Wczesne
wstawanie zdecydowanie nie jest tym, za czym tęsknię z lat szkoły.
To między innymi dlatego przyłączyłam sie do chłopaków. Tam
południe, to dopiero wczesny poranek, kiedy na śniadanie schodzi
się bez makijażu, z rozczochranymi włosami i w ulubionym, różowo
czarnym szlafroczku. A tak, stoję przed komendą o ósmej rano i
akurat dzisiaj, kiedy tak ładnie ułożyłam sobie włosy, musiał
wiać ten pieprzony wiatr. Spojrzałam kątem oka na Jessa bo wiem, że
jego bawią żarty typu: Pobawmy sie wiatrem i zepsujmy Evelyn
fryzurę!
Niestety,
chłopak wydawał się tak samo niezadowolony jak ja. Na dodatek jakaś
niedorozwinięta wytapetowana lalunia stwierdziła, że nie wie, czy
mamy uprawnienia żeby móc swobodnie poruszać się po komendzie i
rzekomo poszła się kogoś zapytać. Popatrzyłam na Jamiego który
wyglądał jak wulkan, szykujący się do wybuchu.
- Uśmiechnij
się, brat! Złość piękności szkodzi, a Ty nie masz czym
szastać! - Uśmiechnął się szeroko Jake, który do tej pory
majstrował coś przy swoim motorze. - Tak swoją drogą to czuję
się trochę zniesmaczony. Po tym, co ostatnio nabroiliśmy,
powinniśmy być bardziej rozpoznawalni.
- Jak
Cię pieprznę...- Zaczął młodszy Blackwell, ale w tym momencie
drzwi się otworzyły i stanął w nich Mattias.
- No,
nareszcie ktoś się po nas pofatygował... - Warknęłam wchodząc
do środka i od razu kierując się w stronę schodów, na drugie
piętro, do biura taty.
- Nie
słuchaj jej. Okres jej się spóźnia i gwiazdorzy... - Usłyszałam
szept Jake'a, przez co miałam ochotę go normalnie trzasnąć.
- Słyszałam
to. - Wypaliłam przez zaciśnięte zęby i bez pukania weszłam do
gabinetu taty.
Mężczyzna
siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papiery, których stosy
piętrzyły się dookoła niego. Popatrzył na mnie i od razu
uśmiechnął się radośnie.
- Jesteśmy!
- Oświadczyłam siadając na skraju biurka.
- Widzę.
I doceniam, że jesteście tak wcześnie. Wiem, jak dużo musiało
Cię to kosztować. - Powiedział i zaśmiał się, jednocześnie
uzupełniając jakiś świstek.
Wywróciłam
oczami i upiłam łyk jego kawy, stojącej na biurku. Udałam, że
nie zwróciłam uwagi na to, że nadal parzy ją w kubku z Kubusiem
Puchatkiem, który podarowałam mu na urodziny, jako mała
dziewczynka. Tak. W wieku siedmiu lat wydawało mi się, że to
świetny prezent.
- To
jaki plan na dziś? - Zapytał Jamie rozsiadając się na sofie. -
Muszę być wcześniej w domu, więc nie traćmy proszę czasu na
przyjemności. - Uśmiechnął się sarkastycznie.
- W
pierwszej kolejności trzeba przeszukać dokładnie dom Sienny. Z
tego co mi wiadomo, to możliwe, że kobieta uprawiała tam czarną
magię. - Powiedział tata bawiąc się długopisem. Popatrzyłam na
Reeda. Pokiwał wolno głową i spojrzał na bliźniaków i Cody'ego,
który właśnie wszedł.
- Świetnie.
Czyli Cody, ja i Evelyn zajmiemy się nawiedzonym domem, a Jake i
Sandra pojadą sprawdzić, czy domy członków rady są dobrze
zabezpieczone. Trzeba mieć pewność, że nic im nie grozi. -
Dokończył patrząc na mojego ojca. - A Matt pokaże Jamiemu waszą
zbrojownię. Trzeba zobaczyć, czy wasza broń się do czegokolwiek
nadaje...
- Co
masz dokładnie na myśli? - Spytał Pieter z nutką niezadowolenia w
głosie.
- Caleb
zna się na broni. Na pewno dysponuje kilkoma ciekawymi zabawkami. -
Mruknął Jess podchodząc do okna. - Musimy wiedzieć, czy w razie
ataku mamy się czym bronić, czy mamy polegać jedynie na swoich
mocach. - Gwałtownie otworzył dłoń, a wywołany przez to wiatr
zdmuchnął z biurka kilka kartek. Chłopak zaśmiał się widząc
moją niezadowoloną minę.
-W
takim razie dobrze. - Stwierdził tata łapiąc się dłońmi za
skronie. - I jeśli to wszystko, to prosiłbym żebyście mnie
zostawili. Mam masę papierkowej roboty... - Westchnął zbierając
porozrzucane kartki.
Nie
trzeba było pytać, żeby domyślać się, jak bardzo Jake się
cieszy na myśl, że będzie mógł chociaż te parę godzin spędzić
w towarzystwie Sandry.
- Pamiętaj,
że to ma być wyjazd służbowy. - Upomniałam go. - Żadnych
szybkich numerków na tylnych siedzeniach. - Pogroziłam mu palcem.
Blondyn wywrócił oczami i zarumienił się lekko, na co ja
parsknęłam śmiechem.
- No
dobrze, pani Blood. - Powiedział spuszczając wzrok niczym małe
dziecko, po czym wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
Wsiadłam
na tylne siedzenia samochodu, bo na przednich usiedli Cody jako
kierowca i Jessie na miejscu pasażera. Jak tylko ruszyliśmy,
starszy Reed włączył radio i zwiększył głośność do maksimum.
Cody niemal od razu wyłączył urządzenie, ale jego brat nic sobie
z tego nie robiąc, ponownie je włączył.
- To
ja kieruję, a mnie osobiście rozprasza głośna muzyka w czasie
jazdy. - Stwierdził kwaśno, patrząc w lusterko wsteczne.
- Natomiast
ja jestem pasażerem, więc to do mnie należy relaksowanie się
jazdą. - Skwitował Jess ponownie włączając urządzenie i
zakładając ręce za głowę. Jego młodszy brat warknął coś pod
nosem, ale nie odezwał się więcej i pod dom Sienny dotarliśmy w
niemal całkowitej ciszy.
Wysiedliśmy
i mimo że nie było jeszcze południa, wokół domu roznosiła się
gęsta mgła. Furtka zaskrzypiała złowieszczo, kiedy Jess pchnął
ją, żeby później chodnikiem dostać się do drzwi, które były
uchylone. Już wcześniej zarówno budynek, jak i cała posesja
wydawały mi się nieco dziwne, ale teraz miałam już stuprocentową
pewność, że coś jest nie tak.
-My
sprawdzimy piwnicę, a ty rozejrzyj się na parterze. - Zadecydował
starszy Reed i razem z bratem zeszli na dół, po skrzypiących
schodach.
Weszłam
do kuchni, gdzie nadal stała szklanka z teraz już zaschniętą
krwią, oraz przerośnięta paprotka. Rozejrzałam się dookoła.
Pęknięta szyba w oknie i niegdyś pewnie białe, teraz poszarzałe
od kurzu firanki tylko dodawały miejscu upiorności. Zauważyłam
wąskie drzwi, zamknięte na kłódkę. Z pozoru wyglądały jak
wejście do spiżarni, ale która gosposia tak strzegłaby swoich
konfitur, żeby je zakluczać? Rozejrzałam się w poszukiwaniu
klucza, ale nigdzie go nie zauważyłam. Pociągnęłam za kłódkę
i stwierdzając, że trzyma się wyjątkowo mocno, wyjęłam wsuwkę
z włosów i spróbowałam włożyć ją do zamka. Ta wyskoczyła z
niego natychmiast, jakby ktoś ją wypchnął. Zrobiłam to ponownie,
ale afekt był ten sam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zaklęcie
pieczętujące. Odwróciłam się w stronę stojącej na lodówce
paprotki, Wyglądało na to, że roślina miała mi pomóc już drugi
raz w ciągu ostatnich kilku dni. Wyciągnęłam rękę do przodu i
już po chwili poczułam, jak cała moja energia skupia się w
wewnętrznej części dłoni. Paproć zaczęła rosnąć bardzo
szybko a po chwili oplatała już korzeniami lodówkę, na której
wcześniej grzecznie siedziała w doniczce. Liśćmi większymi niż
ja, sięgnęła drzwi do spiżarni i po chwili wślizgiwała się już
szparami do środka. Roślina zaczęła napierać na drewno a deski w
drzwiach wykrzywiać się nienaturalnie. Po chwili z trzaskiem upadły
na ziemię. Nie minęło kilka sekund, a odłamki drzwi ponownie
zaczęły zbierać się w całość by uniemożliwić wejście do
spiżarki, ale liście i korzenie paprotki skutecznie im to
uniemożliwiały. Zajrzałam do środka ale w ciemności dostrzegłam
tylko metalowe naczynie z pokrywką i widocznymi na niej złotymi
literami.
- Evelyn!
- Usłyszałam przerażony krzyk Jessiego z góry i bez zastanowienia
ruszyłam w tym kierunku. Wbiegłam po drewnianych schodach na
niewielki korytarz i słysząc szuranie weszłam do dużego pokoju z
szafą pod jedną ścianą i zaniedbanym łóżkiem pod drugą.
- Gdzie
jesteś? - Zapytałam przerażona, rozglądając się dookoła.
Usłyszałam kroki i już po chwili do pokoju wbiegli Cody i Jess,
obaj wyraźnie zdenerwowani.
- Co
jest? - Zapytał młodszy Reed z wyraźnym niepokojem.
- Jak
to co? - Spytałam patrząc na nich. - Wołaliście mnie! - Chłopaki
popatrzyli po sobie zdumieni, po czym zwrócili się do mnie:
-To
ty krzyczałaś, że potrzebujesz pomocy... - Mruknął
zdezorientowany Cody w chwili, kiedy drzwi do pokoju zamknęły się
z hukiem. Obróciliśmy się do siebie plecami, każdy gotowy do
ataku. Drzwi do szafy otworzyły się a potem zamknęły z trzaskiem,
a od ścian odbił się echem złowieszczy śmiech jakiejś kobiety.
- Czy
to jest...
- Duch?
- Przerwał Jessiemu Cody niepewnym głosem. - Możliwe. Mieliście
kiedyś z jakimś do czynienia?
- Nie...
- Szepnęłam przełykając ślinę.
- Coś
musiało go zdenerwować. - Szepnął Jess, kiedy z szafy zaczęły
wyskakiwać szuflady i z impetem uderzać o ścianę, uszkadzając ją
przy tym.
- A...
- Zaczęłam nieporadnie, uchylając się przed kolejną „latającą
szufladą”. - Jeśli użyłam swoich mocy, żeby zniszczyć
zaklęcie pieczętujące jej grób... - Mruknęłam cicho,
przypominając sobie metalowe naczynie, które zapewne było urną.
- To
jesteśmy w dupie. - Skwitował Jessie, kiedy rozległ się
złowieszczy śmiech.
W
pewnej chwili z łóżka zerwała się narzuta i poleciała w stronę
Cody'ego, owijając mu się dookoła szyi. Chłopak zaczął się
dusić, a my oboje z Jessem próbowaliśmy mu pomóc, jednak duch był
silniejszy nawet od wampira. Poczułam na sobie wbijające się w
moje nadgarstki szpony, odrywające mnie od Reeda, po czym silne
pchnięcie zmuszające mnie do uklęknięcia. Ciało młodszego z
braci uniosło się do góry, nadal szamocząc i broniąc a
Jessie, który do tej pory próbował mu pomóc, przygniatany był
przez jakąś upiorną siłę do ściany.
Wtem
rozległ się władczy głos, nakazujący coś w nieznanym mi języku.
Powtarzająca kilka razy tę samą komendę Kim weszła do pokoju,
otwierając drzwi machnięciem dłoni. Jej włosy unosiły się w
górze, jakby żyły własnym życiem, a dziewczyna szła spokojnie w
stronę nadal szamoczącego się Cody'ego. Chłopak upadł bezwładnie
na ziemię, a już chwilę później klęczał obok niego Jessie.
Kim
mówiła coś w starym języku wiedźm, którym te kiedyś
posługiwały się na co dzień, aby nikt nie zrozumiał, co mają
sobie do przekazania. Dzisiaj nikt już nie używał go tak często,
ale czarownice nadal przekazywały go sobie z pokolenia na
pokolenie, gdyż zwiększał on ponoć siłę zaklęć. Dziewczyna
stanęła na środku pomieszczenia, i trzymając w jednej ręce
metalową urnę, w drugą wzięła garść prochów ze środka i
zaczęła rozsypywać je dookoła siebie, tworząc z nich okrąg.
Postawiła urnę na jego środku i wyszła na zewnątrz, unosząc
ręce do góry. Głośno powtarzała sześć słów. Po chwili
zobaczyłam, jak tuż nad urną formuje się postać starej kobiety
z rozczochranymi, sterczącymi na wszystkie strony włosami, oraz
wielkimi szponami i kłami. Oczodoły miała puste i wydawała z
siebie dziwny syk, wskazując przy tym na Kim.
- Odejdź! -
Rozkazała w końcu Kim, a z prochów rozsypanych dookoła ducha
buchnął ogień.
Przez
chwilę było jeszcze słychać zawodzenie upiora, po czym wszystko
ucichło. Jedynym śladem pozostałym po zmarłej kobiecie był
wypalony w podłodze okrąg. Staliśmy przez chwilę i w osłupieniu
gapiliśmy się na Kim.
-Dlaczego
tu przyszłaś? - Jessie spytał w końcu, dysząc ze zmęczenia
dziewczynę. Ta uśmiechnęła się tylko i poprawiła rozczochrane
włosy.
-Magic
od rana niespokojnie mruczał. Zawsze tak robi, kiedy wyczuwa coś
niepokojącego z zaświatów. - Wzruszyła ramionami, mając na
myśli czarnego kota, który liczył sobie już prawie trzysta lat a
jego opiekunami były jeszcze babcie i prababcie Kim i Lina.
Kiedyś
dziwiłam się, że zwykły mruczek żyje tak długo, ale dziewczyna
opowiedziała mi, że kot po śmierci został przywrócony do życia
przez potężną wiedźmę i poza tym, że jest nieśmiertelny,
potrafi łączyć się i rozmawiać z istotami z zaświatów.
- Okej.
- Westchnęłam łapiąc się za głowę. - Nie wiem jak wy, ale ja
mam dość. Jadę z powrotem na komendę. - Mruknęłam czując
nieprzyjemne pulsowanie w skroniach i nieodpartą potrzebę
pożywienia się.
- Kim,
zostań z nami. - Poprosił starszy Reed, podczas gdy młodszy nadal
rozmasowywał obolałą szyję. - Skoro nic już nie stoi na
przeszkodzie, dokończymy przeszukiwać dom.
Wyszłam
na zewnątrz i od razu poczułam się lepiej. Świeże powietrze to
zdecydowanie to, czego mi było trzeba. Właściwie to miałam
ochotę na jakąś samotną wycieczkę do lasu, najlepiej konno. Nic
tak nie odpręża osoby mającej moc panowania nad żywiołem ziemi,
jak obcowanie z naturą. Mimo, że na co dzień nie potrafiłabym
odmówić sobie ciepłej ody ani internetu, to czasami dobrze jest
wypocząć z daleka od tego wszystkiego.
Myśląc
o tym wsiadłam do samochodu, zostawiając na podjeździe jedynie
czerwony Kabriolet Kim i ruszyłam przed siebie. Droga jaką
musiałam pokonać aby dojechać na komendę nie była długa, ani
też zbyt skomplikowana. Jechałam słuchając muzyki w radiu, kiedy
nagle pędzący zawrotną szybkością bus nie wyhamował i uderzył
w tył mojego samochodu. Wysiadłam, trzaskając drzwiami, gotowa
porządnie przyłożyć sprawcy wypadku, ale z pojazdu nikt nie
wysiadał. Pociągnęłam za drzwi od strony kierowcy, jednak te nie
ustąpiły. Usłyszałam szmer za sobą i odwróciłam się, chcąc
sprawdzić, co to takiego. Jednak jedynym, co zobaczyłam był kij
bejsbolowy, który ułamek sekundy później wylądował na moim
czole. Zgięłam się czując niewyobrażalny ból i już miałam
posłużyć się swoją mocą, żeby dać popalić osobie, która
odważyła się mnie uderzyć, jednak coś mocno zacisnęło się na
moim nadgarstku. Silne pieczenie rozeszło się po całym moim ciele
i dopiero po chwili zorientowałam się, że to sprawka urządzenia
blokującego moje moce. Ktoś wstrzyknął mi coś w szyję w mało
delikatny sposób. Powoli traciłam siły na to, żeby się bronić,
aż w końcu bezwładnie upadłam na ziemię.
* * *
Mogę tylko błagać, żebyście mnie nie zabijały. Miałam dodać zaraz po nowym roku, ale nie miałam czasu, a potem jeszcze laptop mi nawalił i nawet nie było, jak. Ale osobiście (wyjątkowo) jestem zadowolona z rozdziału. Wyszedł dokładnie tak, jak chciałam i jest jakby bardziej w klimatach fantasy, bo ostatnio robił się z opowiadania kryminał xD Piszcie swoje opinie co do niego :)
Miłej lektury :*
Czemu skończyłaś w takim momencie?! No nie wybaczę xd Musicie szybko naskorobać kolejny rozdział, bo po prostu nie wiem co zrobię!
OdpowiedzUsuńA tam kryminał, ważne że jest ciekawe :D
meeega <3
OdpowiedzUsuńRozdział super ♥ jestem ciekawa kto napadł na nią
OdpowiedzUsuńRzucam podejrzenia na danova .Pisz tak dalej
RZYCZĘ WENY :) ;)
Super rozdział! Tylko dlaczego skończyłaś w takim momencie. Jesteś okropna. Mam nadzieje, że niedługo pojawi się następny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn. Życzę weny i chęci.
Pozdrawiam Zizi.
Po pierwsze ogromnie przepraszam, że zjawiam się dopiero teraz. Jest mi wstyd, bo minęły dwa tygodnie, a ja dopiero tu wpadam! :O Sesja jednak oznacza wiele nauki, mało jedzenia, snu i przede wszystkim wolnego czasu. W każdym razie już jestem!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału:
Kubek z Kubusiem Puchatkiem musiał byś słodki :D Aż sobie wyobrażam lekko startą postać miśka na jakimś jednokolorowym tle :D Natomiast szklanka z zaschniętą krwią zdecydowanie źle podziałała na moją wyobraźnię.
Ta akcja w domu... Byłam zachwycona użyciem mocy przez Evelyn. Fajnie to wykombinowała z tą paprotką. Ale ten duch! Aż ciarki mi przeszły. To dziwne, że coś jest w stanie wystraszyć wampiry. A jednak :D
Jestem ciekawa co dalej! Co się stało z Evelyn? Będzie cała? No i czy Jake powstrzyma się od akcji na tylnym siedzeniu? XD Oto jest pytanie! XD
Pozdrawiam :D