Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem!
-Powinnam
go rozjebać, rozumiesz?-Darłam się w stronę Jessiego, który z
krzywym uśmieszkiem przysłuchiwał się moim krzykom.
Siedziałam
na tylnym siedzeniu czerwonego audi, na kolanach trzymając moją
przyjaciółkę. Całe ramię miała zakrwawione, poza tym była
zlana potem. Mruknęła coś niezrozumiale a ja odgarnęłam jej
włosy z czoła.
-I
tak o mało co go nie zabiłaś. Przecież nic takiego się nie
stało...-Mruknął patrząc na
moje odbicie w lusterku.
-Nic?-Wybuchłam
znowu.-Gdyby nas tam nie było, to by ją zabił, albo torturował,
albo zgwałcił...-Dramatyzowałam, a
Jess tylko przewrócił oczami z dezaprobatą.-Albo wszystko
razem... Nie koniecznie
w tej kolejności.-Dokończyłam zdając sobie sprawę, że gadam
głupoty.
Zatrzymaliśmy
się przed hangarem siódmym na placu, gdzie kiedyś znajdowało się
lotnisko, lecz teraz było to tylko miejsce spotkań ćpunów a w
sezonie miejsce nielegalnych wyścigów samochodowych i motorowych.
Ludzie dookoła nas krzyczeli coś, prawdopodobnie kibicując
któremuś z kierowców, ale nie obchodziło mnie w tej chwili, kto
się ściga.
-Zaniosę
ją do piwnicy, ty znajdź Lily i Felixa.-Jessie próbował
przekrzyczeć tłum, biorąc Sandrę na ręce.
Ręce
mi jeszcze drżały od tej całej sprawy z Donovanem. Co ten facet
sobie w ogóle myślał? Szczęście, że Jessie wpadł na pomysł,
żeby pośledzić trochę kochaną Sandrę. Nie wybaczyłabym sobie,
gdyby coś jej się stało. Niemal biegałam między samochodami, co
chwilę potykając się o jakiegoś pijanego dzieciaka, który
bezskutecznie próbował mnie poderwać, aż w końcu zauważyłam
znajomą mi parę, obściskującą się przy czarnym kawasaki. Felix
widząc mnie od razu odsunął od siebie blondynkę. Przewróciłam
oczami. Chyba nadal wstydził się tego, że zakochał się w
syrenie, a nie w wilczycy. Machnęłam ręką, żeby szli za mną.
-Sandra
została napadnięta przez jakiegoś Donovana, Jessie mówi, ze go
zna.-Tłumaczyłam idąc do hangaru. Machnęłam głową do dwóch
postawnych kolesi, pilnujących wejścia i pchnęłam stare
drzwi.-Cholerny dupek jeszcze nie wie, w co się wpakował. Przerobię
go na baletnicę, kurwa.-Mamrotałam pod nosem schodząc do piwnicy i
siadając na łóżku przy śpiącej Sandrze. Lily nie czekając na
jakiekolwiek polecenie, wyjęła z szafki apteczkę.
-Narzędzie,
którym została zadana rana, miało na sobie jakąś
truciznę.-Powiedziała rzeczowo, dokładnie oglądając
nacięcie.
Zaczęła drzeć zakrwawiony sweter, który miała na sobie moja
przyjaciółka.-Moglibyście stąd wyjść? Widownia
nie jest mi potrzebna.-Przerwała
czynność patrząc na chłopaków.
-Dobra,
spoko. Jakby coś, jesteśmy na górze.-Jessie machnął głową w
stronę Felixa i obaj wyszli z pomieszczenia.
-Bardzo
z nią źle?-Spytałam ze łzami w oczach. Gdyby cokolwiek jej się
stało, byłaby to tylko i wyłącznie moja wina. To ja jej o tym
wszystkim powiedziałam, ja ją w to wpakowałam. Mogłam jej w to w
ogóle nie mieszać. Skłamać o tamtym incydencie, kiedy pomogłam
chłopakom.
-Przez
truciznę rany będą goiły się dużo wolniej, ale zadzwonię po
Kim, ona na to coś poradzi.-Szepnęła blondynka a ja wytarłam łzy
mokre
policzki.-Przecież
żyje, nic jej nie będzie. Chłopaki nie raz mieli gorsze obrażenia
i wychodzili z tego cało.-Dokończyła i popatrzyła w stronę
drzwi, gdzie chwilę później pojawił się zaniepokojony Jessie.
-Lionel
wrócił.-Powiedział z nieukrywanym rozdrażnieniem.-Był w domu tej
policjantki i ktoś tam był. Podobno cały jest
zdemolowany.-Popatrzył na nieprzytomną dziewczynę leżącą na
kanapie i przeniósł wzrok na mnie, po czym machnął ręką, żebym
szła za nim.
Na
górze Jamie majstrował coś przy swoim czerwonym Ducati a Lin i
Felix rozmawiali o czymś zawzięcie. Przerwali widząc nas i wstali
obaj.
-Ona
tam nie może wrócić.-Od razu przeszedł do rzeczy Jessie.
-Może
zamieszkać u mnie.-Zaczęłam widząc ich pełne wątpliwości
spojrzenia- Ja i tak prawie w ogóle nie bywam w domu. Tylko
zastanawiam się, co ona do jasnej cholery robiła z nim na plaży...
-Miał
pomóc w schwytaniu drugiego Blackwella...-Usłyszałam słaby głos
za sobą. W drzwiach stała Sandra, podtrzymywana przez Lily. Syrena
podprowadziła ją do starej sofy.-To on powiedział mi, gdzie
będziecie tego dnia, kiedy aresztowano Jakea.-Wyszeptała ze łzami
w oczach. Wyjęła z kieszeni małą karteczkę i podała Jamiemu.
Ten przeczytał ją kilkakrotnie i z furią w oczach podarł na
kawałki. Krzesło stojące obok mnie zaczęło się lekko unosić.
-Panuj
nad sobą.-Ostrzegł Blackwella Jessie, spoglądając na ruszający
się mebel. Chłopak stanął
pod ścianą i zacisnął pięści.
-Gdzie
Sylvia?-Spytał w końcu chłodno.
-Dzwoniłam
do niej, ale była jakaś dziwna...-Zaczęła Lily, jednak
Blackwell nie dał jej skończyć.
-Nie
obchodzi mnie to, że była dziwna!-Wrzasnął machając przy tym
ręką, a krzesło uderzyło w ścianę roztrzaskując się na
kawałki.-Ona ma tu kurwa być, kiedy jest potrzebna!-Darł się
-Uspokój
się!-Krzyknął Jess, podchodząc do niego i chwytając za ramię.
Blondyn odepchnął go aż Reed stracił równowagę. Podniósł się
z ziemi i spojrzał na Jamiego kręcąc głową.
-Nie
kurwa!-Spojrzał na niego błękitnooki.-Byłem spokojny jak
aresztowali mojego brata.-Wskazał na siebie ręką.- Byłem
spokojny, jak się dowiedziałem, że twoja słodka zabawka przyjaźni
się z tą suką!-Spojrzał na Sandrę.-Ale to ona jest winna temu,
że mój brat zginie za kilka dni. Więc powinniśmy zabić i ją i
tego pieprzonego Donovana, a zamiast tego chcesz udzielić jej azylu,
tak? Ryzykować życie naszych ludzi, bo to przyjaciółka Evelyn. A
przypominam ci, że powinieneś przede wszystkim dbać o
bezpieczeństwo swoich ludzi, a nie lalki której rodzice chcą nas
wybić w pień.-Warczał wściekły spoglądając na mnie.
Wiedziałam, że po części ma rację.
-A
ja ci przypominam, że twój ojciec wybrał mnie na przywódcę, nie
ciebie, wiec pozwól, ze sam zadecyduję co dalej robić.-Jessie
wyglądał na lekko urażonego słowami Blackwella, tym bardziej, że
po części pewnie się z nim zgadzał.
-Pomogę
wam...-Powiedział cicho Sandra, a wzrok wszystkich od razu skupił
się na niej.-Wiem, że chcecie go odbić tuż przed egzekucją. I
pomogę wam to zrobić.-Patrzyliśmy na nią w osłupieniu.
-Gówno
prawda!-warknął Jamie zbliżając się do dziewczyny.-Sprzeda nas
glinom jak tylko nadarzy się taka okazja. I wszyscy zginiemy tylko
przez to że mamy zdolności podobne do jej.-Mierzyli się wzrokiem,
kiedy do hangaru weszła Kim.
-Mam
odtrutkę.- Bez przywitania machnęła ciemną buteleczką trzymaną
w ręku.-To zapewne jad strzygi, nic nowego, ale cholernie boli jak
tego niczym nie smarować.-Podeszła do Sandry i zmierzyła ją
wzrokiem.-A ty nie powinnaś leżeć i odpoczywać?-Spytała patrząc
na Lily. Ta tylko wzruszyła ramionami. Zamieniły kilka słów z
moją przyjaciółką i poszły z nią do piwnicy.
-Czyli
co...-Zaczął Jessie ale przerwała mu Sylvia, która wbiegła do
hangaru i z płaczem rzuciła się Jamiemu w ramiona.
-Tak
strasznie cię przepraszam...-Mówiła miedzy jednym atakiem płaczu
a drugim.-Obiecuję, ze coś z tym zrobię...-Szeptała do
zdezorientowanego chłopaka. Odsunął ją od siebie i spojrzał na
rozmazany makijaż. Dziewczyna nic nie powiedziała tylko wręczyła
mu coś do ręki. Blondyn spojrzał na przedmiot jakby nie rozumiejąc
i przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę.
-Jestem
w ciąży...-Wyszeptała cicho, trzymając się za brzuch. Zatkało
mnie, ale chyba nie byłam
jedyna.
Wszyscy, łącznie z samym Jamiem wyglądali jak posągi.
-J...Jak
to?-Spytał w końcu chłopak patrząc to na Blondynę to na test
ciążowy który trzymał w ręku.-Wampirzyce dojrzewają później,
ty jesteś jeszcze za młoda...to pomyłka.-Wmawiał sam sobie, nie
wierząc w to, co usłyszał.
-Ale
to prawda...-Powiedziała
ze łzami w oczach.-Bardzo
jesteś zły?-Spytała przerażona. Blondyn pokręcił przecząco
głową z uśmiechem i przytulił ją do siebie, całując w czoło.
Patrzyłam jak jego złość gdzieś się ulatnia i miałam tylko
nadzieję, że przynajmniej teraz będzie bardziej znośny.
-Czyli
to malutkie coś, co trzymasz w spodniach, jednak do czegoś się
nadaje?-Spytał Jessie z szerokim uśmiechem na ustach.
-Ten
tekst był na poziomie Jakea...-Parsknęłam śmiechem widząc
zarumienionego Jamiego.
-Ktoś
go musi zastąpić, podczas tej jego nieobecności.-Jess nadal się
uśmiechał.-Ale póki co, trzeba zawieźć Sandrę w takie miejsce,
gdzie ludzie Donovana nie będę jej szukać. Bo tu nie może zostać.
I nikt nie może się dowiedzieć o tym całym zajściu.-Spojrzał na
mnie już zupełnie poważny.-Zawieźcie
go do piekła, tam się nim zajmiemy jak trzeba.-Zwrócił się do
Felixa i Lina.-A wy...-Popatrzył na obściskujących się w kącie
Jamiego i Sylvię.-Wy to róbcie, co chcecie.-Machnął ręką i
wyszedł z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się pod nosem idąc po
schodach do piwnicy. Jamie i dziecko? To może być ciekawe...
* * *
Jest mi bardzo przykro, ponieważ obserwatorów przybywa, a komentarzy nie. A jak już są to składają się najczęściej z jednego, góra dwóch zdań. Skoro ktoś ma czas i chęci by czytać nasze opowiadanie, to powinien uszanować naszą pracę i czas który poświęcamy na tworzenie tej historii i napisać coś od siebie. Uwierzcie mi, że jak widzimy że ktoś to czyta, i rzeczywiście wyraża swoją szczerą opinię na temat bloga, to nas to motywuje. Bo w sumie mogłybyśmy pisać to tylko dla siebie. I jestem pewna, ze część z was poczuje się urażona moimi słowami, ale takie jest właśnie moje zdanie. Jeśli bloga czyta jedna czy dwie osoby, a reszta zostawia po sobie tylko "to było super, czekam na next" To równie dobrze możemy udostępnić bloga tylko zaproszonym czytelnikom i być pewnymi, że komuś naprawdę się to podoba. Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca moich wywodów i pozdrawiam i ściskam :*
12 komentarzy = kolejny rozdział
Sekretna