nn.
    Pozdrawiam Zizi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle super.
    Nie wiem dlaczego ale jakoś lubię bardziej czytać z perspektywy Evelyn chociaż z perspektywy Sandry też jest fajnie czytać.
    Ciągle mnie ciekawi to wszystko bo blog jest o wampirach i wgl. Tak całkiem inaczej się czyta niż te wszystkie inne blogi.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wydaje mi się, że ten rozdział jest trochę dłuższy. Oczywiście wyrok Rady nie mógłby być inny. Mam nadzieję, że go jakoś spektakularnie uwolnią w dzień jego rozstrzelania. A tak wgl: to to rozstrzelanie to jest drewnianym pociskiem, prawda? :D
    Denerwuje mnie ta Izma. Jest taka bezwzględna i brutalna.
    I lubię jak Jake mówi pieszczotliwie do Sandry :D

    OdpowiedzUsuń