Szłam słabo zaludnioną ulicą Recordii na przedmieściach.
Skręciłam w boczną alejkę, w którą dziewczynka z dobrego domu by się nie
zapuszczała. Starałam się być jak najciszej, kierując się w stronę lasu. Po
przejściu około trzystu metrów leśną ścieżką, o której mało kto wiedział, że w
ogóle istnieje, doszłam do wysokiego, starego muru. Już stąd słyszałam głośną
muzykę i ryk silników samochodowych. Otworzyłam starą furtkę ukrytą w gęstych
krzakach i tym sposobem dostałam się na teren starego lotniska. Uwielbiałam
zapach dymu z papierosów i spalin samochodowych z domieszką słodkiej, ludzkiej
krwi, zmieszanych ze sobą. Tutaj mogłam być po prostu sobą. Wampirzycą. Nie
udawać, że nie potrzebuje krwi, żeby żyć. Że wcale nie ciągnie mnie do
niebezpieczeństwa, szczypty adrenaliny. Uwielbiałam to uczucie. Bycie chociaż
przez te kilka godzin po prostu wolną. Podeszłam do znanej mi dziewczyny
trzymającej butelkę piwa i rozmawiającej z jakimś czarnoskórym facetem. Kiedy
tylko zobaczyła, że idę, natychmiast odprawiła go machnięciem ręki. Sylvia z
tym swoim mocnym makijażem i wrednym charakterkiem, w połączeniu z lekko
podtapirowanymi blond włosami i bardzo długimi paznokciami mogłaby uchodzić nie
za wampirzycę, a za wiedźmę. Wzięłam od niej butelkę z piwem i upiłam dużego
łyka.
-Miałaś wczoraj farta.- powiedziała po chwili, jakby do
siebie. Doskonale znałam ten ton. Taka złośliwość, dokładnie w jej stylu.
-Obie wiemy, że to nie jest kwestia farta. Gdzie chłopaki?-
Spytałam rozglądając się po wszystkich. Część twarzy była mi znajoma,
aczkolwiek wszędzie kręciło się mnóstwo osób które przyszły tu tylko po to,
żeby zobaczyć tak szybkie samochody, o jakich oni mogą tylko pomarzyć. Niektóre
z nich to dzieciaki z biednych rodzin, które przychodzą w takie miejsca dla
spędzenia jakoś nadmiaru wolnego czasu. Bo te, których rodzice są stróżami
prawa, lekarzami lub członkami rady, nie przychodzą w takie miejsca, gdzie
szerzy się przestępczość i bardzo łatwo jest zarazić się jakąś chorobą. Ja
jestem w tej kategorii wyjątkiem.
-jadą!- krzyknęła podekscytowana Sylvia. Rzeczywiście, zza
zakrętu wyjechały trzy auta, czerwone Ferrari, przed nim ciemno szare BMW a na
przodzie moje kochane SSC ultimate. Kocham to autko, mimo, że jeździć nim nie
umiem.
-nie wierzę, że po tylu latach nadal cię to jara.- Mruknęłam
idąc w stronę czarno czerwonego samochodu, który przed chwilą z piskiem
zatrzymał się kilka metrów od nas. Wysiadł z niego czarnowłosy, wysoki
mężczyzna i natychmiast zaczął iść w moją stronę. Wszędzie ludzie krzyczeli,
klaskali i gwizdali, kiedy Jessie podniósł mnie do góry i pocałował mocno, tak
żeby wszyscy widzieli.
-Brawo, nasz mistrz znowu niepokonany! Ktoś jeszcze ma
jakieś wątpliwości co do tego, kto jest królem ulicy?- Wrzeszczał Jake,
wręczając Jessowi kasę za wygraną w wyścigu.- A skoro jesteśmy już w komplecie,
to musimy pogadać, chodźcie do środka.- Popchnął nas Jake do hangaru numer 7,
wcześniej zabierając też Sylvię która niechętnie oddała mu swojego papierosa i
marudząc coś pod nosem szła za nami.
Przed wejściem do hali stało kilku mężczyzn niby to
rozmawiając o czymś, lecz w rzeczywistości pilnując, by nie kręciło się tu zbyt
wiele niepotrzebnych osóbek, nie wtajemniczonych w sprawy Piekła. Weszłam do
środka trzymając się ręki Jessiego. Na starej, poprzecieranej sofie koloru
zgniłozielonego stojącej w rogu pomieszczenia siedział bardzo dobrze
umięśniony, pozbawiony koszulki wilkołak, trzymając na kolanach całującą go po
szyi blondynkę. Kiedy tylko dziewczyna zaczęła dobierać się do rozporka jego
dżinsów, Sylvia zagwizdała głośno.
-moglibyście się pieprzyć w przeznaczonych do tego
miejscach, takich jak na przykład sypialnia?-Wrzasnęła, a echo odbiło się w
wielkim, starym pomieszczeniu.-proszę.-dodała dużo ciszej i grzeczniej, chociaż
wszyscy wiedzieli że jest to kolejna jej złośliwość.
Lily z nieukrywanym zawodem zeszła z kolan Felixa i podeszła
do jednego z nowoczesnych laptopów zupełnie nie pasujących do starego,
rozpadającego się biurka na którym stały. Zaczęła klikać coś w urządzeniach,
żeby po chwili odwrócić jeden z komputerów w naszą stronę.
-musiałam pogrzebać w zarządzaniu monitoringiem, bo kamera
was złapała. Było widać twoją twarz, mała. Uważajcie następnym razem-
Powiedziała w naszą stronę. Spojrzałam na ekran laptopa. Widać tam było urywek
z kamery zamieszczonej naprzeciwko banku, który wczoraj obrabowaliśmy. Na
czarno białym zdjęciu byłam ja, w czarnym kapturze z pistoletem wycelowanym w
mężczyznę stojącego pod ścianą. Zdjęcie nie było wyraźne, aczkolwiek można było
poznać, kto się na nim znajdował. Nie muszę chyba dodawać, że mężczyzna w
którego celowałam zginął kilka sekund później, i to ja go zabiłam.
-nie będzie następnego razu.- wysyczał głośno Jamie,
wchodząc właśnie do hangaru bocznymi drzwiami. Spojrzałam na niego, chcąc zaraz
się z nim kłócić, ale ten kontynuował- Jesteś czysta, i zdecydowanie za młoda,
żeby cię teraz dopadli. I doskonale wiedzieliby, gdzie cię szukać. Narobiłabyś
kłopotów i sobie i rodzinie. Jesteś naszą jedyną szansą, w przypadku kiedy nas
złapią. Nie możemy tak ryzykować.- skończył, patrząc na Jessiego, jakby w nim
szukając wsparcia. Wiedziałam, że ten go poprze.
-racja.-przyznał Jessie, ale to co potem powiedział, było
jeszcze gorsze.- od dzisiaj nie bierzesz udziału w żadnych akcjach, nie
jeździsz do Piekła a na wyścigi przychodzisz tylko w weekendy. To zbyt
ryzykowne. Jeżeli dowiedzą się, jaką moc posiadasz, będą chcieli zrobić to
samo, co i z nami. Zabiją cię Evelyn. A najgorsze, że ani twoja matka,
szanowana pani naczelnik więzienia na Tyrze, ani twój ojciec, jeden z członków
rady nic nie będą mogli na to poradzić.- Kiedy tylko to usłyszałam,odwróciłam
się na pięcie i zaczęłam kierować w stronę wyjścia. Traktują mnie z góry tylko
dlatego, że jestem młodsza. To nie fair, jestem tak samo dobra jak oni. Kiedy
już miałam pchnąć zardzewiałe drzwi, stanął w nich jakiś chłopak, oddychając
ciężko.
-Jessie, szybko, jakiś wilkołak ugryzł Josha!- Wycharczał,
nadal oddychając głośno. Nie wiedziałam, kim był Josh, ale zapewne to ktoś
ważny, skoro Jess, podobnie jak reszta ruszył szybko za chłopakiem.
Przy hangarze numer 1 który zawalił się podczas ostatniej
jesieni, stało kilka starych, ogromnych drzew. Między nimi uzbierała się już
grupka ciekawskich, obserwując bójkę dwóch małolatów. Teraz jeden z nich czaił
się między drzewami, powarkując cicho, podczas gdy drugi stał opary o pień
drzewa a z jego rany na nadgarstku wydobywała się krew. Sylvia szybko podeszła
do poszkodowanego, oglądając jego rękę.
-ugryzienie wilkołaka. Śmiertelne dla pełnokrwistego
wampira. Jesteś hybrydą?- Spytała patrząc na Josha, na co ten pokręcił
przecząco głową z przerażeniem.
-Co z nim zrobimy?- Wyłonił się Felix z za drzew, trzymając
za kark czarnoskórego mężczyznę, z którym wcześniej rozmawiała Sylvia. Było to
pytanie retoryczne, bo każdy wiedział, jak Jessie karze za coś takiego. Chłopak
trzymany przez Felixa zaczął wyć i szamotać się szaleńczo, ale nie miał szans z
kilkanaście lat starszym od siebie wilkiem. Spojrzałam na Jessiego, który
odchodząc od ledwo już przytomnego Josha, skupił uwagę wszystkich zebranych na
sobie.
-nie wiem, ile razy ma się jeszcze wydarzyć coś takiego,
żeby te pieprzone szczeniaki pojęły, o co tu chodzi.- Zaczął, chodząc dookoła
czarnoskórego wilka, nadal tkwiącego w żelaznym uścisku Felixa.- Każdego z nas,
za coś szukają. Jednych za gwałty, innych za kradzieże, jeszcze innych za
morderstwa. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Myślałem, że dogryzanie sobie z powodu
różnic gatunków już dawno mamy za sobą. Że skończyło się to wraz z końcem wojny
w 1891 roku. Najwyraźniej są wśród nas jeszcze pierdoleni kretyni, którzy
uważają się za lepszych od innych. Może któryś z nich chciałby zmierzyć się ze
mną? Albo z Felixem?- Spytał, podchodząc w stronę muskularnego wilkołaka, który
uśmiechnął się pomrukując i przejechał wzrokiem po wszystkich zebranych.-
Jamie, przyjacielu, czyń, co do ciebie należy .- skierował się Jessie do
błękitnookiego, który z obnażonymi kłami stał oparty o jedno z drzew.
Blondyn wyjął z za pasa długi miecz, który zawsze
nosił przy sobie. Skierował go w stronę przerażonego chłopaka, próbującego za
wszelką cenę wyrwać się z rąk Felixa i uciec jak najdalej. Wampir przejechał
ostrzem wzdłuż nagiego torsu nastolatka, po czym wbił go prosto w serce, tak,
że ostrze przebiło się na wylot ciała czarnoskórego wilka. Wydał on z siebie
ostatnie, przeraźliwe wycie, odbijające się echem po lesie. Po kilku sekundach
blondyn wyjął miecz z martwego ciała, a Felix rzucił je na ziemię. Jamie wytarł
miecz o swoje spodnie, oczyszczając go w ten sposób z krwi, po czym włożył z
powrotem do pokrowca i odszedł jakby nigdy nic. Zapadła długa cisza, której
nikt nie był w śmiałości przerwać. W końcu usłyszałam głośny dzwonek telefonu,
dobiegający z mojej kieszeni. O cholera, połączenie od taty, to nie wróży nic
dobrego...
* * *
Rozdział pierwszy, pisany z perspektywy Evelyn, kolejny z
perspektywy Sandry. Jest to wstęp do historii, która mam nadzieję, że was
zaciekawi. Osoby, którym nie chce się dodawać do obserwowanych a chcą być
informowane o dalszych notkach, bardzo bym prosiła o podanie adresu email lub
linku gdzie miałyby być informowane w zakładce "informowani".
Rozdziały będą ukazywały się w odstępach 8-12 dni. Pozdrawiam i zachęcam do
komentowania bo to naprawdę motywuje :*
Sekretna