-Po
co tu wróciłeś?-Ponowił pytanie Jamie, uderzając Donovana po raz
kolejny w twarz. Stałam i przyglądałam się temu z niemałą
satysfakcją zza lustra weneckiego. Co prawda miałam zamiar sama się
z nim pobawić, ale nie chcieliśmy żeby zobaczył moją twarz, bo
mógłby mnie rozpoznać.
-Odebrać
to, co mi się należy.-Syknął Caleb kuląc się na krześle, do
którego był przywiązany. Blackwell zaśmiał się tylko i
przejechał mu swoim mieczem po torsie, który i tak był już nieźle
pokaleczony. Donovan krzyknął głośno.-Nie zachowuj się jak dziecko.-Wtrącił się Jessie siedzący pod ścianą pomieszczenia.-Nic ci się z Piekła nie należy, także nic nie dostaniesz.-Nie patrzył na chłopaków tylko oglądał w zamyśleniu swoje paznokcie.
-Należy mi się nie tylko piekło, ale także cała Recordia.-Warknął znowu więzień, z pogardą patrząc na swoich oprawców.-Gdyby moja matka żyła...
-Poprawka! Gdyby nasza matka żyła!-Poprawił go ostro Jamie, wymachując mieczem w powietrzu.-Ale nie żyje. A mi to w sumie obojętne, bo i tak zostawiła naszą dwójkę żeby poświęcić się wychowaniu ciebie.
-Nie prawda!-Żachnął się Donovan odchylając głowę do tyłu. Jessie przypatrywał się ich wymianie zdań z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.-Wasz ojciec wyrzucił ją z Piekła! Więc jeśli ktoś ma być winny tego, że wychowywaliście się bez matki to tylko on!-Jamie spojrzał na niego z furią w oczach i wbił my miecz w brzuch, a w sali ponownie rozległ się przeraźliwy krzyk mężczyzny.
-Przez cztery lata wychowywał cię jak swoje dziecko!-Blackwell niemal wrzeszczał, wyjmując miecz z wampira.-Ale to ona byłą dziwką i nie potrafiła wybrać między moim ojcem a Evansem. Zdradzała go a on jej to wybaczył, kiedy przyniosła mu cudzego dzieciaka. Obiecywała poprawę ale koniec końcem i tak wylądowała w łóżku tego dupka!-Patrzył na Caleba z nienawiścią w błękitnych oczach. Zastanawiałam się, czemu jeszcze go nie wykończył.
-Więc może powinieneś zastanowić się, czyim ty jesteś synem?-Spytał dobitnie Donovan.-Może czas powiedzieć Sandrze całą prawdę?-Mierzył blondyna wzrokiem ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Blackwell schował miecz do pochwy i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.
-To chyba koniec przedstawienia.-Mruknął z rezygnacją Jessie, niechętnie podnosząc się z krzesła. Popatrzył z politowaniem na skatowanego Caleba i ruszył ku wyjściu.
-Jak to?-Uniosłam się od razu, patrząc na chłopaka ze złością.-Chcesz mi powiedzieć, że Sandra i bliźniaki to rodzeństwo?-Niemal krzyczałam zakładając ręce na piersi.
-Nie są rodzeństwem.-Zaczął tłumaczyć Jessie jakby mówił do małego dziecka.-Po prostu pan Evans przeleciał parę razy matkę bliźniaków i miała z nim dziecko.-Mruknął wyluzowany, przewracając przy tym teatralnie głową.
-I Caleb jest starszy od nich?-Spytałam patrząc na niego wyczekująco. Naprawdę, chwilami cholernie irytował mnie tym swoim zachowaniem, jakby wszystko robił od niechcenia.
-O cztery lata. A teraz wrócił i chce zapewnić sobie miejsce w Piekle. Tylko że po pierwsze panowanie Blackwellów już się skończyło.-Zrobił cudzysłów w powietrzu i przewrócił oczami.-A po drugie ma innego ojca, nie związanego z Piekłem. Niech do Evansa idzie i z nim załatwia sobie posadę w radzie Recordii.-Skończył i jakby nigdy nic wyszedł z pomieszczenia na korytarz. Zaczęłam iść za nim, ale prawie biegłam, żeby móc dotrzymać mu kroku.
-Nie sądzisz...-Nie dokończyłam, bo rozległ się dzwonek mojego telefonu. Szybko wyjęłam go z kieszeni i odczytałam na wyświetlaczu wiadomość.-Sandra chce się z nami spotkać.-Powiedziałam w końcu. Jessie skrzywił się nieco, nie zwalniając kroku.
-Chyba z tobą.-Rzucił z niesmakiem, idąc schodami w górę.
-Nie, wyraźnie napisała że chce spotkać się ze mną i z tobą.-Zatrzymał się nagle i popatrzył na mnie unosząc brwi.
Po czterdziestu minutach stałam już pod moim blokiem. Nie musiałam długo czekać, żeby znajoma brunetka wyszła z budynku i wsiadła na motor, chwytając mnie w tali.
-Dlaczego mi nic nie powiedzieliście?-Spytała od razu z pretensją.
-O niczym nie wiedziałam.-Powiedziałam krótko, zakładając kask. Dziewczyna chciała dodać coś jeszcze, ale szybko ruszyłam przed siebie. Kiedy tylko dotarłyśmy na miejsce nielegalnych wyścigów, od razu usłyszałam odgłosy kłótni.
-Czyli co? Mam powiedzieć spoko, jesteśmy rodzeństwem, przez twojego ojca wychowałem się bez matki, ale witaj w rodzinie?-Rozwścieczony głos Jamiego słyszałam już piętnaście metrów przed hangarem.-Może podziękuję jej jeszcze, ze to przez nią Jake siedzi w więzieniu? Skarbie, gratuluję posłania na śmierć starszego brata.-Przedrzeźniał się blondyn, krzycząc na siedzącego na krześle Jessiego.
-Co?-Spytała Sandra stając w progu. Jamie widząc ją cofnął się odruchowo i zaczął przechadzać się nerwowo po hangarze.-Jak to? Jesteśmy rodzeństwem?
-Chciałaś mieć starszego brata?-Spytał Jessie z uśmiechem.-Twoje marzenia się spełniły. Masz trzech.-Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
-To nic pewnego.-Uspokoiłam ją, prowadząc na sofę. Dziewczyna usiadła i objęła się rękami za brzuch. Wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować.-Prawdopodobnie nie jesteście rodzeństwem.-Próbowałam ją pocieszyć, ale ona chyba wcale nie wierzyła w moje słowa. Miałam wrażenie, że ją nie tyle martwi zdrada jej ojca i to że ma przyrodnie rodzeństwo, tylko sam fakt, kim to rodzeństwo jest.
-Musimy porozmawiać.-Powiedziała w końcu, spoglądając na chłopaków. Jamie przewrócił oczami i wyszedł z hangaru, trzaskając drzwiami. Jess podszedł do dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu.
-Wszystkim nam zależy na rozwiązaniu tej sprawy.-Podał jej szklankę wody i również ruszył w stronę drzwi.
Dopiero, kiedy zostałyśmy same, po policzkach Sandry zaczęły płynąć łzy. Coś złego działo się z moja przyjaciółką. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu byłam gotowa szczerze z nią porozmawiać.
-Przespałam się z nim.-Wyszeptała w końcu wtulona we mnie. Zdębiałam i odsunęłam ją od siebie, spoglądając jej w oczy.-Ja coś do niego czuję, rozumiesz?-Spytała patrząc na mnie. Chciałam coś powiedzieć...Pomóc jej jakoś, ale problem w tym, ze nie wiedziałam, jak mam to zrobić.
-To nie jest prawda.-Pocieszałam ją głaszcząc jej włosy.-Nie jesteście rodzeństwem. Wszystko się jakoś wyjaśni, porozmawiaj z nim.-Podsunęłam ostrożnie.
-Nie.-Ucięła szybko.-Zrobił to, chociaż wiedział, kim może dla mnie być. Wykorzystał mnie, a ja tak po prostu dałam się uwieść, jak mała dziewczynka. I może on naprawdę jest taki zły, za jakiego go uważają.-Usiadła prosto i wytarła łzy z oczu.-I jedyną osobą, która naprawdę może coś wyjaśnić, jest mój ojciec.-Wstała i ruszyła w stronę drzwi.
-Więc co zamierzasz teraz zrobić?-Zdążyłam jeszcze krzyknąć za nią.
-To, co na początku trzeba było. Rozmówić się z tatusiem.-Trzasnęła drzwiami a ja zostałam sama.
* * *
No, to jest kolejny rozdział :) Przepraszam, ze tak późno, ale miałam drobne problemy z komputerem. Jak wam się podoba dalszy ciąg historii, co myślicie? Już nie mogę się doczekać, co Karolina wymyśli w kolejnym rozdziale :) Pozdrawiam i liczę na szczere opinie :)
Sekretna