Moja mama nigdy nie była nadopiekuńcza.
Właściwie dawała mi dosyć dużo swobody i pozwalała na samodzielne działanie. Aż
do teraz. Śmierć taty musiała na nią wpłynąć motywująco, ponieważ nie
odstępowała mojego szpitalnego łóżka ani na krok. W pewnym momencie
interweniował lekarz, gdyż nie można było zdjąć mi opatrunków.
Teraz
siedzę przy kuchennym stole patrząc jak moja rodzicielka krząta się między
szafkami.
-Mamo
ja pracuję i telefon jest mi potrzebny. – Powiedziałam po raz setny tego dnia.
Uważając, że tak będzie najlepiej nie chciała oddać mi komórki. Kobieta
obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem.
-Jestem
Twoją matką. – Oznajmiła. – Wiem, co jest dla Ciebie najlepsze.
-Trochę
się z tym spóźniłaś. – Wypaliłam zanim zdołałam się powstrzymać. Oczy mojej
matki rozszerzyły się w lekkim szoku.
-Możesz
mówić dokładniej?
-Odkąd
skończyłam 10 lat byłam bardzo samodzielna mamo. – Skoro powiedziałam A muszę
powiedzieć i B. – Sama o siebie dbałam.
-Teraz
to się zmieni. –Uśmiechnęła się Vanja głaszcząc mnie po włosach.
-Mamo
mam 21 lat. - Powiedziałam głośniej niż
było to konieczne, ale cała sytuacja zaczynała mnie mocno irytować. – Nie
możesz traktować mnie jak małej dziewczynki, bo nią nie jestem. Czasu nie
cofniesz!
Kobieta
otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła na chwilę. To była moja szansa.
-Żądam
zwrotu telefonu! – Wstałam z krzesła i oparłam się dłońmi o blat. – Zostanę w
Twoim domu przez jakiś czas, ale nie zgadzam się na kontrolowanie mnie. –
Brunetka patrzyła na mnie oczami pełnymi bólu. Wiedziałam, że ją ranię, jednak
jej troska o mnie jest spóźniona. I to bardzo.
-Córeczko
nie wiesz, co mówisz. –Uśmiechnęła się, jakbym się nie odezwała w bezczelny
sposób. Posłałam jej groźne spojrzenie, po czym chwyciłam jej ciemną, skórzaną
torebkę. Krzyknęła zaskoczona i rzuciła się w moją stronę, aby wyrwać mi swoją
własność. Na szczęście zdążyłam zacisnąć dłoń na telefonie.
-Oddaj
mi go Sandro! – Warknęła wyciągając rękę.
-To
przywłaszczenie cudzego mienia. – Odparowałam unosząc wysoko głowę. –Od
miesiąca do trzech lat pozbawienia wolności, albo kara grzywny! – Wyrecytowałam
odruchowo.
-Grozisz
mi? – Twarz mojej matki wyrażała absolutne zdziwienie. Pokręciłam głową.
-Przypominam
tylko, że nawet członek Rady nie jest bezkarny! – Schowałam komórkę do
kieszeni. –Mamo jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać. Pamiętaj o tym.
Wbiegłam
po schodach do swojego pokoju. Ból w rękach i nogach był silny, ale znośny. Z
ulgą usiadłam swoim starym łóżku.
Jutro
ją przeproszę. Zachowałam się okropnie, a przecież ona tak strasznie cierpi!
Położyłam się wygodnie w poprzek posłania krzywiąc się przy tym.
Mój
telefon zawibrował. Unosząc do góry biodra wyciągnęłam go z kieszeni.
Wyświetlacz pokazywał hasło: „Numer zastrzeżony”. Z ciekawością nacisnęłam
zieloną słuchawkę.
-Halo?
– Rzuciłam niepewnie, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
-Sandra?
– Usłyszałam w słuchawce uradowany głos Jake’a. – Jakby znowu odebrała Twoja
mama waliłbym głową w ścianę. – Zachichotałam cicho, patrząc niepewnie w
kierunku drzwi.
-Zabrała
mi telefon.- Wyjaśniłam układając się wygodniej na łóżku. – Dopiero go
odzyskałam.
-Jak
się czujesz? – Zapytał chłopak z wyraźną troską w głosie. Mimo, że dzieliło nas
wiele kilometrów miałam przed oczami jego twarz ze zmarszczką miedzy brwiami,
która powstawała, kiedy się martwił.
-Teraz
znośnie. – Odparłam nie chcąc go okłamywać. – W szpitalu było koszmarnie, ale
już ból nie jest tak intensywny. Do
jutra ślady powinny w większości zniknąć.
-Nawet
nie wiesz jak się martwiłem. – Szepnął zgnębiony, a ja poczułam łzy
wypełniające mi oczy. Nie chciałam żeby się o mnie niepokoił.
-Już
po wszystkim. – Pocieszyłam go, ścierając mokre ślady z policzków. – Najgorsze
jest to, że nie mogę się do Ciebie przytulić.
- A
chciałabyś? – Zapytał nadal mówiąc przyciszonym głosem. – Po naszej ostatniej
rozmowie…
-Jake,
przestań. – Przerwałam mu. – Za bardzo na Ciebie naskoczyłam. Przepraszam.
-Zachowałem
się jak kretyn. – Westchnął, a na moich ustach wykwitł uśmiech.
-Tylko
troszkę! – Odparłam i usłyszałam jak Blackwell wciąga powietrze z udawanym
oburzeniem Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-Miałaś
zaprzeczyć! – Krzyknął wysokim głosem, po czym sam się roześmiał. –Co robisz?
-Leżę.
– Mruknęłam niskim głosem. – I żałuję, że nie ma Cię obok mnie.
-A, w
co jesteś ubrana? – Podjął natychmiastowo temat chłopak. Przeciągnęłam się
zadowolona i z moich ust wydobył się jęk bólu. – Co jest kochanie?
-Jestem
głupia i przeciągnęłam się. Zapomniałam, że nie mam skóry na plecach. –
Wyjaśniam przekręcając się na brzuch, aby złagodzić ból. – A jak Ci powiem, że
mam na sobie jedynie długi T-shirt i bieliznę?
Chłopak
westchnął przeciągle. Zgryzłam wargę w oczekiwaniu, co wymyśli.
-Połóż
się wygodnie i wyobraź sobie, że moje ręce powoli przesuwają się od kostek w
stronę kolan i jeszcze wyżej. – Zamruczał do słuchawki Blackwell, a po moim
ciele przebiegł dreszcz. Nagle usłyszałam w tle jakiś krzyk i wyzwiska. –
Kurwa. – Zaklął cicho chłopak.- Mój brat to idiota. – Poskarżył się.
-Co Ci
zrobił? – Zainteresowałam się tłumiąc ziewnięcie.
-Muszę
iść. – Wyjaśnił smutno. – Podobno robią jakieś zebranie w Piekle. – Przerwał na
chwilę, a ja wsłuchiwałam się w jego oddech. – A robiło się tak miło!
-Dokończymy
to innym razem. – Obiecałam mu ze śmiechem. – Leć już na to zebranie!
-Kocham
Cię! –Oznajmił z powagą. – Dobranoc.
-Dobranoc
Jake. – Wymamrotałam czując, że żołądek ściska mi się z nerwów, jak zawsze, gdy
mówiłam o swoich uczuciach. - Ja też Cię kocham.
Rozłączyłam
się zanim zdążył coś dodać. Rozmowy o
uczuciach nigdy nie szły mi za dobrze. Zostałam wychowana na osobą powściągliwą
i skrytą. Ciężko się tego wyzbyć. Zakopałam się w kołdrę i położyłem telefon na
stoliku. Pościel pachniała kwiatowym proszkiem do prania. Uwielbiam tą woń,
zawsze, jako mała dziewczynka rzucałam się na świeżo wypraną pościel, aby
poczuć ten zapach Dziś mogłam przez chwilę poczuć się podobnie.
-Sandra musisz wstać.- Dotarł do
mnie głos mamy. Otworzyłam powoli oczy nie wiedząc, co się dzieje.
-Która
jest? – Wybąknęłam przecierając oczy. Moja mama spojrzała na zegarek.
-Parę
minut po szóstej. – Odparła. – Dzwoniła Izma, macie jakieś ważne zebranie. - Ta wiadomość mnie otrzeźwiła. Szybko wstałam z
łóżka i z ulgą stwierdziłam, że plecy i ramiona już mnie nie bolą.
-Już
się zbieram. – Rzuciłam w stronę rodzicielki wyciągając z szuflady czarny
sweter i chwytając spodnie z krzesła. Wzięłam szybki prysznic uważając, żeby
nie zmoczyć włosów. Nie mam czasu na suszenie ich. Kiedy się ubierałam
pochwyciłam w lusterku swoje spojrzenie. Nie było sensu się malować, nie
zatuszuję dość szybko podkrążonych oczu i bladości twarzy.
-Śniadanie?
– Zapytała się mama, kiedy przebiegłam obok kuchni.
-Nie
zdążę! – Odkrzyknęłam zakładając swoje sznurowane oficerki. Chwyciłam z szafki
kluczyki i pobiegłam do samochodu. Nigdy jeszcze nie spieszyłam się tak na
komendę. Jechałam niezwykle szybko,
najprawdopodobniej łamiąc przy tym kilka przepisów ruchu drogowego. Czyżbym za
dużo czasu spędzała z przestępcami?
Na
Komedzie roiło się od policjantów. Na szczęście nie byłam ostatnia, ponieważ
nie przybył jeszcze Pieter wraz z żoną.
Usiadłam na niskim, rozkładanym białym krześle pod ścianą, aby odpocząć.
Taki pośpiech nie wyszedł mi chyba na dobre, ponieważ skóra pleców bolała jak
diabli.
-Hej!
–Przywitał się rozentuzjazmowany Cody. – Jak się czujesz mała?
Mała?
Czy właśnie tak mnie nazwał? Jeju, dlaczego większość facetów traktuje mnie z
góry! Jakbym była dzieckiem nie zdolnym do działania!
-Bywało
lepiej. – Odparłam wzruszając ramionami, nie patrząc chłopakowi w oczy.
Dlaczego on się mnie uczepił? – Wiesz, o co chodzi z zebraniem?
-Było
jakieś straszne morderstwo. – Szepnął przejęty Cody, a ja przełknęłam ślinę.
Nie mogło być to zwyczajne przestępstwo skoro zwołują zebranie. Niedane nam
było rozmawiać dłużej, ponieważ w drzwiach stanęli wzburzeni Państwo Blood.
Pieter stanął na środku pomieszczenie zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Robił piorunujące wrażenie.
-Dziś
nad ranem. – Zaczął mężczyzna cicho rozglądając się dookoła. – Caleb Donovan
dopuścił się kolejnej zbrodni. Tym razem zamordował córkę jednej z członkiń
rady. - Na Komedzie zapadła cisza. Oczy
nas wszystkich wbite były w mojego wuja. – Czyn ten był o tyle bestialski, że
przed zamordowaniem ta 17 latka została brutalnie zgwałcona.
Poczułam
ciarki na całym ciele. Gwałt. Najgorsza zbrodnia dokonana przeciwko kobiecie.
Osoby dopuszczające się czegoś takiego powinny być kastrowane. Publicznie.
- Przy
jej ciele zostawiono liścik. – Mężczyzna wyjął niewielką, poplamioną krwią
karteczkę i zaczął czytać pewnym głosem jakby znał jej treść na pamięć :
Dwie bomby to za mało?
Pilnujcie swoich dzieci,
zabawa dopiero się zaczyna.
Czas zapłaty nadszedł.
-Nie
wiemy, co to dokładnie oznacza. – Wtrąciła się, Izma. Miała włosy w nieładzie i
podobnie jak ja podkrążone oczy. – Ale groźba w tym tekście jest jawna.
-Co
teraz zrobimy? – Zapytał się postawny policjant z długoletnim stażem. Miał siwe
wąsy i włosy.
-Będziemy
z nim walczyć. –Odparł Pieter. – Powołamy do tego specjalny zespół, który
będzie współpracował z naszymi niedawnymi wybawicielami.
-Co to
ma znaczyć? – Zapytał się komendant marszcząc ciemne, gęste brwi.
-To
oznacza. – Powiedziała moja ciotka. – Że Jake Blackwell i jego towarzysze
zgodzili się nam pomóc. Wiem. –Krzyknęła kobieta, uciszając oburzonych
policjantów. – To niecodzienne rozwiązanie, ale tylko oni są w stanie pokonać
Donovana.
-Kto
będzie im pomagał? – Przerwał zapadłą nagle ciszę Cody.
-Liczyliśmy
na Ciebie, Sandrę i Mattiasa. – Wyznała kobieta wskazując na nas kolejno.
Natychmiastowo pokiwałam głową. To była okazja do częstszych spotkań z Jake’iem
i Evelyn
Chłopcy
spojrzeli na siebie i równocześnie powiedzieli:
-Zgoda.
Z
jednej strony współpraca Policji z Piekłem mogła wyjść na dobre. Ale jak Cody i
Jessie się dogadają? Jeżeli mój kolega po fachu zacznie się do mnie przystawiać
przy Jake’u może się zrobić nieprzyjemnie.
Co
jeszcze może zrobić Donovan, aby pokazać swoją siłę? Ile osób z nim
współpracuje? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Trzeba zrobić wszystko, żeby go powstrzymać
przed kolejnym atakiem, ale jak znaleźć kogoś, kto zapadł się pod ziemię? I
nagle przyszło olśnienie. Jest jedna osoba, która może nać miejsce pobytu
Caleba. Blackwellom to się nie spodoba.
***
Rozdział dodaję dzisiaj, ponieważ nie wiem czy później będę miała czas.
Liczba komentarzy co prawda nie jest zachwycająca, ale dziękujemy tym czytelnikom którzy regularnie zostawiają swoje opinie pod rozdziałami. Warto dodawać nowe rozdziały chociażby dla was. ;)
Wraz z Sekretną planujemy zrobić coś na kształt krótkiego opisu poszczególnych rozdziałów. Mam nadzieje, że do końca roku coś tego wyjdzie.
Pozdrawiam,
Karolina S.