-Jake, proszę Cię trzymaj obie ręce na
kierownicy. - powiedziałam po raz kolejny ściągając rękę chłopaka ze swojego
uda. Blondyn tylko się zaśmiał i z piskiem opon zatrzymał mój samochód przed
domem ostatniego członka rady. Cały ranek i część południa zajęło nam
sprawdzanie czy Rada zastosowała się do poleceń mojego wuja. Obeszliśmy niewielki budynek z czerwonym
dachem dookoła, sprawdzając przy tym każde potencjalne wejście, którym mógłby
dostać się Caleb bądź jeden z jego pomocników.
-Wydaje się bezpiecznie. - stwierdził
Blackwell przeciągając się leniwie, ukazując przy tym gumkę od bokserek. Na ten
widok mimowolnie się uśmiechnęłam, a na moich policzkach wykwitł rumieniec.
-Wracamy. – zdecydowałam. - I tak długo
nam to zeszło.
Jake prychnął zajmując miejsce po
stronie kierowcy i sprawnie włączył się do ruchu.
-Gdyby ta cała Benson nie narobiła
hałasu jak mnie zobaczyła skończylibyśmy dużo wcześniej. - mruknął Jake
przejeżdżając na czerwonym świetle. Zachichotałam cicho na wspomnienie
energicznej staruszki, która zaczęła okładać Blackwella parasolką, kiedy
zobaczyła, że kręcimy się po jej podwórku. Blondyn zerknął na mnie kątem oka i
uśmiechnął się szeroko.
-Fajnie dziś było. - przerwał ciszę
Jake przepuszczając na przejściu kobietę z wózkiem. - Mógłbym się przyzwyczaić
do spędzania z Tobą dni.
-Ja też. - odparłam przekręcając się tak,
żeby siedzieć do niego przodem. - Po pojmaniu Donovana będziecie mieli czystą
kartę, więc nic nie będzie stało na przeszkodzie.
Blackwell z
westchnieniem pokręcił głową i zasępił się.
-Poczekasz na mnie 150 lat? - zapytał,
a w jego głosie zabrzmiał smutek. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o
szczegółach umowy między chłopakami, a Radą. Oparłam głowę o zagłówek i
zapatrzyłam się na jego profil.
-Dlaczego nie poprosisz żebym wyjechała
z Tobą? - moja uwaga najwyraźniej bardzo go zdziwiła, ponieważ samochodem mocno
szarpnęło, kiedy zamiast sprzęgła nacisnął hamulec. Jake zaklął cicho i ruszył
dalej. Przygryzłam wargę i powróciłam do swojej poprzedniej pozycji. Po co go o
to zapytałam? Pewnie on wcale nie chce żebym z nimi jechała, w końcu prawie się
nie znamy. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, każde z nas zatopione we
własnych myślach. Nie zauważyłam, kiedy
zajechaliśmy na parking posterunku, a Jake zgasił silnik. Pospiesznie odpięłam
pasy i chwyciłam klamkę.
-Poczekaj. – poprosił cicho chłopak.
Spojrzałam na niego przez ramię, siedział ze spuszczoną głową z dłońmi na
kierownicy, a wzrok wbił w kolana. Wyprostowałam się na siedzeniu i czekałam,
aż będzie kontynuował. - To nie tak, że nie chcę żebyś jechała. - zaczął
drżącym głosem. - Ale nie mogę Cię o to prosić. Masz tu rodzinę, prace,
przyjaciół. Nie chcę żebyś dla mnie z tego rezygnowała.
Prychnęłam cicho zaciskając usta.
-Pomyślałeś może, że ja chce z Tego
zrezygnować? - zapytałam nie patrząc na niego. - Życie to nie jest bajka Jake,
to wybory, jakich musimy dokonać. Czasami żeby coś zyskać trzeba zrezygnować z
czegoś innego. - Blackwell dalej milczał nie zaszczycając mnie ani jednym
spojrzeniem. Niewiele myśląc nachyliłam się i pocałowałam go w policzek. -
Wrócimy do tej rozmowy. - mruknęłam i wysiadłam z samochodu.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg
posterunku wiedziałam, że coś jest nie tak. Jessie rozmawiał z kimś przyciszonym
głosem przez telefon, brwi miał zmarszczone jakby się nad czymś intensywnie
zastanawiał. Jamie siedział przy jednym z komputerów, co jakiś czas
przeklinając pod nosem, a Matt pochylał się nad nim ze zmartwioną miną. Cody
siedział wraz z Pieterem na krzesłach pod ścianą. Mój wujek wyglądał na zdruzgotanego,
pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
-Co się stało? - zapytałam podchodząc
bliżej. Mattias wyprostował się i szybko do nasz podszedł.
-Evelyn zniknęła. - powiedział z
powagą. - Wracała sama z domu Sienny, na poboczu znaleźliśmy samochód ze
zniszczonym tyłem, a na ulicy było trochę krwi.
Poczułam jak nagle kręci mi się w głowie
i robi się ciemno przed oczami. Na szczęście Jake stał tuż za mną i podtrzymał
mnie w pasie żebym nie upadła.
-Chcesz usiąść?- zapytał zmartwiony
chłopak. Pokręciłam głową i zwróciłam się do Jessiego, który właśnie skończył
rozmawiać.
-Dasz radę ja znaleźć? - chłopak
wzruszył ramionami i usiadł obok ojca mojej przyjaciółki.
-Rozmawiałem z Troyem. - oznajmił. -
Weźmie tyle osób ile będzie mógł i przeczesze całe miasto. Lily przeszukuje
miejski monitoring, może zdobędzie nagrania z okolicy gdzie znaleźliśmy
samochód.
-Zostawili jakąś wiadomość? - odezwał
się Jake zerkając na swojego brata. Młodszy Blackwell pokiwał głową nadal
zawzięcie stukając w klawiaturę.
-Taa. - Jamie odezwał się po chwili. -
Ale oczywiście jest zaszyfrowana, staram się ją odczytać.
Jessie zerwał się nagle na równe nogi i
z impetem kopnął w jedno z krzeseł. Mebel przegrał starcie z rozwścieczonym
wampirem, przeleciał przez cały pokój i rozpadł się na kawałeczki.
-Po, jaką cholerę pozwoliłem jej jechać
samej? - jego rozwścieczony głos przyprawił mnie o ciarki. - Wiedziałem, że ten
skurwiel gdzieś się czai.
-Nawet gdybyś spróbował to i tak byś
jej nie powstrzymał. - zauważył Jake podchodząc do przyjaciela. - Znasz ją.
Pieter również wstał i podszedł do
Jessiego.
-Nie ma, co się obwiniać. - stwierdził
spokojnie. - Teraz trzeba ją odnaleźć za wszelką cenę. Nasi ludzie też będą
mieli oczy szeroko otwarte.
Reed pokiwał głową i przysiadł na
krańcu biurka, dłonie zacisnął na blacie tak mocno, że drewno zatrzeszczało.
Jake położył mu rękę na ramieniu i uścisnął w geście pocieszenia. Uśmiechnęłam
się smutno, podeszłam do nich i usiadłam obok bruneta trącając go ramieniem.
-Znajdziemy ją. - bardziej niż jego
starałam przekonać do tego samą siebie. Jessie uśmiechnął się do mnie z
wdzięcznością.
W pomieszczeniu znowu zapadło milczenie,
które zakłócało tylko stukanie w klawiaturę Jamiego. Nikt nie chciał się
odezwać, żadne słowa nie zdołałyby nas pocieszyć w tej sytuacji. Evelyn. Nawet
nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele radości wnosiła ona w naszą akcję. Bez
niej, jej odważnych strojów i ciętych komentarzy zrobiło się pusto i szaro na
posterunku. Nagle Jamie zerwał się z miejsca z triumfalnym okrzykiem. Wszyscy
spojrzeliśmy na niego.
-Jestem geniuszem! – krzyknął zapisując
coś na małej żółtej karteczce. – Jestem kurwa niesamowity!
-Później będziesz się sobą zachwycał. –
warknął Jessie mrużąc groźnie oczy. – Co to za wiadomość?
-To nie wiadomość. – odparł młodszy
Blackwell. – To adres.
Reed uniósł dłoń i podmuch wiatru
wyrwał blondynowi karteczkę z rąk.
-Weststreet 267? – zdziwił się brunet
podając świstek papieru Pieterowi. – Nie słyszałem o takiej ulicy.
-To stara nazwa. – mruknął Blood. –
Teraz są tam stare magazyny i ruiny fabryki. Nic tam nie ma od bardzo wielu
lat.
-Myślicie, że oni tam będą razem z
Evelyn? – pytanie skierowałam do Pietera i Jessiego. Mężczyźni spojrzeli po
sobie, ale głos zabrał mój wujek:
-Możliwe, ale musimy mieć też na uwadze
to, że może być to pułapka.
-Czy to ważne?- zirytował się Jamie. –
Jedziemy!
-Tak. – zgodził się Jessie. – Nie wiem
jak pan, ale moi ludzie i ja ruszamy od razu.
Ojciec Evelyn wahał się przez chwilę,
po czym pokręcił głową.
-Nie mogę, muszę poinformować o
wszystkim żonę i Radę.
-Rozumiem. – powiedział Jessie. – Damy
sobie z tym radę. Jamie, Jake idziemy. – Chłopcy ruszyli w stronę drzwi i kiedy
byli już przy wyjściu chrząknęłam głośno. Reed odwrócił się z wysoko
uniesionymi brwiami.
-Chyba nie chciałeś mnie zostawić Jess?
– zapytałam wyginając kąciki ust ku górze. Podeszłam wolnym krokiem od przywódcy
Piekła. – Ona jest dla mnie równie ważna jak dla Ciebie.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy,
po czym Reed skinął głową.
-No dobra, ale masz się nie wychylać.
***
Witajcie, moi drodzy czytelnicy po tej nieco długiej przerwie. Niestety zarówno Sekretna jak i ja miałyśy ostatnio dużo nauki. Jednak Sesja już skończona, a ja wracam do was z nowym rozdziałem.
Data dodania dzisiejszego rozdziału nie jest przypadkowa, bowiem dokładnie rok temu 16.02.2014 r na tym blogu pojawił się Prolog!
Rok-12miesięcy-365 dni-8760godzin-525600 minut-3153600 sekund- ponad 18000 wyświetleń- 30 postów.
Dziękujemy za to, że poświęciliście nam ten czas. Za to, że za każdym razem wracacie po nową porcję przygód Evelyn, Sandry, Jessiego, Jamiego i Jake'a.
Każdy wasz komentarz, opinia , zostawiony ślad pod rozdziałem jest dla nas siłą napędową do tego żeby dalej brnąć w tą historię, wymyślać coraz to nowe wątki.
Bez was nie byłoby tej historii ;)
To co? Może postaramy się dobić do drugiej rocznicy?
Pozdrawiamy
Sekretna i Karolina S