Kierowałam
się w stronę kuchni, skąd dochodziły niesamowite zapachy. Nic
dziwnego, w końcu Jake wrócił do domu. Chyba nie muszę mówić,
jak się zdenerwował kiedy zobaczył zawartość naszej lodówki. Od
razu wysłał Lily i Kim na zakupy do pierwszego wymiaru, bo przecież
wycieczka do Recordii mogłaby skończyć się tragedią.
-Co
nasz mistrz przygotował na dzisiaj?-Spytałam siadając na blacie.
Chłopak właśnie wyciągnął z piekarnika pysznie wyglądające
ciasto.
-Jeszcze
nic...-Mruknął stawiając je na stole obok czterech innych.-Zgłoś
się jutro. Na razie jedyne, na co mogę Ci pozwolić to płatki z
mlekiem.-Wyszczerzył się. Przewróciłam oczami i wzięłam jedną
z babeczek czekoladowych, które stały na tacy. Blackwell odwrócił
się i zdzielił mnie ścierką po plecach.-Bałeś się?-Spytałam
ignorując jego narzekania na mnie.
-Że
kiedy?-Spytał kiedy wpychałam sobie całą babeczkę do ust.
-No
wtedy, przed egzekucją.-Chłopak spoważniał i popatrzył na mnie,
najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Nie
wydaje mi się...-Rzekł w końcu.-Może dlatego, że cały czas
wierzyłem, że jednak po mnie przyjdziecie.-Zapatrzył się w jakiś
punkt nade mną.
-Nadzieja
matką głupich!-Do kuchni wparował Jamie z sarkastycznym
uśmieszkiem na ustach.
-Może,
ale każda matka kocha swoje dzieci.-Odpowiedział mu idący za nim
Jessie.
-A
tego akurat nie byłbym taki pewien!-Warknęli bliźniaki
jednocześnie, aż oboje z Reedem spojrzeliśmy na nich marszcząc
brwi.
Chwilę
potem siedzieliśmy z Jessiem w salonie, oboje popijając przez
słomkę krew z plastikowych torebek. Przysunęłam się do niego
bliżej, ale on jakby tego zupełnie nie zauważył.
-Po
jutrze do banku w Subunie mają przywieźć sporą ilość pieniędzy
i to w różnych walutach.-Mruknął zamyślony.-Przeglądałem
ostatnie wydatki i taki zastrzyk gotówki dobrze by nam
zrobił.-Odgarnął mi grzywkę z czoła.
-Nie
uważasz, że na razie mogli byśmy dać sobie spokój z tym
wszystkim?-Spytałam siadając mu na kolanach.-Dopiero co
odzyskaliśmy Jakea. Odsapnijmy trochę...Może gdzieś
wyjedziemy?-Zaproponowałam całując lekko jego szyję. Chłopak
odsunął się i pokręcił głową przecząco.
-Nie
możemy.-Popatrzył na mnie swoimi czekoladowymi oczami.-Przynajmniej
nie teraz.-Odsunęłam się od niego.-Jestem za to wszystko
odpowiedzialny. Nie mogę wyjechać teraz, kiedy pojawiły się
dodatkowe problemy. Do tego jest jeszcze Donovan, którego trzeba
jakoś skutecznie unieszkodliwić...-Nagle rozległ się ogromny huk.
Oboje poderwaliśmy się na równe nogi i z wampirzą prędkością
rzuciliśmy w stronę z której dobiegał ten hałas.
Drzwi
do pokoju, w którym jeszcze chwilę temu siedział Caleb teraz były
wyrwane z zawiasów a dookoła było mnóstwo dymu. Jake podniósł
rękę i ugasił ostatnie płomienie które tliły się przy
drzwiach. Na podłodze leżała zakrwawiona Kim do której
natychmiast podbiegł Lin i Sylvia.
-Kurwa!-Wrzasnął
Jamie, rozglądając się po celi Donovana.-Jak ten debil mógł
spierdolić?-Wziął stojące w rogu krzesło i roztrzaskał je o
ścianę. Jessie bez słowa wziął telefon i wykręcił szybko jakiś
numer.
-Lily?
Każ obstawić wszystkie wejścia!-Przerwał na chwile.-Tak, Donovan
uciekł. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi, jasne?-Rozłączył się
bez pożegnania. Widać, że był zdenerwowany tym wszystkim.
-Musimy
go schwytać, inaczej już po nas!-Warknął Jamie przechadzając się
nerwowo po pomieszczeniu.-Wyda nas Radzie, a jeśli Ci dowiedzą się
o Piekle, to wszystkich złapią!-Usiadł i podniósł wzrok na
Reeda. W jego oczach malowała się czysta furia.
-Trzeba
powiadomić Sandrę.-Mruknął cicho Jake, wstając z podłogi i
pomagając Kim się podnieść.
-Sandra,
Sandra! W kółko tylko o niej!-Rzucił się na niego Jamie z
pretensjami.-A może raz pomyślisz o sobie i o swoich ludziach? O
tym, co zrobić by to oni byli bezpieczni?-Myślałam, że uderzy
Starszego Blackwella. Jake popatrzył na niego a w jego oczach
dostrzegłam małe płomyki, które prawdopodobnie nie wzięły się
z radości.
-Nie
wiem jak Ty, ale ja jestem winien jej życie.-Wysyczał a ja po raz
pierwszy w życiu widziałam go w takim stanie.-I dla mnie już jest
jedną z nas. Jeśli tak bardzo boisz się Donovana, to czemu nie
spakujesz walizek i nie spierdolisz do świata ludzi, gdzie będziesz
miał hektolitry świeżej krwi i ŚWIĘTY KURWA SPOKÓJ?!-Dokończył
krzycząc a jego włosy niebezpiecznie zapłonęły. Odsunął się
od zaskoczonego Jamiego i oparł się o ścianę, dysząc ciężko.-Idę
do niej zadzwonić. Wy zajmijcie się schwytaniem Caleba.-Ujął się
dłońmi za skronie i wyszedł z pokoju. Wybiegłam natychmiast za
nim.
-Jedźmy
do niej.-Zaproponowałam dorównując mu kroku. Spojrzał na mnie
zdziwiony.
-Przecież
oboje jesteśmy poszukiwani...
-Czyżby
nasz niedoszły skazaniec się bał?-Spytałam wyprzedzając go i
biegnąc w stronę magazynu z bronią. Chłopak szybko mnie
prześcignął i dotarł tam pierwszy. Wziął do ręki rewolwer i
przyłożył mi do skroni.
-Ha,
a może to Ty powinnaś się bać?-Spytał z wyraźną kpiną.
Wzięłam
nóż w pokrowcu który schowałam w wysokim bucie, rewolwer ze
srebrnymi nabojami, doskonałymi na wilkołaki i pistolet z zapasowym
magazynkiem. Truchtem dotarliśmy do garażu i wzięliśmy swoje
motory. Ja BMW Concept 6 a on S1000rr tej samej marki. Mam słabość
do jednośladów. Uwielbiam je dużo bardziej niż samochody.
Założyłam słuchawkę , żebyśmy mogli słyszeć się podczas
jazdy.
-Ścigasz
się?-Spytał Blackwell odpalając swoja maszynę. Zaśmiałam się
kpiąco.
-Och,
a nie boisz się, że mogłabym Cię prześcignąć?-Uruchomiłam
swoje maleństwo i ruszyłam pierwsza w stronę podwodnego tunelu
wyprowadzającego z wyspy.
Właściwie
to początkowy wyścig przerodził się w jakiś pokaz sztuczek. Co
chwilę komentowaliśmy swoje wyczyny, śmiejąc się przy tym.
Wyjechaliśmy na drogi Recordii kiedy była już prawie północ.
Drogi były puste i dwa motory jadące z prędkością prawie stu
siedemdziesięciu na godzinę przykuwały uwagę przechodniów.
Wyprzedziłam Blackwella i gestem ręki wskazałam, by jechał za
mną.
-Nie
mieliśmy przypadkiem jechać do Sandry?-Spytał zdezorientowany,
skręcając w kolejna uliczkę. Już nie jechaliśmy tak szybko.
-Musimy
najpierw wpaść do mnie po kilka rzeczy.-Mruknęłam parkując kilka
przecznic od mojego bloku.
Szybko
zsiadłam z motoru i weszłam w jedną z alejek. Idący obok mnie
Jake wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął ją w
moją stronę. Podobnie jak on wzięłam sobie jednego. Chłopak
pstryknął palcami i na końcówce jego kciuka pojawił się mały
płomyczek, którym podpalił oba papierosy. Dalej szliśmy w
milczeniu. Kiedy wspięliśmy się już po schodach i stanęliśmy
kilka kroków przed moim mieszkaniem, zauważyłam, ze drzwi są
wyważone a wewnątrz pali się światło. Wyjęłam i odbezpieczyłam
broń i z jakiem osłaniającym tyły weszłam do środka. Nie
zdziwiłam się widokiem mojej matki, Codyego Reeda, Jamesa Pierce'a
i dwóch nieznanych mi policjantów. Wszyscy stanęli jak wryci,
widząc naszą dwójkę. Powędrowałam wzrokiem w stronę mojej
mamy, która przyglądała mis ie badawczo. Wiedziałam, co widzi.
Niebezpieczną dziewczynę ubraną w top do pępka i skórzaną
kurteczkę oraz nieprzyzwoicie krótkie szorty i buty na koturnach w
których miałam niemal dwa metry, z rozwianymi włosami trzymającą
w reku spluwę, którą mogłabym wybić wszystkich zebranych. Do
tego u boku tak niebezpiecznego przestępcy, jakim był Jake
Blackwell.
-Cześć
mamo!-Powiedziałam wesoło z sarkastycznym uśmiechem na ustach,
celując do niej z pistoletu.
Kobieta
rozchyliła lekko usta jakby chciała coś powiedzieć, ale
westchnęła tylko a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Też
chciało mi się płakać. Dlaczego? Bo moja własna matka
oświadczyła, że skaże mnie na śmierć. Swoją jedyną, ukochaną
córeczkę. Córeczkę, którą straciła wiele lat temu, kiedy
kazała mi przyglądać się temu wszystkiemu, co wyczyniała.
Najwcześniejsze wspomnienie? Mama katująca jakiegoś mężczyznę,
bo był członkiem Piekła. W sumie nie dziwiłam się, że większość
ludzi z Piekła jej szczerze nienawidzi. Ja też miałam tam przez
nią przykrości.
Mierzyłam
się z nią wzrokiem, ale ona ustąpiła pierwsza. Minęłam ja i
podeszłam do jednej z szuflad. Chyba jeszcze jej nie przeszukali.
Wyjęłam z niej małą szkatułkę i podałam Jakeowi, który bez
słowa schował ja sobie do kieszeni.
-Czy...Czy
coś cię z nim łączy?-Spytała drżącym głosem mama, kiedy
mieliśmy już wyjść z mieszkania. Szczerze mówiąc to teraz wcale
się jej nie bałam. Przynajmniej mogłam być sobą. Poza tym nie
byli przygotowani na to, że mogą nas spotkać i nie mieli by się
nawet jak przed nami obronić, gdybyśmy użyli swoich mocy.
-Owszem
mamo.-Odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.-Co wieczór uprawiam
seks z nim, jego bratem i jeszcze ich kumplem. Taka zabawa w grupie,
wiesz. ja jedna na nich trzech. Powinnaś spróbować!-Dałam Jakeowi
całusa w policzek, ocierając się kroczem o jego nogę. Chłopak
wydmuchał na mnie dym z papierosa i uśmiechnął się. I wtedy moja
mama na dobre się rozpłakała. Osunęła się na podłogę i
zaczęła ryczeć jak małe dziecko. Popatrzyłam na nią z litością
i pokręciłam głową starając się nie okazywać, jak bardzo mnie
to boli. Wyszliśmy z Jakiem z mieszkania a chłopak wzniósł ręce
do góry i wejście do środka zajęło się ogniem.
-To
tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło wam do głowy nas
gonić!-Krzyknął w ich stronę i dogonił mnie.-Zabawa w
grupach?-Parsknął kiedy wyszliśmy już na pustą ulicę.-To
dlatego się z Tobą przyjaźnię!-Powiedział i ucałował mnie w
czoło. Odepchnęłam go i biegiem dostałam się do swojego motoru.
W oddali usłyszałam odgłosy syren policyjnych.
-Chodź
szybko! Musimy zgarnąć jeszcze Sandrę!-Powiedziałam kiedy już
odpaliliśmy maszyny.
Wcale
nie staraliśmy się nie rzucać w oczy. Wręcz przeciwnie. I tak
policja w całej Recordii na nas polowała, wiec mogliśmy szaleć do
woli. Musieli by się nieźle postarać, żeby złapać naszą
dwójkę. Wjechaliśmy do starego magazynu, w którym składowano
broń w czasie wojny. Od tamtej pory stał opustoszały na skraju
miasta. Dziewczyna siedząca na stosie starych skrzynek wstała,
kiedy wjechaliśmy do środka. Jake zszedł z motoru i zdjął kask,
po czym uniósł ja wysoko w górę i pocałował lekko. Sandra
odwróciła się na chwilę i wzięła z podłogi niedużą torbę z
ciuchami, które blondyn natychmiast schował do schowka motoru.
-Jadę
z wami.-Powiedziała z entuzjazmem.
-Jak
to?-Zdziwił się Blackwell odgarniając jej włosy z czoła.-A
praca? Zaniepokoi ich twoje zniknięcie.
-Dzwoniłam
do Izmy. Powiedziałam, że nadal nie mogę się pozbierać po tych
ostatnich wydarzeniach i biorę kilkudniowy urlop. Poza tym Cody
będzie mnie informował na bieżąco.-Przerwała na chwilę i
popatrzyła na mnie, jakby dopiero teraz zorientowała się że ja
też tu jestem.- Wiem też o Donovanie i może bardziej przydam się
na coś w Piekle. -Popatrzyła na Jakea i ujęła jego twarz w
dłonie. Przez chwilę czułam się jak piąte koło u wozu.-Musimy w
końcu wyjaśnić tę sprawę. Ja nie mogę dłużej z tym
zwlekać.-Szepnęła do niego drżącym głosem. Chłopak przytulił
ją mocno i zaczął głaskać po głowie. Pomyślałam wtedy, że
oni nie mogą być rodzeństwem. To by im obojgu złamało serca.
* * *
Rozdział publikuję nieco szybciej niż przypuszczałam, ale to ze względu na to, że pewnie później nie będę miała takiej możliwości. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i zapraszam do komentowania :*
Sekretna