-Gdzie
ukrywa się Pani syn Caleb Donovan? – zagrzmiała donośnym głosem Izma.
Znajdowała się w pokoju przesłuchań, swoje wypielęgnowane dłonie opierała o
blat długiego stołu, natomiast spojrzenie wbiła w blondynkę siedzącą
naprzeciwko niej. Sienna Montgomery miała obojętny wyraz twarzy i nie
odpowiedziała na żadne z zadanych dotychczas pytań. Stałam między Jake’iem i
Evelyn w pomieszczeniu obok przyglądając się przesłuchaniu. Zerknęłam na Blackwella, jego twarz
przypominała maskę. Nie wyrażała żadnych uczuć, wzrok wbity miał w swoją matkę
i co jakiś czas wzdychał ciężko.
-Chcesz
z nią potem porozmawiać? – zapytałam cicho, kiedy Izma chodziła po
pomieszczeniu zasypując blondynkę informacjami dotyczącymi kary, jaka grozi za
pomoc przestępcom.
Chłopak
potrząsną przecząco głową. Odkąd razem z
Mattiasem pomogli nam przetransportować Siennę był niezwykle milczący. Nie
dziwiłam mu się. Pierwszy raz w życiu widzi swoją rodzicielkę, zostawiła go,
gdy był mały. Nagle do środka wparował Jamie, był w białym fartuchu i
rękawiczkach. Najwyraźniej szedł z prosektorium.
-Ta
suka jest w środku? – nie podniósł głosu, ale w jego słowach było coś
złowieszczego. Oczy błyszczały mu nienaturalnym blaskiem, a usta wykrzywiał w
okrutnym uśmiechu. Nie czekał na odpowiedź tylko wparował do Sali przesłuchań
zostawiając otwarte drzwi.
-Ja
tutaj pracuję! – krzyknęła matka Evelyn, mierząc wzrokiem Jamiego.
-To
nie zajmie długo. – warknął chłopak nawet na nią nie patrząc. Oczy wbił z
Siennę. Kobieta uniosła wysoko brwi, nie poznając własnego syna. – Widzę, że
nie wiesz, kim jestem. - powiedział
chłopak cichym głosem. – Pozwól, że Cię oświecę. Jestem Jamie, twój syn.
Oczy
blondynki rozszerzyły się w zdumieniu.
-Skarbie..
– wyszeptała, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
-Daruj
sobie tą szopkę. – przerwał jej Blackwell zimnym głosem. – Nic dla mnie nie
znaczysz, chcę Ci jednak powiedzieć, że Twój ukochany synalek zginie. – uśmiech,
który zagościł na jego twarzy był przerażający, poczułam ciarki na plecach
przyglądając się mu. –I to ja go zabiję. Chciałem, żebyś wiedziała.
-Jamie!
– krzyknęła kobieta głosem pełnym rozpaczy, gdy jej syn skierował do wyjścia.
Jake ruszył w stronę pokoju przesłuchań i po chwili pojawił się za szybą, która
oddzielała od niego mnie i Evelyn.
-Dosyć
tego Jamie. –powiedział kładąc swojemu bratu dłoń na ramieniu. – Wystarczy.
-Nie
będziesz mi mówi, co mam robić. – warknął chłopak odpychając Jake’a. Starszy Blackwell uderzył w ścianę. Nie
pozostał jednak przy niej długo, ponieważ wymierzył Jamiemu cios z pięści w
policzek. Ten zachwiał się mocno, ale
nie stracił równowagi. Przewidując, że szykuje się bójka wbiegłam między nich.
-Uspokójcie
się obaj! – krzyknęłam, Jamie próbował mnie odsunąć jednak ja przywarłam
plecami do klatki piersiowej mojego ukochanego pamiętając, że Izma bacznie nas
obserwują. -Musicie się opanować! – przybrałam spokojny ton głosu,
przypominając sobie, co mówił nam profesor podczas zajęć z mediacji. Należy zachować zimną krew i nie pokazać
strachu. –Musimy dopaść Donovana, a kłótnie w grupie nam nie pomogą.
-Odsuń
się! – zamruczał mi do ucha Jake. Dreszcz, który przebiegł mi po ciele nie miał
nic wspólnego ze strachem.
-Nie!
– odparłam z mocą prostując plecy przerywając tym samym nasz kontakt fizyczny.
– Zacznijcie zachowywać się jak dorośli. To nie czas na jakieś osobiste urazy!
Jamie
zmierzył mnie wzrokiem, po czym mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem wyszedł z
pokoju szybkim krokiem.
-Mogę
kontynuować przesłuchanie oskarżonej? -
zapytała Izma z wściekłością malującą się na twarzy.
-Możesz.
– Jake spojrzał na swoją dawną oprawczynię. – Ale nic z niej nie wyciągniesz.
Będzie chronić tego skurwiela.
Wbiłam
wzrok w jego plecy, kiedy odchodził. Z ust wyrwało mi się głośne westchnienie.
-Są
okropni. –głos Izmy sprowadził mnie do rzeczywistości. – Jesteś pewna, że dasz
radę z nimi współpracować?
-Tak.-
mruknęłam cicho. – To ja już nie przeszkadzam.
Evelyn
już nie było przy lustrze weneckim, a ja nie chciałam samotnie obserwować
przesłuchania. Ruszyłam do głównego pomieszczenia komisariatu, a później
skierowałam swoje kroki do małej kuchni.
Kawa
jest tym, co przyniesie mi teraz ulgę. Mimo, że nie przepadałam za tym
pobudzającym napojem był jedyną rzecz, która potrafiła uspokoić moje skołatane
myśli. Nalałam kawy do filiżanki, gdy do
środka wszedł Cody. Był cały czerwony ze złości.
-Nie
mogę z nim wytrzymać. – powiedział opierając się o blat tuż obok mnie.
-Masz
na myśli Twojego brata? – wsypałam do swojej kawy dwie łyżeczki cukru i
zamieszałam kilka razy. – Chyba powinniście spokojnie porozmawiać. – podpowiedziałam
uśmiechając się lekko przytykając filiżankę do ust.
-Nienawidzę
go. – mruknął chłopak. – Co robisz dziś po pracy?- zagaił zmieniając nagle temat.
-Ja..
– zaczęłam niepewnie przygryzając wargę. -
Obiecałam mamie…
-Nie
przeszkadzam? – usłyszałam za plecami wesoły głos Jake’a.
Cody
zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Stali tak przez chwilę patrząc sobie w oczy.
Reed z odrazą malującą się na twarzy, a Blackwell z zawadiackim uśmieszkiem.
-Już
miałem iść. – warknął mój kolega po fachu i niemal wybiegł na zewnątrz.
-Co za
idiota. – zirytował się Jake opierając się o framugę. – Nie lubię go.
-Bo
próbuje się ze mną umówić? – zapytałam śmiejąc się cicho. Usiadłam na blacie i
założyłam nogą na nogę. Wzrok Blackwella prześlizną się po moim ciele, a w jego
oczach zapłonął ogień.
-Macie
tu jakieś odosobnione miejsce? – zapytał cicho nie odrywając ode mnie oczu.
Zamrugałam kilka razy i poczułam, że zasycha mi w ustach.
-Znaczy
się.. – mój głos zadrżał. – Teraz?
Jake
uniósł wysoko brwi i powoli pokiwał głową.
-Zorientują
się! – Z jednej strony bardzo chciałam znowu z nim być, lecz z drugiej… Tak
bardzo się bałam, że nasz związek zostanie odkryty. Jestem okropna, powinnam być gotowa, żeby dla
miłości zrezygnować ze wszystkiego! Tymczasem cały czas odczuwałam strach.
-I,
dlatego to jest takie ekscytujące. – jego głos był ciepły i uwodzicielski.
-W
piwnicach jest pomieszczenie starej kartoteki. – wypaliłam zanim zdołałam się
powstrzymać. – Teraz tam jest składzik.
-Doskonale.
– blondyn uśmiechnął się szeroko. – Za 10 minut?
Pokiwałam
głową, a moje usta wygięły się w mimowolnym uśmiechu.
Po
ustalonym czasie zbiegłam po schodach na dół, bacznie obserwując czy nikt mnie
nie widzi. Na szczęście na komendzie zostało niewiele osób.
Jake
już na mnie czekał, stał oparty o ścianę, a jego oczy lekko błyszczały w
półmroku. Zatrzasnęłam za sobą drzwi,
przekręcając w nich klucz. Podchodząc do niego zrzuciłam swoje buty, które z
hukiem upadły na ziemię. Od uśmiechu, którym mnie obdarzył zrobiło mi się
gorąco.
-Zaczyna
się ciekawie. – mruknął nie ruszając się ze swojego miejsca.
Stanęłam
blisko niego. Oddychaliśmy jednym powietrzem, jednak żadne z nas nie wykonało
żadnego ruchu.
Kiedy
nasze usta zetknęły się, poczułam jakby między naszymi ciałami przeskakiwały
impulsy elektryczne. Zanurzyłam palce w
jego włosach, przyciągając go bliżej.
Pół godziny później weszłam do
głównego pomieszczenia komendy poprawiając włosy. Czułam się wspaniale, dlatego
uśmiech nie schodził z moich ust ani na chwilę. Usiadłam przy swoim biurku i
zaczęłam przeglądać raport z morderstwa.
-Jamie
skończył oględziny zwłok. – powiedziała Evelyn siadając na brzegu biurka.
Zerknęłam na nią przelotnie.
-Na
pewno nie chcesz się ubrać? – zaczynało się robić chłodno, a ona była w samym
ćwiekowanym staniku.
-Coś
ty! – roześmiała się w głos, przerzucając włosy przez ramię. – Wiesz, jak moja
matka była wkurzona?
-Podejrzewam.
– W drzwiach pojawił się Jake rozczochranymi włosami, uśmiechnął się do mnie i
wyszedł z komendy.
-Co on
tam robił? – zdziwiła się moja kuzynka, odprowadzając chłopaka wzrokiem. – Ma
fryzurę po seksie i wygląda na cholernie zadowolonego.
Poczułam,
że robię się czerwona, wbiłam wzrok w swoje dłonie.
-Nie
gadaj! –pisnęła Evelyn. – Nie może być moja ułożona przyjaciółka zrobiła to w
miejscu publicznym! I w dodatku w pracy!
-Cicho!
– syknęłam kładąc jej doń na ustach. – Co z tymi oględzinami?
Zmiana
tematu podziałała, ponieważ panna Blood nagle zrobiła się poważna.
-W
napadzie brało udział kilka osób. - wyznała
brunetka wyginając usta w podkówkę. – Zbadali nasienie i naskórek spod
paznokci.
-Chcesz
powiedzieć, że Donovan nie działa sam? – to była przerażająca informacja, walczyć
z jedną osobą to, co innego niż zmierzyć się z niewiadomą ilością, nieznanych
nam przestępców.
-Staramy
się ewakuować osoby, które są potencjalnie zagrożone. - dziewczyna przerwała na
chwilę i zaczęła się bawić, nitką wystającą z jej szortów. –Ale to nie jest
łatwe, Rada nie chce z nami współpracować
-To
dla ich dobra! – oburzyłam się. – Twój ojciec ich przekona!
-Stara
się to robić. – przyznała Evelyn. – Ale on i Jessie uważają, że aby schwytać
Caleba potrzebna nam przynęta,
-Żartujesz?
– krzyknęłam nie zwracając uwagi na spojrzenia, jakimi obrzucili mnie
współpracownicy. – Kogo chcecie do tego zaangażować?
-Jeszcze
nie wiem, ale znając mojego ojca..- pokręciła głową zamykając na chwilę oczy. –
Będzie chciał się wystawić.
-Nie
sądzę, aby Donovan to kupił. – oznajmiłam odchylając się na krześle. – Od razu
pozna, że coś jest nie tak.
Nagle
poczułam niesamowite zmęczenie. Dzisiejszy dzień był ciężki, a ja nadal nie
czułam się zdrowa po wybuchu nad rzeką. Przetarłam dłonią oczy i ziewnęłam
mimowolnie.
-Jedź
do domu. – poradziła brunetka głaszcząc mnie po ramieniu. – Powinnaś odpocząć.
-Tutaj
jest za dużo do zrobienia. – nie mogłam zostawić ich samych z cała pracą.
-Nie
będziesz nam przydatna, jeśli się nie wyśpisz. – uniosłam głowę i zobaczyłam,
Mattiasa. – Gdyby coś się działo, ktoś Cię obudzi.
-No
dobra. – zebranie się do wyjścia nie zajęło mi dużo czasu. Chciałam jeszcze
porozmawiać z Jakiem, ale zniknął mi gdzieś i nie mogłam go znaleźć. Wsiadłam do samochodu, a senność, która mnie
ogarnęła zaatakowała ze zdwojoną siłą. Cholera nie powinnam jechać w takim
stanie. Wolno wyjechałam z parkingu i
nie zwiększając prędkości powyżej 60 km/h
ruszyłam do domu.
* * *
Witajcie,
miałam czekać, aż pod rozdziałem pojawi się nieco więcej komentarzy, jednak minęło już trochę czasu odkąd Sekretna coś opublikowała.
Wiem, że ten rozdział nic nie wnosi do historii i jest piekielnie nudny, ale nie zawsze będzie akcja.
A z okazji Świąt Bożego Narodzenia Sekretna i ja życzymy wszystkim naszym czytelnikom, spełnienia najskrytszych marzeń. Dużo radości i uśmiechu na każdy dzień, aby nadchodzące Święta pełne były magii i rodzinnego ciepła.
Niech ten Bożonarodzeniowy okres zaowocuje nową porcją weny dla was oraz cierpliwością do nas, która wam się przyda jeśli nie zepniemy się z rozdziałami.
Życzymy wam również niezapomnianego Sylwestra oraz tego, aby nadchodzący rok był lepszy niż ten poprzedni.
Wesołych Świąt:
Sekretna i Karolina S